Każdy, kto staje na naszej drodze, może nas czegoś cennego nauczyć.
Narcyz i psychopata nie są wyjątkami.
Niestety, czasem próbujemy pobierać od nich nauki dokładnie odwrotne do tych, które powinniśmy pobrać. W efekcie wpadamy w ich sidła i dajemy się niecnie wykorzystać.
Jak tego uniknąć – w dzisiejszym tekście.
Zaczniemy od jednej wspólnej cechy narcyza i psychopaty, która czyni ich tak niebezpiecznymi. Potem przejdziemy do (błędnych!) wniosków, które empaci wyciągają zazwyczaj z relacji z narcyzem / psychopatą i, które powodują, że są wciągani w życiowe bagno. A na koniec, jaką naukę rzeczywiście warto pobrać od narcyza i psychopaty.
Ale zanim przejdziemy do głównej części tego tekstu,
Warto sobie przemedytować swoją wizję innych ludzi
Każdy wrażliwy człowiek ma bowiem pewną wizję na temat tego, jak powinni traktować się nawzajem ludzie. Gdzie NIE ranienie innych jest numero uno.
Niestety, i narcyz, i psychopata, odbiegają od tej wizji tak bardzo, że może ci się to nie zmieścić w głowie.
Drugie niestety jest takie, że im trudniej ci zaakceptować to, że nie funkcjonują tak samo jak ty, tym większe prawdopodobieństwo, że sam ich zaprosisz do swojego życia.
Nie będziesz umiał wyprosić.
A twoje życie zamieni się w pasmo mniej lub bardziej wyrafinowanych tortur.
Na które – jak cię szybko przekonają – zresztą zasługujesz.
Dlatego, czytając ten tekst, obserwuj swój opór przed przyjęciem do wiadomości, że tacy ludzie naprawdę istnieją. A potem się zastanów, dlaczego tak ciężko ci się z tym pogodzić. Jest jeden kluczowy powód, który warto odkryć samodzielnie. Więc to jest praca dla ciebie.
A my przechodzimy teraz do początku, czyli do:
Wspólnej cechy narcyza i psychopaty
Na potrzeby tego tekstu nie odróżniam psychopatów od narcyzów. Bo choć są między nimi kolosalne różnice (o których czasem wspomnę), mają jedną cechę wspólną. I to właśnie ta – i tylko ta – cecha jest głównym bohaterem tego tekstu, czyli:
I narcyz i psychopata – z zasady! – nie szanuje cudzych granic.
To „z zasady” jest ważne, bo nikt z nas święty nie jest i każdemu się zdarza potknąć i objechać partnera, dziecko, przyjaciela, że nie są tacy, jacy byśmy chcieli, żeby byli.
Jednak nawet jeśli się nam to zdarzy, to gdy wrócimy do zmysłów, doznajemy wyrzutów sumienia. I albo przepraszamy. Albo przynajmniej udajemy, że nic takiego nie miało miejsca, ze strachu, że przyznając się do chwili słabości, nadwyrężymy relację.
To, czy umiemy się do tego przyznać na głos, czy nie, jest drugorzędne. Ważne jest to, że czujemy, że przekraczanie cudzych granic jest nie na miejscu. I staramy się tego świadomie nie robić.
A ani psychopata, ani narcyz, NIGDY nie czuje się nieswojo z tym, że przebił się przez twoje granice.
Jest nawet gorzej:
I jeden i drugi mają jeden cel: zrobić wszystko, żeby twoje granice wymazać bez śladu. Jeśli im to wyjdzie – rozkoszują się sukcesem i czerpią do woli z twojej energii życiowej!
Różni się jedynie repertuar ich taktyk.
Bo w mniemaniu narcyza wcale nie jesteś człowiekiem z własnym życiem, potrzebami i pragnieniami, tylko przedmiotem, który istnieje tylko po to, żeby jemu / jej żyło się wygodniej.
I fakt, że chcesz dbać o siebie i stawiasz granice, narcyz odbiera jak autentyczny atak na siebie i zazwyczaj przypuści miażdżący kontr-atak (znany również jako wściekłość narcystyczna). Gdzie:
Chyba cię powaliło! Jakie GRANICE, ty tłumoku?!! Ty ŚMIESZ mieć jakiekolwiek granice?!! Ty niewdzięczna małpo! Ty egoisto wstrętny! Myślisz tylko o sobie, a o mnie wcale!!!
jest wyjątkowo cywilizowanym wyrażeniem rozczarowania twoją osobą.
Bo ewidentnie nie dbasz o to, jak on / ona się czuje, gdy te granice stawiasz.
A przecież czuje się źle.
Nie widzisz tego? :/
A psychopata nie bierze twojego zachowania osobiście. Bo dla niego jesteś frajerem, któremu trzeba zabrać lizaka, bo (1) on chce tego lizaka, (2) jak jesteś za głupi, żeby tego lizaka obronić, to znaczy, że nie zasługujesz na niego.
I będzie cię rozgrywał na zimno.
Mierząc prosto w twój najsłabszy punkt.
A jaki jest najsłabszy punkt człowieka wrażliwego?
Człowiek wrażliwy to taki, który ma dar wyczuwania tego, co czują inni tak, jak by to były jego własne emocje.
Jeśli na wyczuwaniu się kończy, nie ma problemu.
Jeśli jednak robimy drugi (zupełnie zbędny!) krok i zaczynamy czuć się winni, gdy druga osoba czuje się źle – wpadamy jak gruszka w kompot.
Bo i narcyz i psychopata są mistrzami w wyczuwaniu i rozgrywaniu tego poczucia winy na własną korzyść (np. robiąc spektakularne show, jak to paskudnie się PRZEZ CIEBIE czują i wpychając cię w zachowanie, które sprawi, że poczują się lepiej).
I w ten sposób dotarliśmy do lekcji, którą wiele wrażliwych osób próbuje odebrać od narcyza / psychopaty i w efekcie zamyka się w relacji przemocowej.
Przeczytaj z ręką na sercu, na ile jest prawdziwa dla ciebie.
Ojej. On / ona znowu mnie źle traktuje. To pewnie lekcja dla mnie. Pewnie muszę się nauczyć, co robię źle. Bo jak naprawię swoje zachowanie, na bank zacznie mnie traktować dobrze.
Bo skoro ktoś traktuje mnie źle, to moja wina. Nie jego, nieboraka. On jest taki wrażliwy i po prostu nie daje rady wytrzymać z moim wstrętnym egoizmem.
Jak tylko przestanę tak egoistycznie zajmować się sobą, to dostanę gwiazdkę z nieba, czyli jego / jej dozgonną wdzięczność i miłość.
NB: Zauważ, jak sprytnie przypisujesz im „wrażliwość”, a sobie „egoizm”. Choć jest dokładnie odwrotnie. Egoizm – przynajmniej w języku tego bloga – oznacza przekraczanie cudzych granic. A nie bronienie własnych. To oni przekraczają twoje i wręcz wymierzają ci wymyślne kary za próbę ich obrony.
Pod wpływem takiej lekcji do odebrania, nie tylko nie rozwijasz samo-akceptacji i umiejętności spełniania własnych potrzeb, ale zaczynasz tracić wiarę, że w ogóle te potrzeby masz prawo mieć.
Jednak lekcja rzeczywiście tu jest. Tyle, że zupełnie inna.
Oto i ona:
Niektórzy ludzie stają na mojej drodze tylko i wyłącznie po to, żebym pozwolił im odejść
Bo twoje założenie, że:
oni CHCĄ cię szanować, tylko nie mogą, bo taka sroga paskuda z ciebie, że… no cóż… nooooo nie da się po prostu…
jest z gruntu błędne.
