Zdarzyło ci się kiedyś czuć… nie tak mądrym, jak byś chciał?
Nie wiedzieć czegoś, co każda kulturalna / inteligentna / radząca sobie w życiu osoba powinna wiedzieć?
Pewnie każdy z nas poczuł się tak nie raz i nie dwa. I wszyscy wiemy, że nie jest to uczucie przyjemne. Nic dziwnego, że zazwyczaj robimy, co w naszej mocy, żeby go uniknąć.
A to duży błąd!
Problemem bowiem nigdy nie jest to, że czegoś nie wiemy. Problemem jest fundamentalna wada społeczeństwa, w którym żyjemy.
Jaka to wada, dlaczego generuje ona nasz życiowy stres i jak szybko zamienić go w pasję życia w dzisiejszym tekście :)
Zacznijmy więc od tej wady społeczeństwa
Smutna prawda jest taka, że żyjemy w kulturze dyktaturze informacyjnej. Która ocenia naszą wartość po naszej umiejętności wyrecytowania z pamięci niczym niepowiązanych ze sobą informacji typu: nazwiska, daty, tytuły, nagrody, teorie naukowe, rekomendacje dotyczące jedynej słusznej diety, czy zarobienia milionów w weekend, które są akurat na topie.
Żeby było łatwiej, nie musisz nic z tego co deklamujesz rozumieć – hej! dyktatury mają swoje zalety!
Ta ma nawet drugą:
Żeby było odrobinę ciekawiej, każde środowisko ma nieco inny zestaw informacji do wyrecytowania.
Jednak zasada jest ta sama. Nie znasz wersów obowiązujących w tym akurat towarzystwie? o jezu, jaki idiota z ciebie! na wszelki wypadek się odsunę, bo jeszcze ktoś pomyśli, że taka sama jestem, albo coś.
Ponieważ jednak nigdy nie wiemy na kogo trafimy i jakiej „wiedzy” będzie od nas wymagał, żeby nie spojrzeć na nas jak na idiotę, naszym życiowym towarzyszem jest… stres.
Na szczęście, można się go szybko pozbyć.
Wystarczy zacząć używać Dwóch Prostych Słów w kolejności jak poniżej:
NIE. WIEM.
Jeśli właśnie oblał cię zimny pot na samą myśl o tym, że miałbyś ich użyć na forum publicznym, szybko czytaj dalej.
Mówiąc „nie wiem” dołączasz bowiem do osób, które prowadzą niezwykle fascynujące życie. Bo rozpoznają, że:
Świat jest niewyobrażalnie skomplikowany
Wieloaspektowy.
Wielowątkowy.
Można na niego patrzeć z nieskończonej liczby perspektyw.
Każdy, kto ten skomplikowany świat redukuje do jednej perspektywy zamyka się w klatce… ignorancji.
I skazuje na zniewolone, płaskie, życie.
W wiecznym stresie, że a co jak nie udowodnię, że moja perspektywa jest jedyną słuszną? Wyjdę na idiotę! O matko! Lepiej zajrzę do gazety, na FB, włączę wiadomości, żeby sprawdzić, co mam wiedzieć, żeby do tego nie doszło!
Jeśli ktoś ma na to ochotę – jego wybór. Można spędzić życie w pogoni za informacjami, które nie dają nam nic oprócz powierzchownej akceptacji jakiegoś tam środowiska. Czemu nie? Każdy ma prawo podejmować własne decyzje.
Ty też!
Możesz zredukować całe swoje Życie do jednego wielkiego konkursu recytatorskiego, po to, żeby mieć markę, „tego, który wie, co każdy inteligentny człowiek powinien”. Tylko wtedy pamiętaj, żeby trzymać się tego towarzystwa, które punktuje akurat tą „wiedzę”, którą wykułeś na blachę.
Ale możesz też zignorować wszelkie dyktatury informacyjne.
Minus jest taki, że prawdopodobieństwo, że zszokujesz kogoś skalą swojej nie-wiedzy gwałtownie wzrośnie.
Ale dla równowagi spójrzmy na 3 plusy z tego ruchu płynących (zaczynając od najmniejszego, a kończąc na ogromnym ;)).
