Żeby czuć wewnętrzny spokój, musimy ufać.
Gdy nie ufamy, nie pozwalamy sobie przecież nic wziąć.
Nawet (zwłaszcza?) tego, o czym tak długo marzyliśmy.
Nawet (zwłaszcza?) wtedy, gdy samo pcha się w nasze ręce.
Bo przecież to na bank pułapka!
Albo ktoś chce zabawić się nami i naszymi najgłębszymi pragnieniami. I jak zaufamy, okaże się, że Jezzzzuuuu, ty naprawdę myślałaś, że ktoś cię lubi na tyle, żeby ci coś dać? HAHHAHAHAH! Ale żałosna naiwniaczka z ciebie! Wszyscy umrą ze śmiechu, jak im o tym opowiem!
Albo jest to próba wrobienia nas w dziwny układ. I jak weźmiemy, to okaże się, że nikt nic nie daje za darmo, głupi darmozjadzie! I będziemy musieli „się odwdzięczać”. Bo przecież uczciwy człowiek spłaca swoje długi, czyż nie?
Lepiej nic nie brać.
Na cholerę nam kolejny kłopot.
Tylko kłopot i tak mamy.
Bo jak niby poczuć spokój, gdy sami sobie nie pozwalamy sobie wziąć tego, co chcemy, czy potrzebujemy?
Gdy pomylimy jednak zaufanie z naiwnością, trafimy do piekła.
Dlatego w dzisiejszym tekście zaczniemy od tego, po czym poznać, że jesteśmy naiwni i lada chwila wylądujemy na życiowych moczarach. A potem przejdziemy do trzech poziomów zaufania (Bo tak. Są trzy! :)) i dlaczego spełnienie i spokój czujemy tylko wtedy, gdy ufamy.
Po czym poznać, że jesteśmy naiwni?
Naiwność to postawa beztroskiego dziecka, które spędza dnie całe tylko i wyłącznie na radosnej zabawie. I jest często promowana jako przepis na szczęście. Bo hej, czy jest coś lepszego niż dziecięca radość i spontaniczność?
Otóż jest. Znacznie lepszego.
I jest to dorosła radość i spontaniczność.
Różnica jest ogromna. I o niej będzie na samym końcu. Na razie spójrzmy, co się dzieje, gdy celujemy w dziecięcą radość, gdy jesteśmy dorośli.
Dziecięca radość i spontaniczność wyrasta z pewności, że nad dzieckiem czuwa Wszechwiedzący i Wszechmocny Rodzic, który zadba o wszystkie dziecka potrzeby. Ba! Rodzic jest nie tylko od tego, żeby spełniać wszystkie potrzeby dziecka, ale też i od tego, żeby wiedzieć, czego dziecko potrzebuje.
To dzięki istnieniu tego Rodzica, dziecko może się bawić. To dzięki niemu, nie musi się o nic martwić, nie ma żadnych obowiązków, nie musi być nawet szczególnie samo-świadome, czy komunikatywne.
Gdy jednak dorosły zaczyna oczekiwać, że wszystkie jego potrzeby spełni kto inny, do tego Wszechwiedzący i Wszechmocny – możliwe są tylko 3 scenariusze.
I żaden nie kończy się przypływem radosnej spontaniczności.
Scenariusz #1 (ten najlepszy): BAM! Następuje trzeźwiący „cios od życia”. I rozpada się nam relacja, którą z takim poświęceniem budowaliśmy z kimś, kto miał spełnić wszystkie nasze potrzeby. Tylko szuja się nie wywiązał!
Choć jest to scenariusz przenikliwe bolesny, bo przecież oprócz bólu straty, były też lata codziennych bolesnych wyrzeczeń, to i tak jest to najlepsze, co może się nam przytrafić, gdy jesteśmy naiwni.
Bo najłatwiej sobie poradzić z awarią, która już nastąpiła. Bo wtedy mamy przestrzeń do wyciągnięcia wniosków. I mamy szanse stanąć na własnych nogach.
Zresztą sama go porównaj do pozostałych dwóch scenariuszy:
Scenariusz #2: Wytypowany przez nas Spełniacz Potrzeb Naszych Wszelkich, okazuje się podłym niewdzięcznikiem, który uparcie ma gdzieś nas i nasze potrzeby.