Ani narcyz, ani psychopata, NIE CHCE cię szanować.
I już!
I za żadne skarby świata nie wejdą w relację z osobą, która tego szacunku wymaga.
A gdy twierdzą, że chcą, tylko no ojej nie mogą, bo twojego zachowania to sam święty Alojzy by nie zdzierżył, to najzwyczajniej w świecie… kłamią ci w oczy.
Choć wrażliwemu człowiekowi trudno w to uwierzyć, ich emocjonalny stosunek do ciebie jest dokładnie taki sam, jak twój do widelca.
Dopóki widelec się sprawdza – trzymasz go w szufladce z innymi sztućcami. Jak się wygnie – to go wyrzucasz. I wręcz oniemiałbyś ze zdumienia, gdyby widelec ni stąd ni zowąd wyrwał ci się z ręki i oznajmił, że ma dość spełniania twoich potrzeb, od dziś będzie spełniał tylko i wyłącznie swoje i domaga się twojego szacunku dla własnych granic. A gdyby się jeszcze przy tym upierał, to byś go po prostu… wyrzucił.
Dlatego jedyną przed nimi obroną jest:
(1) pogodzenie się z tym, że są ludzie, którzy NIE CHCĄ relacji z osobami, które żyją w zgodzie ze sobą i nie dają się wykorzystywać. I z tym, że jeśli ich rozliczne manipulacje i naciski po tobie spłyną i pozostaniesz wierny sobie, sami zabiorą się z twojego życia (w głębokim oburzeniu na twoją jakże egoistyczną postawę!).
I (2) pozwolenie na to, żeby… sobie poszli.
* * *
Temat jest niestety ogromny, wielowątkowy i pełen niuansów. I pewnie masz tysiące pytań i wątpliwości, których w jednym tekście nie ma możliwości wyjaśnić. Dlatego poniżej mega skrótowe odpowiedzi na 3 prawdopodobnie najbardziej cię nurtujące.
1. Może się zdarzyć i tak, że z pewnych powodów decydujesz się wejść lub trwać w relacji z taką osobą (bo np. jest twoim rodzicem). W takim przypadku, warto pamiętać, że odwrotność dbania o jej komfort, czyli złośliwe pokazówki jak bardzo NIE dbasz o jej komfort wcale nie ratuje ci skóry, a tylko wciąga głębiej w spiralę przemocy. Skórę ratuje ci jedynie odporność na poczucie winy, w które wciąż od nowa będzie próbowała cię wmanewrować oraz niezłomne stanie na własnych nogach.
2. Osobowość narcystyczna powstaje w wyniku niewyobrażalnie głębokich zranień psychicznych. Tak się niefortunnie składa, że empaci genialnie wręcz wyczuwają cudze poranienie. I pod wpływem swojej wiary, że „prawdziwa miłość wygoi wszystkie rany” lecą do narcyzów jak ćmy do ognia. Jest to wiara tak niebezpieczna (a dokładniej: zła jej interpretacja), że należy się jej oddzielny tekst.
Jeśli więc rozpoznajesz w tym siebie, przemedytuj inną prawdę, czyli „prawdziwa miłość nie czuje prawa własności”. Jeśli wchodzisz w relację z narcyzem, żeby go „ocalić”, żeby był potem wdzięczny za to ocalenie, żeby z tej wdzięczności był już z tobą i cały twój na wieki wieków amen, to to nie jest prawdziwa miłość. A ty jesteś w niebezpieczeństwie.
3: Zachowania narcystyczne to nic innego niż zachowania egoistyczne – w rozumieniu ego tego bloga. Dlatego każdy z nas czasem je przejawia i nie ma co wpadać w panikę z tego powodu. O tym przeczytasz więcej w Dlaczego ego to nic złego? Czyli 7 kroków do oswojenia własnej ciemności.
Możesz się zacząć podejrzewać o bycie narcyzem dopiero, gdy fakt, że ktoś postawił granicę, nigdy nie traktujesz jak sygnał, że się zagalopowałeś i warto przeprosić, tylko zawsze jak skandaliczną bezczelność, za którą trzeba się zemścić.
Jeśli temat cię wciągnął, w linkach poniżej znajdziesz kilka pokrewnych tekstów:
Co to jest (z grubsza) ego? – jest wiele różnych definicji ego – nawet odwrotne do używanej na tym blogu. Dlatego warto poznać tutejszą, zanim przejdziesz do kolejnych tekstów :)
3 przewrotne iluzje, które wrobią cię w toksyczny związek
4 cechy, po których w mig rozpoznasz, czy twój partner jest toksyczny
* * *
Każdy wrażliwy człowiek chciałby żyć wśród fajnych, szanujących cudze granice, osób.
Niestety, po Ziemi chodzą osoby, które nie tylko nie mają takiego zamiaru, ale nawet nie rozumieją idei. I ich jedynym celem jest wyssać cię ze wszystkiego, co masz i porzucić, gdy znajdą nowe źródło.
Dopóki będziesz wypierać ten fakt ze swojej świadomości, będziesz dla nich łatwym celem.
Jedyną przed nimi obroną jest szybkie rozpoznanie z kim masz do czynienia i świadomość, że każdy jest odpowiedzialny za swoje szczęście i zachowanie.
A to akurat jest tożsame z prawem do spełniania własnych potrzeb i obrony własnych granic.
Jeśli więc ktoś twierdzi, że jest inaczej, czyli że:
- żeby zasłużyć na jego szacunek, musisz robić to, co chce on/ona, a nie to czego chcesz ty,
- gdy bronisz swoich granic, jesteś podłym egoistą,
- gdy masz jakiekolwiek własne potrzeby, jesteś nic nie wartym śmieciem,
powinien ci się włączyć czerwony alarm.
Bo masz do czynienia właśnie z jedną z takich osób.
Dlatego, gdy stają na twojej drodze, warto pamiętać, że rzeczywiście każdy staje na twojej drodze po to, żeby cię czegoś nauczyć.
Narcyz i psychopata akurat stają po to, żebyś się nauczył, że Kosmos stworzył też ludzi, którzy wchodzą w relacje TYLKO z osobami, które się im totalnie podporządkują.
I, że z nimi masz tylko 2 opcje:
Albo robić wszystko, czego tylko sobie zażyczą, żeby zatrzymać ich w swoim życiu.
Albo pozostać wiernym sobie.
I pozwolić im odejść.
Sylwia napisał
Tak. Wlasnie tez do tego dochodzilam mozolna droga…
Bazylia napisał
Bardzo fajny tekst. Nasuwa się pytanie – czy „pozwolić im odejść”, czy samemu uciekać gdzie pieprz rośnie?
Miriam Babula napisał
hahaha tak obydwie opcje są równie dobre :)
Eli. napisał
Mój mąż 6 razy ode mnie odchodził i tyle samo razy wracał.
Za kazdym razem wyrażał skruche i chęć leczenia.
Idylla trwała po jego powrocie około 1 miesiąca a potem na nowo wszystko wracało do punktu wyjścia.
Smutne.
Jesteśmy małżeństwem 24 lata mamy 2 dzieci
Od zeszłego roku zaczęłam zastanawiać się z kim żyje pod jednym dachem.
I dlaczego za każdym razem dawałam mu szansę .
Żałuję dziś żałuję, że tak późno zaglebilam się w temat.
Teraz przynajmniej wiem z kim żyje i że to nie tylko jego problem ale i mój.
Moj mąż jest narcyzem a ja dzieckiem DDA.
Moja terapia trwa mam nadzieję że po niej będę silniejszą osobą i w końcu uwierzę w siebie.
