Nic nie zabija Sił Życia szybciej niż zbytnia powaga.
A ponieważ ostatni tekst był z gatunku tych bardziej serioznych, to ten będzie niesforny. :)
Bo ile można analizować każdy incydent, gdy straciliśmy panowanie nad sobą? Zwłaszcza, gdy straciliśmy je przez jakiegoś świra! Który popsuł nam szyki! Albo czepiał się nas bez podstaw!
Dlatego dziś jedna – jedyna i niezwykle prosta – zasada, której wystarczy przestrzegać, aby zachować zdrowie psychiczne, mając do czynienia nawet z najbardziej świrniętym świrem. Ponieważ było sporo zapytań o tekst o tym, jak radzić sobie z rodziną – można tą zasadę śmiało stosować i na najbliższych. :)
Tym bardziej, że nie nauczyłam się jej wcale od Lao Tsu, czy Buddy.
Tylko od Mojego Byłego Męża (MBM).
MBM oprócz rozlicznych zalet miał też taką: nie było takiej siły na ziemi, która by go wyprowadziła z równowagi. Ja co chwila wylatywałam w powietrze pod wpływem świętego oburzenia na bliźnich. Jego nie ruszało nic. Choć wszyscy wiemy, że żony mają talent do irytowania mężów, mi udało się to dwa-trzy razy, a i tak reakcja była jednozdaniowa.
Długo myślałam, że jest to kwestia odpowiednich predyspozycji psychicznych. Jednak w końcu gdy gdzieś jechaliśmy, a ja w oburzeniu relacjonowałam MBM-owi kolejne skandaliczne zachowanie bliźniego, machnął ręką i wyjawił mi swój sekret.
Zupełnie od niechcenia.
Jakby to nie było epokowe odkrycie!
Czyli powiedział tak:
– Eee tam. Ma prawo świrować.
– He…?!!? – odrzekłam. A ze zdumienia stanął mi włos na głowie.
Do tamtego momentu byłam święcie przekonana, że nikt świrem NIE POWINIEN być! A jak jest, to moim PSIM OBOWIĄZKIEM jest mu udowodnić, że tym świrem jest i zmusić do auto-korekcji.
Siedziałam więc w tym samochodzie i trawiłam różnice w naszych zachowaniach. I w końcu doszłam do wniosku, że w sumie to to mi wyjaśnia WSZYSTKO.
(Po chwili dotarło do mnie nawet, że sama jestem beneficjentem tego podejścia ;))
Większość naszych stresów bierze się stąd, że uznajemy innych za świrów, a potem próbujemy im to udowodnić. Definiującą cechą świra jest jednak to, że jest przekonany, że to ON jest normalny, a MY niespełna rozumu!
(I w sumie – czego innego się spodziewać po świrze? :/ )
Dopóki więc tkwimy w przekonaniu, że MUSIMY go przekonać, że to jemu brakuje klepki, a nie nam – jesteśmy skazani na porażkę. Oraz idący krok w krok za porażką – stres.
Jeśli jednak udzielimy bliźnim wewnętrznego pozwolenia na bycie tak wielkimi wariatami, jak tylko sobie życzą – zaznamy natychmiast ogromnej ulgi i spokoju. (Akceptacja nie oznacza jednak uległości i o tym przeczytasz w: Sztuka akceptacji innych: jak ją rozwijać, żeby bliźni nie weszli nam na głowę? i Akceptacja – drogą wojownika?)
Podstawowa zasada życia wśród szaleńców jest więc prosta:
Pozwól ludziom świrować.
A precyzyjniej:
O ile nie jesteś psychiatrą – pozwól ludziom świrować!
Starożytni stoicy – swoim starożytnym zwyczajem – ujęli tą zasadę ładniej:
Kiedy masz do czynienia z nieracjonalnymi zwierzętami, rzeczami i okolicznościami, bądź szczodry. Ty jesteś racjonalny. One – nie.
Marek Aureliusz
I tu moglibyśmy się zatrzymać. Jednak byłby to błąd.
Natura ma bowiem eleganckie poczucie humoru. Które docenimy, jeśli pomyślimy chwilę o przekonaniu: Muszę uzdrowić każdego świra, który stanął na mojej drodze.
Jest to przecież tak irracjonalne przekonanie, że tylko świr mógłby takie mieć!
O mon dieu!
Co z tym zrobić?
Dalej trzymać się zasady: pozwól ludziom świrować! :)
Bo zasada się nie zmienia, bez względu na to, czy świruje nasz szef, żona, czy nawet sami MY!
Bo sam pomyśl, ile codziennego stresu byś zaoszczędził, gdybyś machnął ręką i rzekł do siebie…
– Eee tam. Mam prawo świrować!
…zamiast roztrząsać każdą milisekundę awarii, która niezbicie udowodniła wszystkim świadkom, że oto nie masz wszystkich klepek?
Bo bądźmy szczerzy! Który Homo Sapiens je ma…?!!