Ale nigdzie się nie zabiera, tylko twierdzi, że owszem, chętnie by spełnił, ale jesteśmy tak szkaradnie egoistyczni, że ojej – nie może.
Więc się staramy wypruć z siebie każde szkaradzieństwo, które nam uprzejmie paluszkiem wskaże. I staramy. I życie upływa nam na morderczych próbach spełnienia cudzych oczekiwań.
A potem umieramy.
(Jak uniknąć tego scenariusza przeczytasz w Czego musisz nauczyć się od narcyza i psychopaty – medytacja empaty)
Scenariusz #3: Czekamy, aż w naszym życiu pojawi się ten Wszechwiedzący i Wszechmocny Spełniacz i czekamy. Bo przecież jak tylko się pojawi, to nasze życie zmieni się na lepsze! Jeśli jesteśmy z tych bardziej aktywnych, chodzimy w różne miejsca, gdzie można by go znaleźć. I szukamy.
Jednak uparcie nie pojawia się nikt, kto by zechciał spełnić nasze potrzeby.
Nasze dni zaczyna wypełniać smutek, przygnębienie, w końcu nawet depresja: Oj, no dziś się nie pojawił. Może jutro? Dlaczego nikt mnie nie chce? Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Kiedy zacznę w końcu żyć?
I szukając / czekając, umieramy.
Jedynym sposobem na uniknięcie tych 3 scenariuszy jest zastąpienie naiwności… zaufaniem.
Na czym więc polega zaufanie?
Zaufanie jest możliwe tylko między dwiema dorosłymi osobami. Z których każda doskonale wie, czego chce. Sama świetnie podejmuje własne decyzje. I bierze pełną odpowiedzialność za siebie i swoje spełnienie.
Zaufanie pojawia się wtedy, gdy na naszej drodze staje właśnie ktoś taki. A poznajemy go po tym, że nie traktuje nas przedmiotowo, czyli:
- jako narzędzia do spełniania ich własnych potrzeb;
- jako przeszkody na ich własnej drodze, którą trzeba bezwzględnie usunąć;
- jako Wszechmocnego Rodzica – ta akurat rola jest wystarczająco schlebiająca, że często sami się w nią ochoczo pakujemy ;) Warto tu jednak rozpoznać, że jest to nadal traktowanie przedmiotowe: nadal przecież istniejemy tylko po to, żeby spełniać cudze potrzeby, a nie nasze własne.
Zaufanie pojawia się, gdy spotykamy kogoś, kto widzi w nas drugiego, wolnego i równego sobie, człowieka.
Kto bezwarunkowo szanuje nas, nasze potrzeby i granice.
I nawet w momentach naszej słabości nie spróbuje przeciągnąć nas na swoją ścieżkę, na swoją wizję nas, tylko nadal szanuje naszą odrębność i inność i pomaga nam wrócić na ścieżkę naszą.
A podsumowując, w zaufaniu odrębność i inność obydwu stron jest w 100% akceptowana.
W naiwności, odrębność i inność jest wrogiem nr 1 i trzeba ją zabić. (Bo jak ktoś ma inne potrzeby od naszych, to przecież nie będzie spełniał naszych, szuja! Trzeba go natychmiast doprowadzić do pionu!)
Gdy jesteśmy otoczeni ludźmi, którym możemy tak właśnie zaufać, nasze życie staje się znacznie spokojniejsze, bo nie musimy co chwila staczać walk o siebie, o nasze granice i prawa do podążania naszą drogą.
I to jest pierwszy poziom zaufania.
Ale w naszym życiu może pojawić się Spokój Ogromniejszy ;)
Płynący z zaufania zgoła innego.
Które jest w nas nawet (zwłaszcza?) wtedy, gdy musimy o siebie walczyć.
Przejdźmy na:
Drugi poziom Zaufania
Choć kierowanie potrzeby Wszechwiedzącego i Wszechmocnego Rodzica na drugą osobę jest naiwnością, to skierowanie jej na Życie jest właśnie drugim poziomem Zaufania.
Spokój Ogromniejszy pojawia się w nas wtedy, gdy ufamy, że wszystkie trudności, które się piętrzą na naszej drodze, to nie kara za nasze rozliczne grzechy i naszą ogólną szkaradność, egoizm i głupotę.
Tylko dar od Życia.