Czego wszystkim również życzę.
Jola napisał
Podobnie u mnie. Odchodził 6 razy w ciągu 6 lat narzeczeństwa i małżeństwa. Pozwoliłam mu na 5 powrotów…Wystarczy tortur i całej plejady przemocy…
Magdalena Karczewska napisał
Mnie ten blog uratował.
Gdy kilkanaście dni temu odszedł mój partner po 7 latach nie wiedziałam jak sobie poradzić sama ze sobą.
Na konsultacji u psychiatry dowiedziałam się że byłam ofiarą przemocy psychicznej – bo nie powiedziałam o biciu…
Byłam z psychopatą.
Wszystko zostawiłam, pasje, przyjaciół jedynie od rodziny nie dałam się odsunąć.
Teraz uczę się żyć na nowo.
Trochę mnie to przeraża że wszystko co jest w artykule to jak ksero z moich ostatnich lat…
Ale to mnie wzmacnia, bo widzę że to nie był problem z mojej strony, że to nie ja jestem winna…
Dziękuję
Dragon33 napisał
Dzieki!Swietnie napisane.Trafiasz w sedno❤
Aklewe napisał
Ja dda a on narcyz, jesteśmy razem 18 lat, 2 dzieci ( przedszkolaki) raz chciałam odejść 10 lat temu, obiecał eden zostałam . . Był Ślub … po wielu latach walki urodziło się pierwsze dziecko Później drugie, jak pirwszy syn miał 2 tyg usłyszałam że zmusiłam go do slubu, jak zaszłam w 2 ciąże ” że nie chciał mieć dzieci „. Dwa lata temu drugi raz chciałam odejść … Znowu zmiana kolejna gra… kupno domu ja na terapię dda bo byłam pewna że to że mną jest coś nie tak .. Nie dawało mi to spokoju ta jego zmienność to jak siebie stawia na pierwszym miejscu, to jak z edenu przechodził do ringu i walczył z moimi uczuciami że mną, to jak ranił słowami, to że nigdy nie powiedział przepraszam …. Juz wiem kim jest, wszystko się zgadza , jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć ? Dlaczego tak późno odkryłam kim jest…. Teraz , szukam w sobie siły żeby zrobić to co powinnam 18 lat temu
Ninka napisał
DDA to też problem w związku. Poważny problem.
W niczym to nie umniejsza zachowań partnera. Zmienia jednak ciężarki na szali. Sporo „normalnych” (czy mniej zaburzonych bo chyba idealnie zdrowych nie ma) nie wytrzymuje z DDA / DDD.
Martuskcha napisał
Aklewe – życzę dużo siły i wytrwałości, bardzo polecam metodę „szarego kamienia” (inaczej „szarej skały”) i terapię… tylko nie z nim – bo to bardzo niebezpieczne… mój narcyz/psychopata poszedł pod naciskiem na swoją terapię – uczy się coraz lepszych form manipulacji; na szczęście ja również jestem w terapii więc umiem to już zobaczyć – tylko bardzo ciężkie t jest jak się razem mieszka, bo metod „prania mózgu” mają cały wachlarz- bardzo Ci polecam blog psychopata-daltonistauczuc – opisane są tam i ich metody i wpływ na partnera – i jeszcze książkę: Zakochane w psychopatach. Jak się uwolnić od niszczącego związku i odzyskać równowagę. Też otwiera oczy…
nasza sytuacja jest o tyle trudniejsza, że mamy dzieci – ale w drugiej strony miłość do nich pozwala mi np. znaleźć siłę:)
mój mąż nie mieszka z nami od miesiąca – przeszłam przez fazy bólu i efekty „odstawienia” – ale teraz jestem prawie szczęśliwa :) cieszą mnie drobiazgi i odnalazłam na nowo swoją siłę – boję się tylko o dzieci – żeby nie odgrywał się na nich… ale mam nadzieję, że będzie dobrze
trzymaj się ! i zawalcz o siebie!
Zima napisał
Mam przyjaciółkę, która ma przezaj***te poczucie humoru, że nie sposób nie bawić się setnie,ale..W każdej dyskusji jest nieugięta jakby szło o niepodległość, „zmusza” do nie wyrazania opinii o jej postępowaniu, a serce mi sie rwie, gdy umniejsza osiągnięcia innych wspólnych znajomych. I chyba najlepszym rozwiązaniem będzie odsuwanie poczucia winy za to, że nie bronię świata przed jej niesprawiedliwą oceną.
Smile napisał
Jak „zrobić karierę” w środowisku typowo narcystyczno-biznesowym? W co się uzbroić?
Miriam Babula napisał
niestety, nie wiem co masz na myśli pisząc „zrobić karierę”. bo rozumiem, że cudzysłów zmienia powszechnie przyjete znaczenie?
Smile napisał
Masz rację, nie chodzi o powszechnie przyjęte znaczenie. Pewien wpis na Twoim blogu wałkowałem do upadłego, dlatego teraz do tematu spełniania marzeń podchodzę z dystansem. Nie chodziło bynajmniej o zdobycie stanowiska, statusu i uznania – w celu zaspokojenia głodu na szczęście.
Miałem raczej na myśli sytuację, gdzie potencjalny awans daje Ci większy zakres odpowiedzialności i pole manewru, bo widzisz że wcale tak być nie musi, że kij i marchewka jest to chleb powszedni. Nie chcesz odchodzić czy się „przebranżowić”, bo dostrzegasz szansę na pewne zmiany. Jednak do tego momentu jesteś piętro niżej, jakby glebą dla kwiatka – w tym przypadku narcyza.
Wydaje się to sytuacją bez wyjścia, bo albo będę go karmił po czym zostanę zdeptany, albo postawię na swoim i tym samym paradoksalnie zamknę sobie drzwi na kolejne piętro.
Jak z taką osobą nawiązać dialog? Jak mówić, skoro nie słucha?
Powyższy przykład jest zmyślony na potrzeby uporządkowania mojego świata wewnętrznego.
Nie mniej takie sytuację się zdarzają i to nie tylko w biznesie, ale i na przykład w świecie akademickim, gdzie im wyższy tytuł naukowy, tym trudniej o dialog… tak jakby.
P.S.
Wygląda na to, że na powierzchni narcyz to oprawca, a tak naprawdę w głębi sam jest ofiarą?
Przeczytam to chyba raz jeszcze, dzięki.
Miriam Babula napisał
Zacznę od PS-a. Tak. Teraz jest oprawcą, ale w przeszłości był ofiarą. Taki jest mechanizm powstawania przemocy właśnie. Nikt, kto się dobrze czuje we własnej skórze jej nie używa (z wyjątkiem psychopatów właśnie, którzy to się świetnie czują 24/7 :)). A źle we własnej skórze czują się tylko ofiary przemocy.
Co do pytania zasadniczego to chyba wiem, o którym tekście mówisz :) jeśli dobrze rozumiem, to pytasz, czy można wygrać z narcyzem? Nie zastanawiałam się nad tym. Ale jak teraz o tym myślę, to na pewno są wyjątki. Ale co do zasady to odpowiedzi pewnie są w „Księciu” Machiavellego. Nie będę rozwijać, bo w komentarzu ciężko to skrócić i nie wypaczyć.
Smile napisał
Tak, pytam czy można wygrać z narcyzem… nie doprowadzając go sprytem do rozpaczy.
Żeby z jednej strony zburzyć jego świat, ale jednocześnie podać rękę.
I znowu masz rację – to ciężki temat rzeka, który również nie łatwo jest mi ubrać w słowa.
Tymczasem zajrzę do Księcia.
