Najważniejsze to coś robić. Coś. Cokolwiek. Byle nie siedzieć bezczynnie!
Nie bądź śmierdzącym leniem!
Lepiej popełnić błąd niż nic nie zrobić!
Wpaja nam się te zasady od dziecka.
W efekcie spędzamy życie biegając jak kurczak bez głowy (zdjęcia nie będzie), a nawet minuta nic-nie-robienia wyzwala w nas tak ogromne poczucie winy, że w mig zrywamy się na równe nogi i biegniemy dalej.
I, że zamiast rozwiązywać problemy, tylko bardziej się w nie zaplątujemy.
Tymczasem na Wschodzie
jest dokładnie odwrotnie. Tamtejsi mędrcy nauczają, że:
Większość działań ludzkich jest bezwartościowa, o ile nie wręcz destrukcyjna. Działając pod wpływem żądzy lub strachu, nie można zrobić nic dobrego. Dlatego powstrzymanie się od robienia zła powinno poprzedzać czynienie dobra. Stąd potrzeba wstrzymania wszelkiej aktywności na czas niezbędny do zbadania własnych popędów i motywacji, ujrzenia całego fałszu w umyśle, oczyszczenia się ze szkodliwych iluzji. Dopiero wtedy można podjąć działania.
Sri Nisargadatta Maharaj
(BTW, to świetna definicja medytacji.)
Oczywiście, mistrzowie zen z naturalną dla siebie lakonicznością, streszczają powyższe w ten sposób:
Najważniejszą rzeczą jest odkryć, co jest najważniejszą rzeczą.
Shunryu Suzuki
Jesteś głodny – zjedz. Jesteś zmęczony – idź spać.
przysłowie zen
Lao Tsu też wyraził się w tym temacie zwięźle:
Lepiej jest nic nie robić, niż być zajętym robieniem niczego.
Skąd tak ogromna różnica?
Jedynym wyjaśnieniem jest spiskowa teoria kultury Zachodu :D, czyli:
Kto zrobił czarny PR nic-nie-robieniu?
Jeśli czytałaś tekst o hinduistycznej drabinie świadomości, na bank zorientowałaś się, że ideałem społeczeństw zachodnich nie jest typ umysłu z jej szczytu, tylko z jej środka, czyli rajas. I który wygląda mniej więcej tak:
Czyli im szybciej, dalej, więcej itd., tym lepiej.
Dla przypomnienia:
- na dole drabiny rozwoju świadomości znajduje się stan umysłu tamas, czyli marazm i brak umiejętności wyciągania wniosków, ale też: odpoczynek i regeneracja
- w środku rajas, czyli energia, przedsiębiorczość i sprawna realizacja celów,
- a na jej szczycie sattva, czyli rozwaga, umiejętność widzenia rzeczy takimi, jakimi są, a więc i wytyczania celów;
A wizualnie (zaczynasz widzieć problem?):
Co w tym najważniejsze to to, że wszystkie trzy stany umysłu pełnią ważne funkcje. Efektem ich współpracy jest dobrze poinformowane (sattva) działanie (rajas), nie powodujące wyniszczenia działającego organizmu (tamas).
Ponieważ jednak rajas ma potrzebę być we wszystkim najlepszy i pierwszy, oczywiste jest, że środek drabiny mu nie pasuje. I uczyni co tylko w jego mocy, żeby zrobić wrażenie, że to on jest na jej szczycie.
Zresztą jaka drabina? Widzisz gdzieś jakąś drabinę?
Sattva nie tylko została wrzucona do jednego worka z tamas, ale na wszelki wypadek worek już dawno został wywieziony na wysypisko obciachu.
Juhu!
Rajas – czyli rabunkowe działania nie wiadomo po co – rulez!
(Obszerniejszy opis poszczególnych typów umysłu znajdziesz w 3 typy umysłów i jak z nimi tańczyć, zamiast się stresować.)
Efekty widzimy na co dzień
Jak by nie było, żyjemy w społeczeństwie zajętym produkcją/kupowaniem rzeczy nie tylko najczęściej zbędnych, ale wręcz szkodliwych. Żeby się o tym przekonać wystarczy zajrzeć do własnej lodówki.
Na porządku dziennym zaś są mniej lub bardziej legalne dopalacze, którymi dźgamy wycieńczone organizmy. Oraz chroniczny brak czasu dla siebie czy tak zwanego quality time z bliskimi.
