Są dwa style medytacji.
Pierwszy różni się od ćpania tym, że nie uszkadza nam wątroby.
Poza tym jest identyczny: w trakcie jest mega przyjemnie, a potem – tak samo jak przedtem.
I jako sposób na chwilowe wytchnienie jest idealny.
Jednak istnieje też styl inny:
Medytacja, której celem jest osiągnięcie trwałego spokoju i szczęścia
Jak to ujął Budda:
Uczę o jednej, jedynej, rzeczy: o cierpieniu i zakończeniu cierpienia.
O zakończeniu.
Nie o chwilowym wytchnieniu od.
Nie widzę wyższości buddyzmu nad taoizmem, czy hinduizmem, ale na potrzeby tego tekstu skorzystajmy z nauk Buddy, ponieważ wyjaśniają cel i procedurę tego stylu medytacji w niezwykle zwięzły sposób.
Fundamentem nauk o zakończeniu cierpienia są tzw. cztery szlachetne prawdy:
(1) Boli.
(2) Boli z pewnego powodu.
(3) Ból może ustać.
(4) Istnieje na to sposób.
I możemy je potraktować jak instrukcję czterech kroków medytacji, gdy coś nas boli.
Pierwsza prawda: boli
Pierwsza prawda to diagnoza problemu, który chcemy rozwiązać.
Problemem nigdy nie jest to, że straciłeś stanowisko dyrektora, albo mąż się tobą znudził. Problemem jest to, że boli.
Innymi słowy, to obecność bólu powoduje, że pewne sytuacje uznajemy za problem, a inne nie.
Jaki jest więc pierwszy krok medytacji?
Przyznanie się do tego, że boli. A nie paniczna ucieczka w zapomnienie, haj i manie wszystkich w dupie.
Powiedzenie sobie: „TAK! Boli mnie! Tak właśnie jest. Może i jestem frajer trąbka, ale fakt jest taki, że mnie boli.”
Pierwszy krok to akceptacja bólu. Bycie z nim. Oglądanie. Dotykanie. Co dokładnie mnie boli? Jak tu dotknę to boli, czy nie? A tu?
Jest jak wizyta u współczującego lekarza, który łagodnie sprawdza symptomy.
Jakby nie było, ból psychiczny ma dokładnie taką samą funkcję jak fizyczny – jest informacją, że coś nie działa w naszym umyśle tak jak powinno.
Możemy z tej informacji skorzystać, albo wyrzucić ją z odrazą do kosza.
I to jest pierwsza różnica między buddystą i ćpunem: ten pierwszy chce ból poznać, zlokalizować, zrozumieć (czyli idzie do lekarza, żeby się wyleczyć). Drugi ucieka (czyli bierze środki przeciwbólowe).
Druga prawda: boli z pewnego powodu
No tak! Boli bo wyrzucili mnie z pracy! Lepiej w ogóle o tym nie myśleć. Świat jest po prostu do dupy. A ja tego nie zmienię. Jedyne co mogę zrobić, żeby poczuć się lepiej, to osunąć się w stan zapomnienia przy butelce wódki.
Nieprawda – powiedział Budda. – Przyczyny naszego bólu są w nas. Są to: NASZE pragnienia i NASZA ignorancja. A skoro są nasze to możemy coś z nimi zrobić.
Pragniemy worków pieniędzy, zajebistego męża, czy Oscara, gdyż tkwimy w iluzji, że to właśnie te rzeczy dadzą nam szczęście. (Jak przekonało się sporo norweskich milionerów jest to mit. Mit, który w dodatku kosztował ich życie. Możesz przeczytać o tym więcej tutaj.)
Jest też inny problem: jak żona, która ma nogi i może w każdej chwili odejść może dać nam trwałe szczęście?
Pieniądze nóg nie mają, ale za to potrafią rozpłynąć się w powietrzu na skutek zabiegów różnej maści specjalistów od finansów. Albo od sejfów.
