Pewnego słonecznego popołudnia szłam z kolegą ulicą, kiedy przemknęła obok nas wyścigówka. Z typowym dla wyścigówek rykiem silnika oraz fantazyjnym zarzucaniem tyłu. Skomentowaliśmy to równocześnie. Ja: „Ale ma frajdę!” Kolega: „O k…! Jaki głupi pozer!”
Incydent banalny… W sumie, co chwila spotykamy kogoś, kto reaguje inaczej niż my. Jednak wystarczy lekko podrapać jego powierzchnię, żeby zobaczyć mechanizm, który stoi za wszystkimi naszymi depresjami, atakami paniki czy złości.
Otóż, żadne z nas nie zareagowało na to, co wydarzyło się w świecie zewnętrznym, tylko na myśli, które pojawiły się w nas. Ja zareagowałam na myśl: „szybka jazda to czysta radość”. Kolega na „szybka jazda ma na celu przyciągnięcie uwagi do jego auta oraz jego zdolności zarabiania więcej pieniędzy niż my frajerzy, których na takie auto nie stać”. W konsekwencji ja poczułam do kierowcy sympatię i się uśmiechnęłam. Kolega zaś poczuł się osobiście poniżony i w efekcie pojawiła się w nim agresja. Co miał w głowie kierowca, bóg raczy wiedzieć. Możliwe, że w wielkiej panice wiózł żonę na porodówkę…
Na wypadek gdyby ktoś pomyślał, że moja reakcja była lepsza bo wprowadziła mnie w przyjazny, choć przelotny, nastrój, od razu wyprowadzam z błędu. Celem medytacji nie jest bycie na wiecznym haju, tylko widzenie sytuacji taką, jaką ona jest – jest to niezbędny, ale i wystarczający, warunek do tego, by nasze spontaniczne reakcje były jedynymi słusznymi :). A, jakby nie było, w.w. kierowca mógł równie dobrze uciekać z miejsca, gdzie krwawo zamordował swoją narzeczoną…
Pomimo ich absurdalności, nasze reakcje nie były jednak chwilowym zaćmieniem, tylko skutkiem normalnego funkcjonowania umysłu ludzkiego. To jest dokładnie to, co robią nasze umysły w każdej sekundzie naszego życia. Generują emocje na podstawie naszych własnych osobistych myśli, nie samych wydarzeń. A precyzyjniej – generują emocje na podstawie naszych myśli na temat… myśli cudzych o… nas samych. (Tu dowiesz się dlaczego tak się dzieje.) Ponieważ brzmi to dość skomplikowanie poniżej dwa inne przykłady – pardon za ich niegramotność, ale dokładnie tak niegramotnie funkcjonują nasze umysły.
Mąż spóźnia się bez uprzedzenia…? Zareagujesz agresją jedynie, gdy pojawi się w tobie myśl, że on myśli, że może się z tobą nie liczyć. Szef entuzjastycznie pogratulował ci świetnie wykonanego zadania…? Niewątpliwie wpadniesz w samozadowolenie, jeśli pomyślisz, że on myśli, że jesteś niezbędny i trzeba ci koniecznie dać podwyżkę. Jeśli uda ci się rozciągnąć ową myśl na wszystkich – tzn ha! wszyscy myślą, że jestem świetny i będą mi dawać podwyżki już do końca życia – w sumie jestem ustawiony!!! zmierzasz już nawet w kierunku euforii.
To jest jedna opcja. Zaliczanie niczym nieuzasadnionych górek i dołków emocjonalnych i w konsekwencji małoracjonalnych zachowań – mówiąc oględnie. Zjadliwe częstowanie męża zimnym rosołem, bo utknął w windzie, czy zapraszanie znajomych na wystawną kolację, bo szef najadł się prozacu, jakby nie było racjonalne nie jest…
Jest jeszcze opcja druga. Otóż pojawia się w tobie myśl, że za cholerę nie wiesz, co myślał mąż, gdy przyniósł ci kwiaty bez okazji. O! kwiaty! Jak fajnie… Choć chwila… Nigdy dotąd nie dawał mi kwiatów bez okazji. Czemu to zrobił? Czyżby coś miał na sumieniu? Boże! Pewnie ma kochankę! A może jednak po prostu mnie kocha…? Hm… Która to opcja…? Boże która…??!
