Nic nie psuje relacji szybciej niż zła komunikacja.
Jeśli przecież nie umiemy:
- poinformować o swoich potrzebach, granicach,
- podzielić się tym, co wiemy, czujemy,
- wysłuchać drugiej strony,
…wszystkie nasze przyjaźnie, związki i relacje służbowe będą pełne niewyrażonego żalu i złości. A w końcu i agresji.
Często jednak kłopot nie wynika z tego, że komunikować się nie umiemy. Tylko z tego, że z tej umiejętności nie korzystamy. Bo… nie akceptujemy podstawowego faktu z życia każdego Homo Sapiensa.
Jaki to fakt, 3 powody, dla których tak ciężko się z nim pogodzić oraz jak sobie z tym radzić – w dzisiejszym tekście.
Zacznijmy od małego testu
Spójrz na poniższy obrazek i opisz go przynajmniej w 2-3 zdaniach. Tylko naprawdę to zrób. Bez tego nie ma co czytać dalej ;)
Jeśli to uczyniłeś, czas na pytanie za 100 punktów:
Ile osób opisałoby ten obrazek tak samo jak ty? Ile wychwyciłoby te same szczegóły? Powiedziałoby o nich w tej samej kolejności? Użyłoby tych samych słów do opisania tych samych kolorów i kształtów?
Pewnie niewiele.
A co dopiero, gdybyśmy mieli wszyscy opowiedzieć nie to, co widzimy, ale co ten obrazek dla nas znaczy…?
Nastąpiłby pewnie zamęt godny budowniczych Wieży Babel!
Niestety, jesteśmy dokładnie w tej sytuacji za każdym razem, gdy się z kimś komunikujemy.
A jakość naszej komunikacji zależy od naszej postawy wobec tego faktu. Czyli czy:
- akceptujemy go i komunikując się z innymi bierzemy poprawkę na to, że wszyscy nie tylko postrzegamy rzeczywistość nieco inaczej, ale też używamy nieco innych słów na opisanie tych samych rzeczy?
- obrażamy się na wszystkich, którzy mają czelność widzieć co innego niż my! I – co gorsza – otwarcie to werbalizują! Chamy i idioci! Nie będę tracił na nich czasu!
Wybranie opcji nr 2 powoduje, że nasza komunikacja staje się… hmm… no cóż… troszeczkę mniej efektywna niż gdybyśmy wybrali nr 1.
Niestety, wszystkim nam zdarza się właśnie tą drugą opcję wybrać.
Powody są trzy:
Powód nr 1: czerpiemy poczucie wartości z naszych poglądów
Zazwyczaj nieuświadomiony proces myślowy wygląda tu tak:
No ja to jestem genialna! Widzę wszystkie nieciągłości logiczne, kłamstwa i manipulacje, których inni nie widzą. Należy mi się z tego powodu medal i pomnik na głównym placu miasta! A przynajmniej ogólna cześć i szacunek!
Warto się wsłuchać w siebie i ten głos odnaleźć. Bo – jak wszyscy wiemy – kontroluje nas jedynie to, co nieuświadomione.
A teraz poczuj napięcie, jakie się pojawia, gdy ktoś śmie tej czci i szacunku nie okazać:
Skąd się bierze to napięcie?
Stąd, że utożsamiamy się z własnymi poglądami. Że wierzymy, że skoro ktoś ma inne, to ma nas za idiotów.
W rzeczywistości najlepsze relacje to takie, w których dochodzi do zderzeń poglądów. To dzięki nim leczymy się z egocentryzmu i poszerzamy swoją perspektywę.
I tu przypomina mi się mały incydent sprzed wielu lat, kiedy wybrałyśmy się z przyjaciółką do kina na „Pachnidło”. Po pięciu minutach byłam obezwładniona banalnością historii i opadły mi ręce. Już się zaczęłam zastanawiać, co tu zrobić z tym fantem, gdy nagle dostrzegłam piękno samych zdjęć. Zignorowałam więc rozwój akcji i siedziałam oczarowana – o ile dobrze pamiętam – pięknem wijących się robali i gnijących szczurów.