Bo tylko znając plusy i minusy można podjąć świadomy wybór, czyż nie?
Plus nr 1: tylko mówiąc „nie wiem” możesz iść za tym, co ważne dla ciebie
Wszyscy mamy jedynie 24 h na dobę i no… niech będzie, że… 120 lat życia. Nieważne ile. Ważne, że jest to liczba skończona.
Dopóki będziemy tracić czas na przyswajanie informacji, które nic nie wnoszą do naszego życia oprócz powierzchownej akceptacji jakiegoś tam środowiska, zabraknie go na zgłębianie rzeczy, które nas fascynują, poruszają, napędzają.
Więc od dziś bądź czujny.
I sprawdzaj, czy książka, którą czytasz, interesuje cię naprawdę? Czy po prostu „w dobrym towarzystwie nie wypada jej nie znać”? Czy idziesz na wystawę, bo naprawdę chcesz?
Zacznij obserwować, ile czasu poświęcasz na to, żeby wiedzieć to, co wiedzieć wypada?
To jest czas, którego nigdy nie odzyskasz.
A mógłbyś go poświęcić na rozwijanie swoich talentów, swoich indywidualnych umiejętności. Czyli tego, co daje poczucie spełnienia i szczęścia. (Jak te talenty odkryć, przeczytasz w 2 skandaliczne sposoby na odkrycie powołania życiowego.)
Dopóki nie umiemy powiedzieć „nie mam pojęcia kto to”, „w życiu nie słyszałam o tej książce”, „rety! faktycznie musi być sławny, skoro nawet ja o nim słyszałam!” – nie będziemy mieli fizycznie czasu, żeby zgłębiać to, co jest ważne i piękne dla nas.
I nigdy nie poczujemy, że życie jest piękne. Tym bardziej, że:
Plus nr 2: tylko mówiąc „nie wiem” możemy żyć w zgodzie ze sobą
Dopóki będziemy szukać jednej jedynie słusznej perspektywy, nie będziemy widzieć jak wielowymiarowa jest Rzeczywistość. A dopiero zobaczenie tego, czyni nasze Życie fascynującym.
Bo dopiero ujrzenie, że tych perspektyw jest zawsze nieskończenie wiele, pozwala nam być sobą.
Dopiero wtedy możemy się uwolnić z dyktatury jedno-perspektywicznej „wiedzy” jacy powinniśmy być.
Dopóki przecież „wiem”, że inteligentny / silny / […wstaw tu sobie przymiotniki ważne dla ciebie…] człowiek powinien w mojej sytuacji zrobić X – nie pozwolę sobie zrobić Y.
Nawet gdy cała moja dusza się do tego wyrywa!
Ego to właśnie ten pełny zestaw „wiedzy” jaka powinnam być. Wiedzy, w imię której sama duszę i tłamszę mnie prawdziwą. (Tutejszą definicję znajdziesz w Co to jest (z grubsza) ego?)
Jeśli więc poczujesz, że twój wewnętrzny (albo zewnętrzny, a co?) krytyk zaczyna iść w kierunku „aleś ty głupi – nikt mądry by tak nie postąpił!” natychmiast kontruj: „taaaaa…? a niby skąd ty to wiesz, mądralo? jakiej perspektywy używasz w tej chwili? i niby skąd pomysł, że jest to perspektywa jedyna słuszna?”
Plus nr 3: tylko mówiąc „nie wiem” możemy otworzyć oczy i zacząć widzieć cuda, które nas otaczają
Gdy miałam ok. 14 lat, nasza nauczycielka biologii obiecała, że na następnej lekcji dowiemy się, dlaczego jesteśmy w stanie poruszać kończynami. Ponieważ sama próbowałam to zgłębić od jakiegoś czasu, wpadłam w taką ekscytację, że ledwo przespałam noce do tej lekcji. Słowa: „Drogie dzieci, to wszystko dzięki temu, że mamy układ nerwowy.” mało mnie nie zabiły.
