Kurczę, ten ból jest jakiś irracjonalny! Wiem, że to mnie nie powinno boleć, a boli. Dlaczego nie potrafię sobie z nim poradzić? Głupi jestem, czy jak?
Takie myśli potrafią zatruć samopoczucie. Co gorsza, jak już się pojawią, nie wiadomo, co z nimi zrobić. Wydaje się, że żyją własnym życiem i są poza naszą kontrolą.
Na szczęście, to nieprawda. I o tym jest dzisiejszy tekst. Zaczniemy od tego, jak odzyskać kontrolę nad umysłem produkującym takie myśli. A potem spojrzymy, dlaczego nazywanie jakiegokolwiek bólu irracjonalnym jest błędem, który może zatruć nam całe życie. I co zrobić zamiast.
Zacznijmy od zasady fundamentalnej dla zrozumienia, dlaczego myśli krążą, czyli:
Nasze umysły są jak samo-naprowadzające się rakiety
Jeśli obierzemy cel, będą pracować dzień i noc, żeby ten cel osiągnąć. Kłopot w tym, że zazwyczaj obieramy cele nieświadomie i… ekhem… nie do końca odróżniając fakty od własnych chciejstw / wyobrażeń.
W efekcie wybieramy cele nieosiągalne (typu: wszyscy muszą mnie lubić). Jest to odpowiednik wpisania do już lecącej rakiety adresu, który nie istnieje. Nie wiem, co zrobiłaby w takiej sytuacji rakieta, ale nasze nieszczęsne umysły zaczynają wtedy zataczać koła, wyrzucając z siebie coraz bardziej desperackie pomysły na urzeczywistnienie planu. I nie przestaną, dopóki tego celu nie osiągną, czyli… nigdy. Stąd właśnie ten ciągły podskórny niepokój oraz snucie planów D, E i F.
Na szczęście, możemy te nieuświadomione i nieosiągalne cele odkryć, uważnie obserwując własne myśli i emocje. Potem świadomie zmienić je na spełnialne. A jeszcze bardziej potem je osiągnąć i poczuć wreszcie niewyobrażalny (dla umysłu w panicznym kółku), głęboki spokój.
Taki właśnie jest cel medytacji – odnaleźć ukryty w naszych umysłach fałsz i oczyścić się z niego.
Jaki więc nieosiągalny cel próbujemy osiągnąć, gdy nasze umysły krążą w takim kółku? (Przeklejam z początku tego tekstu :))
Kurczę, ten ból jest jakiś irracjonalny! Wiem, że to mnie nie powinno boleć, a boli. Dlaczego nie potrafię sobie z nim poradzić? Głupi jestem, czy jak?
Sprawdźmy.
Fundamentem naszej kultury jest wiara, że przemoc jest rozwiązaniem każdego problemu
Jeśli nie wierzysz, zacznij zwracać uwagę na to, ile razy w ciągu dnia usłyszysz słowo „walka”. Zobaczysz, że co problem, to nasza cywilizacja podejmuje z nim walkę. I tak, wokół trwa walka z: inflacją, przestępczością, korupcją, terroryzmem, narkotykami, otyłością, piratami drogowymi. A nawet z nietolerancją, stresem, czy depresją. Niestety, walka zazwyczaj nie rozwiązuje problemów (a mentalnych – nigdy) – i o tym w drugim odcinku.
Odmianą tego przekonania na poziomie indywidualnym jest zasada, którą wpaja nam się od maleńkości, bo bez niej uporządkowane i kulturalne społeczeństwo zamieniłoby się natychmiast w motłoch leni, brudasów i morderców, czyli:
Żeby zmienić czyjeś zachowanie, trzeba je skrytykować.
Codzienne doświadczenie potwierdza nam, że jest to taktyka doskonała: działa na każdego. I to 24/7.
Na przykład, gdy nie podoba się nam, jak nasz partner kroi chleb, wyskakujemy zza lodówki w stroju Supermana i grzmimy:
Jak kroisz ten chleb, ty wrogu ludzkości? Nie widzisz, ile okruszków leci na podłogę?!! Co z tobą nie tak??!