Pozdrawiam!
Miriam Babula napisał
A to jednak źle zrozumiałam :) W Księciu raczej nie będzie o podawaniu ręki :) Z narcyzem kłopot jest taki, że wszelką formę pomocy potraktuje jak poniżenie i będzie się mścił. Więc sytuacja jest bardzo trudna. O ile w ogóle możliwa.
Pozdrawiam również!
Karolina napisał
Dzięki za ten tekst.
Ziggy napisał
Mocny tekst. Otwiera oczy. Dziękuję!
Olka napisał
Swietny tekst, dziękue za niego. Mam problem taki, ze chyba oboje moich rodziców jest narcystami (o ile nie z elementami psychopatii). Skrzywdzili mnie w zyciu tak mocno ze jedyne o czym marze to wyrównać rachunki, zemścić lub „naprawić”, czyli jakoś dotrzeć do ich sumienia. Mam mocne poczucie ze zniszczyli mi psychike i ogromna czesc zycia i powinni za to słono zapłacić.
Oczywiscie powinnam im „wybaczyc” albo po prostu zajac sie soba, no ale… jest tak zle ze praktycznie nie potrafie sie w 100% usamodzielnic, podejmowałam wiele prob, ale mam naprawde ogromne bariery w kontakcie z ludzmi. A moi rodzice jacy powaleni by nie byli to w jakich chory, narcystyczny sposob kochają mnie, poza tym ta chęć wyrównania rachunków…czuje jakbym powinna im sie odpłacić, przywołać do porządku choćby miało to ich zabić.
Chyba dzięki terapii chwilowo nie przyciagam innych narcyzów do mojego zycia, inna dosc mocno ograniczam kontakty z innymi ludzmi, jestem naprawde wybredna i nieufna.
Sorki, ze tak sie ze mnie wylało, bardzo fajny blog prowadzisz, a ja prawdopodobnie gdzies w zaswiatach wybrałam swój los i wiedziałaam na co sie piszę ;)
Miriam Babula napisał
Strasznie przykro mi to słyszeć Ola. Jedyne, co mogę na szybko doradzić, to: nie zmuszaj się do wybaczania. Wybaczanie to długi i trudny proces. I zaczyna się od pozwolenia sobie poczuć złość na wszystkie niesprawiedliwości, które cię spotkały. Nie chodzi tu o wylewanie złości na rodziców, ale o pozwolenie sobie, żeby ją w ogóle poczuć. (Ale nie działać pod jej wpływem.) To absolutnie niezbędny pierwszy krok. Może coś więcej o tym napiszę.
Nie ma za co! Dziękuję za podzielenie się.
Pozdrawiam cię ciepło!
Agnieszka eSz napisał
Nie ma sensu mścić się na takich ludziach, bo to strata życiowej energii. Dla nich największą zemstą jest odcięcie źródła zasilania – czyli nie dać się dalszym manipulacjom, nie reagować emocjonalnie. Odciąć emocje w kontaktach z nimi, najlepiej stopniowo, bo zbyt gwałtownie może uruchomić istną lawinę szamba, które będą próbowali na Ciebie wylać.
Znam kogoś, kto też ma matkę narcyza-sadystkę-socjopatkę (na serio czub, bo nie wiem jak inaczej podsumować) i taki rodzic to chodzące zniszczenie. Jak trochę sie odsuniesz, to zacznie byc miły, kadzić ci i da ci to, co normalnie daje normalny rodzic – „uczucie”, a raczej wrażenie, że ich obchodzisz. Oczywiście taki rodzic uzależnia finansowo, bo tak najprościej, ale trzeba robić swoje i nie żyć poczuciem winy, że jest się „niewdzięcznym”. Nie jesteśmy drogą grą komputerową, żeby grać nami, jak pionkami.
Wojciech napisał
Dzięki! Dzięki! Dzięki …
Pszczoła napisał
Tak, najważniejsza lekcja: pozwól odejść – złudzeniom (odnośnie siebie i narcyza), iluzjom, konkretnemu człowiekowi… Nie trzymaj, pozwól odejść. Opór, potężny dyskomfort, ból, smutek – odpiąć. Łatwo napisać, trudniej ucieleśnić. Ale to rzeczywiście jedyną lekcja.
Dziękuję Miriam. Uściski.
Miriam Babula napisał
Pszczoła, bardzo dziękuję za ten komentarz. Napisałaś tu wprost, co próbowałam wydobyć w tekście, ale gdzieś się to rozmyło. Czyli to, i że narcyz i psychopata pozostają w naszym życiu, zazwyczaj tylko dlatego, że ich sami trzymamy (dając im to, czego od nas chcą).
Pozdrawiam ciepło!
Pszczoła napisał
Trudno dostrzec to trzymanie, zwłaszcza w związku. Widać dopiero po odstawieniu – potężna dziura w sobie, pogorzeliska, ruiny. Przeszłam wiele bolesnych, smutnych rozstań, jednak to z narcyzem było dewastujące..
Jednakowoż przyczyniło się do mojej długiej wędrówki w głąb siebie. I tego sobie gratuluję z całego serca ????.
Pszczoła napisał
Zamiast znaków zapytania na końcu miało być :))
Miriam Babula napisał
:) To prawda, trudno to zobaczyć. Tym bardziej gratuluję i ja :-)))
kuranabosaka napisał
Genialny, mądry tekst. Jak i każdy poprzedni.
Wydaje się, że wrażliwcy (ludzie „normalni”?) interpretują zazwyczaj nadużywanie ich i przekraczanie ich granic przez „stwora narcystyczno- psychopatycznego” (wywołując u nich – wrażliwców – koszmarnie złe samopoczucie) jako naturalny wynik defektów jakie widzą u siebie.
A tym czasem trzeba po prostu od „stworów” uciekać i to szybko bo zjedzą człowieka żywcem i wyplują resztki. Nie starczy już siły i czasu na analizowanie i delektowanie się nauką (raczej lekcją) jaką owe „stwory” im zgotowały a i życia i straconego koszmarnie czasu – szkoda.
Miriam Babula napisał
dziękuję. dokładnie tak – szkoda czasu i nerwów na szarpanie się.
Agnieszka eSz napisał
Dokładnie – trzeba wewnętrznie dojrzeć do tego odejścia, żeby nie robić tego pod wpływem emocji. Polecam codzienne czytanie tego typu artykułów – dosłownie! Wszystko po to, żeby nawet na moment nie zapomnieć z kim mamy do czynienia. Polecam tez wydrukowanie pewnych rzeczy i umieszczenie np. w podręcznym dzienniku lub zapisanie gdzieś na komputerze i zerkanie co jakiś czas. Najlepiej byłoby powiesić wielki napis na ścianie „nie daj się manipulować!”.
Narcyz zawsze jest szybszy i jest nawet kilka kroków przed nami, bo kłamie tyle lat ile sam ma, więc ma w tym zwykle wieloletnie doświadczenie, a my raptem… phi – 2-3 miesiące w odczytywaniu jego fałszerstw. Nie mamy z nim szans!
Popieram – nie analizować dlaczego, co, gdzie jak, tylko przyjąć że to osoba bez sumienia, zrozumienia, dobroci i uczciwości. Najlepiej odejść.