I wpadasz w galopadę myśli, coraz bardziej paniczną. Bo nie wiesz i nie wiesz jak się dowiedzieć jak jest naprawdę. Jeśli nie opanujesz galopady, zaczyna się sprawdzanie jego komórki i kieszeni. Skrupulatne oglądanie – ba! wyżłowate obwąchiwanie – koszul. Branie go w krzyżowy ogień pytań. Najlepiej znienacka… W sumie, nic dziwnego, że mężowie kwiatów bez okazji nie dają.
W ten sposób spędzamy zdecydowaną większość naszego życia. W myśleństwie. W szaleństwie myśli – w interpretacjach, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego albo w panice, że tych interpretacji nie mamy. W poczuciu winy, że nie spełniamy wymyślonych przez nas samych oczekiwań i w złości, że nie spełniają ich inni. Dlatego właśnie mistrzowie wschodu mówią, że nasz niepokój to efekt tego, że śnimy – nie męczy nas świat, tylko nasz własny umysł.
Nie męczy cię przecież sam fakt nieobecności męża – doskonale dajesz sobie radę bez niego większość dnia. Męczy cię jedynie twoja własna osobista myśl, że to dowód na to, że ma cię gdzieś.
Medytacja to nic innego jak uczenie się jak wyjść poza myśleństwo, poza umysł i doświadczać wolności od szaleństwa myśli i emocji, czyli… głębokiego spokoju. W języku buddyjskim – jak uwolnić się z iluzji generowanych przez nasze umysły. Są na to dwa sposoby, dwie ścieżki medytacji:
(1) bardziej naturalna dla umysłu zachodniego – stopniowe oczyszczanie umysłu z iluzji generujących złość, strach, depresję. Ta ścieżka jest dostępna dla wszystkich, również nie siedzących, i opiera się na naocznym przekonywaniu się z jak absurdalnych przekonań wynikają nasze emocje. To wystarczy, aby same z nas spadły.
(2) akceptacja tego, co jest, czyli słynne „bycie tu i teraz”;
Na tym blogu poznasz je obydwa. Idealnie by było, gdybyś je stosował razem.
I na koniec kwestia, która pewnie nurtuje cię już od kilku minut. Oczywiście, może zdarzyć się i tak, że mąż się spóźnia, bo faktycznie ma cię gdzieś. Co wtedy? Co jeśli ludzie ewidentnie nas nie szanują? Pełna odpowiedź na te pytanie to właśnie cel tego blogu – strach przed brakiem szacunku innych, innymi słowy – strach przed wyjściem na frajera i popychadło, jest jedną z głównych przyczyn naszego niepokoju i w takiej lub innej postaci przewija się we wszystkich tutejszych tekstach.
Odkrycie, że strach ten jest też jedynie efektem naszej błędnej interpretacji rzeczywistości, a nie rzeczywistości per se, jest tożsame ze zdobyciem Mount Everest. W tej chwili jesteśmy na etapie kupowania butów.
Vladyslav napisał
Thank you for you blog! I’ve been interested in enlightenment and your blog presents everything clearly for me :)
miriam napisał
You are very welcome. How come you understand it?
Vladyslav napisał
Jestem z Ukrainy, studiuję w Krakowie, ale w języku angielskim. Polski też trochę znam, ale latwiej jest dla mnie pisać i rozmawiać po angielsku. Dużó słowek nie znam z twoich tekstów, więc używam Google Translate. Ale z tłumaczem google rozumiem prawie wszystko :)
miriam napisał
Wow. I’m truly impressed :) In case you find a phrase you do not understand even with google let me know via mail – I will try to translate it for you.
