Zalecenie znane wszystkim medytującym. Obserwuj myśli tak jakby to były liście na wietrze, chmury na niebie, statki na horyzoncie. Dlaczego? Wstęp do odpowiedzi na te pytanie jest tutaj. Dziś sama odpowiedź.
Otóż dlatego, że jedną z fundamentalnych iluzji ludzkiego umysłu jest to, że „ja” to ten, który robi myśli, mniej więcej tak samo jak szewc robi buty. Dlatego właśnie nasze myśli tak nas przerażają. „Brzydkie” myśli oznaczają, że źle wykonujemy swoje obowiązki, a więc jesteśmy głupi, beznadziejni itd. itp.
Gdybym tylko nie miała tych paskudnych myśli! (myślimy :)). I robimy wszystko, co daje nam minimalną choć nadzieję na ich pozbycie się. Pijemy wino, odnosimy „sukcesy”, medytujemy…
Pytania typu Co to jest Tao? Kto to jest budda? to tylko przykrywka dla naszego desperackiego błagania Mistrzu ratuj mnie od siebie samego! Co mam zrobić, żeby nie mieć więcej tych parszywych myśli? Żeby mieć wreszcie święty spokój? Żeby być w Tao? Żeby być buddą?!?!?
Mistrzowie będąc mistrzami udzielają odpowiedzi mistrzowskich, czyli takich, które odpowiadają zarówno na pytanie zadane wprost jak i na desperację ukrytą pod nim: Tao to zwykły umysł. Ewentualnie: A kto pyta?
Jak to się ma do pytań zadanych wprost, opisałam tutaj. Poniżej zaś małe impromptu jak te odpowiedzi wskazują drogę wyjścia z naszej desperacji.
Po pierwsze, mój umysł jest Tao, częścią naturalnego porządku. Mój umysł jest dokładnie taki, jaki ma być. Boli mnie tylko moje własne przekonanie, że coś z nim nie tak, nie sam umysł. Chcesz żeby przestało boleć? Odrzuć te przekonanie – mówią tak naprawdę mistrzowie. Walka z umysłem to w rzeczywistości walka z Tao. Jak możesz czuć spokój, skoro nie podoba ci się Tao?
Co jest alternatywą dla walki? Poznanie. Mistrz mówi nam więc ni mniej ni więcej tylko: Chcesz poczuć spokój? – Poznaj swój umysł.
Po drugie, żeby poznać umysł musimy znaleźć jego źródło, czyli źródło… naszych pytań. Skąd się biorą w nas pytania, myśli? Czy aby na pewno je robimy? Czy raczej się w nas pojawiają, nie wiadomo skąd? Innymi słowy – a kto pyta?
Jeśli zaczniemy to obserwować – wcześniej czy później odkryjemy, że „ja” to nie jest ten, który myśli robi. Bo niby jak? Z czego?
Odkryjemy, że ja to ten, w kim myśli się pojawiają; ten, kto jest ich świadomy. „Jakość” myśli nie ma więc nic wspólnego ze mną. Tak samo jak nie ma ze mną nic wspólnego „jakość” liści, chmur i statków…
Jeśli czujesz, że to nieprawda – świetnie! Nie wierz nikomu na słowo. Sprawdź sama. Sprawdź dokładnie jak „robisz” swoje myśli. Sprawdzaj w każdej chwili, co dokładnie „zrobiłeś”, że są w tobie takie myśli, a nie inne. To jest właśnie medytacja. Testowanie hipotezy, że „ja” to ten, który „robi” myśli (też te pytające) w pełnym odseparowaniu od tego, co jest…
ktostam napisał
To, ze nie czujesz zwiazku ze swoimi myslami nie oznacza, ze on nie istnieje.
To, ze nie czujesz zwiazku z deszczem spadajacym z nieba nie oznacza, ze kiedys ta woda nie znajdzie sie w Twoim ciele jako czesc Ciebie.
Gdzie cialo sie konczy, gdzie zaczyna? Czy pot i slina to jeszcze Ty czy nie Ty? Czy Twoje mysli to jeszcze Ty czy nie Ty?
miriam napisał
Problem z wszelką analizą słowną polega na tym, ze wszystko zależy od definicji. tutaj odpowiedź zależy od definicji „ja”. dlatego ostatecznym celem medytacji jest odnalezienie świadomości, że „ja” jako byt niezależny nie istnieje. o tym też już pisałam w „poznaj siebie” (http://bezego.com/2013/04/29/poznaj-siebie/)
ktostam napisał
Zgadza się, sam Budda zdaje się że mówił, że wszelkie pytania odnosnie istnienia lub nieistnienia ja sa złymi pytaniami, sprowadzajacymi na manowce, nieistotnymi z punktu widzenia celu (pozbycia sie cierpienia)
http://sasana.wikidot.com/brak-ja-czy-nie-ja
Chodzilo mi raczej o to aby nie zapedzic sie w brak odpowiedzialnosci za swoje mysli. Buddyzm wlasnie kladzie nacisk na odpowiedzialnosc, przynajmniej w moim rozumieniu.
Tak przynajmniej zrozumialam fragment „Jakosc mysli nie ma nic wspolnego ze mna”. Ale one maja duzo wspolnego z doswiadczeniem, pamiecia, charakterem uksztaltowanym przez zycie („agregatami” na ktore sklada sie aktualna nasza postac). Jestesmy za nie odpowiedzialni na tyle, na ile swiadome byly nasze decyzje. Nasze decyzje uksztaltowaly taki a nie inny caloksztalt osobowosci.
Fajne jest porownanie umyslu (bodajze przez Budde?) do ognia trawiacego drewno. Ogien nie jest drewnem, ale nie moze istniec bez paliwa. Nie moze istniec tez bez powietrza. (warunki zewnetrzne i wewnetrzne?)
miriam napisał
Odpowiedzialnosc jest czym innym niż ocenianie siebie i te dwie rzeczy trzeba mocno rozgraniczyc. Wiekszosc naszych problemów emocjonalnych bierze sie stad, że oceniamy siebie po „jakosci” mysli, ktore sie w nas pojawiaja.