„Znajdź swoje powołanie życiowe, a wszystko stanie się proste!”
Czyż nie?
Powołanie życiowe jest przecież czymś na kształt naszego osobistego przewodnika, który pokazuje nam naszą życiową drogę. Chroni przed błędami, wątpliwościami, ośmieszeniem. Otula poczuciem, że wreszcie panujemy nad własnym życiem. I – przede wszystkim – jest jedynym sposobem na wyrwanie się z nudnej egzystencji mrówki-robotnicy.
Nic dziwnego, że wszyscy go tak pilnie szukamy.
Nic dziwnego, że mało kto je znajduje.
Bo choć jest w tym przekonaniu sporo prawdy, jest w nim też sporo fałszu. Im bardziej bowiem wierzymy, że nasze życie musi być wyjątkowe, tym bardziej oddalamy się od tego, co przychodzi nam naturalnie.
Czyli od tego, co dałoby nam spełnienie.
Zanim więc przejdziemy do dwóch Skandalicznych Sposobów na odkrycie powołania życiowego, sprawdźmy skąd w ogóle bierze się:
Strach przed egzystencją mrówki-robotnicy
Czyli strach przed byciem Nikim.
Bierze się on z przekonania, że jedynym gwarantem naszego bezpieczeństwa jest bycie Kimś Ważnym i Wyjątkowym. (Więcej o tym przeczytasz w: Co to jest (z grubsza) ego?)
Gdy tylko pojawia się w nas poczucie „o jezu, ja nie wiem, kim jestem!” wpadamy w co najmniej lekki niepokój. Bycie Nikim jest przecież równoznaczne z byciem popychadłem, które nie wie czego chce. Więc robi, co każą mu inni.
Innymi słowy, bycie Nikim oznacza, że nie panujemy nad własnym życiem.
Nic dziwnego, że gorączkowo szukamy tożsamości, która nas określi. I to raz na całe życie!
I wyobrażamy ją sobie jakoś tak:
Kłopot polega na tym, że wszystko co nas określa – w rzeczywistości nas… ogranicza.
Każda tożsamość – zwłaszcza taka, którą nadajemy sobie raz na całe życie – odcina nas od tego, kim Tu i Teraz faktycznie jesteśmy i nie pozwala nam tego wyrażać.
Bo sam pomyśl, ile czasu spędzasz zastanawiając się, co by w twojej sytuacji zrobił „Dobry Szef”? „Dobra Żona„? „Dobry Ojciec”? zamiast po prostu postąpić w zgodzie z tym, co czujesz Tu i Teraz?
Dopiero, kiedy staniemy się Nikim, możemy swobodnie podążać za tym, co się w nas pojawia.
Dlatego powołanie życiowe to wolność od jakiejkolwiek tożsamości. To zwykłe robienie tego, co przychodzi nam naturalnie w miejscu i czasie, w których akurat jesteśmy. Bez fanfar i jupiterów. Bez poczucia własnej wyjątkowości. W pełnej akceptacji zwyczajności naszego codziennego życia i czynności, którą akurat wykonujemy.
I z punktu widzenia naszego ego wygląda tak:
Niestety, tak się niefortunnie składa, że dla większości z nas ujrzenie tego, co przychodzi nam naturalnie jest niezwykle trudne. Zwłaszcza jeśli wierzymy, że wiedza na ten temat powinna na nas spłynąć w formie Kosmicznego Objawienia.
Tak się pewnie może zdarzyć.
Jednak częściej objawienia te przychodzą do nas w formie skandalicznie negatywnych emocji. Których – jako osobnicy porządni i autentycznie pracujący nad sobą – rzecz jasna nie powinniśmy mieć. Nic dziwnego, że odcinamy się od nich, zanim usłyszymy ich przekaz.
Odłóżmy więc na chwilę (choć jeśli umiemy na zawsze to tym lepiej ;)) nasz ideał całkowicie samo-świadomego człowieka i spójrzmy na:
Skandalicznie negatywną emocję nr 1: gotującą złość i zazdrość
Pewnie nikt z nas nie jest dumny, gdy nas ogarniają. I wkładamy dużo pracy w to, żeby się ich pozbyć. Gdybyśmy je jednak zaakceptowali, odkrylibyśmy, że jest to bardzo szybki skrót do odkrycia tego, co nam przychodzi naturalnie. Czyli do talentu, który dawno temu zakopaliśmy w grobowcu podświadomości.