Dar, czyli okazja, żeby uwolnić się od iluzji, lęków, agresji, które nie pozwalają nam spełniać naszych prawdziwych potrzeb i pragnień, tylko trzymają nas w klatce wstydu i poczucia winy.
Ten rodzaj spokoju pojawia się w nas wtedy, gdy ufamy, że jesteśmy dokładnie tu, gdzie mamy być, spotykamy dokładnie tych ludzi, których mamy spotkać i co najważniejsze…
…Zbieramy dokładnie te baty, które mamy zebrać.
Na przykład, choć można by rzec, że na mojej drodze stanął niegdyś osobnik z tych bardziej toksycznych, który przeciągnął mnie przez piekło bólu, będę za to wdzięczna do końca dni moich. Bo dzięki temu zobaczyłam, że jego toksyczność spłynęłaby po mnie jak po kaczce, gdyby nie zaczepiła o toksyczność MOJĄ. Że nikt mnie nie popychał karabinem do bram piekielnych, tylko sama poszłam. Innymi słowy, dzięki tym batom wiem i to całą sobą, że pierwsze zdanie tego akapitu to fałsz.
Prawdziwe brzmi tak:
Dzięki temu, że na mojej drodze stanął niegdyś Osobnik Równie Toksyczny Jak Ja, którego złapałam (za jego zgodą) jak dzikiego konia na lasso i w efekcie dałam się przeciągnąć przez Piekło Braku Akceptacji Własnej – urosłam. Czuję za to doświadczenie ogromną wdzięczność. I nie oddałabym go za całe złoto z Fort Knox.
Zaufanie Życiu to ufanie, że Życie zabiera nam tylko to, co nas osłabia i ogranicza. I daje nam wszystko, czego potrzebujemy do wzrostu, czyli do coraz większej szczerości ze sobą, do szacunku do siebie i do samo-akceptacji.
I to dokładnie wtedy, kiedy możemy z tego skorzystać.
Ten rodzaj spokoju czujemy w samym środku nas. Nawet, gdy przechodzimy przez piekło. Ale choć w centrum czujemy ten ogromny – niemal filozoficzny – spokój, to na powierzchni nadal szarpie nas ból. Bo hej! Przecież przechodzimy przez piekło! Jak niby miałoby nas nie boleć?
I w ten sposób doszliśmy na:
Trzeci poziom Zaufania
Drugi poziom Zaufania pojawia się wtedy, gdy ufamy, że to, co się dzieje ma nas czegoś nauczyć.
Trzeci pozom Zaufania pojawia się, gdy się nauczyliśmy.
Znika więc nawet ten powierzchowny ból i szarpanina.
Czego się nauczyliśmy?
Na wszystko można spojrzeć z tysiąca różnych perspektyw, więc oto jedna z nich:
Wszystkie lekcje, które zsyła nam Życie mają nas nauczyć, że ból czujemy wtedy, gdy próbujemy spełnić chcenia ego.
A ego to nic innego niż nasza fałszywa tożsamość, maska, którą nosimy, bo wierzymy, że to czego chcemy jest fu! obrzydliwe, egoistyczne i w ogóle co za wstyd! Jak ci to mogło przyjść do głowy?!?
Innymi słowy, ta fałszywa tożsamość powstaje, gdy przestajemy ufać, że nasze prawdziwe pragnienia są OK. Że spełnianie ich jest OK.
Na trzecim poziomie odzyskujemy właśnie to Zaufanie.
To Zaufanie odzyskujemy, gdy rozwijamy wiarę, że to, że moje potrzeby są inne niż twoje, nie oznacza, że są szkaradne.
Czyli wtedy, gdy rozwijamy akceptację dla własnej inności i odrębności.
I tu następuje jeden z wielu paradoksów Życia.
Bo gdy się z naszą odrębnością i innością pogodzimy, odkryjemy, że człowiek – tak jak kij – ma dwa końce. Na jego jednym końcu jest właśnie to poczucie odrębności i inności. Na drugim jednak jego krańcu znajdziemy organiczne poczucie, że przez wszystkich nas przepływa dokładnie to samo Życie.
Że wszyscy jesteśmy ekspresją tych samych odwiecznych praw Natury.
Że każdy z nas jest innym krokiem tego samego Boskiego Tańca.
