„Nie oceniaj innych!”
Kto z nas tego nie słyszał…?
Jest to przecież zasada, która uwalnia nas z kompleksu wszechwiedzącego boga i pomaga odnaleźć wewnętrzny spokój, spełnienie i szczęście.
Niestety, jej znaczenie jest powszechnie przekręcane. I to w taki sposób, że zamiast w spokój, spełnienie i szczęście, wpadamy w poczucie winy i niemoc decyzyjną.
Ponieważ jednak tekst, w którym próbowałam opisać wszystkie te przekręcenia, bezczelnie odmówił współpracy, dziś tekst o tym, jaki JEDEN :) niebezpieczny błąd możesz popełnić, kierując się tą zasadą.
I co zrobić, żeby go nie popełnić.
Skoczmy więc wprost do niego, czyli do:
Co robić, gdy masz do czynienia ze złym kierowcą?
Na jednej z moich pierwszych sesji, usłyszałam o takim problemie:
No jest straaaaaasznym kierowcą. Boję się z nim jeździć normalnie! I nie wiem, co z tym zrobić! Bo najchętniej to bym powiedziała, że nie będę z nim jeździć, bo się boję. Ale przecież nie mogę tego zrobić! Bo to by znaczyło, że uważam go za złego kierowcę! A przecież nie mogę nikogo oceniać!
Co sprowadza się do:
Nie mogę go oceniać, więc postąpię wbrew temu, co czuję.
BAM!
Tak właśnie brzmi wybuch, który zabija twój system decyzyjny.
Jeśli wierzysz, że nie masz prawa dokonywać jakiejkolwiek oceny, nie jesteś w stanie podjąć najmniejszej nawet decyzji. Bo każda decyzja jest wynikiem oceny tego, co się dzieje. Na zewnątrz nas. I wewnątrz nas.
I dokonania wyboru: „tego chcę, a tego – nie”.
Gdy nie dokonujemy żadnych ocen, jesteśmy jak dzieci we mgle. Nie mamy kontaktu z tym, czego chcemy. A nawet jak mamy, to pójdziemy w kierunku dokładnie przeciwnym:
Nie podoba mi się, jak prowadzi. Ale muszę wsiąść! Bo nie mogę pomyśleć, że jest złym kierowcą.
Nie podoba mi się, jak do mnie mówi. Ale nie odejdę, bo to by znaczyło, że uważam go za chama.
Aua! Boli! Wykręca mi rękę! Ale nie mogę się bronić! Bo wyjdzie, że mam go za durnego sadystę!
„Zły kierowca”. „Cham”. „Durny sadysta.”
Słowa, które nie pojawiają się w głowach światłych i świadomych ludzi…
Nic dziwnego, że gdy pojawiają w naszych, wpadamy w panikę i stajemy na rzęsach, żeby nikt tego nie zauważył.
Czyli… postępujemy wbrew nim.
I znosimy cudze zachowania, których znosić nie mamy najmniejszej nawet ochoty.
Na szczęście, obowiązku znoszenia ich też nie mamy. :)
Jak się więc wyślizgnąć z takich sytuacji?
Wystarczy zobaczyć, jak w ogóle powstał problem ze „złym kierowcą” opisany powyżej.
A powstał na skutek wylania dziecka z kąpielą. (Dla młodszych czytelników wyjaśnienie tego powiedzenia tutaj.)
Gdzie dziecko to twoje samopoczucie, twoje preferencje, twoje potrzeby i pragnienia.
Jeśli zatrzymasz dziecko, a wylejesz tylko brudną wodę – problem z głowy.
Sprawdźmy więc jak oddzielić dziecko od kąpieli:
Cały kłopot bierze się stąd, że pod każdą oceną drugiego człowieka kryje się ocena własnego samopoczucia, typu.: Nie czuję się tu dobrze. Wycofuję się.
A to oznacza, że gdy odcinasz się od oceny innych, odcinasz się jednocześnie od własnych potrzeb.
W efekcie, zaciskasz zęby i zaczynasz się zachowywać, jakby było ci wszystko jedno. Jak zgubny jest ten wewnętrzny mechanizm, opisuję w Jedna myśl, która gwarantuje, że będziesz porzucona/porzucony.