I tu należy się małe doprecyzowanie tego, co budzi w nas tak trudne emocje. Jeśli jest to stan posiadania, status, władza, sława – faktycznie warto nad tymi emocjami popracować, bo ich pojawienie się jest oznaką, że jesteśmy ofiarą iluzji ego.
Jeśli jednak te emocje pojawiają się na myśl: JAK? CO ROBIĄC? ktoś dostał się na te wyżyny, to już jest sygnał, że nasze wyparte talenty próbują się wyrwać na wolność.
Jak to wygląda w praktyce?
Wiele lat temu przyniosłam do domu gazetę z przyczepioną do niej książką. Sam fakt, że ta książka jest, już mnie bódł w drodze z kiosku. Szybkie przejrzenie zawartości i:
„Jeeeezuuuuuuuu!!! Ktoś drukuje takie bzdury?!? Matko jedyna, jaka żenada! Nie mogę na to patrzeć!”
Po czym wcale nie wyrzuciłam tej książki do kosza. Tylko ją WYPIERDOLIŁAM z taką siłą, że kosz aż zatańczył! Złość po prostu mnie rozsadzała. I mniej energetyczna czynność była niemożliwa.
Z czasem zaczęłam być świadoma, że nie cierpię wręcz wszystkich pisarzy. Nie tych uznanych za klasykę, których uwielbiałam czytać. Tylko tych żyjących, którzy się bezczelnie obnosili ze swoim pisarstwem, bezczelnie publikując książki.
Co ciekawe, nie miałam wtedy najmniejszej nawet ochoty napisania choć jednego zdania. I spełniałam się, ucząc finansowego angielskiego w warszawskich funduszach. Ba! Nie tylko się spełniałam. Byłam pewna, że jestem do tego stworzona. Że to jest to, kim jestem (sic!).
Jednak ta gotująca złość dała mi do myślenia. Oglądałam ją tak długo, że w końcu dojrzałam pod nią ogromną zazdrość, a pod nią z kolei – ogromne pragnienie pisania.
Gdybym tą złość i zazdrość odrzuciła z zażenowaniem, nigdy bym tego pragnienia nie odkryła i nigdy bym za nim nie poszła. I nigdy bym nie poczuła spełnienia, które pisanie mi daje. (Choć epizody frustracji też się zdarzają.)
Dlatego od określenia Powołanie Życiowe, które sugeruje, że jest JEDNA JEDYNA UMIEJĘTNOŚĆ, którą musimy odnaleźć i trzymać się jej już całe życie, a jak nie – to mamy życiową katastrofę! wolę słowo Spełnienie, które uwalnia nas z ciężaru takiego myślenia i otwiera na możliwość, że tych umiejętności mamy więcej i na każdym etapie życia możemy bawić się zupełnie inną. Albo kilkoma naraz. Bo niby dlaczego nie?
Co więcej, wcale nie jest to Super-moc Super-bohatera, która daje nam poczucie panowania nad życiem, tylko:
Umiejętność zwykłej mrówki-robotnicy, która nie ma pojęcia, dokąd ją poniesie Życie
Czynność, która przynosi nam poczucie spełnienia, stawia nas bowiem oko w oko z Prawdą, że nie mamy zielonego pojęcia, co to jest, co nas popycha do działania. Skąd przychodzą do nas słowa, melodie, obrazy…
Czynność ta uprzytamnia nam, że NIE panujemy nad własnym życiem. Że NIE MOŻEMY nad nim panować, bo NIE WIEMY, co się za chwilę w nas pojawi. I gdzie wylądujemy, jeśli za tym pójdziemy.
I jako taka jest ciosem w serce dla naszego ego:
Umiejętność ta uświadamia nam bowiem, że jedyne, co możemy zrobić w obliczu Rzeczywistości, to… poddać się Jej: czyli otworzyć się na to, co się w nas pojawia i to wyrażać w prostych, codziennych czynnościach.
Może być to pisanie tekstu na blog. Albo notatki ze spotkania. Może być to porządkowanie projektu w pliku excela. Wiercenie w zębie pacjenta. Organizowanie pracy innym. Kładzenie glazury.