Nawet, gdy się czujemy jak tępa i godna pogardy gapa.
Bo to poczucie jest taką samą częścią Kosmosu jak Słońce i Księżyc, deszcze i wiatr, wirusy i Taj Mahal.
Taką samą częścią Kosmosu jak nasze potrzeby i pragnienia.
Taką samą częścią Kosmosu jak cudze potrzeby i pragnienia.
Gdy zaufamy, że nasze odrębne i inne od przyjętych norm potrzeby i pragnienia są częścią Boskiego Tańca, że są więc dokładnie takie, jakie mają być, sięgniemy po wszystko to, co pozwoli nam je spełnić.
I poczujemy Głęboki Spokój Wewnętrzny.
I w ten sposób doszliśmy do:
Różnicy między radością dziecięcą i dorosłą
Radość dziecka wypływa z Juhuuuu nie muszę o siebie dbać! Bo kto inny mnie nakarmi, ubierze i zapłaci za mnie rachunki! Ja mogę się zająć wiszeniem głową w dół z trzepaka!
Niestety, radość dziecka ma krótkie nogi. Bo niech tylko spróbuje wejść w konflikt z Tym, Który o Nie Dba.
Radość dorosłego ma nogi nieskończenie długie.
Bo wypływa z uświadomienia sobie: Wow! Nie muszę zabiegać o to, żeby ktoś o mnie zadbał. Nie muszę spełniać ich oczekiwań, stawać na rzęsach, żeby zasłużyć, udawać, że nie mam żadnych potrzeb oprócz dbania o ich komfort. Nie potrzebuję Rodzica. Jestem dorosła i sama umiem o siebie zadbać. Mogę robić wszystko to, czego naprawdę chcę!
A jeśli temat cię wciągnął, tu znajdziesz kilka podobnych tekstów:
1 codzienna pułapka, przez którą czujesz stres zamiast spełnienia – w tym tekście dowiesz się, po czym odróżniać prawdziwe pragnienia od chceń ego;
4 cechy, po których w mig rozpoznasz, czy twój partner jest toksyczny,
2 słowa, które zmienią twój stres w pasję życia (medytacja idioty).
* * *
Najgłębszy spokój czujemy wtedy, gdy ufamy Życiu (czy w zależności od światopoglądu – Bogu, Kosmosowi, Naturze, Wyższej Świadomości.)
Że stworzyło nas dokładnie takimi, jakimi chciało nas stworzyć.
Że zsyła nam dokładnie takie lekcje, jakich potrzebujemy, żeby odkryć…
…Że nasze najgłębsze potrzeby i pragnienia są OK. I, że rozkwitamy, gdy je spełniamy.
Zanim jednak odnajdziemy w sobie to niosące spokój Zaufanie, musimy przekopać się przez pokłady naiwności.
Pokłady, które nosi w sobie każdy Homo Sapiens, który był dzieckiem.
Bo wszyscy w dzieciństwie byliśmy zranieni. I wszyscy mieliśmy bolesne momenty, w których tęskniliśmy za bardziej nas kochającym, rozumiejącym, obecnym, Rodzicem.
Dopóki będziemy się tej tęsknoty wstydzić i odcinać się od niej, dopóty będzie nas kontrolowała. I zmuszała do szukania Idealnego Rodzica w drugim bezogonowym ssaku naczelnym.
Dopiero, gdy ją wyciągniemy na światło świadomości, zobaczymy, że nie jest to wcale tęsknota za Boskim Rodzicem, tylko za Spełnieniem Naszych Potrzeb i Pragnień.
A najfajniejszą rzeczą w byciu dorosłym jest to, że nie potrzebujemy Rodzica i za własne spełnienie możemy się zabrać my sami. ;)
Monika napisał
Dlaczego o tym nie uczą w szkole? ?. Miłego weekendu
Czachobo napisał
Zapewne dlatego, że organizatorzy szkolnictwa sami tego nie wiedzą. Albo zbyt mało z nich to wie i nie mają siły przebicia.
Miriam Babula napisał
bo szkoły publiczne powstały po otwarciu pierwszych fabryk i ich celem od samego początku było kształcenie posłusznych robotników ;) dziękuję i nawzajem Monika!