Po wyjściu z sali oznajmiłam: jezu! film beznadziejny jak cię mogę! tylko zdjęcia takie pięęęęękne. W tym samym momencie moja przyjaciółka westchnęła: rety, jaki zajebisty film, tylko te zdjęcia o-hyd-ne!
Tu nastąpiła milisekunda obopólnej konsternacji. Po której popłakałyśmy się ze śmiechu.
W tej milisekundzie zostałyśmy bowiem zmuszone do podjęcia decyzji, którą każdy z nas podejmuje, gdy dochodzi do zderzenia poglądów:
- wpadamy w panikę, że wyjdziemy na idiotę jak nie obronimy swojej opinii i rzucamy się do walki o swoją reputację (czytaj: krzyczymy/sugerujemy, że to druga strona jest idiotą) albo:
- uznajemy, że zderzenie jest dowodem na to, że każdy widzi świat na swój własny sposób – a niespodziewanej akceptacji rozmaitości ludzkich perspektyw towarzyszy zawsze… śmiech.
(Nam było łatwiej, bo opcję nr 1 miałyśmy zablokowaną długim stażem przyjaźni.)
Jeśli więc chcemy przestać się unosić, gdy spotykamy kogoś o innych poglądach, wyjście jest jedno: rozwijamy dystans do poglądów własnych.
Czyli przestajemy traktować je jak ukoronowanie niespotykanego dotąd w historii ludzkości racjonalizmu.
I zaczynamy widzieć takimi, jakimi są: jakimiś tam poglądami jakiegoś tam Homo Sapiensa, które wyrosły w wyniku jakichś tam doświadczeń życiowych i jakichś tam wrodzonych predyspozycji do widzenia rzeczywistości.
I które zmienią się, gdy przyjdą inne doświadczenia życiowe. A przynajmniej należałoby mieć taką nadzieję ;)
Powód nr 2: nie muszę nikomu nic wyjaśniać!
Częsta pułapka osób, które pracują nad sobą.
I zrównują niezależność emocjonalną z ostentacyjnym okazywaniem, że mają innych gdzieś. Tyle, że to akurat najlepszy dowód na to, że tej niezależności emocjonalnej w nas nie ma. (Więcej o tym przeczytasz w Paradoks wolności, czyli jak zniewala nas swoboda – medytacja liberała (2/3))
„Nie musisz nic nikomu wyjaśniać” jest bardzo mądrą zasadą. Ale nie oznacza ona „Nigdy nikomu pod żadnym pozorem nic nie wyjaśniaj, bo wyjdziesz na mięczaka”.
Oznacza ona jedynie (aż?) tyle, że żadne automatyczne zachowanie nie jest zdrowe. Że wejście w automatyczne wyjaśnianie każdemu, kto się tego domaga, jest błędem. Jednak błędem jest też wchodzenie w automatyczną odmowę wszelkich wyjaśnień.
Gdy widzimy, że ktoś ma tak inną perspektywę, że nie jest w stanie dojrzeć naszej – niezależność emocjonalna nie polega na ucięciu komunikacji. Tylko na zadaniu sobie pytania: czy chcę z tą osobą mieć tak jasną sytuację jak się da? czy zależy mi na tym, żebyśmy się rozumieli? Jeśli nie – ze spokojem ignorujemy incydent. Jeśli jednak zależy nam – ustalamy przyczynę nieporozumienia i wyjaśniamy je.
Bo z powodów opisanych na początku tekstu, o nieporozumienia między nami jest niebywale łatwo. I dbanie o relacje polega przede wszystkim na tym, żeby te nieporozumienia sprawnie wyłapywać i wyjaśniać.
Przyczyna nr 3: mam to przecież napisane na czole!
Przeświadczenie szczególnie bolesne w bliskich relacjach, gdzie przybiera formę:
„Jeśli kocha, to wie, co myślę.”