W każdym z nas pojawia się co innego. Spełnienie to efekt poddania się Temu Czemuś i robienia tego, co nam „każe”. (Co nam w tym przeszkadza, przeczytasz w Dlaczego nie wiesz, czego chcesz (i jak to zmienić)?)
Jeśli się poddamy, odkryjemy, że siła oraz poczucie bezpieczeństwa nie są efektem panowania nad Życiem, tylko bycia przez Życie niesionym.
Dlaczego jednak sami grzebiemy nasze zdolności w grobowcu podświadomości?
Powodów jest mnóstwo. Ponieważ jednak ten tekst jest o skandalicznie złych emocjach, spójrzmy na przyczynę, którą znajdziemy w:
Skandalicznie negatywnej emocji nr 2: święte oburzenie na patałachów tego świata
…które świadczy o tym, że nie akceptujemy bliźnich takich, jakimi są i, jako takie, jest persona non grata w naszym światłym wnętrzu.
I znów warto odróżnić dwa rodzaje tej emocji.
Pierwszy to oburzenie na patałachów, którzy mają inne poglądy niż ja (zwłaszcza polityczne ;)). Jest to emocja niewiarygodnie wręcz destrukcyjna dla osoby pod jej wpływem. I warto ją sobie przerobić.
Drugi to oburzenie na patałachów, którzy NIE POTRAFIĄ ROBIĆ tego, co ja.
Gdy natykamy się na takich osobników mamy do wyboru:
- Uznać, że to, co my potrafimy – potrafią wszyscy. I unieść się świętym oburzeniem, że ktoś jest takim idiotą, że tak prostej i oczywistej czynności nie potrafi!!! Albo, co gorsza, UDAJE, że nie potrafi. Ewidentnie robi z nas idiotów! Cham i łajdak!!! :/
- Zobaczyć, że to, co nam przychodzi naturalnie, nie przychodzi naturalnie innym. I odkryć w ten sposób własny talent.
Rzecz jasna, opcja nr 2 jest znacznie przyjemniejsza.
Niestety, dla wszystkich „dobrze wychowanych” osób zupełnie niedostępna.
Bo zagłusza ją paniczny krzyk kulturalnego krytyka wewnętrznego: Ależ nie mogę być w czymś lepsza od innych! To przecież arogancja!
Warto tu docenić przewrotne poczucie humoru Stwórcy. Święte oburzenie na idiotów jest wynikiem… naszej skromności! ;)
Co jednak z tym „dobrze wychowanym” krytykiem zrobić?
Przede wszystkim – przestać się z nim szarpać i zaakceptować, że jest.
A potem dobrze się wsłuchać w ten paniczny krzyk i uświadomić sobie, że krytyk popełnia ogromny błąd.
Że „robienie czegoś lepiej niż inni = bycie lepszym od innych” to jedynie iluzja ego, które 24/7 szuka argumentów na własną lepszość. Może być to droższy samochód, bardziej atrakcyjny partner, inteligentniejsze dzieci. Wszystko to ego natychmiast wykorzystuje na budowanie naszej „lepszości”. W tym akurat przypadku padło na „robienie czegoś lepiej”.
Prawda jednak jest taka, że żadna z tych rzeczy nie ma nic ale to nic wspólnego z naszą wartością. A wszelkie różnice w naszych umiejętnościach sprowadzają się do tego, że:
I w obliczu Rzeczywistości nasza wartość jest dokładnie taka sama.
Jeśli to dobrze przetrawimy i „ROBIĘ coś lepiej od przeciętnego Kowalskiego” nie zmieni się w „JESTEM lepsza od wszystkich i w ogóle wyjątkowa i wszyscy powinni mi się kłaniać w pas” nie pojawi się nawet gram arogancji. Ba! Pojawi się wręcz odpowiedzialność społeczna.
Całe społeczeństwo jest przecież zbudowane na sieci wymiany tego, co robię lepiej od ciebie na to, co ty robisz lepiej ode mnie. Jeśli pod wpływem fałszywej skromności wszyscy zaczniemy udawać, że nic nie robimy lepiej i brać się za coś, co robimy tak samo przeciętnie jak każdy inny obywatel – to nasze społeczeństwo jest zgubione.