Monika napisał
Jejku to tylko poraz kolejny uświadomiło mi ,że to czego Nas uczą to tylko lub na szczęście sztuczne pragnienia i jaka ulga się pojawia jak zdajesz sobie z tego sprawe,ale myślę, ze cały prados polega na tym, że to takie łatwe i zarazem bardzo trudne…
Miriam Babula napisał
dokładnie tak jest: łatwe i trudne jednocześnie ?
ala napisał
że wszyscy jesteśmy ekspresją tych samych odwiecznych praw Natury
super!
Wojtek napisał
Kolejny interesujácy wpis. Pozdro
aśka napisał
Dziękuję, o paradoksie zawsze zjawiasz się z tekstem który pomaga zrobić nastepny krok do siebie. Biopole jest niesamowite! Aska
Miriam Babula napisał
:-) rzeczywiscie takie synchronizacje są niesamowite. na zdrowie!
Aga napisał
Nie wiem, czy mnie to całkiem przekonuje. A co z nieodzwajemnioną miłością? Też potraktujemy filozoficznym wzruszeniem ramion, to tylko deszcz…?
zaman napisał
A lubisz siebie ? :-)
Agnieszka napisał
Witaj
świetny wpis. trafiłam na niego właśnie teraz podczas sprzeczki z partnerem. Miliony razy prosiłam aby nie wlaczal w mojej obecności jedenej totalnie dolujacej piosenki. Zrobił to jednak bo poczuł zazdrość słysząc moja rozmowe w łazience przez telefon. Rozmawiałam ze swoim siostrzencem, który mi pomaga ale mój partner domniemal ze rozmawiam z kims z kim rozmawiać nie powinnam. Poczułam ze z racji swojego ego nie uszanowal tego o co go prosze milionkrotny raz. Powiedziałam ze juz mam dosc proszenia go ciągle o to samo i powiedziałam żeby sobie wyszedł i przemyslal co jego chobliwa zazdrość wywołała. … Mam więc pytani czy teraz moje ego zatryiumfowalo czy jednak to był wyraz szacunku do samej siebie i postawienia granic? Jestem bardzo ciekawa Twej propozycji odpowiedzi bo z tym ego nie jest tak lawo się rozeznać w każdej sytuacji.
Pozdrawiam Agnieszka
Miriam Babula napisał
ha. trudne pytanie. bo ego poznaje się nie po zachowaniu, tylko po motywacjach. a te się często mieszają no i ty je znasz najlepiej :) dlatego na blogu jest już ściąga, jak to odróżniać samodzielnie:
http://bezego.com/2018/05/18/1-codzienny-blad-przez-ktory-czujesz-stres-zamiast-spelnienia/
dziękuję i również pozdrawiam!
Agnieszka napisał
Miram bardzo Ci dziękuję i musze przyznać że to było … chcenie mojego ego. Tym razem nie dałam rady znieść tej muzyki bo w głębi byłam wściekła ze tyle dla niego robie- mam tu na myśli Wigilię ( której on wcale nie chce co ciekawe) a nawet nie potrafi uszanować mojej prośby . Zdwoilo się to bo specjalnie wlaczyl ja na maxa a ja byłam zmęczona a on mocno zazdrosny. Spotkanie dwóch ego załatwiło nas niemiłosiernie. To wielka i dosyć bolesna nauka. Pokazało to jeszcze głębsze aspekty naszego związku ale to zostawię dla siebie. Odnalezienie i ujrzenie iluzji w której się żyje jest…. bardzo trudne. Okazuje się ze pragnienie wypływające z serca nie jest jak to się pięknie mówi kompatybilne z rzeczywistością w której się żyje. I tu juz należałoby podjąć kroki. A do tego potrzebna jest nielada odwaga
Dziękuję za pomocne treści i pozdrawiam.
Miriam Babula napisał
To prawda Agnieszka. Zobaczenie prawdy o sobie jest trudne, a (/bo?) podjęcie kroków, które z niej wynikają, wymaga ogromnej odwagi. Gratuluję z całego serca, że ją w sobie masz. I dziękuję za tak szczere podzielenie się sobą. <3
Na zdrowie! Pozdrawiam również.
Keyt napisał
„Że każdy z nas jest innym krokiem tego samego Boskiego Tańca”
Piękne, pozwoliłam je sobie przygarnąć do mojego plecaczka inspirujących wniosków.
Dziękuję za tekst :)