I bardzo dobrze sprawdza się tu inna starożytna zasada:
Kto z was bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamień.
Ewangelia według świętego Jana
A skoro wszystkim nam brakuje klepki czy dwóch, czy nie byłoby racjonalne, gdyby Ludzkość zaczęła w końcu akceptować ten fakt? Zamiast przed nim uciekać w święte oburzenie na innych albo auto-frustrację?
Bo wyobraź sobie, jak piękny stałby się świat, gdybyśmy wszyscy pytali każdego, kogo właśnie poznajemy, i słuchali z szacunkiem jego szczerej odpowiedzi:
– Hej! Robisz wrażenie całkiem normalnego. Której klepki ci w rzeczywistości brakuje?
Jak proste stałyby się relacje międzyludzkie?
Ile rozczarowań byśmy w ten sposób uniknęli? Ile stresów, że to MY rozczarujemy kogoś innego? Ile akceptacji i zrozumienia moglibyśmy wtedy dać innym? I od nich otrzymać?
Ile – w efekcie – agresji i nienawiści by wyparowało z naszej Planety…?
Im bardziej o tym myślę, tym bardziej wierzę, że to jedyny pewny sposób na Ocalenie Świata przed Zagładą. Jeśli też tak myślisz, zacznij wprowadzać to w praktyce i daj znać nam wszystkim o spektakularnych efektach, których z pewnością doświadczysz. :)
A gdybyś chciał zgłębić ten temat, tu są trzy inne teksty, do których warto zajrzeć:
Dlaczego wkurza nas cudza głupota? – Medytacja kierowcy 1/3
Jak zachować spokój na drodze? – Medytacja kierowcy 2/3
Dlaczego nie komunikujesz się tak dobrze jak byś mógł?
* * *
Głównym źródłem naszych codziennych stresów jest zestaw 3 przekonań:
- za żadne skarby świata nie mogę wyjść na świra,
- każdy kto myśli inaczej niż ja to świr,
- moim obowiązkiem jest go „uzdrowić”.
Wystarczy się z nich uwolnić, żeby natychmiast poczuć ulgę. Bo zdrowie psychiczne nie polega na byciu racjonalnym robotem, tylko na radosnym zaakceptowaniu faktu, że nikt z nas nim nie jest. Gdy więc czujemy morderczą ochotę „uzdrowienia” jakiegoś świra, warto zrobić głęboki wdech i wydech i powiedzieć do siebie:
Roma Kubiak napisał
Kocham Cię Miriam, naprawdę. Gdyby nie Ty i Twój talent otwierania ludziom oczu/serca/umysłu/uszu itd, już dawno skończyłabym marnie! A wiesz jak trudno jest, kiedy ktoś JEST psychiatrą i świrem jednocześnie i nie może się nic? :D Okropnie jest, ale dzięki temu tekstowi postaram się, by psychiatra, praktycznie już MBM żył sobie ze swoim świrem, do którego ma prawo, a ja z czystym (i wolnym!) sumieniem – ze swoim, ale nie pod jednym dachem, do czego zresztą trwają już mocno zaangażowane przygotowania. Dzięki! :)
miriam napisał
ojej bardzo dziękuję! strasznie się cieszę, że tutejsze teksty ci pomagają :)
no fakt, poczucie bezradności jest trudne :(
bardzo mocno trzymam kciuki i życzę powodzenia na nowej drodze życia! :D
Roma Kubiak napisał
Dziękuję! :)
Kasia napisał
świetny tekst, dzięki! :)
Mru napisał
Miriam, dziękuję Ci za ten tekst. Zawsze jak mnie wkurza mój szef-świr, bo manipuluje, robi uniki, straszy zamiast skupić uwagę na tym, co proponuję konstruktywnego, to spływa na mnie spokój, kiedy sobie pomyślę, że on to tylko niekompetentny, wystraszony świr…?. Życie każdego czasem przerasta. Mnie też…..
Rafał Ż-owski napisał
Zasada wygląda na bardzo użyteczną w naszych codziennych zmaganiach z „dziwnymi” zachowaniami innych, ale niezbyt uniwersalną. „Świry” dzielą się – niestety niezbyt ostro – na szkodliwych i nieszkodliwych. I w tym cały kłopot, gdzie postawić granicę. Na ile mogę być pobłażliwy wobec krzywdzenia innych? Po jednej stronie kontinuum mamy sąsiada, który nam się nie odkłania, lub młodzieńca który wydziera się pod balkonem, po drugiej osobnika święcie przekonanego, że najlepsze co powinien robić, to nawracać innych za pomocą noża. Przykłady skrajne, ale to co może pozostawiać wątpliwość, znajduje się bliżej środka.