Magda. magda napisał
Obiema rękami podpisuję się po tym tekstem. Mi osobiście w odejściu od psychopaty,narcyza pomogła przede wszystkim wiedza,która zdobyłam.Moje poczucie winy za wszystko było tak ogromne,ze że byłam wrakiem psychicznym. Pierwszy krok to było uświadomienie sobie,ze to nie moja wina i że to ja jestem normalna ,a nie on. Potem szukałam coraz więcej informacji na temat tych zaburzeń i poznawałam techniki jego postępowania. Trwało to bardzo długo zanim byłam w stanie zrozumieć, że tacy ludzie istnieją i tak postępują z innymi. Dlatego polecam tego typu blogi,artykuły i książki na ten temat. Bardzo dziękuje tym ,którzy chcą dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem w tym temacie, ponieważ dają nam siłę do walki o siebie.
Magdalena Jam napisał
Proszę, potzrebuję pomocy, czy może Pani polecić jakieś dobre książki, mam 8-mio letniego synka z takim człowiekiem, sprawę w sądzie i jego opiekę….
Maciej Białkowski napisał
Cholera Miriam, ty to masz dopiero nosa, żeby zjawić się z nowym i trafionym tematycznie w punkt artykułem akurat kiedy idealnie tego trzeba…Świetny, merytorycznie wyczerpujący i dający do myślenia tekst.Choć nie ukrywam, że moja największa obawa tkwi własnie w podkreślonym na końcu fragmencie – czy aby nie jest on o mnie/ każdym z nas? Od dłuższego czasu nie mogę uporać się z samodiagnozą, bo w każdym z konfliktów w które wpadam ciągle dowiaduje się, że problemem jest tylko moja reakcja, nigdy bodziec..no to powiem szczerze daje to do myślenia. Sęk w tym, że im bardziej staram się wykorzenić z siebie gniew, tym więcej takich mądrych testujących się przytrafia i szydzi z całej roboty nad sobą..cholera dziewczyno, zabiłaś mi ćwieka…
Miriam Babula napisał
haha :) przepraszam chłopaku :) a poważniej, rozumiem, że niepokoisz się, że zdarzają ci się zachowania narcystyczne? każdemu się zdarzają. jednak narcyz by się tym w życiu nie zaniepokoił, bo dla niego to norma, a nie wypadek. więc spokojnie. wszystko jest z tobą OK. pozdrawiam mocno!
Maciej Białkowski napisał
Hej – wiesz co ja nie wiem czy takie zachowania jakie mi się zdarzają są narcystyczne, jak dla mnie to najzwyklejszy po prostu wkurw..Na beznamiętne ustalanie czegoś za moimi plecami, choć sprawa mnie dotyczy, lub kompletne nieliczenie się z tym ze mam własne życie i jego rytm. To nie wiem. Ale ostatnio mocno pracuję ze swoim życiowym pragnieniem i doszedłem do wniosku że „świat” i jego prezenty w postaci rozmaitych sytuacji stanowi przedłużenie naszego umysłu. Więc trafiłem na taki wniosek, że pakuję się tylko w takie sytuacje, które do świadomości przenoszą to czego nie jestem świadom. Inaczej rzecz biorąc – dopóki stanowimy bezegowe naczynie to przepływa przez nas nieporuszenie dowolna treść, jednak jeśli trafi się jakiś „alergen” na który mamy „przeciwciała” – no to reakcja murowana…no i logicznie wszytko mi się zgadzało, nawet pogodziłem się z tym, że to ja jestem zawsze winny, a tu nagle moja ulubiona blogerka informuje radośnie, że niektórzy tacy po prostu są..łobuzy. No na to się nie poradzi, ale reakcje? Co z nimi, jak tu zachować spokój kiedy koś ewidentnie traktuje cię jak widelec :) a do tego jest twoim przełożonym i z tobą pracuje….Na mój gust nie ma rady trzeba wyrabiać sobie anielską cierpliwość, a do tego potrzeba jakiegoś – nie wiem – doświadczenia, czegoś co przeryje beret na tyle skutecznie, że innymi oczami spojrzy się na świat..Nie masz przypadkiem jakiejś recepty na taką potrzebę??
Pozdrawiam goraco :)
M.
Miriam Babula napisał
wkurw to emocja ego :) i akurat ta najwdzięczniejsza, bo najłatwiej się z nią rozstać. jest kilka malutkich tekstów na blogu o rozbrajaniu złości:
http://bezego.com/2013/04/14/dlaczego-wkurza-nas-cudza-glupota-medytacja-kierowcy-13/
http://bezego.com/2013/04/20/co-to-jest-cham-walutowa-teoria-umyslu/
http://bezego.com/2013/05/05/ja-mi-moje-przepis-na-afere/
może napiszę kiedyś coś więcej :)
tak. mam podobną wizję do twojej. choć nie ma w niej poczucia winy. wolę słowo „odpowiedzialność”. chodzi mi tekst po głowie o tym. może się zmaterializuje.
dziękuję i również mocno pozdrawiam.
sushi271 napisał
Super tekst, Miriam. Chociaż sam mam wrażenie że nie zdarzyło mi się wejść w głębszą relację z narcyzem, dzięki losowi, to miałem (nie)przyjemność spotkać się z takimi osobami. I rzeczywiście… jest ta trudność – a może należałoby wręcz powiedzieć „niemożliwość” – wyobrażenia sobie, w jaki sposób osoba pozbawiona skrupułów jest w stanie funkcjonować. Wiem jednak, że jeszcze parę lat temu istniało ryzyko że spotkam taką osobę i wyląduję przez nią w dołku – dokładnie w taki sposób jaki to tutaj opisujesz. Dziś moja rosnąca asertywność (co w dużej mierze jest zasługą Twojego bloga) nie pozwoliłaby na to. Cieszę się bardzo, że nauczyłem się strzec własnych granic. Dzięki temu w tej chwili jestem w trakcie pozbywania się jednej osoby trochę narcystycznej (może nie w 100%, ale trochę tak), jednak to potrwa jeszcze jakiś czas, niestety. Nie mam możliwości uciąć tej relacji natychmiast tak, by nie zejść ze ścieżki realizacji swoich celów życiowych.
W każdym razie cały ten temat prosi się o pewne filozoficzne rozważanie. Bo tekst ten wyraźnie przeciwstawia sobie dwie osobowości, tworząc pewną dychotomię. Z jednej strony empaci – do których kierowany jest ten tekst – a z drugiej narcyzi/psychopaci. Brzmi dla uszu trochę niczym (nie mający z tym nic wspólnego) podział dobrzy – źli. A przynajmniej myślę że ewentualny narcyz/psychopata mógłby się obrazić po lekturze tego tekstu. Tymczasem chce się powiedzieć, że nie są oni źli, a raczej mocno pokrzywdzeni przez los. Rodzą się tutaj następujące pytania: czy ci ludzie zauważają, że różnią się od innych? Czy mają szansę zobaczyć, że jest z nimi „coś nie tak”? Czy mają szansę na to by się zmienić? Czy w ogóle zechcą – a może im właśnie tak jest dobrze i nie widzą żadnego problemu?
Patrząc z tej perspektywy może empacie zrobić się smutno bo… można by wysunąć wniosek, że są oni >skazani< na bycie takimi, jacy są. Taki "fatalizm" (taki jestem i nic tego nie zmieni) brzmi bardzo tragicznie. Chociaż z ich perspektywy to empaci mogą tak właśnie wyglądać. Czy mamy w ogóle prawo próbować im pomóc? A może nam się tylko to wydaje pomocą, bo wydaje nam się, że gdyby widzieli świat naszymi oczami, rozumieliby czemu "z nimi jest coś nie tak" – podczas gdy wcale nie jest z nimi nic nie tak, po prostu są tacy jacy są. Ani źli, ani dobrzy. Po prostu… są.
Dużo, dużo przemyśleń. Bardzo prowokujący do rozważań tekst, serio.