I żaden okruszek już nigdy nie spadnie na naszą podłogę. Jeśli spadnie, to tylko dlatego, że wykonaliśmy naszą krytykę źle, za cicho, lub za mało razy. Więc dobieramy inne słowa, wykrzykujemy je głośniej i częściej. Aż w końcu w naszym domu zapanuje ład, porządek i ogólna harmonia.
Alleluja!
A wracając do irracjonalnego bólu.
Irracjonalnym nazywamy zazwyczaj ból, o którym wiemy, że nie powinno go być. A co robi przedstawiciel naszej kultury z czymś co jest, choć wiemy na bank, że nie powinno tego być?
To oczywiste.
Zaczyna z tym walczyć.
Nazywamy ból irracjonalnym, głupim, czy nawet gorzej po to, żeby go zmiażdżyć krytyką i żeby w efekcie zniknął. Teraz. Natychmiast. A skoro nie znika, to najwyraźniej za mało zjadliwa ta nasza krytyka i trzeba się zganić bardziej. Stajemy więc na rzęsach, żeby w końcu wypluć z siebie tak wyrafinowaną auto-inwektywę, że ból, którego nie powinno być, pójdzie tam, gdzie jego miejsce, czyli w nicość.
A w naszych wnętrzach zapanuje w końcu ład, porządek i ogólna harmonia.
Alleluja! ;)
Niestety cel: zabij swój ból teraz, natychmiast! jest z gatunku nieosiągalnych. I, jako taki, wrzuci nasze umysły w kołowrotek. Którego nie zatrzymamy, dopóki będziemy próbować zabić ból.
Dlaczego jednak jest to cel nieosiągalny?
Bo ból to jedynie objaw. Dopóki nie dotrzemy do przyczyn naszego bólu, nie mamy szans się z niego uwolnić.
Co gorsza (choć bardziej prawdziwe jest stwierdzenie: co lepsze), ból pełni niezwykle cenną funkcję w naszym umyśle.
Bo:
Ból psychiczny pełni taką samą funkcję jak ból fizyczny
Ból fizyczny pozwala nam się zorientować, że nie używamy naszego organizmu zgodnie z instrukcją obsługi i niezbędna jest akcja naprawcza. To dzięki niemu wyciągamy rękę z ognia, zanim się sfajczy. Albo wstajemy od świątecznego stołu, zanim nam żołądek pęknie na śmierć.
Ból psychiczny pełni identyczną funkcję: pozwala nam zorientować się, że nie używamy umysłu zgodnie z instrukcją i niezbędna jest akcja naprawcza.
Bo ból psychiczny oznacza, że nieświadomie próbowaliśmy kontrolować coś, co jest poza naszą kontrolą i wyciągnęliśmy wniosek na własny temat na podstawie porażki. (Klasyczny przykład: on mnie nie chce. ergo beznadziejna jestem!).
Innymi słowy, ból jest naszym jedynym wiarygodnym przewodnikiem do bezwarunkowej samo-akceptacji.
Dlatego nazywanie bólu irracjonalnym jest najgorszą rzeczą, którą możemy zrobić, gdy czujemy ból. Bo w ten sposób ucinamy sobie drogę do odkrycia iluzji, które nas zniewalają. I brniemy przez życie, wierząc w fundamentalną bujdę: coś jest ze mną bardzo nie tak, tylko nie wiem co.
Dlatego zamiast się krytykować za to, że pojawił się w nas ból, zdrowiej jest… pogodzić się z tym, że ten ból w nas jest ;)
A potem spokojnie się mu przyjrzeć, żeby odnaleźć jego przyczynę.
A tak się szczęśliwie składa, że jest to już cel w 100% osiągalny.
I gdy przestawimy nasze umysły z nieosiągalnego celu: zabij ten ból teraz, natychmiast! na cel osiągalny: zaraz, powoli, w tym jest głębszy sens, spróbujmy zrozumieć, skąd wziął się ten ból, nasze umysły natychmiast wyjdą z trybu krążącej desperacji i przejdą w spokojny tryb pracy. A my już na tym etapie poczujemy sporą ulgę.
