Tutaj widziałaś, w jaki sposób medytacja siedząca pomaga nam wyjść poza umysł i osiągnąć spokój. Ale co jeśli nie jesteś w stanie nie tylko obserwować beznamiętnie swojej wewnętrznej machiny, ale nawet wysiedzieć kilku minut bez ruchu? Co gorsza, nawet nie wiesz, czemu wstałaś. Po prostu w jednej sekundzie siedzisz, a potem bam i… już stoisz. Dlaczego? Co się wydarzyło w międzyczasie?
Po to właśnie siedzimy – żeby się tego dowiedzieć.
Siedzimy, żeby zobaczyć dlaczego robimy rzeczy zupełnie wbrew naszym jedynym słusznym postanowieniom. Postanawiamy, że w życiu nie klikniemy kwadracika „złóż zamówienie”, a potem wow! nawet się nie orientujemy kiedy – a z naszej karty zeszło kilkaset złotych. Że będziemy słuchać co mąż do nas mówi a tu ups! już go instruujemy jaki ton głosu należy przybrać przy przepraszaniu.
Co się kurczę stało? Jedyne co nam przychodzi do głowy to to, że… poniosło nas.
Tylko co?
Dobra wiadomość jest taka, że żeby się tego dowiedzieć nie musimy siedzieć godziny ani nawet pół. Jeśli wytrzymujemy 5 minut i ani sekundy dłużej, tzn. że 5 minut jest dla nas idealne. Na tym etapie mamy jeden jedyny cel – wyłapać co dokładnie każe nam się zerwać na równe nogi. A czy przedtem siedzieliśmy 5 czy 100 minut nie ma najmniejszego znaczenia.
Ważne jedynie jest to, żeby zaprzeć się i siadać na te 5 minut dzień w dzień – pomimo braku spektakularnych (czy w ogóle jakichkolwiek) sukcesów. Szybciej czy później – w końcu to wyłapiemy. Wtedy zaczynamy etap nr 2, czyli obserwujemy naszą wewnętrzną walkę. Co nam każe wstać? A co siedzieć? Co w końcu wygrywa i dlaczego?
W normalnym trybie funkcjonowania nasze umysły staczają takich walk 100 na godzinę. Siedzieć czy wstać? Iść na imprezę, czy zostać w domu z książką? Pierdolnąć szklanką w ścianę czy udać, że jesteśmy ponad to? Nasze umysły są nimi już tak wycieńczone, że pchają nas do zrobienia czegokolwiek, byleby uciąć wewnętrzny, wykańczający nas jazgot i mogła w końcu zapaść upragniona cisza. Dlatego właśnie zrywamy się na równe nogi po 5 minutach. Nasz umysł powiedział „basta, mam dość walki, wstajemy.”
Siedząc, powstrzymujemy się od działania i obserwujemy nasz proces decyzyjny, od którego zależy nie tylko to czy wytrzymamy w tej pozycji godzinę, ale też wszystkie wybory życiowe. Zaczynamy widzieć powody, dla których rzucamy szklanką albo nie. W efekcie, momenty, w których możemy podjąć w pełni świadomą decyzję są coraz częstsze i dłuższe.
I to jest drugi powód, dla którego siedzimy. W ten sposób z bezradnego jeźdźca niesionego przez szalonego konia, powoli zmieniamy się w profesjonalnego dżokeja.
Świętomir napisał
Brzmi rozsądnie, trzeba spróbować. Dzięki. :)
miriam napisał
bardzo proszę :)
Lu napisał
Czytam w koło te dwa powody dlaczego należy siedzieć,żeby zrozumieć o co chodzi w moim przypadku :)
Jakis czas temu postanowiłam medytować.Im więcej czytałam,tym bardziej utwierdzałam sie w tym, że tak naprawde medytuje od zawsze ale nie w siadzie :)
Przeważnie mam dużą swiadomość siebie,samoobserwacji,reakcji,koncentracji na wnętrzu itd mimo to postanowiłam jednak siąsc do medytacji i zaczęły sie schody :)
Nie umiem usiedzieć :)
Zrywam sie jak piszesz po 5 minutach.
Nie wiem o co chodzi,przecież potrafie być w stanie medytacyjnym cały dzień a nie potrafie usiedzieć 5 minut? :((
Pozdrawiam
Miriam Babula napisał
Hej :) Nie wierzę, że każdy musi medytować w klasycznym siadzie :) To jest tekst tylko dla tych, którzy tak właśnie chcą to robić. Faktem jednak jest, że bezruch pomaga oglądać własne wnętrze. Może po prostu znajdź inną wygodną dla siebie pozycję? Pozdrawiam!