W rzeczywistości, gdyby Kosmos chciał, żebyś nic nie oceniał i nie podejmował własnych decyzji, to by nie dał ci:
- oczu, uszu i innych zmysłów;
- odczuć: tu mi dobrze/ tu mi źle, tego dla mnie za dużo / tego jeszcze za mało;
- kończyn, na których możesz odejść z sytuacji, która ci się nie podoba, albo którymi możesz wziąć to, co ci się podoba:
O rety! Jaki piękny obraz! Proszę zapakować!
Na zewnątrz zimno, buro i ponuro. A w domu pod kocykiem tak przyjemnie i ciepło. Włażę pod kocyk.
Za głośno dla mnie tutaj. Wychodzę!
Szczęście to stan, w którym spełnione są twoje potrzeby i pragnienia. Żeby go osiągnąć, musisz pozwolić sobie na oceny typu:
To mi pasuje. A to nie.
Z tą osobą czuję się dobrze. A z tą nie.
Tej ufam. A tej nie.
Tu zostaję. A stąd się zabieram. I to kłusem.
Skoro więc Kosmos chce, żebyśmy oceniali i podejmowali własne decyzje…
…skąd się wzięło całe to „nie oceniaj innych!”?
Stąd, że ocenianie, czy dana sytuacja nam pasuje, czy nie, nie jest tym samym, co ocenianie osób biorących w tej sytuacji udział.
Ba! Oceniając te osoby, wręcz przestajemy dbać o własne spełnienie. Bo przerzucamy odpowiedzialność za to, jak się czujemy, na innych.
Porównaj te dwa przykłady:
(1) Tryb oceniania innych:
Co za beznadziejny kierowca! Jak on może tak jeździć?!? Oczu nie ma, czy jak?!! Powinien się ogarnąć, doszkolić, zrobić cokolwiek, żeby być lepszym!
gdzie „lepszy” = „pasujący MI”.
Czyli: ja mam swoje preferencje co do stylu, w jakim jestem wożona, a twoją misją życiową jest się do nich dostosować.
Jeśli się nie chcesz dostosować, mam na ciebie bacik w postaci oceny „złego kierowcy” i gram na twoim wstydzie i poczuciu winy, żeby przerobić cię na „lepszego”.
Innymi słowy, zamiast zadbać o swoje poczucie bezpieczeństwa samodzielnie, staram się tak ciebie zmanipulować, żebyś to ty o nie zadbał.
Taktyka na zagwarantowanie sobie spokoju i szczęścia raczej kiepska, bo prawdopodobieństwo, że dasz się zmanipulować nie wynosi 100%. A do tego tracę czas, szarpię nerwy moje i twoje oraz mocno nadwyrężam relację.
Spójrzmy więc na taktykę lepszą, czyli:
(2) Tryb człowieka spełniającego swoje potrzeby
O rety! Nie czuję się najlepiej, jak prowadzi. Zapytam, czy mógłby inaczej. A jeśli się okaże, że nie mógłby, to skorzystam z innego środka transportu, takiego, który mi pasuje.
I już!
Oceny typu „debil”, „idiota”, „egoista” to oceny intelektualne, które stanowią argument w ciągłej walce, kto komu ma się podporządkować. A walka o kontrolę nad innymi ludźmi, skutecznie odciąga naszą uwagę od tego, co MY możemy zrobić, żeby o siebie zadbać.
Oceny typu „tu mi dobrze”, „tu mi źle” to też oceny. Tyle, że twojego samopoczucia, które są twoim jedynym życiowym drogowskazem.
Kłopot w tym, że te drugie są zazwyczaj ukryte pod tymi pierwszymi.
Jeśli odetniesz się od oceniania innych, odetniesz się też od swoich potrzeb.
Trik polega na tym, żeby zamiast się odcinać, otworzyć się na moment, w którym oceniasz innych, zanurkować pod tą ocenę i odkryć potrzebę, której „cham” i „zły kierowca” nie spełnia.
A potem ją spełnić samemu.
I jeśli wyrobisz sobie z tego nawyk, ścieżka do trwałego spokoju, spełnienia i szczęścia rzeczywiście stoi przed tobą otworem.
