Ale przecież jest zupełnie odwrotnie!
Im więcej wiem, tym lepiej to o mnie świadczy!
Jeśli wyznajesz tę zasadę, mam dobrą wiadomość:
Wystarczy ją odrzucić, żeby pokochać siebie jak nigdy dotąd.
Podstawowa relacja między wiedzą a samooceną jest bowiem następująca:
Jeśli wiesz jak powinni się zachowywać ludzie w sytuacji, w której bierzesz udział, twoja samoocena za chwilę zbierze baty.
Oscylujemy między dwoma odmianami tej zasady.
Odmiana nr 1: Twoja samoocena ląduje na twarzy od razu
Miałam niegdyś przełożoną, którą prześladował wstręt do chwalenia kogokolwiek innego niż siebie. Miała też trzy pasje:
(1) wydawanie sprzecznych poleceń, co dawało jej powód do opierdolenia mnie bez względu na to, co zrobiłam,
(2) przedstawiania moich pomysłów jako swoje, o ile spodobały się prezesowi oraz
(3) przedstawiania swoich pomysłów jako moje, o ile się nie spodobały (wyjawiała dane osobowe twórcy po usłyszeniu ww. opinii).
Ponieważ WIEDZIAŁAM, że szef powinien być sprawiedliwy i dbać o morale zespołu, po incydentach tego typu atakowały mnie czasem burze myśli typu:
Dlaczego ona tak się zachowuje? Dlaczego tak bezczelnie łamie zasady? Co jest ze mną nie tak, że nie jest jej przy mnie głupio?
Plask! Moja samoocena już leżała omdlona.
NB: zauważyłeś jak sprytnie przetłumaczyłam sobie cudze zachowanie na własną nieudolność? Jeśli wiemy na 100% jak powinni zachowywać się ludzie a przy nas tego nie robią – powód może być tylko jeden: coś jest nie tak z nami.
Odmiana nr 2: Twoja samoocena najpierw wylatuje w kosmos a potem zawraca i rozbija się przy lądowaniu
Czasem jednakowoż incydenty tego typu traktowałam jako dowód własnej wyższości nad pchłą, która nie wie jak powinien się zachowywać szef i stosuje tak niskie zagrania.
W życiu bym się tak nie zachowała! Ja to jestem porządny człowiek, nie taka łajza jak ona! (Gdybyś siedział przy oknie mojej rakiety mógłbyś pomachać do mijanego właśnie Marsa.)
Ale chwila… chwila… (Rakieta zwalnia.)
Skoro jestem od niej lepsza, to POWINNAM UMIEĆ ją przekonać do mojego zdania. (Rakieta zawraca).
O Boże co jest ze mną nie tak, że nie potrafię tego zrobić? Dlaczego nie potrafię przekonać innych do jedynego słusznego postępowania?!?!? Jestem idiotką czy jak?!!! (BAM!!! Moja rakieta roztrzaskuje się o powierzchnię Ziemi!)
Kłopot polegał na tym, że przywiązywałam samoocenę do rzeczy, na którą w rzeczywistości nie miałam najmniejszego wpływu.
W języku Wschodu stan ten nazywa się „żywieniem nierealnych oczekiwań wobec świata”.
Bo czy faktycznie szefowie zachowują się tak, jak WIEDZIAŁAM, że powinni?
Ile słyszałam historii o podłych szefach? Sto? Tysiąc? Jak się dobrze zastanowić, dobry szef to wyjątek od zasady, a nie norma.
A ja tu wpadam w samobiczowanie, bo trafiłam na typowego przedstawiciela gatunku!
Jak szybko ocucić omdloną (skleić rozbitą) samoocenę?
Pierwszym krokiem jest skrupulatne przeanalizowanie, czy „wiedza” na temat cudzego zachowania nie nosi znamion nierealnych oczekiwań. Sygnałem, że nosi jest małe słówko „powinni”.
Ludzie powinni być uprzejmi!
Ludzie nie powinni być głupi!
Ludzie powinni zachowywać się jak kontrolowane przeze mnie zombie!
Drugim jest zastanowienie się nad własnymi priorytetami. Mamy do wyboru: spokój albo walkę o bardziej uprzejmą, punktualną, poddaną ci ludzkość.
Jeśli podejmujemy świadomą decyzję, że celem naszego życia jest to drugie, godzimy się od razu z myślą, że nie zaznamy nawet sekundy spokoju. W swojej nieskończonej dobroci, świat będzie nam co chwila podsyłał gagatków nie spełniających naszych nierealnych oczekiwań, żeby nas z naszych iluzji uwolnić. Jeśli mimo to będziemy się tych oczekiwań uparcie trzymać, nasza samoocena będzie wykonywać akrobacje opisane powyżej.
Jeśli jednak najbardziej na świecie zależy nam na spokoju i stabilnej samoocenie, jedynym sposobem na ich uzyskanie jest przyjęcie do wiadomości, że ludzie są różni, a my nie mamy na to wpływu. Więcej na ten temat przeczytasz w Jak zachować spokój na drodze?