A wszystko po to, żeby nie wyjść na tamas lub sattvę, czyli… lenia.
Bo ile znasz osób, które na pytanie „co robisz ostatnio?” odpowiadają radośnie: „nic!”?
Zazwyczaj tego typu pytanie generuje fontannę słów, z których wynika, że są zajęci bardziej niż CIA na Bliskim Wschodzie. To, z kolei, powoduje tak ogromne poczucie winy w nas, że oddalamy się truchtając dopóki jesteśmy w polu widzenia, żeby nie wyszło, że mamy czas na nieproduktywne spacery!
Tylko co do diabła znaczy „leń”?
Ponieważ jest to słowo, którego od dawna nie potrafię zdefiniować, na potrzeby tego tekstu zajrzałam do wiki, żeby sprawdzić jak definiują lenistwo ludzie, którzy potrafią to uczynić.
Voila!
Lenistwo – apatyczny stan ducha powodujący zaniechanie jakiegoś wymaganego działania lub działań i powodujący przedłużenie czasu wypoczynku pasywnego ponad uznane w danej chwili i dziedzinie normy.
Ewidentny dowód na to, że jesteśmy ofiarą spisku :).
Ponieważ każdy ma inne zdanie na temat tego co jest „wymagane”, albo w granicach „normy”, co byśmy nie zrobili to i tak w każdej chwili możemy zostać przez kogoś oskarżeni o lenistwo. Ciągły bieg jest więc naszą prewencyjną taktyką obronną, wytrącającą potencjalnym krytykom argumenty.
Lenie przecież nie biegają, nie?!!
Jednak działa to w dwie strony. Skoro każdy może sobie rzucić „leń” na kogo chce znaczy to jedynie tyle, że „leń” to pusty znaczeniowo straszak (podobnie jak „frajer„), którym nie należy się przejmować.
Prawda bowiem jest taka, że potrzeba nic-nie-robienia nie jest wrogiem, z którym należy się natychmiast rozprawić, tylko prośbą organizmu/psychiki o niezbędny time-out. Jest sygnałem, że albo (1) potrzebujemy zregenerować organizm – tamas, albo (2) mamy błędną ocenę sytuacji i jeśli wykonamy teraz ruch tylko sobie napytamy biedy – dlatego teraz należy usiąść na 4 literach i ową ocenę sytuacji naprawić – sattva.
Co lepsze, nie ma „norm” określających ile czasu potrzeba na regenerację organizmu albo analizę sytuacji. Każda sytuacja/organizm/psychika jest inna. Zajmuje to więc dokładnie tyle czasu, ile zajmuje. Zmuszanie się/kogoś do działania „bo ile to k…a może trwać?!!” to dokładnie to – zmuszanie, czyli przemoc. A przemoc nie jest znana z rozwiązywania problemów, tylko z ich eskalowania.
Dlatego zanim napiszesz sobie na czole leń i dokonasz samospalenia na głównym placu miasta, sprawdź, czy przypadkiem twoje nic-nie-robienie nie jest objawem rozsądku i życia w zgodzie ze sobą.
Lista możliwości poniżej.
NB: Czasem jedyną przyczyną niechęci do działania jest właśnie… brak ruchu. Ruch fizyczny w odpowiednich dawkach dodaje energii, jasności umysłu i rozprasza apatię. Ponieważ jednak zdrowy organizm sam się domaga ruchu, a dbanie o zdrowie fizyczne nie jest tematem tego tekstu, załóżmy, że jesteśmy zupełnie zdrowi i ten regularny ruch mamy.
Spójrzmy więc na inne
Przyczyny nic-nie-robienia
(1) jesteśmy zmęczeni – odpoczynek jest jedyną zdrową – czytaj: nierabunkową – reakcją. Jednak nasze ego widzi to zupełnie inaczej. Ponieważ karmi się „sukcesami” wszędzie szuka potencjalnych wrogów do pobicia. W tym przypadku jest to… nasz własny organizm!
Dawaj. Ruszaj się, głupie ciało. Nie można się poddawać głupiemu zmęczeniu! Zdobędę ten […biegun, szczyt, stanowisko…] choćby i za cenę życia! Będę szedł, choć odpadną mi wszystkie palce u rąk i nóg, a do jedzenia będę miał klopsy ze śniegu. Doczołgam się, a będę najpierwszejszy!