Poważnie?!? To ma mi niby wyjaśnić nękającą mnie zagadkę, że jak to się dzieje, że oto pojawia się we mnie chęć ruszenia ręką, a potem nią ruszam? Jak niby niematerialna myśl przekłada się na ruch materialnej ręki? Co jest nośnikiem? Transformatorem niematerialności w materię? No więc zapytałam, rzecz jasna. Jedyne co otrzymałam to spojrzenie zarezerwowane dla idiotów.
Słowa nigdy nic nie wyjaśniają. Tylko wręcz odcinają nas od Rzeczywistości.
Bo ile takich naukowo brzmiących „wyjaśnień” zamyka nam oczy na cud, który pod tym wyjaśnieniem się wydarza?
Co to jest materia? Myśl? Energia? Świadomość? Nie wie nikt. Bo nie mylmy używania słów i liczb z poznaniem Rzeczywistości, jak to lubią robić niektórzy naukowcy. (Na szczęście nie wszyscy!)
Jak to mówią Chińczycy:
Nazywając coś, natychmiast przestajemy widzieć ogromnie skomplikowany i fascynujący byt (czytaj: cud), który się pod tą nazwą kryje.
Eeee tam! To wróbel! Co się będę gapić jak palant!
Eeee tam! To deszcz! Wiosna! Układ nerwowy!
Eeee tam! To moja żona! Mój mąż!
Eeee tam! Życie jest takie nuuuudneeee!
„Wiedza” zabija ciekawość. Fascynację. Pasję.
Spójrz na swojego partnera / przyjaciółkę. Co widzisz? „No Krzysia widzę. Krzyś jest głupi i zawsze stawia szklanki nie tam gdzie trzeba.” I już przestajemy widzieć niezwykły byt, którym jest każdy ludzki umysł i zaczynamy traktować go jak nudny, przewidywalny automat.
W rzeczywistości jednak to nie Krzyś jest nudny. Tylko nasza myśl o nim jest nudna. To nasz umysł zredukowaliśmy do automatu. Bo przestaliśmy widzieć Życie w każdym jego przejawie. Przestaliśmy widzieć cud, który się wydarza przed naszymi oczami dzień w dzień. I utknęliśmy w automatycznych ocenach, interpretacjach, słowach.
Chcesz poczuć Pasję Życia?
Powtarzaj za Sokratesem:
Wiem, że nic nie wiem.
Codziennie. Cały czas. Oglądaj świat bez sztucznej „wiedzy”. Dopiero wtedy cię zafascynuje. Dopiero wtedy zobaczysz, że sam fakt, że widzisz jest niezrozumiałym cudem. Że TY jesteś cudem.
Ale co z moją pracą??? Przecież muszę coś wiedzieć, żeby mieć pracę!
Słusznie.
Jednak jedyne co wiemy, to jakie podejście sprawdzało się do tej pory. Czy sprawdzi się i tym razem? Niby skąd mamy to wiedzieć? Każda sytuacja, każdy człowiek, każdy problem, na który natykamy się w pracy jest INNY.
Jedyne co możemy zrobić, to wejść w dialog z Nieznanym. Czyli skonfrontować nasze doświadczenie z nową sytuacją. I ewentualnie zmienić podejście.
Tylko w ten sposób jesteśmy uczciwi wobec siebie i wobec innych. Tylko w ten sposób możemy się ciągle czegoś uczyć.
Tylko mając świadomość, że cały czas tańczymy z Nieznanym możemy czuć Pasję Życia…
NB: Oczywiście, są sytuacje, gdy wiemy coś na bank. I właśnie tej wiedzy musimy się trzymać, jeśli chcemy żyć życiem spełnionym. Tyle, że nigdy nie jest to wiedza intelektualna. A jaka? Przeczytasz w Dlaczego nie wiesz, czego chcesz (i jak to zmienić)? Z kolei, jak ograniczanie się do „jedynej słusznej perspektywy” niszczy wszystkie nasze relacje, przeczytasz w Dlaczego nie komunikujesz się tak dobrze jak byś mógł?.
* * *
„Wiem” (intelektualne) natychmiast zabija ciekawość i fascynację. Zamienia nasze życie w nudną, przewidywalną szarość. W ciąg banałów. Wystarczy się jednak nad tym „wiem” pochylić, żeby zobaczyć, jak bardzo jest kruche. I odkryć pulsującą, tańczącą Rzeczywistość, która jest nieprzewidywalna i niepoznawalna.