Vladyslav napisał
Thank you very much! :)
I will be waiting for your new posts, they are always so interesting and wise!
wojtkrup napisał
Hahahaha – bardzo dowcipnie napisane, gratuluję. Przy okazji pytanie o strach – czy w wyniku medytacji może zniknąć na zawsze, tak jak ego?
miriam napisał
tak. ego to suma naszych strachów.
Gewitterkind napisał
Czy Ty jako Bogini się boisz?
A jako Miriam?
Uśmiechnięty Śpiewnik mój pozdrawia z oddali
miriam napisał
tak :)
Robert napisał
Widzę w słowie „tak” pewną nieścisłość.
http://bezego.com/2015/08/30/dlaczego-ego-to-nic-zlego-czyli-7-krokow-do-oswojenia-wlasnej-ciemnosci-2/
ktostam napisał
Istnieje teoria z która się w większosci zgadzam, że reakcje emocjonalne sa scisle powiazane z pamiecia.
Jesli czlowiek spotyka sie z sytuacja lub zjawiskiem po raz pierwszy i nie spotkal sie przedtem z niczym podobnym, jego reakcja emocjonalna jest neutralna.
Jesli spotkal sie juz kiedys z podobna sytuacja, wtedy wyzwalaja sie podobne emocje. Dzieje sie tak, poniewaz nasz umysl (mozg, pamiec) ma naturalna sklonnosc do tworzenia „skrotow myslowych”. Jest to przystosowanie ewolucyjne, nauka.
Sztuka polega na tym, aby miec tego swiadomosc. To pomaga w zrozumieniu zrodla naszych emocji i ich akceptacji. Emocje wedlug jednego z podzialow swiadomosci naleza do naszego „wewnetrznego dziecka” – podswiadomosci.
Przydaje sie to przy analizie reakcji podczas tzw. „pierwszego wrazenia”. Czesto od razu lubimy lub nie lubimy jakas osobe, widzac ja po raz 1 w zyciu. Jesli zanalizowac nasza reakcje, moze sie okazac, ze mowi, porusza sie, zachowuje, usmiecha lub wyglada podobnie do innej osoby, ktora kiedys znalizmy i lubilismy/nie lubilismy.
Przy dluzszej analizie reakcji wychodza tez wydarzenia z przeszlosci, nawyki, zachowania wyniesione z domu, itp.
Znaczenie pamieci w utrzymaniu wlasciwej przytomnosci bylo opisywane w Buddyzmie Theravada.
P.S. Przepraszam za pisownie, nie mam niektorych polskich liter :)
miriam napisał
dziękuję za ciekawy komentarz. też w większości się zgadzam z tą teorią. jedyny problem z emocjami jest taki, że nie reagujemy na to co się faktycznie dzieje, tylko na to, co nam to przypomina. więcej pisze o tym w „akceptacja – drogą wojownika” (http://bezego.com/2013/04/14/co-to-jest-akceptacja/)
dlatego tak cenne jest praktykowanie świadomości tu i teraz, która ma na celu te skojarzenia przeciąć. stąd też tak ważne w buddyzmie zen jest pielęgnowanie „umysłu początkującego”. i również widzę w tym ogromną rolę wydarzeń z dzieciństwa, bo w najmłodszym wieku, mózg robi najtrwalsze skojarzenia.
p.s. nie ma za co!