Tu znajdziesz kilka tekstów, które ci w tym pomogą, bo akceptacja bliźnich to nic innego niż wolność od nawyku ich oceniania:
Jak zachować spokój na drodze? – Medytacja kierowcy 2/3 (króciutki tekst o tym, jak sobie poradzić z faktem, że świat jest pełen „złych kierowców” :))
Sztuka akceptacji innych: jak ją rozwijać, żeby bliźni nie weszli ci na głowę?
* * *
„Nie oceniaj innych!” jest bardzo mądrą zasadą.
Niestety, zazwyczaj jest przekręcana na zasadę zgoła inną, czyli: „Nie oceniaj żadnej sytuacji, w której jesteś, nie podejmuj żadnych decyzji, utnij kontakt z tym, czego chcesz, a czego nie. Po prostu zgadzaj się na wszystko”.
A to już zasada skrajnie niebezpieczna.
Bo – jeśli się jej trzymasz – zmieniasz się w dziecko we mgle, albo wręcz w ćmę, która leci do ognia.
„Nie oceniaj innych!” oznacza jedynie (i aż!) tyle, że zamiast wylewać wiadro inwektyw na „chamów”, „egoistów” i „złych kierowców”, którzy nie chcą zadbać o twój komfort psychiczny, sam o niego dbasz.
Jeśli więc czujesz, że odpala się w tobie ocena drugiego człowieka, usiądź i sprawdź jakiej twojej potrzeby bezczelnie nie spełnia.
A potem mu odpuść i zacznij spełniać ją sam… ;)
Rewelacyjny tekst. Już prościej się tego nie dało wyjaśnić. Bardzo dziękuję.
na zdrowie!
Bardzo trafny tekst. Dziękuję. W moim źyciu też się już sprawdza ta metoda ?.
:-)))
Jakiś czas temu pisałam coś niemalże identycznego w komentarzu pod którymś artykułem – że ocenianie jest świata, w tym ludzi jest naturalne i nie da się tego pozbyć. O ile dobrze pamiętam pisałaś, że trzeba, itd. Miło widzieć, że dzięki pracy ewoluujesz i dostrzegasz nowe rzeczy.
Nie wiem skąd twoje wrażenie, że ten tekst jest pochwałą oceniania innych ludzi. Opisałam przecież „tryb oceniania innych” jako niebezpieczny…
Pamiętam twój komentarz :) Jednak wcale nie zmieniłam zdania. Ten tekst jest wręcz rozwinięciem jednego z wątków w moim komentarzu-odpowiedzi. A nie jego zaprzeczeniem. Nadal uważam, że ocenianie cudzej wartości jako człowieka, czyli tego, czy ktoś jest obiektywnie lepszym czy gorszym człowiekiem ode mnie, jest błędem.
http://bezego.com/2016/08/13/dlaczego-szczescie-tak-krotko-trwa-i-jak-mozesz-to-zmienic/
nie oceniaj innych …
inaczej niz ty rozumie to pojecie .
„A ta to sie rozwiodla a takiego meza dobrego miala , jaki blad zrobila …”
Kobieta mowiaca o rozwdce ocenia , nie majac pojecia jaka byla sytuacja , co dzialo sie za zamknietymi drzwiami meza i zony
ale stwierdza na podstawie wlasnej obserwacji jak widziala sasiadow w drodze do samochodu z domu i skineli jej glowami na dzien dobry …
Tu chyba wszyscy robia ten sam blad patrzac z dystansu wlasnego do drugiej osoby , kazdy przeciez opiera sie na wlasnych ocenach poszczegolnych osob.Tylko ze nikt nie wie jakie sa relacje miedzy mezem a zona bo to jest ich sprawa , nikt nikomu nie misi sie tlumavzyc ze swoich poczynań w zyciu .
Nie wiem dlaczego sa ludzie ktorzy uwazaja sie za dobrze doinformowanych w cudzym zyciu …za wszelka cene zypelnie autorytatywnie oceniaja .
Artykul powyzszy ktory napisalac jest o tym ze ludziom brakuje odwagi na wypowiedzenie wlasnej opini czy tez mozliwosci negocjacji bojac sie odrzucenia lub nawet gniewu i przemilaczaja cierpiac
To raczej brak umiejetnosci komunikacji …
nie ktorzy przemilaczaja cale lata nawet a potem nastepuje wybuch i leca epitety
Nie rozwiazane sytuacje kumuluja sie lepiej niz procent u komornika i z malego problemu lub drobiazgu robi sie wielki i gigantyczny w srodku nas .