Dopiero, gdy zaczniemy mówić „nie wiem”, nasze życie stanie się fascynujące.
Dopiero wtedy zaczniemy poświęcać czas na to, co nas interesuje, a nie na to, co wypada wiedzieć.
Dopiero wtedy wydobędziemy się ze szpon krytyka wewnętrznego i zewnętrznego, bo zaczniemy widzieć, że jego kryteria oceny nas są czysto arbitralne.
Dopiero wtedy zobaczymy cuda, które nas otaczają i zaczniemy czuć Pasję Życia.
Ceną jest to, że ci, którzy zredukowali świat do jednego oczywistego wymiaru, który bardzo łatwo „wiedzieć” na bank uznają nas za idiotów.
Na moje oko – to śmiesznie niska cena.
A na twoje…?
sushi271 napisał
„W rzeczywistości jednak to nie Krzyś jest nudny. Tylko nasza myśl o nim jest nudna.”
Golden nugget. Zakreślić i opatrzyć wykrzyknikami, wpisać do kajetu, oprawić w ramki i na ścianę, wykuć w marmurze :)
Sylwia napisał
Ja, ludzie, my, chcemy należeć do społeczeństwa, bo jesteśmy stadni. Rezygnujemy więc z części naszej indywidualnej osobowości, żeby sie przystowosać i zidentyfikować z jakąś grupą. Stawając okoniem, zadając niezęczne pytania, podreślając naszą różnicę narażamy się na pozbawienie miejsca w grupie. Nie chcę nalegać, że fajnie jest być ze stadem baranów, ale zdecydowacnie trudno być wyizolowanym osobnikiem. Generalnie lubię ludzi, więc trudno mi czasem stawiać na moją oderębność.
Świętomir napisał
Ale to nie chodzi o to, by wyizolować się ze społeczeństwa. Po prostu trzeba szukać towarzystwa takich ludzi, którzy cenią podbną perspektywę i cechy jak my sami – w ich towarzystwie będziemy posiadać „właściwą” wiedzę i perspektywę bez żadnego wysiłku i stresu. :)
Sylwia napisał
Niestety nie zawsze możemy sobie wybrać z kim przebywamy, śwętomir, a i przyjaciół, takich o których mówisz, ma się kilku na całe życie. Ale widać twoje poglądy dzieli wielu ludzi, bo poruszasz się po świecie bez wysiłku, i stresu, to już chyba oświecenie, gratuluję.
miriam napisał
hej Sylwia. miło cię widzieć :)
nie chodzi o to, żeby na siłę podkreślać swoją odrębność i rzucać „nie wiem” jak wyzwanie :) tylko, żeby szanować swoją perspektywę (czyli „to mnie akurat nie interesuje”) tak samo jak cudzą („a mnie akurat bardzo!)”. rozmowy z osobami, które widzą świat inaczej niż my są bardzo rozwijające. jeśli spytasz „a dlaczego ciebie to interesuje?” może okaże się, że dowiesz się czegoś więcej. tu piszę trochę o tym więcej:
http://bezego.com/2016/03/06/dlaczego-komunikujesz-sie-gorzej-niz-bys-mogl/
F. napisał
Bardzo dobry artykuł.
Z nutką dumy stwierdzam, że ja się już tego dopracowałem.
Jeśli czegoś nie wiem – to widocznie jest mi to na 'wała” potrzebne – i to mogę taką prostą ripostą odpowiedzieć. A trzeba przyznać, że z geografii na przykład nie posiadam żadnej wiedzy (choć właśnie kupiłem sobie mapę świata).