Bo pewnie każdy z nas chce iść do lekarza, prawnika, czy szewca, który zna się na robieniu tego, co robi LEPIEJ niż my. I głupio by było, gdybyśmy chcieli się im zrewanżować tym, co robimy od nich gorzej.
Dopóki więc nie używamy „robienia LEPIEJ” do nadymania ego, tylko jako sposobu na podnoszenie jakości życia innym, jest to najzwyczajniej w świecie fair play. A nie paskudna arogancja.
* * *
Powołanie życiowe wyobrażamy sobie zazwyczaj jak świetlistą i pełną chwały ścieżkę. Ścieżkę, którą kroczymy w poczuciu, że Oto Wreszcie Panujemy Nad Własnym Życiem. Jeśli w tle słychać Wagnera – to już w ogóle super.
W rzeczywistości, powołanie życiowe to odkrycie, że… nie panujemy.
Jeśli jesteś na to straszne ekscytujące odkrycie gotowy, poświęć teraz chwilę i przeskanuj swoje wnętrze dwoma pytaniami.
(1) Kto budzi w tobie gotującą złość i zazdrość? I co dokładnie robi?
(2) Jakiej banalnej czynności beznadziejne patałachy wokół ciebie nie potrafią wykonać? ALBO małpy wstrętne tylko udają, że nie potrafią, tylko po to, żeby cię wkurzyć?!!
To są twoje talenty. Zdolności. Dary.
Im bardziej zwyczajne ci się wydają – tym lepiej!
Spełnienie nie jest bowiem efektem bycia wyjątkowym.
Tylko wynikiem robienia rzeczy, które są dla nas tak naturalne, że aż zwyczajne.
Na wypadek jednak gdyby nasze ego zaczęło puchnąć na myśl, że mamy talenty, których inni nie mają, ba! że są dla nas tak naturalne, że ledwo zauważalne! warto powiesić sobie na lodówce maksymę, którą wyszperałam jakiś czas temu w necie:
Jesteś wyjątkowy. Tak samo jak my wszyscy.
agnieszka napisał
Ogromna część mnie poczuła ulgę na widok tej ślicznej mróweczki :) Przeskanowałam i zaczynam coś widzieć. Trochę mgliście i faktycznie lęk przed arogancją jest. Dziękuję za opisanie tego.
Grazyna napisał
Dzieki,Twoje artykuly pomagaja
Pati napisał
Uwielbiam czytać Twoje blogi, lekkie, strawne i humorystyczne, nawet dla siłującego się czasem ego ;) Teraz z zwiększą świadomością przyglądam się swoim emocjom, nie zawsze jednak umiem się dokopać do tego, co za nimi stoi. To ta część, nad którą jeszcze pracuję.
Bartek napisał
Czy jeżeli na pytanie drugie odpowiadam „robią błędy ortograficzne”, to mam zadatki na bycie polonistą? Muszę tu nadmienić, że generalnie nie przepadam za hałasem i wystąpieniami publicznymi, w związku z tym nie pałam miłością do wszelkich szkół ;).
Wkurzają mnie wszelkiej maści tzw. „celebryci” (odpowiedź na pytanie pierwsze). Choć trochę im zazdroszczę statusu materialnego, który, przynajmniej niektórzy, dzięki swojej „celebryckości” osiągają. Zazdrość dotyczy nie przedmiotów, z którymi się obnoszą (typu najnowsza „fura i komóra”), tylko niezależności jakie pieniądze mogą dać (zamiast tyrać „od pierwszego do pierwszego”, można by więcej czasu spędzać w górach lub lesie :). Jednak nie chciałbym być jednym z nich i myślę, że to wcale nie jest wyparcie ;).
Dziękuję za kolejny ciekawy wpis :)
miriam napisał
myślę, że do bycia polonistą trzeba jeszcze kilka innych talentów ;) celebryci nie podpadają pod pytanie pierwsze, bo chodzi o zazdrość o umiejętności/czynności, a nie o zazdrość o status :)
janis napisał
Bartek, może masz zadatki na bycie korektorem/redaktorem? :)
PS. super tekst <3
Bartek napisał
Faktycznie, może coś w tym jest… Dzięki za ten pomysł. Gdzieś głęboko ukryte noszę też w sobie marzenie o pisaniu książek. Także później mógłbym sam sobie robić korektę ;)
Andrzej napisał
Do polonisty/redaktora: w znaczeniu, które twemu „także” nadałeś, powinno być „tak, że”, bo przecież nie również sobie tę korektę będziesz robić, ale w wyniku tego czym będziesz sie zajmować.