Druga osoba nawet i tym nie wie i po wybuchu atomowym nerwo osoby ktora milczala ta druga zastanawia sie ciezko dlaczego maly problem zrobil taka eksplozje
A ja nie jestem przekonana, że inaczej rozumiemy to pojęcie :) Ten tekst nie definiuje oceniania innych, tylko opisuje JEDNO przekręcenie jego znaczenia. Pozdrawiam!
Miriam jak zwykle prosto i celnie. Doskonały tekst! Dzięki!
Dziękuję Kuba!
Pisz więcej… Każdy Twój artykuł coś we mnie zmienia, czegoś mnie uczy. Dziękuję!
dziękuję gosia. przekażę mojej – ostatnio mocno kapryśnej – wenie. może ciebie posłucha, bo mnie ma w nosie :)
Dziękuję z całego serca. Z każdą chwilą coraz bardziej zdumiewa mnie ten cud synchronizacji między moją wewnętrzną „konstytucją”, a tym, co zjawia się na zewnątrz jako wskazówka, czy podpowiedź, czy też dodające odwagi potwierdzenie intuicyjnych odczuć.
Chylę czoła przed tym tak jasnym i precyzyjnym wyłożeniem sprawy oceniania, która rzeczywiście, opacznie rozumiana, może być po prostu niebezpieczna.
Dodam tylko, że ja w kwestii odczucia tego, czy coś jest dla mnie, czy nie, czy coś mi pasuje, czy nie, zaczęłam się swobodniej poruszać dopiero po wielu trudnych latach nauki ufania sobie.
A ufanie sobie z kolei powstawało na skutek bolesnego, do pewnego momentu, procesu odzielania ziarna od plew, to znaczy ziarna tego, co naprawdę jest dla mnie dobre (bo tak czuję, bo to sprawdziłam) od plew tego, co za dobre dla mnie uważają inni, społeczeństwo, tradycja, religia, nauka itd.
Mówi się, że uczucia są językiem Boga. Sądzę więc, że zaufanie do siebie i swoich uczuć, przeczuć, intuicji, to sprawa kluczowa, gdy w grę wchodzi bycie prawdziwie żywym za życia.
Dziś błogosławię każdą chwilę tego mojego coraz bardziej świadomego życia, bo wreszcie po prostu w praktyce doświadczam tego, czym jest opieka nad sobą i podejmowanie decyzji, które zapewniają mi uczucie szczęścia i niezależności.
Czasem czuję się wręcz trochę jak magik, który z niezmierzonych przestrzeni universum wyławia dla siebie to, czego pragnie. A dokonuje tego ów magik nie inaczej niż przez nieustanne podejmowanie decyzji: o! to jest dla mnie, a to nie. I tyle. I aż tyle.! Droga Miriam, Czarodzieju swojego świata, jeszcze raz dziękuję wiadomość, którą przypominasz o tym najważniejszym ekwipunku na dalszą szczęśliwą, świadomą drogę. Serdeczności z centrum Polski.
Dziękuję Róża za tak bogaty komentarz. Bardzo podoba mi się to, co napisałaś: „A dokonuje tego ów magik nie inaczej niż przez nieustanne podejmowanie decyzji: o! to jest dla mnie, a to nie. I tyle. I aż tyle.!” Sedno życia tu i teraz. Proste i trudne jednocześnie. Widzę to dokładnie tak samo :) Cieszę się, że tu zaglądasz i znajdujesz coś dla siebie. Również mocno pozdrawiam <3
„Nie oceniaj innych” możnaby też skrócić do „nie oceniaj”. Skąd się bierze ocena? Nasz umysł ma tą przypadłość, że jak coś widzi, czuje, doznaje to od razu pojawia się ocena: fajne, nie fajne, zajebiste, do d*py. Od niedawna stosuję metodę wyłączania umysłu oceniającego – pozostaje czyste doznanie. Nieważne jakie to jest dla mnie, patrzę na czyste zjawisko, przestały mnie denerwować drogowe „ofermy” (o! ocena! be!) ja sobie po prostu patrzę jak jadą przede mną, czasem tylko myślę sobie np. jakie książki lubi czytać kierowca – odrywam się od nawyku oceny stylu jazdy, bo po co?? każdy ma swój styl i chwała mu za to! :). Wschód słońca jest teraz czysty w swojej formie, a nie „przepiękny” czy taki „malowniczy” to są słowa, które dopowiada oceniający umysł i jak już coś dopowie to takie musi być… Nawet mnie moje dzieci przestały denerwować, patrzę się na nie i cieszę, że są jakie są.