Paweł napisał
Dziękuję za tego bloga :)
miriam napisał
na zdrowie :)
Betty napisał
Hej :)
Bardzo podobają mi się Twoje teksty na tym blogu. Interesuję się tym tematem, ale miałabym prośbę, jako, że od wielu lat próbuję rzucić palenie. Jesli masz jakąś wiedzę na ten temat, super gdybys mogła wrzucić jakiegoś posta bądz chociaz coś co mogłoby pomóc w tym zgubnym nałogu-hmm któy żywi ego ?
z góry dzięki
pozdrawiam
miriam napisał
hej :) to trudny temat, bo każdy pali z innych powodów. i każdy inaczej z tego wychodzi. podstawą jest znalezienie takiej perspektywy, w której palenie przynosi więcej szkód niż pożytku. zwłaszcza w krótkim terminie. pomyślę nad tekstem, ale mam już kilka w kolejce, więc nie mogę obiecać, że będzie niedługo. pozdrawiam również :)
Jarek napisał
Przepraszam, że się wtrącam, ale tak się składa, że jakieś trzy lata temu rzuciłem palenie. Nie piszę tego, żeby nakarmić swoje ego ;) , ale żeby potwierdzić to, co napisała wyżej/niżej Miriam (i pomóc, jeśli mogę).
„(…) każdy pali z innych powodów i każdy inaczej z tego wychodzi”.
Zgadzam się całkowicie, Podstawą rzucenia jest znalezienie własnego sposobu rzucenia ;) ! Coś jak z doborem odpowiedniej aktywności fizycznej kiedy chce się schudnąć ;) . Co prawda nie rzuciłem palenia za pierwszym razem, ale udało mi się za razem ósmym :D . Wymyśliłem sobie własny sposób. Najpierw oduczałem się nawyku, a później rzucałem nikotynę. Na trzy miesiące przestawiłem się na elektronicznego papierosa. Nie reklamuję i ogólnie nie polecam tego „pożalsiębożecudumyślitechnicznej”, bo jest to wg mnie prawie tak samo niezdrowe jak zwykły papieros, tylko może szkodzić w inny sposób. To tylko moje zdanie ;) .
Wracając do sedna. Najpierw odstawiłem nawyk, a później nikotynę. Oczywiście z punktu widzenia medycyny, chemii czy biologii pewnie było całkowicie inaczej, ale zadziałało i w zasadzie tylko to się liczy. Oszukałem sam siebie tym planem. Własną psychikę. Nigdy nie miałem silnej woli, nawet teraz chyba nie mam. Po prostu przestałem się „spinać”. Może to własnie medytacja mi pomogła? W każdym razie dzięki temu, że podzieliłem sobie rzucanie palenia na etapy, mogłem rozłożyć sobie siły woli tak, żeby mi ich wystarczyło.
Przyznam się szczerze, że robiłem w tym czasie coś bardzo złego i to z premedytacją wobec palaczy ;) . Karmiłem swoje ego ich nałogiem. Kiedy częstowano mnie papierosem, mimo, że chciało mi się strasznie palić, mówiłem władczym tonem, że rzuciłem palenie i wręcz z perwersyjną wewnętrzną radością obserwowałem jak im „gul skacze”. Wiem, że to było nie w porządku i w ogóle nieładnie, bo raczej powinienem był współczuć i tak dalej, ale tym sposobem oszukiwałem swoją psychikę kiedy przestałem inhalować e-papierosa. Mimo wszystko nie mam wyrzutów sumienia, bo w walce o moje zdrowie cel uświęcił środki, które i tak nie były jakoś szczególnie okrutne ;) .
Teraz, po około trzech latach papierosy mi nie smakują, Zdarza mi się „pomyśleć” o zapaleniu, ale uwierzcie mi na słowo, że musiałbym się mocno przymusić, żeby zacząć znowu palić. Dokładnie tak jak kilkanaście lat temu ;) . Paradoksalnie… dzisiaj nawet byłem u znajomych którzy palą bardzo dużo, przesiąknąłem dymem jak wędzona szyneczka i nie chce mi się palić. Bierne się nie liczy ;) . Nie miałem wyboru, musiałem komuś w czymś pomóc.
Ad rem. Prosta rada. Jeśli chce się rzucić jeden nałóg, trzeba go zamienić krótkotrwale na inny nałóg, ale jak najmniej szkodliwy. Później ten drugi nałóg rzucić, albo zamienić go na jeszcze inny jeszcze mniej szkodliwy i w końcu ten trzeci rzucić. Taka „moja” metoda „wchodzenia po schodach” ;) .