Dziękuję i pozdrawiam
Miriam Babula napisał
Odpowiedzi są w definicji narcyza i posychopata. Świadomie ich nie zamieszczałam, bo ofiary narcyzów i psychopatów mają tendencję do analizowania, a jaką odmianą narcyza / psychopaty jest ON / ONA, a co dokładnie z NIM / NIĄ nie tak? Podszyte jest to nadzieją, że jak dobrze GO / JĄ zrozumiem, to będę umiała zmienić. I powoduje, że się tkwi w tej relacji, zamiast się ewakuować. Do podjęcia decyzji, co robić, wystarczy dobre widzenie tego, co się dzieje tu i teraz, a nie etykietki. Etykietki tylko zaciemniają obraz sytuacji. Stąd ich brak w tym tekście :)
Też dziękuję i pozdrawiam!
BE napisał
Ja dużo czasu poświęciłem na analizę, takich relacji, bo nie mogłem zaakceptować tego że tak po prostu ludzie mogą być bez empatyczni i manipulacyjni i zimni. Też było szukanie w sobie, może gdybym coś inaczej zrobił to było by inaczej, na końcu już przyjąłem, że tacy ludzie są, i że nic, ale to nic im nie pomoże, nie zmieni, choćby się góry przeniosło.
I to okazało się trochę gorzkie, bo upadło też poczucie kontroli nad własnym życiem. Bo trochę wierzyłem w to że sam decyduje o swoim losie, tzn. dobra aura przyciąga dobre sytuacje, a jak tak nie jest to szuka się w sobie, a okazuje się że czasem losowo gdzieś można spotkać osoby które mają za nic przestrzeń osobistą, drugą osobę itd.
Takie zdarzenia powodują jakby poczucie, braku decydowania o swoim losie, jeśli druga osoba przychodzi aby mącić, i robić z kogoś widelca, ja nie chciałbym aby w ogóle przychodziła, bo to już stawia drugą osobą trochę na pozycji, walczyć, uciekać, analizować, takie osoby to straszny chaos. I jakby powoli uczę się pozwalać im odejść, to jednak, czuje sam fakt za pojawianie się takich osób, za nieco odbierający poczucie sprawczości w życiu. To jest jakby gdyby szukać wewnętrznego spokoju, i błogości, to wiedząc, że w każdej chwili z nienacka, coś z zewnątrz wpadnie, i można pozwolić temu odejść, ale jakby to już zakłuca wewnętrzny spokój i błogość i jakby trzeba część uwagi kierować własnie na odbijanie takich osób, to taki paradoks wychodzi jak utrzymać błogość i spokój wewnętrzny jeśli z zewnątrz jest rozstrajany, z tego wychodzi wysiłek aby utrzymać ten spokój albo przywrócić ponownie, a chyba spokój, błogość, jest naturalny, jak flow/przepływ, taki paradoks, wychodzi. Może jest takie miejsca w świadomości „oświecenie”, że wie się coś świadomością, i jest się tam, a może nie ma i trzeba zaakceptować że przestrzeń będzie różnie od czasu do czasu naruszana i trzeba sobie z tym jakoś radzić, odbić piłęczkę, od czasu do czasu. Może prawdziwe 'ja’ to wie, jak to wygląda. I jak nie chodzi mi o hermetyczne odcięcie się od świata, bo dla mnie świat, jest okej, jest zróżnicowany i różne intencje są i dla mnie to jest okej, natomiast, nie wiem jak odnieść to do siebie, gdy ktoś jedzie na czołówkę, jak reagować, co robić. Jak się idzie ulicą podobnie, ot można zejść, aby sobie guza nie nabić, ale są sytuacje, że jest się gdzieś, jakby u całkowicie u siebie, i ktoś nie analizując prze do przodu, zakłócając spokój, i ciężko się odsunąć, albo iść gdzie indziej , jeśli jest się u siebie metaforycznie będąc sobą, ktoś przychodzi mają przeciwne intencje, co do ciebie, niż ty masz, i jak zachować siebie, swój spokój, jeśli właśnie on jest naruszany, taka abstrakcja, dla mnie, jakby koan, bez rozwiązania.
Miriam Babula napisał
w sumie zacząłeś odpowiadać na pytanie, które zostawiłam w tekście do samodzielnego przemyślenia :) dokładnie tak jest, pogodzenie się z tym, że tacy ludzie istnieją jest tożsame z pogodzeniem się, że nie mamy mocy ich zmienić, czyli pogodzenie się z brakiem kontroli nad innymi i z brakiem sprawczości.
BE napisał
Próbuje odpowiadać, ale wydaje mi się że dochodzę do ślepego zaułku. Bo jakby skoro nie mam wpływu na innych (tych którzy mają w ręcę młotek i każda osoba to gwóźć) , to nie mam wpływu na to że np. będę czuł się źle, w trakcie kontaktu z taką a taką osobą. Co chcę powiedzieć, że w świecie świadomych osób, uczących się, widzących innych ludzi, to jest okej, jednak gdzieś w kontakcie z kimś kto Cię nie widzi jako oddzielną osobę, ot jako widelec, ten brak kontroli nad tą sytuacją równa się bezradność lub też utratą kontroli przede wszystkim nad sobą/swoim życiem.
Taka metafora. Jeśli pójdę do parku i usiądą pod drzewem w medytacji, błogo spokojnie, słonczeko, chillout. I przez cały dzień przewinie się przez ten park setki osób każde zajęte, swoimi sprawami, grają w piłkę, robią piknik, śmieją się, relaksują się itd. To jest bardzo fajnie, taki flow życia, większa różnorodność, dalej jest harmonia, natomiast wystarczy jedna osoba od po kilku piwkach przechodzi i patrzy i myśli sobie ciekawe ciekawe szturchnę zobaczę co będzie „mam taką ochotę”. Ot można zaregować tak czy inaczej, pójść sobie gdzieś indziej itd, jednak jakby mój stan-flow, jest całkowicie przeniesiony na zewnątrz w tej chwili zależny od tej osoby, ja nad sobą nie mam kontroli, ma ją ta inna osoba, ja swój stan teraz muszę przywrócić – wybierając jakąś strategię. Więc próbuje odpowiedzieć sobie, na pytanie czy tak po prostu, jest że tak bywa, i czy tak musi być ? I czy jest miejsce „świadomościowe” w którym brak empatii/świadomości u innych nie powodu brak kontroli sprawozdawczości nad sobą, sytuacją, trudności, i zgrzytów itd. Bo jakby sam fakt, że nie jestem alphą i omegą, nie wiem wszystkiego, więc wystarczy że jakaś osobą, której nie znam sztuczek-psychopata, postanowi mnie urobić okazuje się że może, no potem ogarnę sprawę, ale to już trochę czasu i nerwów pójdzie.
Ogólnie próbuję znaleźć odpowiedz na pytanie jak sobie pozwolić na świecenie i błogość, i bycie widocznym /sobą w swoim flow – bo to też przyciąga mnóstwo ludzi którzy coś fajnego wnoszą, jeśli jakaś nieświadoma osoba/osoby nawet w mniejszości, potrafią wytrąca z równowagi, do której trzeba długo wracać. Myślę o świadomości, i „ja” w ten sposób, jak było by to szklanką, wody, i wystarczy kropla tuszu aby zepsuć kolor, i wydaje mi się że nie ma się czasem kontroli, nad tą swoją szklanką, wody, aby nikt tam nie dodawał tego czego nie chcemy. Jakby ichniejsza moc tuszu była silniejsza od świadomości wody, do własnej decyzji z kim chce się zmieszać. Chyba trochę mieszam, ale to jakiś koan, dla mnie.