Disclaimer: nie nabijam się z alpinistów/polarników. Warto sobie po prostu zdawać sprawę, że kierując się filozofią zdobywcy w życiu codziennym, wpadamy w sidła ego, które ma jedno, jedyne, pragnienie: udowodnić innym, że jesteśmy ponadprzeciętni. I dopóki kierujemy się tym pragnieniem – jesteśmy niewolnikami cudzej opinii oraz przemysłu farmaceutycznego. Objawem wolności jest postępowanie w zgodzie z własnym organizmem, a nie cudzymi wyobrażeniami herosa.
(2) zaplanowane działanie jest niezgodne z naszą naturą, zainteresowaniami, temperamentem – klasyka wśród osób pracujących nad sobą, czyli:
Chcę schudnąć, ergo muszę iść na siłownię. Nie cierpię chodzić na siłownię. Dziś więc zrobię ostatni miły wieczór i zacznę jutro!
Wszyscy wiemy jak to się kończy – jutro mówimy sobie dokładnie to samo. Tylko już w rosnącym poczuciu winy i lęku, że o kurde nie słucham sam siebie!!!
Jednak opór przed pójściem na siłownię oznacza jedynie tyle, że ten rodzaj wysiłku nie jest naturalny dla naszego organizmu, a więc i tak nie wytrwamy w nim wystarczająco długo. Lepiej usiąść i zastanowić się jak wpleść działania zużywające kalorie w codzienne zachowania w sposób naturalny. Chudnąć można przecież dziś sprzątając na strychu, a jutro skacząc na trapezie z dzieckiem – opcji jest mnóstwo.
Oczywiście ego = heros już kręci nosem. Pft! 5 minut pogibania się z rana, czy chodzenie po schodach zamiast używania windy to dla jakichś leszczy! Od jutra zacznę prawdziwy trening pod opieką mega-drogiego profesjonalisty, który trenuje gwiazdy TV! Będę wyciskać tony na siłowni, aż więzadła prawie mi pękną! Wow! Będę jak Terminator! Przechodnie będą mi normalnie sami schodzić z drogi!
(3) boimy się – a więc mała szansa, że skonfrontujemy się z sytuacją/osobą, która ten strach wyzwala – warunek konieczny do trwałego rozwiązania problemu. Wykonując jakikolwiek inny ruch tylko po to, żeby coś robić, w najlepszym przypadku nic nie rozwiąże, a w najgorszym popełnimy głupotę, która tylko pogorszy sytuację. Jedyne co możemy zrobić to przyjrzeć się iluzjom generującym strach, uwolnić się z nich i dopiero wtedy podjąć działania.
(4) poddaliśmy się i chcemy spędzić życie pod kołdrą – apatyczny stan ducha żywcem wzięty z definicji wikipedii! Tyle, że dzielenie apatii na zgodną z normą i nie to absurd. Żadna apatia nie jest zdrowa. Jest objawem albo (1) posiadania nierealnych celów – siadamy więc i je urealniamy. Albo (2) depresji. Nazywanie się leniem w tej sytuacji zaprzepaszcza szanse zdiagnozowania i wyleczenia się z poważnej choroby;
(5) nie chce się nam i mamy wszystkich w dupie! niech się walą! o! – ewidentny objaw obrażenia się na świat. Dowód na to, że trwamy w iluzji, że świat/inni powinni spełniać nasze życzenia. Z iluzji uwalniamy się siedząc, czyli nic-nie-robiąc, rzecz jasna.
(6) nie wiemy, co robić i analizujemy sytuację – hmmm… to jest akurat mądrość. Przyznanie się przed samym sobą, że nie rozumiemy co się dzieje jest warunkiem koniecznym do osiągnięcia niezbędnego zrozumienia;
(7) jest nam dobrze tak jak jest i nie czujemy potrzeby, innymi słowy jesteśmy szczęśliwi – wow! gratulacje – trzymaj tak dalej;
W każdym z powyższych przypadków wstrzymanie się od działania jest jedyną rozsądną reakcją. Piętnowanie stemplem „leń” i eliminowanie z codziennego grafika czasu potrzebnego do regeneracji organizmu, zrozumienia tego co się wokół (lub w) nas dzieje, czy po prostu cieszenia się życiem jest jedną z głównych przyczyn, że… nasze życie wygląda tak jak wygląda.
