Jak wiedzą wszyscy medytujący, „tu i teraz” to adres, pod którym znajdziemy trwały spokój i szczęście. (Jeśli jesteś początkujący, w tym tekście dowiesz się też dlaczego tak jest.)
Czy może być lepsza nowina? Wystarczy się zatrzy…
Ale zaraz zaraz…! Mówimy o TYM tu i teraz? O tym tu i teraz, w którym jestem TU i TERAZ…?!! Wow! Mowy nie ma. Te tu i teraz jest do dupy!!! Nie mogę w nim przecież utknąć! Najpierw zrobię coś, żeby następne tu i teraz było zajebiste i WTEDY się w nim zatrzymam! Już na zawsze. Słowo harcerza. Jak babcię kocham. I bum cyk cyk.
Rzucamy się więc w wir planowania jak powinno wyglądać nasze życie, żeby warto było w nim utknąć. Potem podejmujemy mniej lub bardziej bolesne próby wcielenia planów w życie. A tu i teraz, czyli krainę niczym niezmąconego spokoju i szczęścia, wrzucamy do piwnicy i zamykamy na siedem kluczy.
Pytanie za 100 punktów brzmi:
Co dokładnie jest nie tak z bieżącym tu i teraz…?
Ponieważ jest to Najważniejsze Pytanie Twojego Życia, zrób sobie minutę przerwy i spróbuj odpowiedzieć na nie sam. Znajdź chociaż jedną rzecz, która nie pozwala ci się rozkoszować tym, co jest Tu i Teraz.
Jeśli na twojej liście znalazły się pozycje typu: wredna żona, popsuty samochód czy ogólna niesprawiedliwość dziejowa, to właśnie spisałeś sobie swoje iluzje. Co, oczywiście, jest świetnym pierwszym krokiem do uwolnienia się z nich.
Drugim jest uświadomienie sobie, dlaczego są to iluzje.
Ponieważ jesteś zajęty czytaniem tego tekstu, przypuszczam, że w tym momencie ani żona nie jest wredna ci nad uchem ani też nie dzieje się żadna niesprawiedliwość dziejowa, która wymaga twojej natychmiastowej uwagi. Samochód też pewnie stoi pod domem lub w serwisie, a nie trąbi na ciebie złośliwie zza kanapy.
Ergo, żadna z tych osób/rzeczy nie jest elementem twojego tu i teraz. A więc nie może cię w tej chwili męczyć. A skoro to nie one cię męczą, to co?
Prawda jest taka, że męczy nas jedynie to, co w tej chwili czujemy. Świat zewnętrzny jest ważny o tyle, o ile jego elementy generują w nas emocje. Jeśli są to emocje przyjemne, rzucamy się za owymi elementami w pogoń. Jeśli wręcz przeciwnie – bierzemy nogi za pas.
W ten szybki sposób dotarliśmy do podstawowego paradoksu nauk Wschodu:
Jedyną przyczyną nieszczęścia jest poszukiwanie szczęścia.
Ewentualnie:
Jedyną przyczyną niepokoju jest poszukiwanie spokoju.
(Nie podaję autorów, bo praktycznie każdy, którego znam, wcześniej czy później to stwierdza.)
To jest właśnie ten straszny cerber, który strzeże wejścia do błogiego Tu i Teraz: poczucie, że tu i teraz MUSIMY czuć spokój i szczęście. A skoro nie czujemy, to lepiej się wycofać i wrócić dopiero jak je znajdziemy.
Kłopot w tym, że nasz spokój i szczęście znajduje się dokładnie ZA Cerberem. Wycofywanie się, żeby odnaleźć je gdziekolwiek indziej tylko nas od spokoju i szczęścia oddala.
Jak przejść przez Cerbera?
