W normalnym trybie funkcjonowania umysł ludzki chce kontrolować.
Siebie, innych, świat, wszystko.
Kontrolować – czyli mieć moc zmiany tego, co jest na to co chcemy, żeby było. To nam daje poczucie bezpieczeństwa. Większość tekstów spoza kategorii „uwolnij się z ja” buduje na tej naturalnej potrzebie – wykorzystuje ją do identyfikowania błędnych przekonań, które nas duszą i których konsekwentnie mieć nie chcemy oraz do uwalniania się z nich.
W ten sposób wydzieramy teren osobistym demonom i powiększamy naszą przestrzeń życiową. Krok za krokiem. Przekonanie za przekonaniem. Jednym słowem – harówa. Plus jest taki, że nasze umysły lubią coś robić, lubią mieć sukcesy – możemy je więc zaprząc jak woły do ciężkiej orki i posuwać się do przodu. Minus, że trwa to strasznie długo.
Siadając, zmieniamy taktykę – nie próbujemy nic zmieniać tylko akceptujemy fakt, że pojawiają się w nas najróżniejsze myśli, których nie jesteśmy w stanie odgonić.
Innymi słowy, rzucamy stresującą pracę bramkarza przed eleganckim klubem (ciebie myślo w snobistycznym płaszczu wpuszczę, ciebie wstrętny kocmołuchu w kurtce na misiu – nie! wymiataj stąd albo ci przyp…!) i byczymy się na Bahamach, obserwując myśl za myślą jak falę za falą…
Odkrywamy, że niepokój jest jedynie efektem szarpania się z własnymi myślami i natychmiast wpadamy w błogość boga, który stworzył świat idealny i nie musi go co chwila w wielkim stresie poprawiać.
To jest, oczywiście, ideał – wysokie C – do którego dążymy. Na początku jednak jesteśmy tak przerażeni, że mamy w sobie kocmołuchy, że błogie ich obserwowanie graniczy z niemożliwością. Dlatego jedyne co możemy zrobić, to zamienić pracę bramkarza na pracę zapalonego naukowca*.
Innymi słowy, siedząc przenosimy uwagę z tego, co myśli do nas krzyczą na nie same.
Jesteśmy tak przyzwyczajeni, że myślimy, że nigdy nie przyszło nam do głowy obejrzeć samego procesu myślenia. Co to w ogóle jest myśl, tak naprawdę? Skąd wiem, że ją mam? Dźwięki słyszę, a myśl? Jakim zmysłem ją wyczuwam? I dlaczego tak bardzo popycha mnie do działania? Jeśli uda się nam przeskoczyć w ten tryb poczujemy spokój natychmiast. Dlaczego?
Dlatego, że horror przeraża nas tylko wtedy, gdy ogladamy go w TV i „wierzymy” że dzieje się naprawdę. Gdybyśmy stali na planie filmowym i oglądali proces jego powstania nie drgnęłaby nam nawet powieka. To samo dzieje się tutaj.
Przestajemy się skupiać na przekazie myśli „jestem beznadziejnym frajerem” i oglądamy naszą wewnętrzną machinę, która tę myśl produkuje. Innymi słowy – przestajemy „się nabierać” na własne myśli i nabieramy do nich dystansu. Naturalną tego konsekwencją jest wyjście poza umysł i… spokój.
Z czasem będziesz w stanie funkcjonować w tym trybie nawet nie siedząc. Jednak na początku, łatwiej jest skupić się na swojej wewnętrznej machinie, gdy nie wykonujemy ruchów – które to jak powszechnie wiadomo wymagają oderwania naszej uwagi z wnętrza i przeniesienia jej na zewnątrz. :)
To jest pierwszy z powodów, dla których siedzimy. Tu znajdziesz drugi.
* Oczywiście nie chodzi mi o zestresowanego naukowca sponsorowanego przez firmy farmaceutyczne, które mają swoją agendę i wymagają szybkich i niekoniecznie zgodnych z rzeczywistością „odkryć”, tylko o ekscentrycznego naukowca-milionera, który ma wszystko w nosie i oddaje się pracy badawczej z czystej chęci poznania prawdy.
(zdjęcia: Jakub Hałun)
Chcesz dodać swoją perspektywę lub zadać pytanie do tekstu? Śmiało :)