Będę więc twoim korektorem, jeśli pozwolisz.
Bartek napisał
Słuszna uwaga. Dzięki, Andrzej :).
truscaveczka napisał
Odpowiedź na pytanie 1: Ludzie podobni do mnie. I co teraz? ;)
miriam napisał
o! to też bardzo dobra obserwacja. na pewno kiedyś o tym napiszę. ale tutaj chodzi nie o zidentyfikowanie „przywar” (w cudzysłowie, bo to tylko subiektywna ocena), tylko o zidentyfikowanie czynności, które wykonują albo (1) bezczelnie ;) albo (2) źle.
Kasia napisał
Bardzo fajny wpis. Dokładnie tak, wszyscy jesteśmy tak samo wyjątkowi :).
Nietak napisał
Tylko niektórzy tą wyjątkowość wykorzystują (;
joanna1607 napisał
wdzięczność ogromną czuję za Twoje talenty, którymi się dzielisz. bardzo potrzebowałam przeczytać dzisiaj te właśnie słowa. poczułam to, jak tylko je przeczytałam ;). odnajduję w sobie podobną zazdrość i pojawiają się odpowiedzi na drugie pytanie :)dziękuję więc za konkretne kroki, co robić – przypomnienie mi, że to jest możliwe, również dla mnie.
spoko napisał
nie jest mozliwe bycie Nikim, zawsze jestesmy Kims I fajnie :)
Magda napisał
Eureka! Takie to proste… ale nie łatwe ;) Tego właśnie potrzebowałam na ten czas :)
Tomek napisał
Uświadomiłaś mi, że rozwiązania, jeśli tylko są proste, mogą ignorować a nawet odrzucać jakąś ważną część rzeczywistości, gdyż często posługują się jakimś rodzajem podziału (dobre-złe, lepsze-gorsze itd)… natomiast rozwiązania paradoksalne (po dobrym treningu z czasem stają się także proste;)) dają poczucie „głębszej logiki”, jedności każdego przejawu energii.
Dziękuję :)
Gosia napisał
Ja najchętniej to bym sobie powiesiła na lodówce cały Twój blog!
miriam napisał
hahaha! bardzo dziękuję! może opublikuję bloga na tapecie…? :) pozdrawiam!
Świętomir napisał
Bardzo mi się podoba ta druga część, ta o patałachach. Niestety pominęłaś tu jeden bardzo istotny element – naukę. To, że coś przychodzi nam naturalnie i garniemy się do tego, że nawet mamy talent, to jedno. Ale żeby robić cokolwiek naprawdę dobrze, trzeba się jeszcze dużo nauczyć. Mam dwie pasje, do których posiadam ewidentny talent i w obu przypadkach widzę to samo: że talent to o wiele, wiele za mało.
W pracy widzę dookoła siebie wielu patałachów i wiem dokładnie, czego im brakuje. Chciałbym ich tego nauczyć, co sam wiem, choćby dlatego, że moja własna robota stałaby się wówczas o wiele łatwiejsza. Ale choć lubię uczyć innych, to do tego talentu zdecydowanie nie mam. I tu czeka mnie jeszcze więcej pracy i nauki, żeby zacząć się do tego nadawać.
Tak więc powołanie to jedno, ale potem potrzeba wiele, wiele ciężkiej pracy. :)
miriam napisał
tak to prawda. nauka i ciężka praca są niezbędne do tego, żeby być w czymś naprawdę dobrym. ale to już kolejny etap: najpierw trzeba ten talent zidentyfikować i ten tekst jest tylko o tym :)
artur napisał
Dziękuję za ten tekst.