Na cholerę się więc gimnastykować, jak i tak go / jej nie obchodzę?!?!?!
Jednak to przekonanie uaktywnia się nie tylko w relacji z najbliższymi. Ale w każdej relacji, w której oczekujemy wsparcia, czy współpracy. Czyli też w pracy! Dlatego warto się z niego jak najszybciej uwolnić.
Skąd się więc to przeświadczenie bierze?
Odpowiedź na to pytanie znalazłam w mądrych książkach na temat rozwoju psychiki dziecka. Ponieważ brzmi rozsądnie i dużo wnosi do zrozumienia tej blokady w naszej komunikacji, warto je tu przytoczyć.
Przeświadczenie to bierze się z czasów, gdy jeszcze nie potrafiliśmy werbalizować naszych potrzeb. I zależeliśmy od cudzej umiejętności czytania ich z naszego czoła właśnie. Ewentualnie z subtelnych zmian w naszym łkaniu, wrzasku, czy znaczącego gryzienia smoczka.
Ponieważ nie byliśmy w stanie sami o siebie zadbać, brak reakcji opiekunów na oczywiste (dla nas!) sygnały dyskomfortu, traktowaliśmy jak zagrożenie dla życia. A co się robi w takiej sytuacji?
Wpada się w panikę.
Dlatego warto odnaleźć w sobie tą NIEMĄ zgrozę, gdy ktoś nie reaguje na nasze potrzeby „wypisane na czole”.
I zacząć rozwijać świadomość, że jest to pozostałość po okresie niemowlęcym. Zupełnie nieuzasadniona po wkroczeniu w wiek dorosły, który to tym się różni od dziecięcego, że wiemy, czego potrzebujemy i potrafimy to nazwać! Ba! Nasz aparat gębowy potrafi nawet wypowiedzieć wszystkie niezbędne do tego zgłoski.
Jeśli zaczniemy tropić w sobie tą niemą panikę, zaczniemy widzieć, że włącza się w sytuacjach całkiem odległych od zagrożenia dla życia.
Zaczniemy widzieć, że to, że ktoś nie umie wyczytać nam z oczu, że potrzebujemy akurat objęcia z jednoczesnym szeptem „cudownie wyglądasz, kochanie” nie oznacza, że lada moment zginiemy z głodu i zimna.
Zaczniemy widzieć, że to, że ktoś nie jest telepatą, nie oznacza, że ma nas i nasze potrzeby głęboko gdzieś. A w ogóle to pewnie życzy nam śmierci.
Oznacza jedynie tyle, że… nie jest telepatą. Co akurat nie jest żadnym problemem, gdy przestajemy wpadać w NIEMOwlęcą panikę i zaczynamy artykułować zgłoski.
* * *
Większość problemów komunikacyjnych bierze się stąd, że głęboko w sobie nosimy przekonanie, że wszyscy powinni widzieć Świat tak samo jak ja i mówić tak samo jak ja!
Możemy oczywiście obrazić się na Kosmos, że wyprodukował tyle różnych perspektyw. Odmówić brania udziału w tej szopce. I uciąć kanały komunikacyjne z każdym, kto śmie myśleć inaczej niż my!
Ale możemy też zacząć się z tym godzić (a może nawet zachwycać?) i brać to pod uwagę, gdy dochodzi do zderzenia poglądów.
Warto jednak być czujnym. Bo problem zasadniczy pozostaje :)
Najpotężniejszym problemem w komunikacji jest iluzja, że komunikacja w ogóle się wydarzyła.
