Przeczytałam kiedyś artykuł – wcale nie o buddyzmie – podpisany Igrek Iksiński, buddysta. Mój umysł zawiesił się na tej informacji jak na starożytnym paradoksie kłamcy, znanym wszystkim studentom logiki. Jedna z jego krótszych wersji brzmi tak:
Jeśli ktoś mówi, że jest kłamcą, to to co mówi, jest prawdą, czy fałszem?
Hmm… Dam chwilę, żeby twój umysł wrócił do normalnego trybu funkcjonowania.
Co to ma do przedstawiania się jako buddysta?
Nie wierz w to, co ja mówię. Nie wierz w to, co mówią inni. Nie wierz w to, co napisane w świętych księgach. (…) Sam się przekonaj, co jest prawdą.”
Powiedział nomen omen Gautama Budda.
Innymi słowy, buddyzm to uwalnianie się od autorytetów. Nawet buddyjskich. Medytacja to przebijanie się przez świat werbalny i odkrywanie tego, co jest pod słowami. Nawet pod słowami Buddy.
Stąd ustawiczne podkreślanie mistrzów:
– nie myl mapy z terenem;
– nie patrz na palec mędrca wskazującego księżyc, tylko na księżyc;
– nikogo nie naśladuj, odrzucaj wszystkie tożsamości, znajdź siebie.
Czy nawet makabryczna na pierwszy rzut oka nauka Linji Yixuan:
Jeśli spotkasz Buddę, zabij go!
Jeśli spotkasz patriarchów na swej drodze, zabij ich!
…która znaczy jedynie to, że mamy zabić w swoim umyśle to, co myślimy, że powiedział budda, czy mistrzowie, i szukać tego, o czym rzeczywiście mówili.
Przybierając tożsamość „buddysty”, czy „medytującego”, nic nie zabijamy. Trwamy we własnych wyobrażeniach na temat tego, co powiedział Budda, zamiast badać to, co jest. Utykamy na poziomie mapy. Innymi słowy, tożsamość „buddysty” jest potężną przeszkodą na drodze do prawdy – celu buddystów.
Jakby nie było, „jestem buddystą”* znaczy po prostu:
Patrzcie na mnie – jestem inny, egzotyczny, wyjątkowy. Ergo traktujcie mnie jak VIP-a. Dla czytelników tego bloga pewnie brzmi to znajomo. Oto do mikrofonu dorwało się nasze ego. Ego, którego próbujemy się pokornie pozbyć…
Ego jest sprytne. I złapie się każdego sposobu, żeby przetrwać. Przechwycenie buddyzmu/medytacji do manipulacji bliźnimi, to jedna z jego trudniejszych do wykrycia taktyk.
Jeśli czujesz, że piszę o tobie – spokojnie. To klasyczna pułapka medytacji. Żeby z niej wybrnąć, sięgamy po drugi paradoks buddysty.
Na początku medytacji, jedynym motorem do uwalniania się z ego jest… właśnie nasze ego. Innego napędu jeszcze nie mamy – bo niby skąd? Więc jeśli czujesz, że w buddzym/medytację wpycha cię potrzeba wyjątkowości – zamiast zapadać się ze wstydu pod ziemię, poklep się po ramieniu. Powody są dwa.
Po pierwsze – istnieją niezliczone opcje próby spełnienia tej niespełnialnej, a więc stresogennej, potrzeby. Jednak mamy nieporównanie większe szanse uwolnienia się z niej i osiągnięcia spokoju, jeśli będzie wpychać nas w medytację, a nie w próbę przebicia dokonań Kuby Rozpruwacza.
Po drugie – wszystkim medytującym w którymś momencie uderza woda gazowa do głowy. Robimy coś, co mało kto rozumie, a tuż za rogiem czeka nas transformacja wewnętrzna, o której innym się nawet nie śniło. Czy w obliczu takich „faktów” może nie odwalić?
Nie może. Nie znam nikogo, komu by przynajmniej na chwilę nie odwaliło z tego powodu. Jest to norma – wliczona w medytację jak ospa w dorastanie. Dzięki bogu zupełnie niegroźna – dopóki jesteśmy jej świadomi.
Kłopot pojawia się jedynie, gdy świadomości na ten temat nie mamy. Nieuświadomiona potrzeba bycia wyjątkowym zamienia nas w despotów, przeszywających wszystkich zmrużonym wzrokiem, czy aby nie spróbują wypchnąć nas z pozycji VIP-a. Zaczynamy iść wręcz w kierunku przeciwnym do zamierzonego. Zamiast rozwijać akceptację dla bliźnich, zaczynamy traktować ich jak wrogów.