Pragnienie jest efektem iluzji, że (1) szczęście jest na zewnątrz nas i (2) rzeczy ulotne mogą dać trwałe szczęście.
Jak to wygląda w praktyce?
Wieczna pogoń za iluzją, czyli stres, czyli brak szczęścia…
Drugim krokiem medytacji jest więc zidentyfikowanie naszych pragnień i iluzji za nimi stojących oraz rozpoznanie ich jako jedynej przyczyny naszego bólu.
Wielu medytujących zrównuje to z psychoterapią i unika jak ognia. Przecież w medytacji chodzi o wyjście POZA umysł, a nie wnikanie w jego zawartość.
Jednak jedyną przeszkodą wyjścia poza umysł jest to, że absorbuje nas jego zawartość, czyli lęki i pragnienia. Dopóki je w sobie nosimy będą zaprzątać naszą uwagę, bez względu na to, czy się przyznamy do tego, czy nie.
Chcesz wyjść poza umysł? Oczyść go z lęków i pragnień – to jedyna droga.
Omijanie drugiego kroku jest podstawowym błędem i przyczyną, że medytacja nie przynosi spodziewanych efektów.
Różnica między buddystą a ćpunem nr 2: buddysta wie, że to, czy go boli czy nie zależy tylko i wyłącznie od niego. Bierze odpowiedzialność za siebie i swoje wybory. Bada swoje motywacje i iluzje. Ćpun widzi winnych wszędzie tylko nie w sobie, obraża się na świat jak rozwydrzony bachor i ucieka w trans.
Trzecia prawda: ból może ustać
Naturalne rozwinięcie drugiej.
Jeśli przyczyną cierpienia jest pragnienie i ignorancja, to sposobem na usunięcie cierpienia jest – to odkrycie zasługuje na nagrodę Nobla – uwolnienie się z pragnienia i ignorancji.
Ci, którzy nie mają pragnień, są wolni od trosk i lęków – stwierdził Budda. Innymi słowy – są szczęśliwi!
(Nie mam pojęcia skąd tak rozpowszechniony pogląd, że buddyzm jest pesymistyczny. Jego jedynym przesłaniem jest to, że trwałe, niczym nie zmącone, szczęście jest w zasięgu każdego człowieka.)
Trzecia szlachetna prawda:
NB: Ego to zestaw technik służących do zagwarantowania, że nasze nierealne pragnienia się spełnią ;)
Różnica nr 3: Buddyści docierają do przyczyn cierpienia czyli swoich iluzji i pragnień i uwalniają się z nich. Ćpuny idą w kierunku dokładnie przeciwnym.
Jak się więc uwolnić?
Czwarta prawda: istnieje sposób na ustanie cierpienia
Ścieżka do ustania cierpienia jest ośmioraka. Jednak jej pierwszym nakazem jest prawidłowe ROZUMIENIE. To podstawa pozostałych elementów ścieżki (po ich pełny opis odsyłam do Wikipedii).
Rozumienie czego?
Rozumienie natury rzeczy, które są.
Między innymi tego, że wszystko jest ulotne.
I że szukanie trwałego bezpieczeństwa w rzeczach, które z natury swej pojawiają się i znikają jest tak samo racjonalne jak gaszenie pragnienia olejem samochodowym.
Świadomość, że olej samochodowy nie służy do picia powoduje, że nie czujemy potrzeby go pić.
Świadomość, że żona, mąż, stanowisko nie służą do tego, aby dawać nam poczucie bezpieczeństwa powoduje, że przestajemy tego bezpieczeństwa od nich oczekiwać. Cieszymy się, gdy są. Pozwalamy im odejść, gdy przyjdzie na to pora.
Jak stwierdza Budda w innym miejscu: jedynym korzeniem cierpienia jest przywiązanie. Zrozumienie, że wszystko jest ulotne pomaga nam uwolnić się z przywiązania. I bólu.