Największym problemem, kiedy jeszcze paliłem, było dla mnie wyobrażenie sobie życia bez papierosa. Paliłem ponad paczkę dziennie, czerwonych ;) .Rozwiązałem to w prosty sposób. Przestałem sobie wyobrażać jak będzie to życie wyglądało :) . Żeby przestać palić trzeba po prostu przestać palić :) . Niekoniecznie od razu z miejsca rzucać definitywnie, bo można doznać swego rodzaju szoku, ale „metoda schodkowa” działa. Pod warunkiem, że zalicza się kolejne stopnie. I tyle.
Powodzenia :) . Będzie dobrze :) .
Jarek napisał
PS „Nałóg”. „Nałóg”. Cudzysłów ;) .
Pisząc o „metodzie schodkowej” nie miałem na myśli zamiany papierosa na alkohol, a później alkoholu na „cokolwiekinnegobylebyprzyjemniesponiewierało”. Chodziło mi o to, żeby zająć czymś mózg.
Mózg, który nie pali, produkuje myśli o paleniu ;) . Trzeba zrobić tak, żeby produkował inne myśli, np o rąbaniu drewna, przekopywaniu ogródka, myciu okien, sprzątaniu, odkurzaniu, malowaniu, sporcie, nauce itp. Co kto lubi i na co ma ochotę. To tylko tak dla wyjaśnienia i wytłumaczenia się ;) . A kiedy już się zmęczymy pracą (lub pracą nad sobą) pozwalamy „mózgowi” „odpocząć” np. podczas medytacji (jeśli nasz mózg nie ma nic przeciwko takiej formie odpoczynku ;) ). Mózg w trakcie medytacji myśli o paleniu nie produkuje, a nawet jeśli, to trudno, jego problem, nie nasz, ponieważ w tym czasie my medytujemy ;) .
Pati napisał
Hej :) Czy jeśli emocje nie są wynikiem reakcji na rzeczywistość ale na naszą interpretację to czy uznałabyś je ogólnie jako zbędne/krzywdzące? W sensie czy wrzuciłabyś je do podobnego worka jak ego – czegoś co zawsze będziemy mieć, czegoś co trzeba zaakceptować, ale generalnie czegoś z czego warto się uwalniać? Wydaje mi się, że wszystkich emocji jednak nie warto się wyzbywać – obserwować je i owszem, sprawdzać źródła.. ale jeśli źródło jest zdrowe to i emocja może być zdrowa. Przyjmijmy leżymy na łące w słońcu, czujemy radość i wdzięczność. I tak, te emocje są wynikiem naszej interpretacji rzeczywistości – bo pewnie ktoś inny w takich okolicznościach mogłby czuć zupełnie inne emocje np. strach przez robakami i chęć ucieczki. Więc faktycznie jest to nasza interpretacja, w dodatku jak wspomniane w innym tekście każda przyjemność przynosi ból utraty, A jednak nie chciałabym stracić emocji, lecz uważnie je obserwować – czy są wynikiem mojej naturalnej interpretacji czy iluzji, które gdzieś po drodze przyswoiłam. Zastanawiam się, jakie jest Twoje podejście? Zanim utrwalę moje, chętnie poznałabym Twój punkt widzenia :) Dzięki!
Miriam Babula napisał
tak bardzo szybko i bardzo subiektywnie :) w moim osobistym słowniku odróżniam emocje i uczucia, emocje to reakcje ego na nasze interpretacje rzeczywistości i tym lepiej nam się żyje, im jest ich w nas mniej. uczucia to z kolei nasz jedyny kompas, czyli nasze prawdziwe reakcje na to, co jest tu i teraz. radość i wdzięczność, o której piszesz, to w moich oczach uczucia i to jest to, co zostaje, gdy nie ma w nas emocji ego :)