Bo po co mi to? Od 20 lat nie wyjechałem dalej niż 100km za Warszawę. Można by tu atakować, czemu nie zwiedzam świata, ale również mi nie potrzebne. Niczego mnie nie uczy, a jeśli ktoś zarzuca, że to kształci, to ja się pytam, co ma iść za tym wykształceniem, bo np. ja mam wiedzę w swoim zawodzie której nikt nie ma i z tego mam pieniądze, ty jeździsz, uczysz się i ciągle doszkalasz, a narzekasz na trudności egzystencjalne w tym kraju, bo za twoją wiedzę masz akceptację społeczna, a nie pieniądze. (przepraszam za sprowadzenie tematu do tego poziomu :-) A ja chrzanię twoją akceptację/nieakceptację, i nie wiem gdzie są Tatry. Ale to ja mam dobry humor i wolność :-) (a ty żeby czuć wolność, musisz jechać w te góry…)
I jest mi z tym dobrze, bo moja głowa zawiera informacje z których korzystam, i wiedzę którą obracam. Techniczną(a za tym umiejętności). I praktyczną dot. życia aby żyć w samoświadomości i świadomości relacji z ludźmi, ważności na nich. Żeby budować dobre relacje.
A jak nie wiem czegoś co jest ciekawe, albo wydaje się być wartościowe, to nic prostszego niż palnąć: to ciekawe! Nie wiem, ale się dowiem, bo brzmi interesująco!
Względnie ktoś (kompletnie ślepy emocjonalnie) próbuje mi wyperswadować coś co on wie, a ja nie, co przecież zalicza nas do innych kast, to zachęcam, żeby mi wytłumaczył i kończy się zwykle w 5 minut, bo bo kilkoma dziecięcymi pytaniami: dlaczego, ale po co, można zweryfikować płyciznę czyjejś wiedzy. No właśnie, bo jak niematerialna myśl, steruje materialnym układem nerwowym, tego już biolog wiedzieć nie będzie. Choćby był i noblistą.
Swoją drogą to właśnie jedno z ciekawszych zagadnień na którym ja ostatnio przystanąłem.
Może zdarzyło się komuś doświadczyć paraliżu (z powodów raczej nerwowych, stresu, niż urazu ciała). Takiego martwego punktu. Można wtedy myśleć: chcę wstać i wyjść. Chcę wstać i wyjść! Wstawać moje nogi! Słyszycie, wstaje i wychodzę” A ciało dalej siedzi. Totalny rozłam. Bo kiedy nie działają odpowiednie uczucia/emocje/popędy/napięcie nerwowe ukierunkowane na działanie, to okazuje się, że myślenie nie ma żadnej władzy sprawczej nad ciałem. Podobnie jak mówienie sobie: schudnę, albo mają mi zniknąć pryszcze nie powoduje w moim ciele zmiany, tak samo „ruszę ręką” nie powoduje, że ruszę. A gdy mnie ktoś obrazi, to nie zastanawiam sie, że chcę go uderzyć, tylko uderzam. Bez myślenia. Także na dobrą sprawę, gdyby pozbawić człowieka zdolności myślenia (a przecież to właściwie obecne na skale masową) to dalej realizujemy nasze wegetatywne funkcje życiowe.Niektóre nawet bardzo zaawansowane i zawoalować. A jak przychodzi nam się się wyłamać ze schematów ciała, tylko dlatego, że powzięliśmy w głowie plan projekt który jest obcy naszemu ciału (od jutra idę biegać!) to się okazuje, ze nasza głowa i jej myślenie, to zupełnie drugi niezależny „człowiek”. I ze nijak się to ma do rzeczywistości.
I jak na razie moje rozumienie tego mistycznego połączenia jest obserwowane głównie na krawędzi: pomyślałem, moje myśli wytworzyły poczucie, że to „smaczne”, więc szybciutko tuptam realizować.
Jakby mój barometr oceny szeroko pojętej atrakcyjności danego zajęcia powiedział, to to nudne, to przecież nie pójdę. A paradoks polega na tym, że w danej chwili mogę mieć taki zamęt w uczuciach, że myślowo stwierdzam: „to było by super”, a moje ciało siedzi, i patrzy sie na mniej z dużym niezrozumieniem i wyobcowaniem :)
Oczywiście można dojść do takiego uporządkowania emocjonalnego, żeby w dużej ilości podejmowanych decyzji nasze ciało się łatwo podporządkowywało, ale to już drugi wielki temat.