Jedna z moich największych eurek wydarzyła się w dzień, w którym trzy sekundy po obudzeniu się stwierdziłam, że ZNOWU mam doła! Jak wiemy wszyscy, dół do przyjemności życia nie należy i medytujemy po to właśnie, aby go nie mieć. Zaczęłam się więc wkurzać. Medytuję i medytuję i gdzie ten obiecany spokój i szczęście? Tą głupią medytację to tylko o kant d… rozbić!!!
I nagle ni stąd ni zowąd pojawiła się myśl zgoła inna: A niby skąd przekonanie, że zostałam stworzona po to, żeby czuć tylko spokój i szczęście? Czy ja wiem po co tu w ogóle jestem? Może właśnie po to, żeby doświadczyć absolutnie każdego doła, jakiego umysł ludzki może doświadczyć?
I choć może się wydawać, że jest to najbardziej druzgocąca myśl jaka może się przytrafić, w rzeczywistości spadł mi w tamtym momencie gigantyczny kamień z serca. Wow! NIE MUSZĘ czuć szczęścia! MOGĘ czuć dół! Mogę czuć smutek i przygnębienie. Mogę mieć nawet poczucie porażki, bezradności i głupoty własnej. Bo niby dlaczego nie? Te emocje są przecież ogromną częścią mojej rzeczywistości. Po co udawać, że ich nie ma?
To tak jakbym mieszkała w zamku o 100 komnatach i miała zakaz zaglądania do 50 z nich pod karą śmierci! Naturalnym efektem jest wieczny podskórny stres, nawet gdy się do nich nie zbliżam. Rety! Mam tyle do nadrobienia! Tyle do zinwestygowania, obejrzenia, doświadczenia! Usiadłam więc, aby do woli podoświadczać sobie tego doła. Kłopot był jeden: w międzyczasie… dół rozpłynął się w niebycie i ślad po nim nie został.
Przestań się wysilać. Wtedy nastąpi transformacja.
Powiedział mistrz taoizmu – Chuang Tsu. Dotyczy to również wysiłków, aby poczuć spokój i szczęście.
Szczęście vs przyjemność
Wschodni paradoks szczęścia zasadza się na tym, że ego rozumie szczęście w kategoriach dualistycznych, czyli jako stan, w którym podzieliliśmy emocje na przyjemne i nieprzyjemne i odczuwamy tylko te pierwsze.
Tyle, że to po prostu niemożliwe. Każda przyjemność jest podszyta bólem. Jeśli przyjemność sprawia nam obecność określonej osoby, jej nieobecność sprawi nam ból. Jeśli przyjemność sprawia nam cudzy zachwyt naszym geniuszem – pogarda i lekceważenie sprawi nam ból. Jeśli przyjemność sprawia nam „brak doła”, jego pojawienie się sprawi nam ból. Pogoń za przyjemnością automatycznie otwiera nas na ból jej niedoścignięcia lub utraty.
Umysł, który cały czas szuka przyjemności musi natknąć się na jej cień – ból. Nie można ich rozdzielić, choć gonimy przyjemność i uciekamy przed bólem.
Jiddu Krishnamurti
Szczęście i spokój pojawia się spontanicznie, gdy wychodzimy z tego błędnego koła. Zarzucamy dualistyczny nawyk dzielenia emocji i elementów świata na „przyjemne” i „nieprzyjemne”. Przestajemy gonić za jednymi oraz uciekać przed drugimi. Czyli gdy… zatrzymujemy się w tym, co jest tu i teraz. I pozwalamy sobie odczuwać i doświadczać wszystkiego, co akurat znajduje się w naszym polu świadomości.
Jak to zrobić?
Na początek wystarczy odkryć…
Jak smakuje smutek?
Czyli jeśli czujemy smutek, puszczamy nierealne oczekiwanie: „Powinnam w tej chwili czuć spokój i szczęście” (no bo w tej chwili tego nie czuję!) i zaczynamy przyglądać się temu, co w tej chwili w nas jest.