PS. Do wielu z tych rozważań, po części skłoniło mnie czytanie tego bloga, nie wiem jak ale piszerz w tak przejrzysty, sposób, że samo czytanie czasem skłania do refleksji i wyprostowywania świadomości, mi dużo się wyjaśniło w czasie gdzie byłem zdecydowanie w lesie, gdzie nawet nie próbowałem odpowiadać na jakiekolwiek pytania, bo nie widziałem nawet problemów, przez długi czas, więc Dziękuje :)
Miriam Babula napisał
Będziesz się czuł źle w kontakcie z taką osobą, tylko jeśli pojawi się w tobie potrzeba zmiany tej osoby na inną. I – w efekcie – poczucie winy, że nie potrafisz jej zmienić. Spokój to efekt zaakceptowania tego, że nie mamy mocy zmiany innych na takich, jakich chcemy. I dzięki bogu, bo gdybyśmy my mieli taką moc, to by znaczyło, że inni mają moc zmiany nas na takich, jakich chcą i zrobiłby się kosmiczny chaos :)
To trzymam kciuki za „rozwiązanie” koanu i pozdrawiam!
BE napisał
„I dzięki bogu, bo gdybyśmy my mieli taką moc, to by znaczyło, że inni mają moc zmiany nas na takich, jakich chcą i zrobiłby się kosmiczny chaos :)” – czuje że to przysłuży się niesamowicie, do tego rozwiązania! tylko muszę to sobie w świadomości rozwikłać i poukładać.
Jeszcze raz Dziękuję (za szczególnie za powyższe) i pozdrawiam również :)
Miriam Babula napisał
:-) To cieszę się i dziękuję :-)
Kitty napisał
A ja tak sobie myśle ze za bardzo chcemy moc wpływ albo kontrolować to co się nie da kontrolować. To jak przesuwanie ściany a potem poczucie winy ze ściana ni jak nie porusza się .
Miriam Babula napisał
Dokładnie tak. to jest właśnie odpowiedź na pytanie, dlaczego tak trudno nam się pogodzić z tym, że tacy ludzie istnieją. Bo to by oznaczało pogodzenie się z tym, że nie kontrolujemy innych. :)
Artur napisał
Dziękuję Ci Miriam za ten trafiający w samo sedno rzeczy tekst, gdybym to o czym napisałaś wiedział wcześniej uniknął bym wiele cierpień. Cóż, lepiej późno niż wcale. Serdecznie Pozdrawiam.
Pawel napisał
Na prawdę dobry artykuł. Niestety bardzo prawdziwy. Też mi się wydaje, że ludzie narcystyczni lub psychopatyczni, nie zdają sobie sprawy że ranią lub nie interesuje ich to, a nawet spotkałem się z przypadkami w których aranżują celowo na spokojnie sytuację aby dokonać skuteczniejszego ataku z zaskoczenia :/
K napisał
Zostałem tak zdefiniowany – jako psychopata, jako człowiek, który nie ma emocji i poczucia winy.
A jednak mam emocje, poczucie winy nie daje mi spać i żyję z tym od czasu kiedy posługując się licznymi kłamstwami starałem się chronić przed utratą kobiety swojego życia i jednocześnie dziecko z innego związku.
NIe chciałem stracić obojga… Nie chciałem by doświadczyli dramatu. A stało się.
Tak to brak dojrzałości, to dzieciństwo bez rodziców, to słabości. Kto z nas ich nie ma. Kto z nas nie ma problemów, rozkmin życiowych, kto nie popełnia błędów.
O ile wiem, ze nie jestem psychopatą (bo ten jak już wiemy z tekstu ale i z innych opracowań w sieci)człowiek taki nie czuje lęku, nie ma poczucia winy, manipuluje by osiągnąć cel.
A co jesli celem jest szcześliwa miłość…
K będę Cię kochał do końca i choć wiem jak bardzo Cię zraniłem moje serce było zawsze szczere wobec Ciebie.
MG napisał
Najgorsze jednak jest wtedy, kiedy… Kiedy taki ktoś jest w rodzinie, i to najbliższej. Właściwie to nawet teraz się zastanawiam czy to nie ja jestem tym narcyzem, a może tym psychopatą, ponieważ jestem tłamszony i skierowana jest na mnie cała zła wola świata. Wściekam się wtedy, kiedy ta osoba, jedna z mi najbliższych, wymusza na mnie jakieś dziwne stwierdzenia czy też prowadzi do głupich sytuacji w stylu kłótnia o wspomniany w artykule widelec. No i pozostaje kwestia – a może ja jestem w błędzie? A może to ja powoduje problemy i nie można nic z tym wszystkim zrobić? Właśnie dlatego w ciągu kilku najbliższych miesięcy wyprowadzam się z domu rodzinnego, bo cała sytuacja mnie przerasta i jest całkowicie chora… Już co najmniej kilkanaście razy ta osoba próbowała mnie zatrzymać „a może lepiej Ci będzie studiować tutaj, a nie tam?”, „przecież to miasto ma takie wielkie perspektywy, a tamto nie jest nawet warte uwagi!”. Wyprowadzam się, ponieważ sam się złoszczę na osobę, która mnie zrodziła, która twierdzi, że nie mam do niej szacunku, kiedy sama wywołuje kłótnię. Czy relacje z jednym z rodziców można także podpiąć pod relację z narcyzem? A może to faktyczny mój brak szacunku wobec tej osoby? Ja już się tutaj gubię…
MB napisał
Pamiętaj że rodzice wbrew przyjętym stereotypom to często ludzie wadliwi, mają swoje traumy często nieprzerobione, a ich egoistyczna potrzeba posiadania dzieci często nie idzie w parze z chęcią wewnętrznego rozwoju przed, lub w trakcie rodzicielstwa. Bardzo często jest tak, że to nie rodzice są dla dziecka, ale dziecko dla rodziców.
Dlatego tak często możesz mieć poczucie i wiele osób je ma, że nie byli nigdy prawdziwie kochani przez rodziców, bo rodzice chcieli jedynie dziecka które zapełni ich wewnętrzną pustkę, na które przeniosą swoje kompleksy w nieświadomy sposób itp. Jest bardzo wielu toksycznych rodziców, praktycznie każdy rodzic może stosować projekcje czy różnego rodzaju mechanizmy manipulacji. Często służą one przykryciu realnych problemów jakie oni sami mieli w dzieciństwie i jakie mogą mieć w małżeństwie.
Pamiętaj że jeśli czujesz się źle przy rodzicach, czujesz się nierozumiany, manipulowany, to najlepiej bez poczucia najmniejszej winy się od nich odizoluj. Rodzice nie są święci i paradoksalnie dopiero młode pokolenia poszukują rozwiązań w psychologii. Rodziców nie zmienisz, to oni jeśli chcą się rozwijać i być lepszymi mogą się zmieniać.
To oni nie mają szacunku do Ciebie, i jeśli się od nich wyprowadzisz, mogą choć nie muszą coś sobie przemyśleć.
Żyj swoim życiem, nie przejmuj się rodzicami. Na szacunek nawet rodzice muszą zasłużyć, ten szacunek nie należy im się z „urzędu”. Dziecko jest bezbronne kiedy się rodzi. To rodzice ponoszą odpowiedzialność, choć zwykle niestety nie są świadomi i nie potrafią przepracować własnych traum. Więc łatwiej im jest przenosić poczucie winy i odpowiedzialność na dziecko.