Oprócz odkrycia talentu, pracy nad jego doskonaleniem, jest także emocja strachu. która może wielu z Nas zatrzymywać w punkcie 0 lub tylko w punkcie odkrycia talentu. Przynajmniej takie jest moje doświadczenie:)
czasek napisał
akceptacja, wtedy samo przychodzi. nie walka „o ….” :) świetny wpis , jak każdy , pozdrawiam :)
Sylwia napisał
Do tematu
https://www.ted.com/talks/emilie_wapnick_why_some_of_us_don_t_have_one_true_calling?
Monkichote napisał
Bardzo dobry, lekki, wartościowy tekst. Dziękuję. Tym bardziej, że wymagał pewnie niemałej pracy.
Zawsze powtarzam, że jeśli ktoś ma do nas jakąś krytykę, to najczęściej dotyczy to rzeczy, których mu w życiu brakuje. Łączy mi się to ze złością, o której mowa w tekście :)
I kibicuję, by jak najwięcej osób doczytało, że im bardziej zwyczajny się wydaje talent, tym lepiej :)
Agnieszka napisał
Dziękuję Ci bardzo za Twoje wpisy. Robisz mi ogromną przysługę pisząc to po prostu słowami. Mam w sobie te wszystkie mądrości, ale są pod całym stosem niepotrzebnych gratów i trudno mi się do nich normalnie dobrać. A tak czytam sobie Twój wpis i juz wiem co jest u mnie pod spodem, bo czuję, że głęboko sie z Tobą zgadzam:)
Dzięki! Żałuję tylko że nie moge sobie skopiować, wydrukować najważniejsze cytaty i powiesić na lodówce:) Po prostu przepisuję sobie co potrzebuje:)
Agutek napisał
Miriam, a jeżeli ja nie mam w sobie zazdrości do ludzi, którzy mają pewne umiejętności tylko raczej podziw i szacunek dla ich pracy lub zdolności? A gdy ktoś czegoś nie potrafi wykonać, a ja akurat tak, to nie złości mnie to, bo rozumiem, że nie dla wszystkich wszystko jest łatwe i zrozumiałe. I na podstawie czego mam odnaleźć swój talent? PS. Kiedyś malowałam, ale byłam w tym bardzo „nierówna” – tzn. potrafiłam zrobić genialną kopię czyjegoś obrazu (podobno) i jednocześnie stworzyć coś bardzo przeciętnego „malując z natury” (fakt). Mój mąż chciał, żebym malowała i strasznie naciskał, ale ja kompletnie przestałam to czuć i złościło mnie, kiedy nalegał. Ta złość coś oznacza?
miriam napisał
To jest podpowiedź dla osób, które nie widzą, że robią coś lepiej od innych. Jeśli ty widzisz, to sprawa jest jasna. To, co dla ciebie jest łatwe, a dla innych – trudne – to twój talent :) Złość zawsze coś oznacza i warto się jej przyjrzeć, ale jest zbyt wiele możliwości, żeby to odgadnąć na podstawie komentarza :)
m. napisał
wiesz, miriam? teraz, gdy odkryłam swoje powołanie życiowe;-) na ten moment (oby trwał wiecznie;-))), uświadomiłam sobie, że u mnie zazdrości towarzyszyły smutek i wycofanie, a nie gniew – pewnie dlatego, że mam problem z jego wyrażaniem. czyli tak też może być i ten rodzaj emocji też może być wskazówką, myślę.
dobra i spokoju – dla ciebie, dla wszystkich, dla świata.
Miriam Babula napisał
:) znać swoje powołanie to fajna rzecz. oby faktycznie trwało to wiecznie. :)
to, co napisałaś o smutku i wycofaniu, to cenna uwaga. fajnie, że się nią podzieliłaś. dziękuję. za życzenia też. i ściskam :)
Katarzyna napisał
Po takich tekstach się zastanawiam dlaczego nas takich pięknych rzeczy nie uczono w szkole.
I faktycznie jak podłożyłam „Walkirię” pod codzienne czynności to aż się popłakałam ze śmiechu! :D
Dziękuję!
Miriam Babula napisał
hahahah Walkiria jest boska w tym kontekście :)
Pio napisał
Bardzo fajnie piszesz. „Po czym wcale nie wyrzuciłam tej książki do kosza. Tylko ją WYPIERDOLIŁAM z taką siłą, że kosz aż zatańczył!” jest perełką.