Pozdrawiam i przepraszam za ładowanie się z własną twórczością w bloga ;)
Ps. Jezu! jako wołacz też piszemy z dużej litery, bo dalej to imię i nazwa własna, a awangarda w tym przypadku przywodzi na myśl jakiś bunt wobec kultury chrześcijańskiej.(nie mam nic przeciwko buntowi ;P)
No ale razi… ;)
miriam napisał
nie ma za co przepraszać. ja akurat lubię, gdy komentarze rozwijają tekst. tak, że dziękuję!
razi cię, bo „wiesz” jaką mam motywację ;) w rzeczywistości to nie bunt – bo nie mam problemu z żadną religią, tylko nawyk pisania małymi literami. nawet tego nie zauważam :)
startnow napisał
Słusznie! Poza tym – żyjemy w społeczeństwie, w czasach, kiedy bagaż wiedzy intelektualnej traci swoja wartość. Bardziej liczy się umiejętność szybkiego wyszukania informacji, niż ich znajomość. Bo w końcu dziś WSZYSTKO można bez problemu i natychmiast znaleźć w internecie, w książkach, czy „telefonem do przyjaciela”. Po co się uczyć na pamięć, skoro wystarczy się „podłączyć”?
Jeszcze wciąż za dużo w koło tego, co narzucone, a za mało tego, co uskrzydla prawdziwie. Zamieńmy każde „muszę” w „chcę”.
Start now!
Monika napisał
Dzięki Miriam,
wyraziłaś również moją postawę wobec różnych intelektualnych i kulturalnych 'musów”. Cieszę się, że nie jestem w niej odosobniona. Bo tu nie chodzi o totalne wyalienowanie się ze społeczności (tzn. jak ktoś chce, to niech się alienuje), tylko o prawdziwą wolność wyboru, na czym chcę się skupić i co robić lub nie robić, ha! i to jest najlepsze właśnie.
Dziękuję Ci bardzo za ten tekst.
PS. Złudzeniem jest też to, że w internecie jest wszystko. Prawdziwa użyteczna wiedza pochodzi z doświadczania i eksperymentowania, 'wiedzenie’ poprzez google’a to kolejna iluzja.
miriam napisał
hej Monika :) dziękuję za komentarz. pozdrawiam serdecznie!
Catherine Sophie napisał
Genialne!!! Wspaniały wpis!
miriam napisał
dziękuję!
agata napisał
dziękuję. dziękuję Ci za prowadzenie tego bloga!
Kasia Sorge napisał
Bardzo dobry, wartościowy i przyjemny do czytania tekst.
Vitoo napisał
Dzięki miriam za kolejny wspaniały wpis. Ale mam pytanie jak to się odnosi do szkoły? Powinenem uczyć się rzeczy, które mnie nie interesują? czy raczej skupić się na muzyce, która jest moją pasją?
miriam napisał
oj to ogromne i skomplikowane pytanie i dużo zależy od szczegółów. mój osobisty system był taki, żeby skupić się na tym, do czego mnie ciągnęło a to do czego nie ciągnęło po prostu zdać :)
janis napisał
Świetny tekst, jak zawsze z resztą, dogłębny a zarazem jasno podany, szkoda tylko, że zabrakło odpowiedzi na to fundamentalne pytanie – Jak niematerialna myśl przekłada się na ruch materialnej ręki…? ;) Pozdrawiam ;)
miriam napisał
:) dziękuję i też pozdrawiam!
Marek napisał
I znów tekst, który napawa radością. Nazywanie, cała ta naukowa religia to coś, co nas długo odcinało od nas samych. Wchodząc do przestrzeni serca przestajemy kombinować, zaczynamy czuć i wiedzieć. Coraz więcej ludzi to robi. Dziękuję.
Juliusz napisał
Rzadko cos chwale, a bardzo chwale tylko naprawde rzadko, ale to
BARDZO, BARDZO MADRY ARTYKUL.
Mimo ze autorka wg zdjecia mloda jeszcze (ja mam juz 50 lat).
I artykul bardzo odwazny.
Dalbym Autorce profesure z filozofii, nawet jesli nie jest magistrem w tym kierunku. Nb slynny na caly swiat polski matematyk prof. Banach nigdy nie zrobil magisterki. Ja sam, absolwent informatyki PG, od kilkunastu lat pracuje jako prawnik (samouk).