Medytacja buddyjska nie ma nic wspólnego z transem, czy autohipnozą.
Medytacja buddyjska to obserwowanie własnego cierpienia, dochodzenie do jego źródła i eliminowanie tego źródła.
Narzędziem jest ZROZUMIENIE.
Efektem – trwały spokój i szczęście.
Różnica nr 4: Buddysta stara się zobaczyć rzeczy takimi jakimi są. Ćpun woli osunąć się w półświadomość i widzieć różowe słonie, albo cokolwiek innego byleby nie miało nic wspólnego z tym, co jest.
Trudny wybór, ale na tym właśnie polega różnica między buddystami i ćpunami
I teraz straszna prawda:
Wszyscy mamy w sobie ćpuna!
To nasze ego.
Sztuka polega na tym, aby być go świadomym i stopniowo się z niego uwalniać.
Najlepiej w czterech krokach opisanych powyżej i streszczonych poniżej (NB: są wyjątkowe sytuacje, gdy ból nas przerasta – wtedy nie chojrakujemy tylko idziemy do specjalisty i łykamy wszystko co nam przepisze. Nawet jeśli widzimy potem słonie we wszystkich kolorach tęczy. Medytacja nie ma nic wspólnego z męczennictwem.)
A wracając do czterech kroków. Oto one w jednym miejscu:
(1) Nie uciekaj od bólu. Zaakceptuj fakt, że jest.
(2) Nie obwiniaj innych. Znajdź w sobie pragnienia i iluzje, generujące ten ból.
(3) Nie karm ich tylko się ich pozbądź…
(4) Kontemplując ich skrajną nieracjonalność.
Czyli:
(1) Boli. Wyrzucili mnie z pracy i boli.
(2) Pragnienie generujące ból: chciałbym mieć pracę, z której nikt nigdy mnie nie wyrzuci. Iluzja generująca ból: istnieją stanowiska, z których nikt nigdy nikogo nie wyrzuci.
(3) i (4) oglądamy powyższe tak długo, aż zobaczymy, że… nie istnieją.
I ostatnia już dziś prawda. Czytanie o tym niewiele daje. Znacznie lepiej jest wziąć jeden bieżący ból i przećwiczyć na nim cztery kroki. A potem uczynić z tego codzienną praktykę.
Jeśli gdzieś utkniesz daj znać w komentarzach, albo w mailu.
Anna Matuszewska napisał
Piękne i prawdziwe
OnCzyliOna napisał
Zaspokoję ego autora i napiszę to, co faktycznie myślę o tym wpisie: jest jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszym) dla mego racjonalnego umysłu, bo pokazuje całą drogę do wyzwolenia się… ale samemu sobie robić wiwisekcje to nie takie proste!
Wojtek napisał
Wszystko co cenne zdobywa się poprzez wysiłek. Nie ma łatwych dróg do szczęścia ?
andrewek328 napisał
Świetny wpis!
MiB napisał
super stronka :) w spektrum moich zainteresowań i do tego z humorem :) Będę tutaj częściej zaglądał :)
Świętomir napisał
Bardzo ciekawy i mądry wpis, gratuluję. Cieszę się, że przypomniał mi o kilku ważnych rzeczach, choć nie pierwszy raz o tym czytam.