George Bernard Shaw
Pio napisał
Pięknie, mail z linkiem do tego artykułu wpadł dosłownie w momencie kiedy był najbardziej potrzebny (mała wymiana poglądów z małżonką). Przydał się. DZIĘKUJĘ!
miriam napisał
niesamowite :D dziękuję za wiadomość i radośnie wspólnej niedzieli życzę! :)
Collectiw napisał
Świetny tekst!
miriam napisał
dzięki bardzo :)
Jolanta Bocianowska napisał
Dziękuję bardzo. Od dawna czytam pojawiające się artykuły i wszystkie są mi bardzo przydatne. A zaczęło się od wrzuconego przez koleżankę na FB :) dość dawno temu. Pozdrawiam serdecznie.
miriam napisał
To mnie zawsze bardzo cieszy :) też pozdrawiam i pozdrów koleżankę ;)
Mru napisał
Dzisiaj udało mi się przekazać mojemu tacie, który ma 89 lat, że on ma swoje widzenie pewnej rodzinnej konfliktowej sytuacji i że ja mam inne. Twój tekst bardzo mi pomógł zachować z jednej strony spokój, a z drugiej zaś strony stanowczość. Pozdrawiam serdecznie. M.
miriam napisał
Strasznie się cieszę Mru, zwłaszcza, że rozpoznaję adres :) Też pozdrawiam i udanych wojaży!
Pawel napisał
Rewelacja, dziękuję :)
miriam napisał
na zdrowie!
mirame13veces napisał
Nie chcę szufladkować hasłem „jak zawsze”, ale niezmiennie i cudownie Twoje teksty są taką mocną żarówką, która włącza się w mojej wewnętrznej otchłani i pozwala dostrzec nowe jej fragmenty, te kółka zębate, mechanizmy, które tam sobie niezauważalnie pracują i wpływają na moje myśli, emocje, reakcje. Dziękuję. :)
miriam napisał
hahaha dziękuję za nieszufladkowanie :) i za komentarz. serdecznie pozdrawiam mirame!
sushi271 napisał
Mam też odmienną hipotezę do powodu niewerbalizowania potrzeb (która oczywiście nie przekreśla tej o okresie niemowlęcym). Przynajmniej ja zawsze w sytuacji w której powinienem powiedzieć komuś czego potrzebuję, mam takie dziwne uczucie. Jest mi głupio, że o coś proszę, że zwracam uwagę czyjąś na siebie, na swoje potrzeby. Jakbym nie chciał być egoistą – a może jakbym nie chciał żeby KTOŚ MYŚLAŁ O MNIE że jestem egoistą (mechanizm ego, hmm?). Po prostu nie chcę innym zawracać głowy sobą, bo pewnie mają ważniejsze rzeczy do roboty niż przejmowanie się mną. Wiem, że gdzieś tu jest babol myślowy (który ciężko wykorzenić…).
Jeszcze tego do końca nie przeanalizowałem, piszę w sumie tak prosto z mojej głowy. Hmm.
miriam napisał
To bardzo dobra hipoteza :) To o czym piszesz podpada pod lęk przed odrzuceniem – że jak będę za dużym ciężarem, to nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Teksty pokazują jedynie maleńki wycinek ogromnej Rzeczywistości. Dlatego zawsze mnie cieszą komentarze, które je uzupełniają. Dziękuję!
Roma Kubiak napisał
W punkcik! :) Super!
spoko napisał
’Ze skoro ktos ma inne to ma nas za idiotow’ – jedno zdanie wystarczy- aha moment. dzieki :)
miriam napisał
jak to się mówi „mądrej głowie dość dwie słowie” ;)
Teemka napisał
Niby prawda ta mi nieobca, a tak dobrze znów ją sobie przypomnieć i zdiagnozować, że mimo wszystko jest jeszcze coś do przepracowania. Żeby tylko moi bliscy też zechcieli to przeczytać, gdy o to proszę. I wtedy przychodzi myśl: przecież on/ona ma prawo nie mieć ochoty o tym czytac, o zgodzeniu się z treścią nie wspominając. Tylko wychodzi na to, że moja myśl: to w takim razie my nie mamy o czym gadać i chyba nie jesteśmy sobie tak bliscy jak mi się wydaje – to pułapka?