Jeśli jednak jesteś tej potrzeby świadomy, to znaczy że jesteś na dobrej drodze. Fundamentalny paradoks, z którym mierzy się każdy buddysta i medytujący, polega na tym, że jedynym sposobem na uwolnienie się z ego jest uzyskanie pełnej i przeszywającej świadomości jego istnienia.
* Oczywiście chodzi mi tu o przypadki, gdy krzycząc „jestem buddystą” obwieszczamy „Ha! Ja to używam mapy Michelina, a nie Google’a, jak wy – proste misiaczki!”, a nie gdy po prostu informujemy zainteresowanych, że „tak, Michelin bardziej mi pasuje, mój mózg jakoś lepiej przyswaja grafikę tego typu.”
terraustralis napisał
In Nomine Patris :D
terraustralis napisał
Fratello !
terraustralis napisał
Aby poskrtomic ego nie musisz nawet medytowac :D :D :D.
Podpowiem ci sposob z zakresu psychologii. Za kazdym razem jak zaczniesz myslec z pozycji swojego EGO powiedz glosno STOP. To wystarcza. Tylko nie rob tego w tramwaju czy autobusie.
Ludzie pomysla, ze Ci odbilo. :D
miriam napisał
hahaha. w sumie mogę zamknąć ten blog ;)
MiB napisał
Jak moje ego zaczyna kombinować coś w mojej głowie i się zorientuję, to zaczynam obserwować moje ego. Po niedługiej chwili ego rozpływa się w niebycie… (brzmi jak wyznanie schizofrenika 8D) Spokój oczywiście nie trwa wiecznie… ego nie śpi. Czasami świadomie pozwalam ego się rozładować na zewnątrz… ;)
samanta napisał
Od niedawna staram się namierzyć to „ego”, wg mnie to nie łatwe bo ja myślę że to ja, a nie ego.I wg mnie to już duża sztuka obserwować ego….Ktoś powiedział że mistyk i schizofrenik pływają w tym samym oceanie, tylko mistyk nauczył się pływać a schizofrenik się topi. Lecz gdy wiemy o istnieniu ego, schizofrenia nie grozi, tak jak super napisałaś, uzyskanie świadomości jego istnienia..:)
U mnie wiem od niedawna, że jest, ale jest chyba nieźle wyszkolone w chowanego :)
Świętomir napisał
Ego jest podstępne, ale my też możemy być. Jenda zmoich ulubionych legend głosi, że kiedy Budda osiągnął Oświecenie, na początku w ogóle nie chciał nauczać. Sądził, że i tak nikt go nie zrozumie, a poza tym w ostatecznym rozrachunku poznać siebie można tylko samemu, każdy indywidualnie. Sam Indra (chyba) musiał zstąpić z niebios i w imieniu wszystkich czujących istot prosić go o naukę.
Wtedy Budda zgodził się iść do ludzi i mówić i tym, czego doświadczył: wielkiej miłości i współczucia. I zgodnie z jego przewidywaniami, nikt go nie rozumiał, a tylko bardzo nieliczni chcieli go w ogóle słuchać. Wówczas zmienił taktykę i zaczął mówić tylko o naszym własnym cierpieniu i o tym, jak się od niego uwolnić. Zrozumiał bowiem, że jeśli nawet dzięki tak przyziemnej motywacji skłoni ludzi do poznawania siebie, to końcowy efekt będzie taki sam. W ten sposób miały powstać dwa zasadnicze odłamy buddyzmu – Mahayana i Hinayana, które funkcjonują do dziś.
lewap napisał
„Czasami świadomie pozwalam ego się rozładować na zewnątrz… ;)” np.uderzajac o stół w złości? czy tu jest jakis inny powód od oszczedzenia czasu ?
Maciej Białkowski napisał
Uśmiecham się do myśli, że Budda nie był buddystą, a Jezus – chrześcijaninem..ale to tylko słowa – czy tam,myśli jeden pies..Pamiętam, że jednym z moich pierwszych odkryć po długoletnim poście od medytacji był fakt , że nie ma czegoś takiego jak DRZEWO w lesie. Jest to drzewo, tamto drzewo…każde niepowtarzalne i jedyne. łaziłem potem z głową wbitą w chodnik i głupkowato mruczałem do siebie, ze to jest wszędzie, w płytkach chodnika, stopniach schodów, źdźbłach trawy. Wszytko jest jedno jedyne w swoim rodzaju – a jednak tworzymy zbiory słów na określenie tych wyjątkowych zjawisk aż w końcu przestajemy je widzieć stwierdzając lakonicznie – cumulus jak każdy, płytka jak płytka, dąb szypułkowy zresztą…może tylko łucznicy poświadczą jak różne łuki można dostać z drzew tego samego gatunku, nie wspominając o różnicach z tego samego pnia…Pozdrawiam serdecznie i pisz, pisz więcej!