Nic dziwnego, że na Wschodzie funkcjonuje powiedzenie:
Należy medytować 20 minut dziennie. Jeśli nie masz na to czasu – powinieneś medytować godzinę.
***
Warto pamiętać, że żyjemy w kulturze, która przemoc wobec własnej psychiki i organizmu traktuje jak dowód siły, a próby zidentyfikowania przyczyn problemów jak objaw upośledzenia – bo po co tracić czas na rozumienie, jak można od razu wymusić? Tylko czy aby na pewno siła polega na podporządkowywaniu się cudzym ideałom i braku fundamentalnego szacunku dla własnych potrzeb?
Dlatego warto być czujnym (po buddyjsku: samo-świadomym) i sprawdzać swoje motywacje zanim wykonamy ruch. Ponieważ wypowiedź Maharaja z początku tekstu wyjątkowo trafnie opisuje tę ideę, przeklejam ją poniżej do ewentualnego wykucia na pamięć ;):
Większość działań ludzkich jest bezwartościowa, o ile nie wręcz destrukcyjna. Działając pod wpływem żądzy lub strachu, nie można zrobić nic dobrego. Dlatego powstrzymanie się od robienia zła powinno poprzedzać czynienie dobra. Stąd potrzeba wstrzymania wszelkiej aktywności na czas niezbędny do zbadania własnych popędów i motywacji, ujrzenia całego fałszu w umyśle, oczyszczenia się ze szkodliwych iluzji. Dopiero wtedy można podjąć działania.
P.S. Z powodu mojego rażącego lenistwa, za które niniejszym biję się w pierś i za chwilę dokonam samospalenia na Placu Defilad, lista przyczyn legalnego nic-nie-robienia z pewnością nie jest wyczerpująca. Jeśli trapi cię poczucie, że jesteś leniem z innych powodów, daj znać w komentarzach lub mailem. W miarę szybko. Do Placu Defilad mam raptem 10 minut truchtem :).
OnCzyliOna napisał
w połowie wpisu miałam poczucie, ze cholera, muszę biec do roboty…. i poczułam ze moje oczy robią się wielkie i wychodzą z orbit…. i mój język też zaczyna bokiem wychodzić zza zębów… To mam biec, czy siedzieć na dupie i czytać do końca? Kusi mnie, ale przecież powinnam pracować….
gocha6813festgmailcom napisał
Super.Ja przeczytałam do końca,ale nie powiem,żeby mi się jakiś podpowiadaczy nie włanczł.
mirame13veces napisał
Ojej. Jakie to proste. Normalnie aż sama siebie wyściskałam z akceptacją dla mojego nicnierobienia. :)
barbanera napisał
God bless you!???
Perspektivenlogik napisał
Czasem trzeba na swoje lenistwo ciężko zapracować, c’nie?
maszynagocha napisał
Chyba po prostu trzeba wsłuchać się w siebie. To tak naprawdę łatwiejsze, niż się wydaje, jeśli się chce. :-)
hikaru napisał
Pewien przyjaciel powiedział mi kiedyś o pisaniu pracy doktorskiej. Że jeśli się nie pisze, to nie jest to czas stracony, to jest (z ang.) „processing”. A potem przychodzi naturalny okres pisania. I rzeczywiście tak jest!
świetny blog :) zostaję
Świętomir napisał
Wydaje mi się, że zanim to przeczytałem, właśnie powoli zaczynałem to rozumieć. Moja akceptacja dla własnego obiboctwa rośnie, ale wciąż nie jest satysfakcjonująca. Warto zwrócić uwagę na jedną rzecz: często nie mogąc pogodzić potrzeby odpoczynku z odrazą dla nic-nie-robienia, lądujemy w takim bezproduktywnym ni-to-ni-owo, które nie jest ani pracą, ani porządnym odpoczynkiem, tylko najzwyczajniej w świecie zmarnowanym czasem. Przynajmniej ja tak często mam.
Mam to szczęście, że zawodowo zajmuję się tym, co lubię najbardziej. Niestety, ma to też mały mankament: wracając po pracy do domu najchętniej pracowałbym dalej – już nie dla pracodawcy, ale na własny rachunek i dla własnego rozwoju. Jednak praca naturalnie generuje zmęczenie trzeba po niej odpocząć. Czasem mi się to udaje i pod wieczór znów zabieram się do roboty. W efekcie późno idę spać, a wstaję wcześnie i w związku z tym chronicznie chodzę niewyspany.