Jest jedna rzecz, która mi przeszkadza. Praktykowałem zen przez nieco ponad rok, nawet dosyć intensywnie. Trafiłem do Ośrodka, ponieważ straciłem wiarę (a właściwie: zrozumiałem, że straciłem, bo sama strata nastąpiła dużo wcześniej) i szukałem odpowiedzi na kilka pytań z tym związanych. Odpowiedź, którą tam znalazłem, okazała się dużo lepsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Mój problem polega na tym, że mam za dobrze. Właściwie nic mnie nie boli, poza jedną rzeczą, z którą nauczyłem się już radzić sobie inaczej. Może jeszcze kilkoma, których nawet nie zauważam? Nie gonię za sławą, ani pieniędzmi (tych ostatnich mam nawet więcej niż potrzebuję), robię to, co lubię i dobrze mi za to płacą. Tak naprawdę praktykowałem, ponieważ w Ośrodku Zen spotkałem kilkoro ciekawych ludzi i chciałem ich poznać bliżej. Również dlatego, że usłyszałem tam kilka rzeczy, które uznałem za mądre (między innymi treść powyższego wpisu), więc naturalną rzeczy koleją zacząłem praktykować. Skoro ktoś odkrył tyle mądrych rzeczy tylko siedząc w miejscu, to to siedzenie musi być wartościowe. Logiczne.
Potem mi przeszło i straciłem motywację. Mniej więcej od roku nie mogę się zebrać w sobie, żeby znów zacząć regularnie siedzieć, choć wiem, że powinienem. Jest też inny problem: okazało się, że siedzenie jest trudne. Mam aktywny umysł, uwielbiam rozwiązywać zadania, grać w gry logiczne. Od lat ciągle coś mi go zajmuje. Tak się do tego przyzwyczaił, że nie umie usiedzieć w miejscu. Trochę się tym zniechęciłem.
Wojtek napisał
Są różne szkoły, ponieważ ludzie są różni. Używamy różnych metod do osiągnięcia tego samego celu, więc szukaj swojego miejsca a na pewno je znajdziesz. Bądź odważny i słuchaj siebie a na pewno wszystko będzie dobrze. Nie „za dobrze”, po prostu w sam raz ?
Hunahpu napisał
Zdaję sobie sprawę, że „ćpun” to taka figura retoryczna stworzona na potrzeby przekazu ale warto zaznaczyć, że jak z każdą grupą ludzi, ludzie stosujący środki psychoaktywne to kompletnie różni ludzie, z różnymi motywacjami, celami oraz różnymi sposobami podejścia do tego co łączy go z resztą tej „grupy” (narkotyki, muzyka, motory, polityka itd.). Jedni ćpają, żeby uciec, inni ćpają dokładnie z tych samych powodów, z których buddyści medytują, bo na przykład nie mieli okazji trafić na Dharmę (wiem, bo tak miałem).
Co więcej, niektórzy bez bardzo prostych wglądów udostępnianych przez na przykład grzyby psylocybowe albo LSD trafiając na Dharmę nie zainteresują się nią, nie uderzy w żadne struny na tyle czułe aby podjęli decyzję odnalezienia jakiejś sanghi i rozpoczęcia praktyki. Znam wiele osób, dla których to właśnie środki psychodeliczne były schodkami, po których doszły do praktyki, a czasem do doświadczenia kilku buddyjskich prawd (nietrwałość, pustka zjawisk, nie-jaźń). To nie to samo co wgląd uzyskany za pomocą medytacji bo nietrwały ale podobnie jest z wglądami w szkołach tybetańskich, uczniowi na chwilę odkrywa się jego pierwotną naturę, które to doświadczenie działa potem jak latarnia.
Wiem, że taka „Droga” niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw, można łatwo utożsamić towarzyszącą tego typu doświadczeniom euforię i błogość z „właściwym postrzeganiem” ale prawdziwa praktyka po dość krótkim czasie wykorzenia takie bajdurzenia. Można ująć to w ten sposób, że w niektórych przypadkach psychodeliczne tripy to zręczne środki ;)
Wszystko ma swoje zady i walety, demonizowanie zjawisk tak samo jak gloryfikacja ich przesłania prawdę (nie sugeruję autorze, że demonizujesz cokolwiek)
Łukasz napisał
Dziękuje..