Być może to, co mogłoby być w tym uniwersalne, to nasze wewnętrzne podejście do sytuacji. Szkodliwi „wariaci” prawdopodobnie będą zawsze, więc nie warto przez nich cierpieć ulegając irytacji, smutkowi, itd., a w skrajnych sytuacjach udzielić komuś szorstkiej lekcji, pozostając na tyle wolnymi od gniewu i protekcjonalizmu, jak tylko potrafimy. „Nie mamy wrogów, a najwyżej pacjentów”, parafrazując pewnego buddyjskiego lamę :)
miriam napisał
tak jak napisałam w tekście: akceptacja to nie uległość, ani pobłażliwość :) tu znajdziesz więcej na ten temat:
http://bezego.com/2014/03/02/sztuka-akceptacji-innych-jak-ja-rozwijac-zeby-blizni-nie-weszli-nam-na-glowe-2/
http://bezego.com/2014/05/11/jak-w-ulamku-sekundy-podniesc-skutecznosc-dzialania-czyli-paradoks-akceptacji-tego-co-jest/
http://bezego.com/2013/04/14/co-to-jest-akceptacja/
Ania napisał
Dziękuję!!!!!
Julia napisał
Dziekuje, potrzebowalam tego :)
miriam napisał
:) na zdrowie!
Jerzy H napisał
Mało, że pomagasz tym co piszesz, to przyjemnie Cię czytać, jak piszesz ;-)
Pozdrawiam Jerzy H Gdańsk
miriam napisał
dziękuję Jerzy :) pozdrawiam również!
Beata napisał
Dziękuję. :-) Fajne , krótkie, jasne teksty. Trafne przykłady. Dla mnie cudowne „ściągi – przypominaczki” jak zapanować nad podstępnym ego . Pozdrawiam <3
miriam napisał
Też dziękuję i pozdrawiam :)
megi napisał
ja analizuję wszystkich świrów,a to też męczy,spróbuję dać im przyzwolenie,ot tak po prostu,jak piszesz…
miriam napisał
analiza to próba kontroli – a to faktycznie męczy :) powodzenia!
J napisał
dzięki, fajny tekst.
takie proste i jak działa kiedy jest się blisko świadomości akceptacji (świra w sobie i świra w innych – to ten sam świr, tylko inaczej przebrany ;)
serdeczności
miriam napisał
dzięki też :) pozdrawiam!
doota napisał
Witaj Miriam,
Wiem, ze ja ciagle mam jakies „ale” i jakies „a właśnie, że nie”, ale (!) ten temat akurat wpadl w moment kiedy na prawde swirowanie jest mi bliskie, no i mam pytanie tego typu. Gdyz jakis czas temu (i nadal to chyba trwa)pewna osoba mi bliska miala miala awarie klepki, ale taka powazniejszą. Z powodu pewnego czlowieka uprawiającego stalking ta osoba wpadla w wielkie doły, stres o duzym natężeniu, przedewszystkim strach o zycie. W takiej sytuacjinie trudno o awarie i tez ta osoba zaczela opowiadac historie roznych sytuacji, ktore tak na prawdenigdy sie nie wydazyly. Czasem to przypominalo teorie spiskowe, czasem, sytuacje dosc nieprawdopodobne i spektakularne. I teraz ja uslyszalam od tej osoby taka historie tylko raz i pod wplywem alkoholu. Później dlugo sie zastanawialam czy o tym z nim nie porozmawiac. Inni juz rozmawiali, ale to jest ciagle przeciaganie liny. Ten czlowiek ma dosc nadwyrezona psychike teraz i stara sie byc/udawac twardziela, na slowo psycholog zle ale reaguje. Ale czasem widze, ze te historie nadal w nim „działają” bo zachowuje sie tak jakby w nie wierzyl. Chicialabym spokojnie z nim o tym porozmawiac (inne osoby, ktore z nim o tym rozmawialy, byly jakby stroną w sprawie, w tych historiach były winne, wiec ich zaprzeczanie, ze historia jest nie prawdziwa wychodziło na wybielanie wlasnej osoby i robienie zkogos wariata). Wiec jako neutralna osoba chciałabym porozmawiac z tym kims, ale musialabym dazyc do tego, zeby udowodnić mu, ze stracił klepke. Czy to dobry pomysl? W sumie to juz widze, ze pisze nie w temacie, bo o inne sytuacje tu chodzi.. Sorry, to z desperacji chyba,..
Ale zostawię juz te pytanie, moze mialabys jakąś sugestie.
Dziękuję z góry
miriam napisał
obawiam się, że nie będę miała sugestii konkretnej. każda sytuacja jest inna i mały niuans może zmienić wszystko. dlatego jedyne co mogę zasugerować to, żebyś się wczuła w siebie i postąpiła w zgodzie z tym, co czujesz. Nie z poczuciem winy, obowiązku, zniecierpliwienia i innych emocji ego. ale w zgodzie z tym, co czujesz, gdy widzisz go takim jakim jest. (Bo emocje ego pojawiają się wtedy, gdy nie widzimy :)) wiem, że to trudne. ale żeby komuś pomóc to jedyne, co można zrobić. trzymam kciuki i pozdrawiam!