Jeśli akurat jest w nas smutek, to obserwujemy smutek. Wychodzimy poza poziom werbalny, czyli przestajemy się skupiać na słowie SMUTEK, które obija się nam w głowie i zaczynamy obserwować doznania, pod tym słowem się kryjące. Skąd wiesz, że to właśnie smutek? Po czym go rozpoznajesz?
Jeśli czujemy, że smutek jest nieprzyjemny – obserwujemy po czym rozpoznajemy „nieprzyjemność”. Co dokładnie musi się w nas pojawić, żeby niektóre odczucia zakwalifikować jako „przyjemne”, a inne jako „nieprzyjemne”? Jeśli dobrze zbadamy poczucie „nieprzyjemności”, zobaczymy, że odczucie jak odczucie. Trochę napięcia tu, trochę tam, płytszy oddech. Wow! I to od tego uciekam całe życie?!!
Medytacja polega na zamianie stanu:
na stan:
Uwaga! Ten styl medytowania jest zarezerwowany dla osób bardziej zaawansowanych.Jeśli jesteś początkujący i czujesz, że tuż za rogiem czai się miażdżący ból, panika albo dzika galopada myśli, lepiej faktycznie się wycofać i zacząć od uwalniania się z nierealnych oczekiwań produkujących te „nieprzyjemne” stany. Więcej przeczytasz tutaj.
A ponieważ ego nie śpi, na koniec wyjaśnienie dwóch wątpliwości, które ego wcześniej czy później podniesie:
(1) Jak pozwolę sobie czuć smutek, to nigdy się z niego nie wygramolę!
Nieprawda. To walka z emocjami nie pozwala im odejść. Jeśli pozwalamy im być – pobędą trochę, a potem pójdą sobie dalej. Emocje są niezwykle ulotne. Co chwila pojawia się inna. Sprawdź sama.
(2) Jak pozwolę sobie czuć wszystko co czuję to w godzinę wyduszę pół miasta!
Nieprawda. Duszenie bliźnich jest efektem BRAKU akceptacji dla emocji, które w nas powstają. Skoro:
(1) nie powinnam czuć nienawiści i
(2) czuję ją przez ciebie, to
(3) trzeba cię zetrzeć z powierzchni planety!
Jeśli znika punkt 1, znika też i punkt 3. (Oczywiście, punkt 3 znika również, gdy przestajemy obwiniać innych o swoje emocje, ale dzisiejszy tekst jest tylko o numero uno ;))
Jednakowoż, dopóki punkty (1) i (2) trzymają się mocno, a pracujesz w elektrowni jądrowej tuż obok przycisku BIG BANG 2, zrób nam wszystkim przysługę i pierwsze kroki w medytacji stawiaj w domu, zaczynając od emocji prostszych, czyli smutku, czy przygnębienia. Oraz – na wszelki wypadek – zaryglowany od zewnątrz. ;)
***
Jakiś czas temu zamieściłam na FB inny cytat J. Krishnamurtiego, który okazał się najbardziej popularny ze wszystkich:
Umiejętność obserwowania bez oceniania jest najwyższą formą inteligencji.
Warto pamiętać, że słowa te odnoszą się też do naszych emocji.
Przemo napisał
piękne! Karl Renz powiedział „nigdy nie będziesz szczęśliwy- to dobra wiadomość- pomyśl, co za ulga!”. Nie wiem, czemu ale Twój tekst mi o tym przypomniał, to chyba jest ten „święty spokój” :)
Anita Janecka-Mazurkiewicz napisał
Obserwacja tego, co się w nas pojawia pomaga dostrzec zjawiskowość zdarzeń, uczuć i emocji. Widzi się wtedy falowanie zdarzeń. Akceptacja tego co jest i brak reakcji stwarza pewien dystans pomiędzy tym co zjawiskowe i ulotne, a sednem własnej istoty. Walka czy opór karmi urojonego wroga.
becia13 napisał
Właśnie jestem w trakcie cholernego uczucia złości na 'kogoś’ – czy aby na pewno na 'kogoś’ czy ten 'ktoś’ nie pomógł mi wyciągnąć na wierzch tego co już było we mnie .Czy nie powinnam podziękować za taką możliwość wywalenia tej emocji ?Ale myśli mówią zupełnie coś innego to on jest winien , tam patrz 'zabij go’
to on ci to zrobił.Siedzę z tym uczuciem i sobie na nie patrzę , gdy myśl nie podjudza tego , albo im inie wierzę , to rzeczywiście to tylko takie małe ściśnięcie w okolicy serca , da się z tym żyć :)
Mateusz Brzostowski napisał
– Eh, jak bardzo chciałabym być szczęśliwa
– To bądź!