Tekst świetny!!! 10/10
Tylko w relacjach z innymi można zrezygnować z oceniania, ponieważ nie da się wyłączyć całkowicie „umysłu oceniającego”. Na jakiejś podstawie przecież trzeba dokonywać wyborów, choćby przy zakupach.
Czy napisalabys kiedys o szczerosci? Takze o jej zlym rozumieniu czy ciemnej stronie (?) szczerosci. Glownie chodzi mi w relacjach miedzyludzkich (szczegolnie tych bliskich), nie tylko wobec siebie.
już napisałam :) tutaj:
http://bezego.com/2016/12/18/3-uniwersalne-leki-ktore-nie-pozwalaja-ci-byc-soba/
a dokładniej w lęku nr 1.
Dziekuje, znalazlam go w tym samym czasie:) to jest to
A ja pomyślała bym kierując się tzn wielkimi oswieconymi tego świata, że w momencie gdy pojawia się w nas uczucie, chęć oceny to…. Zachować spokój i obserwować to uczucie. Hmmm sama już nie wiem. Mi osobiście ciężko było z tym nieocenianiem, więc zrobiłam to w inny sposób, tzn staram się sobie wytłumaczyć że osoba która mnie wk…. nie potrafi inaczej na chwilę obecną itd. Jednak są momenty, jak np dzisiaj gdy po raz kolejny rumor i hałas u sąsiadów, co ma miejsce każdego dnia, emocje mi poszły niestety i nawet w tej chwili.,po kilku już godzinach, gdy sobie o tym pomyśle mam ochotę na nich nabluzgać hrr. Pozdrawiam serdecznie
Obserwujemy uczucia, żeby zobaczyć ich źródło. A źródłem uczuć są niespełnione potrzeby i pragnienia. Więc nie widzę sprzeczności :) Pozdrawiam serdecznie też!
Hmm podobne do metody pbp-porozumienia bez przemocy marshalla rosenberga ktora wlasnie czytam. Chodzi przede wszystkim o to by odroznic to co ktos robi od tego co w zwiazku z tym czuje ja.poza tym bez oceny mozna zwrocic komus uwage na to co nam nie odpowiada tylko jakos nikt za dzieciaka nas tego nie uczy. Nawet rodzice zamiast zwracac nasza uwage na nasze faktyczne dzialania oceniaja nas z wyrzutem.ocena to krzywdzace uogolnienie ktore czesto nie pasuje do danej chwilowej sytuacji i oceniana osoba czujac to podswiadomie zamyka sie na to co chce sie jej przekazac jeszcze bardziej.zamiast mowic komus jestes beznadziejnym kierowca wystarczy powiedziec np.juz 3 raz przejezdzasz na czerwonym to sprawia ze sie boje.czy mozesz tego wiecej nie robic?takie jest moje zdanie.natomiast mam Miriam pytanie do Ciebie..nie rozumiem jak mam sama zadbac odobre samopoczucie w momencie gdy ktos robi np.cos co mnie stresuje.np.krzyczy na mnie przy rozmowie..co zrobic by sie wtedy nie stresowac kiedy ta osoba dalej nie chce przestac tego robic?umiem nie oceniac ale jak w trakcie sytuacji odpuscic negatywne emocje i odczucia zwiazane z dzialaniem innej osoby tak by to bylo plynne i naturalne a nie bylo stlumieniem?
Tutaj o tym piszę:
http://bezego.com/2014/03/02/sztuka-akceptacji-innych-jak-ja-rozwijac-zeby-blizni-nie-weszli-nam-na-glowe-2/
Wczesniej dzis wpisalem bardzo pozytywny komentarz pod tekstem Autorki pt. „2 slowa, ktore …”.
Z niektorymi natomiast tezami obecnego artykulu zgodzic sie nie moge. Autorka postuluje poprzestawanie w komunikacji co do zasady na modnej dzis calkowitej subiektywizacji jezykowej (i glebiej: poznawczej) naszych spostrzezen, ocen.