Nie żałuję, że się zapisałam do subskrypcji.
miriam napisał
Cieszę się. Na szczęście, bliskość nie oznacza w 100% zbieżnych zainteresowań, czy poglądów :) Bo nie mielibyśmy na to szansy z nikim. Ale przynajmniej zbliżona hierarchia wartości jest niezbędna. Więc warto sprawdzić, czy rozjeżdżają się wam zainteresowania, czy jednak wartości?
jarek napisał
Mądry tekst …z reszta jak wszystkie Twoje…Dostalem mail na ”czas” ale zwlekałem z jego przeczytaniem…gdybym go przeczytał wczesniej zapewne uniknąłbym zwady w pracy z nowo poznaną osobą :) jak to ego czasem potrafi się wymknąć spod kontroli…
Dziekuję :)
miriam napisał
dziękuję jarek – a jeśli chodzi o ego to jest mistrzem robienia nas wszystkich w bambuko :)
doota napisał
Piszesz: „rozwijamy dystans do pogladow wlasnych” ale co w sytuacjach kiedy ktos uwaza, ze np. male dzieci powinno sie zabijac? Czy wtedy chec przekonania go, ze moze jest w bledzie, bo np. by nie istnial, lub znamy jakies zdarzenie, ktore powoduje w nim taki poglad i staramy sie go naprowadzic, to uwazasz, ze to nadal tylko walka naszego ego o utrzymanie swojego statusu? Albo gdy Twoj przyjaciel uwaza, ze jak skoczy z 10tego piętra to przeżyje.
miriam napisał
nie rozumiem niestety twojego komentarza. cały tekst jest o tym, żeby podejmować dialog z osobami o innych poglądach a nie odcinać kanały komunikacyjne. jedną z przeszkód w komunikacji jest właśnie ego, czyli unoszenie się dumą. „rozwijamy dystans do poglądów własnych” nie oznacza, że przestajemy w nie wierzyć jak rozumiem sugerujesz. tylko, że nie czujemy się dzięki nim lepsi od innych ani osobiście atakowani, gdy ktoś ma inne. dzięki temu możemy zachować spokój i lepiej wejść z nimi w dialog.
dootadoota napisał
hm, bo wydaje mi sie, ze jak uznaje, ze ktos popelnia blad, a ja mam racje, to automatycznie czuje sie lepsza
miriam napisał
do tego właśnie „racja” służy: do budowania fałszywej lepszości ;)
doota napisał
To znaczy, ze nie masz przekonywac kogos, kto uważa, ze male dzieci powinno sie zabijac, ze nie ma racji?
miriam napisał
doota, tak jak już napisałam powyżej, tekst jest o tym, żeby rozmawiać, a nie unosić się i ucinać kanały komunikacyjne.
doota napisał
I inna rzecz, co jesli po wyjsciu z kina z Twoja przyjaciółka i wypowiedzeniu swoich wrazen na temat filmu zaczelybyscie sie starac bardziej zrozumiec. Bo moze ona pod wyrazem „zdjęcia” miala na mysli sceny, a film podobal sie jej z innego powodu, a jeśliby pomyslala o tym filmie jak ty tzn. czy historia jest ciekawa, to by sie z Tobą zgodziła ? Chyba, ze juz sie tak znacie, ze wiesz(?) jakimi kategoriami ocenia filmy. Bo wydaje sie mi, ze warto sprawdzac czy w roznicy (jak i w podobienstwie) poglądów mowimy w ogole o tym samym. Moze to moja naiwna wiara w mozliwosc komunikacji (czy to kontrola?). A w ogole, jesli sie nigdy tak na prawde nie znamy, a ludzie sie moga tez zmienic ( niekoniecznie na ’ lepsze’) to czy różnice w pogladach nie sa czasem poczatkiem konca?
RG napisał
Swietnie piszesz…Milo bylo sie natknac na znajome posty u nie-znajomych mi 'znajomych’. Bede zagladac czesciej;)
miriam napisał
dziękuję tajemniczy RG ;) zapraszam! :)