Mirosław Chlebowski napisał
Cieszę się, że trafiłem na ten blog :) Gratuluję i cieszę się, że coraz więcej osób się BUDZI. Pozdrawiam Serdecznie
Mirosław Chlebowski napisał
Jestem zachwycony tym co i jak piszesz a tak naprawdę zawartą w tym ŚWIADOMOŚCIĄ – CISZĄ, jakbym czytał i słuchał samego siebie :) Umysł nie może pojąć, przyswoić, że nie trzeba się szamotać, walczyć i jak piszesz ciągle biegać za tzw. pozytywnym a odpychać wszystko co ego w danej chwili traktuje jako tzw. negatywne. A ŻYCIE JEST CAŁOŚCIĄ :) więc „konsumujmy” go w CAŁOŚCI, nie oceniając i nie przyklejając żadnych łatek na kimkolwiek czy czymkolwiek. Raz jeszcze dziękuję :)
MiB napisał
świetny tekst :) Ja wczoraj akurat znalazłem coś takiego:
http://www.youtube.com/watch?v=HNkMTwFGTpA
Temat ten sam… Troszkę inaczej ujęty :)
Pozdrawiam
zestresowanyizdolowany napisał
Bardzo trafne ujęcie tematu opisanego w poście!
zestresowanyizdolowany napisał
Nie jestem w 100% w tematyce bloga, ale poruszył mnie temat bycia w stanie „teraz”. Dotarło do mnie, że 2/3 godzin spędzonych przeze mnie w depresyjno-lękowym maraźmie dotyczy dnia, który ma nastąpić. 1/3 tego czasu dotyczy dnia, który minął.
Lęk przed jutrem pojawia się, ponieważ WIEM, co się wydarzy. To czyni ze mnie proroka, prawda? A jednak trwam w przekonaniu o swoim jasnowidztwie, ponieważ od kiedy podjąłem stałą pracę, każdy dzień zaczął przypominać poprzedni. I tak od trzech lat powtarzam sobie: „Jutro będzie to samo”, „Jutro dostanę za coś ochrzan”, „Jutro coś się wykrzaczy”. I w sumie to się spełnia, tak mocno zaklinam rzeczywistość. Co ciekawe, dopiero rutyna zaczęła kształtować we mnie taką postawę. Pracując w systemie zmianowym, raz dłużej, raz krócej, nie ośmieliłem się powiedzieć „Jutro będzie to samo”. Byłem bardziej świadom szczegółów świata, który mnie otaczał. Czułem i widziałem więcej. Wpisy ze starego bloga tchnęły optymizmem w przeciwieństwie do obecnego. Teraz to dostrzegam.
Druga sprawa to przeszłość. Powiada się, że w 90% tylko my zauważamy swoją gafę lub pamiętamy o swoich potknięciach. A skoro nikt poza nami tego nie roztrząsa, to po co ciągnąć za sobą smrodek przykrego tematu, skoro zwykle nie wpływa na rzeczywistość, czyli moment, w którym skrobię ten komentarz?
Moje spostrzeżenia nie są na pewno zbyt uniosłe, ale dla mnie dość cenne. Rutyna i dwa nierealne (bo w umyśle) stany: przeszłość (wspomnienia) i przyszłość (wyobraźnia). Być może to wszystko jest moim Cerberem.
margo0307 napisał
„…To tak jakbym mieszkała w zamku o 100 komnatach i miała zakaz zaglądania do 50 z nich pod karą śmierci!…”
Dziękuję pięknie za wspaniały i wartościowy wpis :)
terraustralis napisał
Reblogged this on Terraustralis's Blog.