Lukasz napisał
Trochę agresywny i nieprzyjemny język. Ale sens jak najbardziej jest w tym co piszesz.
thinkfertile napisał
hahaha! teksty pisane łagodnym językiem już były i łatwo je znaleźć. a ten mial widocznie trafić do innych ludzi. do mnie trafił. ukłony dla autora :-)
Cezary napisał
Reblogged this on Salivion Project and commented:
Polecane!
szelma napisał
Hmm bardzo ciekawy tekst. Ale…
Miałam okresy w życiu – bardziej może stany – gdy niczego nie pragnęłam, nic nie chciałam… nie byłam wtedy szczęśliwa. Szczęśliwa czuję się krótko wtedy gdy jest flow – gdy mi sie czegoś chce, robię coś co sprawia przyjemność, gdy mi na czymś zależy…
Fakt, że walczę od lat z depresją i bólem wewnętrznym od lat. Opisując powyższy stan braku pragnień nie mam na myśli stanu depresji bo wtedy jest pragnienie – żeby przestało boleć.
Ale taki stan: nie boli, na niczym szczególnie mi nie zależy, nie pragnę, nie cierpię ale i się nie cieszę jest dla mnie stanem miałkim bardzo, nieciekawym w którym nie chciałabym przebywać.
ja_tylko_tedy_przechodzilem napisał
Pierwsze co mi przyszło na myśl po przeczytaniu Twojego komentarza – czy widzisz różnicę między „niczego mi się nie chce” a „nic nie muszę”? Post jest o tym, że jak niczego nie pożądasz, to nie możesz się zranić i w rezultacie jesteś otwarta na szczęście, które jest w Tobie. „Nic mi się nie chce” to inny stan, kiedy nie masz siły ani ochoty nic robić. Ten stan nie robi miejsca na szczęście, ponieważ jest się przepełnionym poczuciem bezmocy, beznadziei i braku celu. To są właśnie uczucia, które także trzeba obserwować by zauważyć, że brak celu nie jest zły, brak nadziei i bezsilność wynikają nie z wolności tylko z poddania się w dążeniu do celów, które się kiedyś miało, a które być może nie były wcale potrzebne. Piszesz o depresji – to właśnie przeciwieństwo błogostanu wolności, jest ona w mojej opinii stadium zawodu z powodu nieudanej pogoni za czymś.
Ras Sebastos napisał
Trafiłem tutaj po raz pierwszy, nieco przypadkiem choć od pewnego czasu czuję potrzebę zgłębienia pewnych kwestii… Nie jestem buddystą, swoją drogę wybrałem, opiera się ona na świadomości, samoświadomości oraz umiłowaniu pokoju i miłości, nazywa się Rastafari. Takie realne, nie sprowadzone do konopi i muzyki. Częścią wspólną jest zrozumienie ulotności wszystkiego co nas spotyka oraz wyzbycie się oczekiwań względem innych i siebie, pokochanie siebie oraz świata takim jakim jest. Dzięki tekstom umieszczonym na tej stronie, niektóre zagadnienia będzie mi zrozumieć i zgłębić dużo łatwiej. Dziękuję zatem i wysyłam mnóstwo ciepła.
DIA napisał
Dziękuję za świetne teksty!
Mam pytanie o sposób na „oglądanie powyższego (pragnienia i iluzje) tak długo, aż zobaczymy, że … nie istnieje”. Identyfikacja pragnienia: 'chciałabym, żeby wszyscy respektowali umowy’ iluzja: 'umowa – rzecz święta’ 'kto nie respektuje umowy=nie szanuje mnie’. Chodzi o wykonaną i nieopłaconą usługę. Kontempluję tą sytuację od kilku dni … ciągle wraca złość i moja bezradność … pomóżcie, utknęłam ..
miriam napisał
bardzo proszę DIA. to trudna sytuacja i komentarzem niewiele pomogę, bo to faktycznie trzeba przepracować. wyjście jest w kierunku nie traktowania tego osobiście. czyli nie traktowania tego jako dowód na to, że to z tobą coś jest nie tak, skoro ktoś się tak zachował wobec ciebie. ludzie są różni. nie zawsze trafiamy na takich, na jakich byśmy chcieli. nie ma to nic wspólnego z naszą wartością.