Miriam Babula napisał
:-D fajne odkrycie :-D z tym pisaniem ostatnio trochę kiepsko znowu(!). ale w lutym coś się prawie na pewno pojawi nowego :-D dziękuję i również pozdrawiam!
Maciej Białkowski napisał
To super! Ta mini seria o myślach jest po prostu czadowa. Może napiszesz coś o oświeceniu? Tak wiem, że brzmi to pompatycznie i że najlepszą ilustracją problemu jest opowieść o facecie z workiem ALE – od jakiegoś czasu mam wrażenie, że o pracy ze sobą napisano już tyle (czytaj: przeczytałem już tyle) że ten bagaż informacji zaczyna mnie przerastać. Widzisz przez masę lat pracowałem jako serwisant – to w ogóle jest banał bo kończyłem pedagogikę i w zasadzie nie mam o mechanice bladego pojęcia więc na ironię zakrawa fakt że udało nam się stworzyć serwis znany w całej Europie hahaha, ale do czego zmierzam : każdy serwisant powie Ci jedno – żeby coś naprawić musisz wiedzieć jak to powinno funkcjonować kiedy nie jest zepsute. To wspomnienie z jednej z pierwszych moich awarii, więc wrosło we mnie silnie. Sprowadza się to do tego, że jeśli wiesz jakie coś jest w oryginalnym naturalnym stanie to potrafisz znaleźć co sprawia, że tak nie jest i przywrócić go (naprawić). Tylko że jest to prawdziwe wyłącznie przy założeniu, że coś jest nie tak z tym co jest teraz…rozumiesz może o co mi chodzi? Kiedy posłuchać mistrzów zen w zasadzie wychodzi na to, że jak odpuścić ciągłą napinkę do wyidealizowanego stanu „sprzed awarii” powinien wynurzyć się spokojny zrelaksowany umysł..Udało mi się to raz – słownie raz, wiele lat temu i w zasadzie przypadkiem.Od tego momentu bezskutecznie staram się do niego wrócić bo nawet nie wiem co to było. Buddyzm jest ostatnio wybitnie modny i to niestety z powodów które świetnie opisałaś, niemniej cel wydaje się całkowicie mglisty – w większości wypadków oświecenie jest czymś innym i zbyt często podszyte chęcią bycia lepszym niż inni – mylę się? Więc może jakoś coś kiedyś skrobniesz? Może jakoś znajdzie się w tym rodzynek jak to stwierdzenie „strach jest odległością pomiędzy tym co jest i czego chcemy”. Wspaniałe. Podobne określenie pamiętam z zeszytów Albo-Albo – zdaje się dotyczyło rozpaczy jako różnicy pomiędzy tym czego pragniemy a tym co możemy. Takie „okruszki” inspirują i są świetne do samodzielnych przemyśleń.Pozdrawiam serdecznie!
Miriam Babula napisał
Obawiam się, że jedną z zasad, których się trzymam na tym blogu jest taka, że piszę tylko o tym, co znam z autopsji. Więc tekst o oświeceniu odpada :)
Ale masz rację z tym, co napisałeś: „jeśli wiesz jakie coś jest w oryginalnym naturalnym stanie to potrafisz znaleźć co sprawia, że tak nie jest i przywrócić go (naprawić)”. Na szczęście bycie sobą jest raptem kilka szczebelków niżej niż oświecenie i spokojnie starcza do wystarczająco przyjemnego życia. Nawet gdy nie wychodzi to nam 24/7 :) I o tym tekstów jest już tutaj sporo. Ale pomyślę nad takim, który jest bliższy temu, o czym piszesz :)
Pozdrawiam również <3
Maciej Białkowski napisał
Heh, odpowiedź naprawdę na miarę autorki Dobrego Bloga !! Budzi szacunek i uznanie. Pisz o tym co uznasz za stosowne – pochłonę z ciekawością tak czy siak. Pozdrawiam!
Miriam Babula napisał
Pozdrawiam mocno Maciej :-)