Bardzo cenie te – rzadkie niestety – osoby, ktore potrafia przyznac, ze czegos nie wiedza. A nikt przeciez nie wie wszystkiego!, ale tylko nieliczni maja odwage to przyznac.
Przypomne, ze uznawany od wiekow za medrca Sokrates mowil: wiem, ze nic nie wiem.
Najlepsza pracownica naszego biura kiedys na rozmowie kwalifikacyjnej na jedno z moich pytan odpowiedziala, ze nie zna odpowiedzi. Poczytalem jej to za duzy plus i dodalem, ze wiedzac, czego nie wie, ma szanse sie tego dowiedziec. A kto nie wie, ze czegos nie wie, nie ma szans sie tego dowiedziec. Bo do „pelnej” szklanki nie da sie nic dolac.
A propos szkoly przypomniala mi sie taka mysl Marka Twaina: Nigdy nie pozwolilem, aby szkola przeszkodzila mi w mojej edukacji.
Pozdrawiam Autorke i wszystkich innych ludzi samodzielnie i odwaznie myslacych!
Miriam Babula napisał
Dziękuję Juliusz i również serdecznie pozdrawiam!
Mirek napisał
„Tylko mając świadomość, że cały czas tańczymy z Nieznanym możemy czuć Pasję Życia…” – piękna inspiracja na dziś i wieczne tu i teraz…
z wdzięcznością :)
Inga napisał
Wspanialy, madry, swietnie napisany blog. Zaczytuje sie nim od dluzszego czasu. Przeogromnie wspiera moje dotychczasowe wysilki na drodze do samopoznania. Dzieki niemu w koncu przestalam uciekac przed soba i udawac, ze sie rozwijam (a tak naprawde byla to kolejna sztuczka ego), rzucac sie to tu, to tam w bolu, walczyc ze soba, ale przystapilam do szczerej pracy. Miriam, piszesz w sposob, ktory jest cudownie konkretny, autentyczny, a jednoczesnie zabawny. Czytajac Cie mam wrazenie rozmowy z przyjaciolka, ktora nie tylko sie przebudzila, ale autentycznie, z radoscia i miloscia pomaga innym zrobic to samo. Jestem Ci ogromnie wdzieczna za to co robisz.
Miriam Babula napisał
Dziękuję za napisanie tego Inga. Miewam czasem wątpliwości, czy aby na pewno ktoś korzysta z tego, co piszę. Taki feedback dodaje skrzydeł ;) Pozdrawiam mocno!
Inga napisał
Moi znajomi tez korzystaja :) Nie trzymaj swiatla pod korcem! Pozdrawiam cieplo!
Miriam Babula napisał
hahaha! to super :) ściskam <3
Monika napisał
Popisuje się pod tym, co napisała Inga. Dodam od siebie, że bardzo dziękuję?.
Wiem ,że jestem na początku drogi, ale cieszę się z każdego najmniejszego kroku. To super, że istnieja tacy ludzie jak Ty.
Miriam Babula napisał
Dziękuję Monika. Pozdrawiam ciepło :)
artur napisał
Dzięki za ten tekst. W końcu znalazłem u Ciebie tekst o perspektywach (może tych tekstów jest więcej). Coś co mnie interesuje i z czym się można super bawić ale też coś co w zależności od perspektywy może być bardzo cenne i przydatne w ludzkim życiu.
Był u mnie czas buntu u podstaw których leżały nieuświadomione przekonania, że to ja wiem jak trzeba żyć, jak ma/powinien ten świat wyglądać. Przyznam, że jeszcze nie raz mi się ten bunt, złość i uczucie niesprawiedliwości (itp) odzywa – np: czytając Twoje teksty :):):), ale mając dostęp do pewnych narzędzi (zmian perspektyw i interpretacji) gdy jest mi bardzo źle to używając tych narzędzi mogę po pewnym czasie poczuć się o wiele spokojniejszy mimo iż sytuacja na zewnątrz w ogóle się nie zmieniła (bo nie każdą sytuację od razu da się zmienić).
Dzięki jeszcze raz za ten i inne teksty.