miriam napisał
właśnie sobie przypomniałam, że jest tekst na ten temat:
http://bezego.com/2013/05/05/ja-mi-moje-przepis-na-afere/
mam nadzieję, że choć odrobinę pomoże…
DIA napisał
Dziękuję za odpowiedż .. siadam i kontempluję dalej :)
ja napisał
pragnienie pracy nie jest zlym pragnieniem
miriam napisał
to nie jest tekst o tym, że coś jest dobre a coś złe. to jest tekst o tym, że pewne pragnienia są stresogenne. jeśli pragniemy trwałości i stałości w świecie, w którym z natury wszystko jest nietrwałe i niestabilne – skazujemy się nas stres. jeśli, więc, pragniemy pracy, która będzie zawsze i to dokładnie taka, jaka nam pasuje pod każdym względem – jest to pragnienie nierealne i stresujące. Ponieważ temat jest zawiły – nie znając więcej szczegółów nie mogę odnieść się konkretniej.
DeathAngel napisał
Bzdety taborety…
There is NO fuckin WAY to overcome EGO
Tak więc:
Oszukujcie się dalej patałaszki…
Siebie samych, czy też siebie nawzajem, pac jest wart pałaca…
Sex i śmierć
Pozdrawiam
miriam napisał
Jest już tekst dokładnie na ten temat, więc może aż takimi patałaszkami nie jesteśmy ;)
http://bezego.com/2015/08/30/dlaczego-ego-to-nic-zlego-czyli-7-krokow-do-oswojenia-wlasnej-ciemnosci-2/
Dziękuję i też pozdrawiam!
pp napisał
Chodzi głównie o to by pozbyć się pragnień – to jest droga do szczęścia, by niczego nie pragnąć, bo to przynosi rozczarowania i generuje ból.
Wiem, że najlepiej jest starać się przyjmować życie takim jakie jest, ale wydaje mi się, że wmawianie sobie, że czegoś się nie chce, nie potrzebuje jest trochę jest bez sensu, to oszukiwanie samego siebie.
Jak ma się jakąś potrzebę nie da jej się tak po prostu unicestwić, można sobie to prostu wmawiać, że się tego nie chce, zagłuszać tą potrzebę, ale gdzieś nawet głęboko ukryta ona będzie.
Uważam, że prędzej trzeba nauczyć się radzenia sobie z rozczarowaniami, bólem, który już powstał. Nauczyć się umiejętności podnoszenia się po upadku. Bo uważam, że nie da się unikać upadków.
pp napisał
Powyższy artykuł dla mnie ma wydźwięk:
Jeśli czujesz że jesteś głodny, postaraj się nauczyć żyć bez jedzenia. Bo jak będziesz umieć funkcjonować nie jedząc, nie będziesz czuł głodu .
Nie można tak uogólniać i jednoznacznie wszystkiego traktować. To nie jest takie proste. Wszystko jest złożone i bardziej skomplikowane.
Są pragnienia, ale są również potrzeby. Nie należy ich mylić.
Nie da się pozbyć ludzkich potrzeb. Potrzeby akceptacji, bliskości, miłości, zrozumienia, posiadanie bliskiej osoby, przyjaciół, bezpieczeństwa itd.
Każda osoba jest też inna i ma nieco inne potrzeby i pragnienia.
Jedna osoba potrzebuje do szczęścia rodzinny, inna nie. Jedna potrzebuje stałego partnera, inna nie . Jedna chce dzieci , druga nie. itd.
Pragnień jakich teoretycznie można się pozbyć, to raczej pragnienia materialne. Można nauczyć się funkcjonować i być szczęśliwym nie mając pięknego domu, luksusowego samochodu itp.Jeśli ktoś takich rzeczy pragnie.