Sylwia napisał
Droga Bez Ego, dziekuje za nowy post, przeczytalam wszystkie poprzednie, czekam na nastepne. Od 17 lat praktykuje buddyzm a ty stalas sie moim swiezym wiatrem. Dziekuje Ci za to.
Co do obecnego wpisu, wydaje mi sie, ze cierpienie porownujemy do bolu fizycznego w tym sensie, ze interpretujemy bol jako znak, ze cos jest z naszym cialem nie tak i trzeba sie tym zajac, zeby moglo funkcjonowac nadal skutecznie. Cierpienie byloby tu bolem psychicznym. Jasne, zlamanej nogi nie mozna obserwowac dopoki bol nie zniknie, bo jesli sie ktos nia nie zajmie profesjonalnie, byc moze nie bedziemy mogli juz wiecej biegac. Co innego z pryszczem na nosie, niektorzy mowia zeby wyciskac, i po bolu, inni ze nie daj boze. Znowu inna historia, ze cialo sie starzeje i slabnie tak czy owak, a dusza… niewiadomo tak dokladnie ;) Mowimy jednak o stanach psychicznych, ktore ze tak powiem, nie zawsze sa odbierane jako tak realne jak fizyczny bol, choc po czesci np. niektore depresje sa uwarunkowane wahaniami hormonalnymi itd., czyli maja przyczyne czysto fizyczna.
Stad mysle wychodzimy z zalozenia, ze stan rownowagi psychicznej jest stanem wyjsciowym do skutecznego funkcjonowana. Jego wahan jak euforia, egzaltacja, obojetnosc, czy depresja nie odbieramy naturalnie w ten sam sposob przychylnie, ale zastanawiam sie w tym kontekscie, czy cierpienie nie jest znakiem, ze cos jednak jest do naprawienia w naszej psychice, ze mozna cos ulepszyc, moze w naszym zrozumieniu swiata, ze jest znamionem jakiegos bledu w odbieraniu rzeczywistowci.
Budda powiedzial: jest cierpienie, i sa sciezki prowadzace do uwolnienia od niego. Z tego co zrozumialam z twojego tekstu, byloby to w twoim zrozumieniu: obserwowac je i odczekac, zaakceptowac? Pozwolic sie jemu dotknac i pozwolic w ten sposob na jego naturalna transformacje? Ale w co? Czy tez po prostu pozwolic sie jemu przenikac i zaakceptowac to jak zimne fale w morzu, obok tych cieplejszych?
Takie dygresje w mojej obecnej nielatwej sytuacji. Czy jest to jakas nauka dla mnie, ze znalazlam sie w tej sytuacji, czy cos ze mna nie dziala, co powinno, skoro sie tu znalazlam, czy to minie i nie wroci jak sie tej lekcji naucze, czy bedzie wracac, bo nie przemyslalam i zrozumialam tego do konca? Czy tez… powinnam sie odprezyc, takie jest zycie, sytuacje przychodza i odchodza, a jesli na to pozwole i zaufam swojej inteligencji czy intuicji, ktore w naturany sposob wyciagna z tego jakies wnioski, i nie bede sie szarpac w tunelach myslowych znaczen, to tym predzej znajde sie znowu na prostej (naprzeciw nowego wyzwania;)?
A skoro juz pisze do Ciebie, droga Bez Ego, nurtuje mnie jeszcze jedno pytanie: czy inni ludzie maja latwiejsze, prostsze zycia? A jesli tak to dlaczego? (Pomijajac karmiczne przypadlosci)
Pozdrawiam serdecznie, i pewnie nie szybko do zobaczenia, ale moze kiedys :), choc mam nadzieje, ze do szybszego uslyszenia!
miriam napisał
Hej Sylwia. Ja też dziękuję. Cieszę się, że ci się podoba.