Zdarzało się nieraz, że po pracy miałem ochotę na zwyczajną drzemkę. Ale wytresowany umysł mówił: „no co ty, będziesz spać w dzień? Co za obciach!”. Na początku ulegałem mu, przez co odpoczywałem niewydajnie, a czas ciekł przez palce. Ostatnio jednak zacząłem drzemać popołudniami i sądzę, że tak jest lepiej. Pracuję wtedy, kiedy jestem najbardziej produktywny, a dzięki drzemce mogę krócej spać w nocy. Swoją drogą czytałem gdzieś, że większa ilość krótkich dawek snu jest wydajniejsza niż długi sen przez całą noc, że na przykład sen dwa razy po trzy godziny może być wart tyle, co siedem czy osiem godzin bez przerwy. Ale nie mam pojęcia, czy to prawda.
Cezary Rzeszutek Akupres napisał
kolejny świetny tekst.
viridi44 napisał
Dawno, dawno temu doszłam do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak „lenistwo”. Jest to stan POTRZEBNY, a do czego to każdy sam ma do tego dojść. Sam sobie odpowiedzieć. Jak to zauważy to znaczy, że ma kawał drogi za sobą. To jest na drodze powrotu do ŹRÓDŁA……. Jestem …….
Żółty Pasikonik napisał
Warto też zastanowic się nad tym lenistwem w szerszym kontekscie: ja osobiscie jestem z natury leniwa, ale widze u siebie kilka rodzajow lenistwa – jednym jest ociaganie sie i nic nierobienie, a innym po prostu bycie. Przy pierwszym czuje dyskomfort, przy drugim – błogosc. Te dwa stany roznia sie kontekstem – drugi rodzaj lenistwa dajacy blogosc wynika z tego, ze wczesniej dobrze dzialalam, wykorzystywalam swoja energie w wartosciowy sposob. Natomiast pierwszy rodzaj lenistwa jest przy wiekszosci innych przypadkow. Co chce powiedziec, to ze bez dzialania nie ma bezczynnosci i bezruchu, ale to dzialanie powinno byc madre i dobre dla nas, wtedy bezruch tez bedzie czyms co da nam radosc bycia…
miriam napisał
to prawda. pierwszy rodzaj lenistwa jest z grubsza efektem stanów opisanych w punktach 2-6, a drugi – punktu 7.
Pati napisał
Jestem chora i bez wyrzutów sumienia zostałam w domu, nie idąc rzecz jasna do pracy, by „udowodnić”, że nie jestem leniuszkiem i nawet w stanie fizycznej niedyspozycyjności jestem gotowa się „poświęcić” dla dobra firmy ;)
Choć chora czuję się wspaniale! Dałam sobie czas na to, by poczytać zaległa lekturę bez ego i śmiać się chwilami do łez. Dzięki Miriam :)
A tak apropos lenistwa. W pracy ulubionym zajęciem moich anglojęzycznych kolegów i koleżanek są dwa nachalne pytania: co robiłeś w miniony weekend i drugie, jakie masz plany na następny?
Zawsze mnie irytowało to, że „muszę” przez grzeczność odpowiadać na te pytania. Znalazłam na nie więc sposób… Primo, bez wyrzutów sumienia mówię prawdę, nawet jeśli nie robiłam nic. To ich sprawa co z tą informacją zrobią i jak ją sklasyfikują. Ulga :) Secundo, dwie opcje: „powiedz Panu Bogu o swoich planach to go rozśmieszy”, „nie wiem co będę robić w weekend, w weekend się zastanowię na co mam w danej chwili ochotę :)” Wówczas nie zmuszam się do spełniania na siłę złożonych wcześniej obietnic pt. pójdę biegać, bo wtedy wiem, że nie pójdę, nierealna obietnica jest dla mnie niepotrzebnym stresem :)
A tak na poważnie, przyjemnie jest poleniuchować z samym sobą i odkryć przyjaciela w sobie. Tego wszystkim tu życzę :)
Wracam do „lektury”… :)
miriam napisał
na zdrowie! :)
bardzo fajny sposób. sprawdza się też w moim przypadku :)
dziękuję w imieniu nas wszystkich i przyjemnej lektury życzę :)
kotwica napisał
Wspaniały tekst. Kiedyś goniłam króliczka, nie czułam się szczęśliwa, dzisiaj, po wielu życiowych perturbacjach, pozwalam sobie na lenistwo. Do przeczytania tego tekstu sądziłam, że moje lenistwo jest ZŁE, jednak teraz tłumaczę sobie, że mój organizm tego potrzebuje po wielu, wielu latach wyniszczającego gonienia. Teraz czuję się szczęśliwa. Co jednak mam zrobić, ponieważ prowadzę firmę i moje nicnierobienie w skuteczny sposób ciągnie mnie na dno? Tutaj czuję ogromny dysonans, bo żeby nie pójść na dno moje ego każe mi ruszyć dupę, a moje ciało mówi stanowcze NIE. I mam już całe wielkie grono wielbicieli, o dziwo, tak się jakoś złożyło, że wszyscy są z działu windykacji…
miriam napisał
to bardzo trudna sytuacja. współczuję. niestety, za trudna na komentarz. tym bardziej, że nie znam szczegółów. co bym tu nie napisała, będzie to zbyt powierzchowne i nic nie wnoszące. ale lenistwo to też wewnętrzne zaproszenie do przemedytowania życiowych celów i wartości. może się wtedy okazać, że niechęć do prowadzenia firmy jest niechęcią płynącą z ego. i uwolnienie się spowoduje przypływ nowych sił. ale nie musi… dlatego ciężko mi tu coś podpowiedzieć.