Można starać się nauczyć żyć bez kogoś, czegoś, postarać nauczyć się zaakceptować, czegoś czego się nie da zmienić.
To wszystko jest skomplikowane.
Chyba, że ktoś stanie się osobą bez wrażliwości, przywiązania, uczuć, nie będzie jej na niczym zależeć, bez marzeń.
Choć i taka osoba ma zapewne pragnienia, lecz skryte i raczej wątpię by była szczęśliwa. Uważam, że nie da się całkowicie wyzbyć potrzeb, pragnień. Chyba, że ktoś stanie się wręcz cyborgiem, ale i tak w głębi siebie będzie się oszukiwać.
Cierpienia z jakiegoś powodu się nie uniknie, ale trzeba nauczyć się sobie z nim radzić. Mimo wszystko starać się zmienić swoje życie na lepsze. Znaleźć motywację i siłę, mimo wszystko.
Starać się nauczyć cieszyć się z drobnych rzeczy i z tego co mamy.
pp napisał
Rozumiem, że autor chciał przekazać, że nie warto przejmować się, dołować, rozmyślać wciąż nad czymś czego się nie ma, a co chciałoby się mieć. Owszem to bez sensu, szczególnie jak nie mamy na coś wpływu. Lecz uporanie się z tym, nie oznacza zniknięcia danej potrzeby/ pragnienia. Można czegoś chcieć, a nie posiadanie tego, nie musi zawsze bezpośrednio wpływać na nasze samopoczucie.
Robert napisał
Zapragnięcie czegokolwiek powoduje odczucie braku tego czegoś = frustrację = cierpienie że się tego czegoś nie ma i strach że się to utraci w sytuacjach gdy nie ma sie kontaktu z tym czymś już zdobytym – więc jednak to zawsze wpływa bezpośrednio na nasze samopoczucie.
miriam napisał
Tekst jest o tym, że (1) pragnienie trwałości w świecie zmiennym oraz (2) szukanie szczęścia na zewnątrz siebie generuje stres. To wszystko :)
Tu jest tekst o tym, że są pragnienia, których nie można NIE spełniać. ;)
http://bezego.com/2015/02/01/pochwala-bycia-nie-milym-czyli-4-podstawowe-bledy-osob-pracujacych-nad-soba/
Łukasz napisał
Wspaniała jest prostota tego przesłania, że aż zdziwiony jestem że tak tym zachwycony jestem, do tego stopnia że musiałem się z tym podzielić :)
miriam napisał
hahaha dziękuję Łukasz :)
rcsp@wp.pl napisał
Brakuje mi tu kolejnego kroku do trwałego spokoju i szczęścia – pozbycia się pragnienia pozbycia się pragnień – no i chyba dalej – pozbycia się pragnienia pozbycia się pragnienia pozbycia się pragnień, itd. :-)
RM napisał
Dzięki za ten tekst. Mi on pomaga przetrwać uczucie którego nie powinno być = moja iluzja, taki bękart nie potrzebny nikomu łącznie z producentką tegoż. Męczy mnie to uczucie od ponad pół roku.. Stare kobiety (choć sama nia jestem ) powiedziałyby- bo jej jest za dobrze, za dobry mąż, dzieci odchowane, stabilizacja… Dziwne ale wraz z pojawieniem się tego uczucia = cierpieniem, przypadkowo wysłuchałam kiedyś wykładów Buddysty Ajahna Brahma. Słuchałam i słucham ich wielokrotnie. A potem trafiłam na Twoje teksty. I wykłady i teksty dają mi siłę do życia, do posklejania się z rozsypanych kawałków. To prawda, że aby pokonać ból trzeba go poznać , zrozumieć , popatrzyć na iluzję którą tworzę, to jest tylko moje wyobrażenie. Sytuacja jest może