A jeśli uda nam się znaleźć iluzję, którą wskazywał nam nasz ból i ją puścimy, to… ból zniknie. Bo nie będzie miał już co wskazywać.
* * *
Gdy usłyszysz w sobie głos: ten ból jest jakiś irracjonalny! nadstaw uszu i sprawdź, czy to początek samo-nagany, czy zaproszenie do introspekcji.
Bo samo-nagana to efekt iluzji, że tego bólu nie powinno w ogóle być. A przecież ból pełni bardzo ważną funkcję: sygnalizuje, że działamy pod wpływem nieuświadomionych iluzji. Bez niego nie mielibyśmy bladego pojęcia, że zboczyliśmy z naszego kursu.
Gdy jednak pogodzimy się z tym, że oho, odpalił mi się jakiś ból, a przecież ból to sygnał, że wzrok przesłoniła mi jakaś iluzja, ciekawe jaka? z jakim faktem się szarpię? jakiej prawdy nie chcę tu zobaczyć i dlaczego? mamy szansę te iluzje odnaleźć, puścić i naprawić nasz kurs.
A wtedy ból sam zniknie. Bo nie ma co sygnalizować.
Dlatego ból jest w rzeczywistości naszym skarbem.
Naszym najlepszym przewodnikiem do prawdy, że jesteśmy OK już tu i teraz.
I dlatego „wygranie” walki z bólem to jedno z najgorszych zwycięstw, jakie możemy odnieść. I o tym właśnie w kolejnym odcinku.
Marika napisał
Miriam dziękuję za ten niesamowity tekst . Jak dla mnie w 100% w punkt w którym jestem..
Super że wróciłaś do pisania bloga :)
Miriam Babula napisał
Marika :) Miło cię tu zobaczyć :) Na zdrowie i dziękuję <3 Ja też się cieszę, że wróciłam :)
Kinga Maliniak napisał
Ależ się cieszę, że będą nowe teksty :) dziękuję
MonaLu napisał
Jak się cieszę, że wróciłaś! Dziękuję i życzę pomyślności!
Miriam Babula napisał
dziękuje i wzajemnie <3
Monika napisał
Super, że nowy tekst !!! Czytam go codziennie i nadal wchłaniam. I po każdej medytacji, kiedy okazuje sie, że oto znów zasadziłam się na coś nad czym nie mam kontroli, zatrzymuje mnie pytanie nad czym tak naprawdę mam? I jest tego uwalniająco mało…
Jacki napisał
Wróciłaś:) super witaj dociekliwa osobo.. widząca lepiej. A tak po ludzku miło przeczytać coś co na właściwym miejscu stawia sygnały bólu :). Dziękuję że dzielisz się swoim postrzeganiem świata i chętnie poczytam więcej.. ja intuicyjnie przypomniałem sobie że kiedyś tu trafiłem jak był czas gdy już nie pisałaś. Super że przelewasz to na znaczki tworzące treść. Powodzenia, czekam na więcej.
Adrianna napisał
Miriam, to nie mój temat – ale super, że wróciłaś do pisania postów na blogu!! czekam z utęsknieniem na kolejne ? pozdrawiam serdecznie z drugiego końca internetu
Miriam Babula napisał
Hej Adrianna :) Dziękuję za pamięć :) Obawiam się, że kolejny tekst też będzie o bólu. Ale jeśli dasz znać, jakie tematy bardziej Ci odpowiadają, na pewno wezmę pod uwagę przy pisaniu następnego :D Również serdecznie pozdrawiam i słonecznego poniedziałku życzę.
Paweł napisał
Wow! Bałem się , że już przestałaś pisać. A od tego bloga, na który trafiłem przypadkiem, zaczęła się moja przygoda z filozofiami wschodu, medytacją, jogą i mnóstwem świetnych rzeczy. Pozdrawiam i wciąż czekam na książkę.
Małgorzata Tidder napisał
Dokładnie w punk (jak zawsze). Zastanawiałam się ostatnio, gdzie sie podziałaś. Swietnie, że wróciłąś do bloga : ))