Zadajesz złożone pytania, na które nie sposób odpowiedzieć w komentarzu. Więc w skrócie jest tak, że są dwa style medytacji: via negativa – polegająca na odrzucaniu wszystkich iluzji, które powodują ból i via positiva – polegająca na akceptacji tego co jest tu i teraz, jeśli akurat jest ból, to ból też. Większość tego bloga opisuje via negativę, ponieważ jest logiczna i werbowalna. Ten tekst wyjątkowo opisuje via positivę. Ale są to dwa równoważne i komplementarne style. I wybiera się ten, który wydaje się bardziej naturalny w danym momencie.
Z tego powodu na twoje pytanie
„Czy jest to jakas nauka dla mnie, ze znalazlam sie w tej sytuacji, czy cos ze mna nie dziala, co powinno, skoro sie tu znalazlam, czy to minie i nie wroci jak sie tej lekcji naucze, czy bedzie wracac, bo nie przemyslalam i zrozumialam tego do konca? Czy tez… powinnam sie odprezyc, takie jest zycie, sytuacje przychodza i odchodza, a jesli na to pozwole i zaufam swojej inteligencji czy intuicji, ktore w naturany sposob wyciagna z tego jakies wnioski, i nie bede sie szarpac w tunelach myslowych znaczen, to tym predzej znajde sie znowu na prostej”
można odpowiedzieć, że i tak i tak jest dobrze. Pierwsze to via negativa. Drugie to via positiva. Choć z mojej praktyki wynika, że im bardziej szarpiące emocje, tym lepiej sprawdza się ta pierwsza :) Z drugiej strony, zawsze jest tu i tak element positivy – gdyż żeby przepracować iluzje, musimy zaakceptować, że mamy określone emocje, przez te iluzje wygenerowane. Nie wiem, czy to choć odrobinę odpowiada na twoje pytanie…?
Jeśli chodzi o łatwiejsze życia innych, to nie znam ani jednej osoby, która twierdzi (szczerze :)) że nic jej nie boli. Dlaczego skala doświadczanego bólu jest jednak inna, nie wiem. Możliwe, że dlatego aby uwolnić nas z iluzji, że „życie powinno być sprawiedliwe” ;)
Ja też pozdrawiam i, w takim razie, do usłyszenia :)
Sylwia napisał
W uproszczeniu chodzilo mi wlasnie o to, czy cierpienie zneutrealizowac z tej, czy z drugiej strony. Dobrze, ze z obu dziala ;) Przyszlo mi tez do glowy po twojej odpowiedzi, ze moje jest takze natury emocjonalnej, choc bylam przeswiadczona, ze jest stabilne i konkretne (bo jesli np. ukradli ci portfel itd, to tez w sumie bolesna jest ta strata tylko w twojej glowie, jakby nie bylo, bo konto cie na pewno nie bedzie bolec, ani przyslowiowa kieszen ciepiec;) A jesli chodzi o wzmianke o ludziach bardziej od innych zadowolonych, to niektorzy mowia o samodyscyplinie, inni o wierze, co ich wzmacnia, nie wiem, umysl poszukuje rozwiazan, kiedy ich potrzebuje, stad te moje dywagacje.
miriam napisał
Tak. Działa z obu. A jeśli chodzi o ludzi autentycznie bardziej zadowolonych z życia to posiadają oni rzadką umiejętność nie brania osobiście wydarzeń wokół nich. Opanowanie tej umiejętności to właśnie cel medytacji.
sylwia napisał
Doszlam do wniosku, ze cierpienie rosnie wprostproporcjonalnie do ego. A do tematu tego artuykulu moge polecic wlasnie czytana ksiazke Eckarta Tolle: Potega Terazniejszosci.