Ponadto, nawet jeśli Ty powodujesz jakieś problemy, to tylko jest problem rodziców którzy nie umieli sobie radzić z problemami. Ty zasłużyłeś, jak każdy człowiek (kiedyś dziecko), na prawdziwą miłość i rozwój w pozytywnym środowisku. Jeśli jakiś rodzic ma pretensje że go nie szanujesz, to najpewniej ten szacunek już dawno stracił w Twoich oczach, albo zwyczajnie manipuluje i szantażuje, bazując na domniemanej „świętości instytucji rodzicielstwa”.
Idź swoją drogą i olej rodziców którzy źle Cię traktują.
Zbigniew napisał
Witam, a ja mam problem z Narcystką, który może wydawać się kompletnie nieracjonalny i kompletnie pozbawiony logiki…
Dziś już wiem, ze P. jest narcystką, i to taka z definicji. Odszedlem od niej w zeszłym roku (wówczas tego nie wiedziałem kim jest) kiedy relacja stała się nie do zniesienia – laska była tak nachalna i wymagająca ze nie dało się żyć. Odszedłem ale po jakimś czasie P. zaczęła się odzywać i „przyciągać” mnie do siebie. Moją słabością było to ze mieliśmy super seks, taki jakiego z nikim nigdy nie miałem a Ona była naprawdę piękna kobieta – wiec resztę można sobie dopowiedzieć – ugialem się i wróciliśmy do siebie. Tym razem postawiłem na ten związek wszystko – postanowiłem ze będzie bosko i bajecznie. Dodam ze Ona ma 25 lat, ma dziecko, a ja 40 wiec uznałem ze skoro mam kogos takiego kto tak za mną lata to czas się ustatkować.
Okazało się szybko ze „bosko” zmieniło się w udrękę. Kłótnie, wyzwiska z jej strony za głupoty (np paproch na podłodze, nie domyty kubek..), nocne awantury i zaborczość mnie powoli rujnowały. Do tego po jakimś czasie doszła przemoc, P. zaczela w kłótniach mnie bić a moje próby powstrzymywania jej tylko ja jeszcze nakręcały. Trwało to kilka dobrych miesięcy, aż uznałem ze dalej tak być nie może i zaczęłam szukać informacji, wiedzy..
W międzyczasie dowiedziałem się ze P. mnie zdradziła, ale ja jeszcze byłem na etapie ze…wybaczyłem zdradę bo wmówiła mi ze to moja wina bo ja zle traktowałem.
Mój problem dziś:
Dziś P. juz odeszla, zabierając wszystkie swoje rzeczy i pozostawiając pustkę. I najgorsze jest to, ze pomimo mojej juz dziś szerokiej wiedzy na ten i jej temat ja czuje się…opuszczony?.. Dla mnie samego jest to nieracjonalne, nielogiczne ale ja za nią …tęsknie! Chciałbym żeby wróciła i była ze mną pomimo iż wiem ze…bym się na to już nie zgodził bo wiem ze sobie znowu kogos znalazła z kim się przespała na pierwszej randce(!). Wiem, moge się wydać komuś żałosnym idiota ale co zrobić żeby NIE CZUĆ żalu, poczucia winy, opuszczenia, tęsknoty? Wiem już dziś, ze stałem się obiektem manipulacji, ze zostałem wykorzystany finansowo, zdradzony, oszukany, okłamany i wypluty po czym porzucony. A ja chciałbym żeby Ona mnie kochała i wróciła pomimo wszystkiego..
Co zrobić żeby przestać czuć do niej tęsknotę, żeby przestać czuc żal opuszczenia i żeby wiedza stała się motorem do dalszego rozwoju a nie tylko wiedza która nie może ukoić bólu rozstania..?
Miriam Babula napisał
Rozumiem to, Zbigniew. Myślę, że większość nas to rozumie. Wszyscy byliśmy w sytuacji, gdzie rozum swoje, a emocje swoje. I wiemy, jakie to trudne. Jedyne, co mi przychodzi do głowy to wkleić link do tekstu, który już jest na blogu. To czubek góry lodowej, rzecz jasna, ale przynajmniej pokazuje kierunek wyjścia. Może choć trochę ci pomoże:
http://bezego.com/2016/07/17/jedna-mysl-ktora-gwarantuje-ze-bedziesz-porzuconaporzucony/
Pozdrawiam cię mocno!
Olo napisał
Witaj, wiem o czym piszesz :) Może też dochodzisz do wniosku że w takich przypadkach to po prostu :// umiejętnie dobrana przynęta? Zresztą można w ciemno strzelać że na 90 % facetów to działa (taka jest natura rzeczy) więc wygląda na to że ona ma tego świadomość, oczywiście nie jest conajmnjej w porządku przekonanie i egzekwowanie tego na wszelkie możliwe sposoby, że za to co ona oferuje ty powinieneś dać jej wszystko łącznie z podporządkowanem się co do joty.. Co do chęci powrotu, może nie szukasz jej tylko fajnej relacji i miłości? Ona dała Ci „próbkę” ale za produkt każe słono płacić, co gorsza produkt zawiera jeszcze inne cechy których nie idzie zaakceptować! Więc pomyśl czy tęsknisz za nią czy za fajną relacją i. miłością.. Tylko dla wygody sfiksowałeś się na niej. A ona nie ma monopolu.
Pozdrawiam
ps sorry za tą „wygodę” ale potrzebowałem to napisać – i tobie i sobie :/
Pan_Cernik napisał
Jestem z takim stworzeniem. Mamy razem prawie dwuletniego synka. Ostatni rok poświęciłem ogólnie rzecz ujmując na to, żeby było dobrze między nami. Dosłownie rok. Opanowało to mój umysł. Jestem INTJ. Efekt tego jest taki, że tylko na tym straciłem. Dawno bym sobie poszedł ale.. Nie potrafię opuścić synka, zrezygnować z bycia z nim codziennie… ehh… ten medal ma wiele stron. Jedno jest pewne: od dawna przez to żyję w depresji i nie wiem jak daleko jestem od granicy mojej wytrzymałości ale wiem, że nigdy nie byłem bliżej. Nie mam bladego pojęcia co zrobić.
Miriam Babula napisał
To bardzo trudna i smutna sytuacja… Szczerze współczuję i życzę bardzo dużo siły, odporności na manipulacje i znalezienia akceptowalnego wyjścia. Bo wyjścia bez żadnych strat z takich sytuacji niestety nie ma.
Keyt napisał
Przeszłam przez relację chyba z takim narcyzem, chyba, bo.. nawet jeśli faktycznie nim był/jest, to jakie to ma znaczenie? Pożegnał się i poszedł, a ewentualna pustka, to jak na mój gust tylko okazja do zrozumienia, że zanim przyszedł była pustka, odszedł, była nadal, tymczasowo, ale nie trzymałam jej się zbyt kurczowo. Przyszło zrozumienie. To mi wystarczy, Analizy sytuacji w której się znaleźliśmy są wspaniałym doświadczeniem, ale im więcej we mnie prób definiowania wszystkiego, tym bardziej robię sobie pod górę. Jestem i to mi na teraz wystarczy. Zrozumienia siebie każdemu życzę, a raczej tego, że jesteśmy wszyscy tacy po troszeczku :) To znaczy, to mój punkt widzenia, w tym się odnajduje NA CHWILĘ OBECNĄ, ale zanim doszłam do tego, było tych analiz wewnętrznych spoooro, teraz już tylko spokój <3
Alek napisał
Wiele prawdy jest w tym artykule. Szkoda, że niektórzy ludzie jeszcze tu nie dotarli. Może coś by do nich trafiło :)
Madziulka napisał
Dziękuję ? Genialny tekst ?
Robert napisał
Ja żyje z taką kobieta, ale już niedługo, właśnie to sobie w pełni uświadomiłem