Maga napisał
Nawet „apatia” nie istnieje. Z etymologii wynika, ze to stan kiedy osoba poswiecila w zyciu cos co bylo dla niej najwazniejsze i nie widzi sensu dalszego zycia. Nie wiem czy jest apatia taka sobie po prostu wynikajaca z bezruchu.
dafne napisał
A ja się dopiero zaczynam uczyć. Odpoczywania i słuchania bardziej siebie niż wyrzutów sumienia. Bo kurde blaszka mam takowe jak nie robię nic „ważnego”! Mocniej, szybciej, więcej… Jak to jest nie mieć planów? To sprawia, że moje poczucie bezpieczeństwa jakieś zachwiane…
Żebym ja się nauczyła Leniem być, choć czasem, rzadko, ale żeby! Ech.
MICHAŁ napisał
lenistwo ;) a ja lubię się lenić. :D w pracy popracuje tyle ile ode mnie wymagają minimalnie lub jeśli mam ochotę zrobię coś więcej. Nie biorę udziału w wyścigu szczurów tzn pewnie jakoś biorę będąc w korporacji, ale nie „biegnę” by być najlepszy. Bo wiem że z tym „naj” za szczęśliwy nie będę. Skąd to wiem? Kiedyś to ja byłem tym „naj”. :) Nie warto. :-)
Czekaj Irena napisał
Świetny post, to jest to czego szukałam, tekst trafił w sedno mojego poczucia winy. Dziękuję. Na ten blog będę często wracała.
Miriam Babula napisał
cieszę się. pozdrawiam!
Aga napisał
Jestem na etapie dochodzenia do odpowiedzi, czy to lenistwo czy już depresja. Jeszcze nie znam odpowiedzi, ale tekst mnie troche ukierunkował ;)
Zmokotowa napisał
Ten kawalek o placu defilad nie brzmi najlepiej w aktualnej sytuacji
Miriam Babula napisał
heh… to fakt. pisałam ten tekst 3 lata temu.
Beata napisał
Tekst genialny, jak większość zresztą, jednak dodam słowo wyjaśnienia w kwestii zdobywców gór. To, że idziemy (sama jestem jedną z nich) zmęczeni na szczyt to nie po to, aby komuś coś udowadniać i stać się najlepszym czy najpierwszym. To jest po prostu pasja, zamiłowanie i chęć realizacji swoich marzeń.Tu nikt nikogo nie zmusza to gonitwy na szczyt to się robi bo się kocha. A to już coś innego. A leniuchuje się na szczycie podziwiając piękno przyrody :)
Pozdrawiam serdecznie.
Miriam Babula napisał
dzięki za dodanie tego. właśnie to chciałam oddać w disclaimerze, ale mi najwyraźniej nie wyszło :) też pozdrawiam <3
sztukawizjonerska napisał
dawno sie zapisalem a teraz dopiero sie wczytuje. Rozumowanie na haj lewelu i te cale odwolania do kast w hinduizmie… no PROOO! dzięki
Beata Krakowska napisał
Dzięki za ten tekst! ?
Aggie napisał
Świetnie sie to czyta w 2021 roku.