Owszem, wszelkie oceny sa w znacznym stopniu uznaniowe. Jednak w nie mniejszym stopniu niektore spostrzezenia, oceny moga tez byc obiektywne.
Np. co rano slonce wschodzi, a nie tylko tak sie temu czy owemu wydaje.
Odnoszenie sie wiec do tego zjawiska w formie: X uwaza, ze codziennie wschodzi slonce – jest sformulowaniem mylacym, bo w sposob mylacy zaweza podmiotowo zakres stwierdzenia.
Podobnie np. kierowca jezdzacy notorycznie z 2 promilami, bez swiatel i zygzakiem, 150 km/h po centrum miasta jest NIEWATPLIWIE (obiektywnie) „zlym kierowca”. KROPKA!
Jest to w pelni uprawniona w takich okolicznosciach – a nawet konieczna ze wzgl. na bezpieczenstwo innych – ogolna ocena aktualnych kwalifikacji takiego kierowcy. Znacznie szersza niz rzekomo tylko subiektywne spostrzezenie osoby X, ze zle sie czuje jadac z tym kierowca samochodem.
Rozsadnym, choc oczyw. uproszczonym jak kazdy opis rzeczywistosci, praktycznym rozwiazaniem opisowym moze byc np. podzielenie kierowcow na 3 kategorie: zlych (niewatpliwie), dyskusyjnych i dobrych (niewatpliwie; co nie znaczy idealnych).
To samo mozna odniesc do kafelkarzy, autorow blogow, samochodow, krzesel, pralek, teorii fizycznych, lekow na nadcisnienie itd itd.
Dziwi mnie i smuci, ze Autorka o tak szerokich horyzontach probuje nas przekonac, abysmy zrezygnowali z poslugiwania sie takimi obiektywnymi kategoriami ocennymi jak dobry/ zly kierowca, czy dobry/ zly kafelkarz itd., a poprzestawali tylko na naszych subiektywnych i do tego tylko chwilowych odczuciach.
Na koniec dodajmy, ze przy takiej filozofii poznawczo-spolecznej traci sens zawieranie miedzy ludzmi jakichkolwiek umow trwajacych w czasie. Bo np. X teraz wprawdzie czuje, ze chce cos dla kogos zrobic na uzgodnionych warunkach (np. pomalowac mu mieszkanie), ale jutro moze miec odczucie calkiem inne.
Powszechne przyjecie przez ludzi takiego paradygmatu patrzenia na rzeczywistosc ludzka musialoby doprowadzic do faktycznego rozpadu spoleczenstwa jako organizmu zlozonego ze wzglednie lojalnie wspolpracujacych ze soba jednostek – na chmure swobodnych takichze jednostek (czastek), jak w powiesci Houellebecqa pt. „Czastki elementarne”.
Czy naprawde chcemy takiego swiata – bez zadnych kategorii wzglednie obiektywnych i wzglednie trwalych, w ktorym kazdy kieruje sie li tylko swoimi chwilowymi odczuciami?
Bardzo dziękuję za ten cenny komentarz. Temat, który poruszasz, jest ważny i próbowałam go zmieścić w tym tekście, ale zaczął się niebezpiecznie rozrastać i w końcu się poddałam.
Planowałam oddzielny tekst, ale skorzystam z okazji i spróbuję tutaj.
Mam wrażenie – choć mogę się mylić, bo nie piszesz o tym wprost – że definiujesz „złego kierowcę” jako kierowcę, który nie przestrzega przepisów drogowych i stwarza w ten sposób zagrożenie dla innych.
Słowo „zły” jest tu niebezpieczne, bo zawiera w sobie pojęcie „taki nie powinien być!”. I zamiast podjąć racjonalne działania, podnosi się nam ciśnienie i bluzgamy na winowajcę przez okno. Co ma małe szanse na zmianę jego zachowania.
Wolność od ocen „dobry” / „zły” uwalnia nas z oburzenia na to, co jest Tu i Teraz. I pozwala nam to co jest Tu i Teraz zaakceptować.
Jednak akceptacja tego, że ktoś się zachowuje tak, jak się zachowuje nie oznacza, że nie podejmujemy działań, żeby to zmienić w przyszłości. Tylko to, że uwalniamy się z oburzenia, które popycha do nerwowych działań, których jedynym celem jest udowodnienie komuś jego winy i zazwyczaj kończy się mało skuteczną pyskówką.