Warto też zadać sobie pytania pomocnicze:
Czy aby na pewno wiem po co są na tym świecie inni ludzie? Wiem jakie są ich życiowe cele, potrzeby, lęki, traumy? Czy mogę dopuścić, że inne niż moje…? Jakby mi się żyło, gdybym taką ewentualność dopuściła? Spokojniej…? Na większym luzie…?
Na przykład, mi znacznie ulżyło, gdy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo moja szefowa musi się bać przyznać do błędu, skoro stosuje tak desperackie zagrania. Jakim koszmarem musi być życie, gdy wszystkich traktuje się jako potencjalne zagrożenie dla własnej pozycji zawodowej…
* * *
Podstawowym wymogiem zdrowej samooceny jest wolność od nierealnych oczekiwań i akceptacja cudzej odmienności.
Jeśli więc chcesz trwać w dobrym samopoczuciu, próbuj zidentyfikować i uwolnić się ze swojego nierealnego oczekiwania za każdym razem, gdy świat zsyła ci gagatka innego niż ty. Traktuj to jak test na własną otwartość na rozmaitość form jaką przybiera kosmos, a nie jak test na ile panujesz nad sytuacją.
NB: Praktykę najlepiej zacząć od osób nam obcych, ponieważ oczekiwania wobec nich są najsłabsze. Dopóki drażnią nas taksówkarze i kelnerzy nie ma co zabierać się za bliskich. Na nich wywracają się najlepsi ;).
Zdjęcia: shehannahgans
Perspektivenlogik napisał
Gagatki na Marsa!
Perspektivenlogik napisał
Pakuj manatki, lecimy na Marsa.
Rakieta jest. ja organizuję prowiant,
Kto jeszcze leci?
Gagatek
vannzaw napisał
fakt faktem że jeśli nie mamy kosmicznych wymagań co do siebie to nie musimy w ten kosmos startować i do niego dolatywać aby czuć się dobrze, wybujałe marzenia i zbyt wielkie chęci zabijają!
Gaiamea napisał
Jak to zastosować w relacji z dzieckiem? Jako matka, czy nie mam obowiazku oczekiwac, wymagac? Oczywiscie i tak mi sie nie udaje z moja nastolatka, czuje porazke, ze zle kierowalam, ie dalam przykladu…I cierpie jak ona malo spi, nie uczy sie…Help!!!
jutele napisał
Wyobraz sobie, ze wlasnie nie masz OBOWIAZKU oczekiwac ani wymagac. To tylko Twoj wybor ;-) a wywieranie presji na corce powoduje w niej jeszcze wieksza chec ucieczki… w sumie nie dziwie sie. Coz, taki etap, wszyscy go przeszlismy. Jako matka obecnego osmiolatka, sama juz teraz probuje „uzbroic sie” w wiedze i umiejetnosci ktore beda przydatne w nadchodzacym nieuchronnie trudnym okresie… Trzymam kciuki z Ciebie i Corke :-)
doota napisał
ale czyt o „trwanie w dobrym samopoczuciu” ejst naprawde taka nadrzedna wartoscia?
bo jesli tak, to ludzie, ktorzy walcza z nieuczciwoscia tego swiata sa goniacymi za iluzja.
Prawda jest taka, ze wielu ludzi wie, ze to w co wierza jest iluzja, utopia, ale nie uwarzaja innej drogi za wlasciwa, bo to oznaczaloby np. pozwolenie na wykorzystywanie tym ktorzy maja troche wladzy i jeszcze mniej w glowie.
miriam napisał
walka z nieuczciwością nie musi oznaczać braku dobrego samopoczucia.
Evry napisał
Czy kiedy uznałaś że twoja szefowa ma w sobie wielki strach oraz że straszne jest to jej życie w ciągłym napięciu, to czy twoje poczucie wartosci nie wzroslo? Lub przynajmniej nie ustabilizowalo sie? Uwazasz to za ok?
miriam napisał
Rozumiem to jako pytanie o to, czy moje poczucie wartości nie wzrosło, bo poczułam się od niej lepsza? Nie chodzi o porównywanie się, tylko o zarzucenie nawyku traktowania cudzego zachowania osobiście. Celem pracy nad sobą jest uniezależnienie poczucia wartości od cudzych zachowań. A żeby to zobaczyć, trzeba ujrzeć prawdziwy powód tego zachowania.
Marek napisał
Świetny tekst, a szczególnie podoba mi się rada końcowa o taksówkarzach, kelnerach i bliskich. Doszedłem wreszcie do etapu nieoczekiwania od domowników i jest mi teraz lekko, jak nigdy. Im także. Ludzi będącymi na etapie polityków, kelnerów i taksówkarzy unikam, jak ognia :)
Dzięki za Twoją pracę Miriam.
Marek napisał
errata: będącymi=bedących
Miriam Babula napisał
Dzięki Marek. Nieoczekiwanie od domowników to jest rzeczywiście coś :)