śmieszna- znajomość w biurowcu.. takie nagłe wzajemne zobaczenie się w trudnym dla mnie okresie życia… pytanie: czy pani pracuje tu od niedawna, nie już kilka lat… To samo pytanie ja też mogłam zadać, wcześniej nie było dla mnie nikogo..A teraz moje życie: w tygodniu czekam na to że wpadnie, pogada, przyniesie coś dobrego dla mnie, ja przyniosę coś dobrego dla niego, poza pracą oczekiwanie na telefon, na smsa, na wspólny wypad na koncert, na jazdę motorze (szał!!), na długie rozmowy o Bogu (!?- Ja ?). A przecież wiem , że nie chodzi o podryw , o romans, To ktoś , kto po przejściach, kto szuka stałego partnera. „Lubię cię” .. a ja pękam, rozsypuję się.. mój ból = moje nadmierne oczekiwania. „Lubię cię ” bo ma szacunek do mojego małżeństwa… . Sytuacja patowa.. po prostu bękart uczuciowy… Czekam , bo przecież wszystko mija i to mnie trzyma przy życiu. Dzięki jeszcze raz. Przemysliwuję ;)
miriam napisał
heh… trudna sytuacja… nie zapominaj o współczuciu sobie… pozdrawiam!
nikt89 napisał
Powiem wam, cierpię, ostatnio ćpałem i podczas tego ćpania zauważyłem że to wszystko moja wina nie czyjaś jak dotąd myślałem. Oczywiście nie polecem ćpać! Ale mnie to bardzo ułatwiło wgląd w samego siebie. Tekst bardzo dobry.
Miriam Babula napisał
Dziękuję za ten komentarz. Też wierzę, że nic nie jest czarno-białe :)
Jarek napisał
Dziękuję Ci i jestem Ci wdzięczny za to, że mogę skorzystać z Twojej wiedzy i mądrości. Kilka lat temu zainteresowałem się buddyzmem. „Teorią”. „Praktykę” rozpocząłem niedawno. Co prawda do „bardziej niedawna” teoria wydawała mi się praktyką, ale to już zupełnie inna historia. To dzięki wątpliwościom trafiłem na Twoją stronę. Pomyliłem sens życia z serem i krakersami. Szczerze, to nawet się za bardzo nie przejmuję. Ciesze się, że to zauważyłem. Bardzo mi w tym pomogłaś. Przeczytałem dzisiaj kilka Twoich artykułów z nadzieją „odnalezienia” rozwiązania bardzo skomplikowanego problemu. Wiedziałem, że czytając „odnajdę” rozwiązanie w „sobie”, ale nie spodziewałem się, że „zRozumienie” problemu z pomocą Czterech Szlachetnych Prawd (które wg mnie bardzo przystępnie objaśniłaś) będzie jak przywalenie sobie patelnią w tył głowy. Jeszcze raz dziękuję :) .
Miriam Babula napisał
Dziękuję Jarek. Fajnie, że mogłam pomóc ci odnaleźć rozwiązanie w sobie. Bo to jest najważniejsze. :) Pozdrawiam serdecznie!
xo napisał
Akrtykuł spoko, ale przy „manie wszystkich w dupie” złapałem się za głowę.
Miriam Babula napisał
:D
Michał K napisał
Coś pięknego.
Dawid Rozbicki napisał
Natrafilem dzis na Twoja strone szukajac powiedzmy sensu zycia. Wlasnie przeczytalem 4 artykul i czuje wrecz ekscytacje przed kolejnymi! To co piszesz jest niesamowicie proste, jest naturalne i chyba przez to mam wrażenie większość ludzi ignoruje takie podejście. Bardzo Ci za to dziękuję! Odkrywam siebie na nowo!
Miriam Babula napisał
Dziękuję Dawid za tak entuzjastyczny komentarz :) Bardzo się cieszę, że znalazłeś tutaj to, czego szukałeś :) Pozdrawiam mocno!