Akceptacja zaś oznacza, że podejmujemy działania skrajnie racjonalne. Czyli – jeśli możemy coś zmienić – to to zmieniamy, a jeśli nie – to odpuszczamy.
Jeśli widzimy, że ktoś nie przestrzega zasad ruchu drogowego i stwarza niebezpieczeństwo dla innych to po prostu dzwonimy do odpowiednich służb i domagamy się interwencji. I spełniamy w ten sposób naszą potrzebę bezpieczeństwa. Tak, jak napisałam w tekście.
Słowo „zły” utrudnia podjęcie skutecznych działań. (1) może nas popchnąć do mało skutecznej pyskówki, jak już napisałam powyżej. I (2) Gdyby ktoś powiedział policjantowi „proszę go zawinąć, bo to zły kierowca jest” to by ten policjant lekko zgłupiał. Gdyby jednak ktoś powiedział „proszę go zawinąć, bo nie przestrzega takiego i takiego przepisu” to by policjant miał podstawy do działania. I pewnie by je podjął.
Tak, że zapewniam, że ten tekst nie ma absolutnie nic wspólnego z przyzwalaniem na zachowania niebezpieczne i antyspołeczne i tzw „tomiwisizmem”. Ma za to wszystko wspólnego z podejmowaniem działań racjonalnych i skutecznych.
Pisałam o tym w kilku wcześniejszych tekstach. Na przykład w tym:
http://bezego.com/2014/05/11/jak-w-ulamku-sekundy-podniesc-skutecznosc-dzialania-czyli-paradoks-akceptacji-tego-co-jest/
P.S. Oczywiście, jeśli słowo „zły” traktujemy jako skrót myślowy, można go używać do woli. Tylko trzeba być czujnym i być świadomym, co dokładnie pod tym słowem się ukrywa. Inaczej natychmiast wpadamy w święte oburzenie i mało sensowne działania ;)
Dziekuje za odpowiedz. Ciesze sie Miriam, ze jak wynika z tego, co napisalas w odpowiedzi, jednak nie postulujesz usuniecia z jezyka (a glebiej: poznania) kategorii wzglednie obiektywnych, jak zly/ dobry kierowca/ kafelkarz, samochod itd.
Witaj Miriam:) Od kilku dni wczytuję się w Twoje teksty i bardzo mi z tym dobrze. W związku z Twoim powyższym wpisem mam pytanie. Piszesz, że za naszymi ocenami kryją się konkretne potrzeby, które domagają się spełnienia, najlepiej przez nas samych (pamiętam cytowaną przez Ciebie myśl Marka Aureliusza:)) – tak w skrócie. I tu się zaplątałam… Mam potrzebę i nie potrafię jej sama spełnić… hmm.. Rozstałam się z ukochanym facetem i mogę tylko pomarzyć o czułym dotyku, przytuleniu. Samej trudno się przytulić, a nawet jeśli, to już nie to samo. A może jeszcze jakaś potrzeba się za tym kryje? No nie mogę tego rozkminić.. Znasz takie przypadki?
Serdecznie pozdrawiam i wracam do lektury :)
Znam dużo takie przypadków. Bo to pytanie bardzo często pada na sesjach :) Bardzo upraszczając: potrzeba przytulenia ma w sobie zazwyczaj dwie składowe: dotyku i bycia kochaną. Ta pierwsza jest bardzo ważną potrzebą fizjologiczną i faktycznie nie można jej spełnić samemu. Ale można ją spełniać np. masażem. Ta druga już jest potrzebą, którą musimy spełniać sami. Również pozdrawiam serdecznie i przyjemnej lektury życzę.
Dziękuję za wskazówkę. Wiesz, masaż przyszedł do mnie intuicyjnie i zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Wybił z marazmu i otępienia. Teraz zaczynam przyglądać się sobie, do kochania siebie pioruńsko mi pod górę… To chyba najtrudniejsze.
A co z osądzaniem innych? Też się wiele mówi na temat a nikt nie daje konkretnych przykładów jak tego nie robić i czym w ogóle jest osąd, no bo skoro wiem że ktoś jest „zły” i określę go jako zły, to jest to osąd czy stwierdzenie faktu?
to jest osąd. pomyślę nad tekstem ;)