miriam napisał
Bardzo słuszny wniosek. I też bardzo lubię Tollego. Zwłaszcza jego wykłady są świetne – ma fajne poczucie humoru :)
lewap napisał
Co się stanie jeśli jakimś cudem, nieprzygotowany do tego zdołałbym przez miesiąc na przykład WSZYSTKIE dosłownie emocje, nawet najbardziej okropne, źródłowe, obserwować ?
miriam napisał
poczujesz niczym nie zmącony spokój :)
lewap napisał
a jesli załóżmy nie znałbym żadnych technik uwalniania emocji, medytacji itd. czy rzeczywiście sama obserwacja załóżmy[x2] wszystkich emocji, bez ucieczek, wchodzenia w nie, moze wystarczyć ? nawet w przypadku traum, stresu? ale jak napisałem – przy założeniu, że obserwuje sie wszystko. Dosłownie. Przez np. miesiac. Nawet jak dotkne najnajnajbardziej źródłowej i bolesnej emocji. To mój 'cel’. gra chyva warta świeczki. W sumie nawet uciekajac w nawyk, nałogi można przy okazji pobyc z emocja..
miriam napisał
tak. wystarczy. jednak jest to bardzo trudne. obserwacja to tak naprawdę niewzruszona akceptacja tego, co jest, czyli wolność od wszystkich przekonań jak świat powinien wyglądać. dawaj znać jak ci idzie.
lewap napisał
Rozumiem.. z tego co sie orientuje medytacja może pomóc znosic to wszystko, można tez oczyścić sobie za czasu droge kwestionujac przekonania. Mi niestety wyobraźnia z nieznanych przyczyn nie działa, totalna ciemność przy zamknietych oczach, dlatego zmuszony jestem „tylko” obserwować, no może jeszcxe medytacje rozpoczne. Innych technik za bardzo nie znam. Najbardziej odpowiadajaca mi metode do uwalniania od przekonan(the work) musze odrzucic. bo nie widze obrazów i nie moge wiec powrócic do danej sytuacji w wyobraźni. Niestety :) postaram sie z obserwacji zrobic tymczasowo cel. To pewnie niewskazane, ale spróbuję wszystko przetrzymać. obserwuje wszystkie neg stany>to odchodzi > przypuszczalnie emanuje pozytywniejsza energia z dnia na dzien>przyciagam wiecej dobrych rzeczy. Taki mam cel, moze pomoże, inaczej zwyczajnie wchodze w emocje..
miriam napisał
ja bym powiedziała, że brak wyobraźni to ogromne szczęście, a nie pech :) wszystkie nasze nierealne oczekiwania, które niszczą spokój i samo-akceptację są w wyobraźni właśnie, a celem medytacji jest widzenie rzeczy takich, jakimi są – czyli odrzucenie własnych wyobrażeń na ich temat. obserwacja tego, co jest to właśnie ćwiczenie w odrzuceniu wyobrażeń.
lewap napisał
Miałem na myśli wizualizacje, zamykam oczy, bez wysiłku staram sie cos stworzyć i nic. albo obrazy sie nakładaja, albo dodatkowo ciemność. Jakość moich obrazów i ich jasność oceniam na 0,5/100. Jest baaardzo tragicznie. Dla mnie to ważne, bo chce robic the work, obrazy przy nauce j.obcego itp.
miriam napisał
niestety nie wiem nic o „the work” i nie jestem w stanie pomóc. ale może to po prostu nie jest odpowiednia forma pracy dla ciebie i warto poszukać innej – niewymagającej wizualizacji…?
Daniel napisał
A ja mam wrażenie, że wielu z nas błędnie rozumie koncepcję „Tu i teraz”.
Bycie w Tu i teraz odbieram jako głęboki stan wyciszenia, bezwarunkowej akceptacji, wyciszenia, nieoceaniania.
Zamiast tego niektórzy interpretuja go powierzchownie jako „carpe diem”, „yolo” cieszac sie przelotna chwila, fruwajacym ptaszkiem, powiewem wiatru.
miriam napisał
o! to świetny pomysł na tekst. dzięki! :)