Wolnym człowiekiem stać się zaskakująco łatwo.
Wystarczy uświadomić sobie, że wolność, o jakiej marzymy, nie istnieje. I, tak naprawdę, wcale jej nie chcemy.
A wolność, którą chcemy naprawdę… już mamy. Wystarczy ją sobie uświadomić i zacząć z niej korzystać.
2 pytania, które ci w tym pomogą – w dzisiejszym tekście. :)
Ale zanim do nich przejdziemy, sprawdźmy czy wolność, o jakiej marzymy, to aby na pewno to, co Tygrysy lubią najbardziej.
Bo wolność, o jakiej marzymy, to wolność od…
…złośliwych szefów, przez których nie możemy się realizować, bo uparcie wyznaczają nam zadania niezgodne z nami,
…rosołu teściowej z okami wielkości Morskiego Oka, który musimy zjeść, bo się teściowa obrazi,
…partnera, przez którego na ten cholerny obiad musimy iść, bo inaczej dostanie ataku furii / histerii.
A w skrócie: od wszystkich osób i okoliczności, które nie pozwalają nam robić, co chcemy.
Wystarczy taką definicję wolności zasymilować i bęc! stajemy się niewolnikami do końca życia.
Na szczęście, działa to też w drugą stronę: wystarczy zobaczyć, że jest to definicja błędna, odrzucić ją i zastąpić poprawną, żeby do końca życia cieszyć się wolnością.
Spójrzmy, więc:
Co jest nie tak z tak pojętą wolnością?
Żeby to sprawdzić, idziemy do najbliższego sklepu magicznego i kupujemy różdżkę do znikania wszystkiego, czego zechcemy.
Jeśli nie masz w sąsiedztwie sklepu magicznego, to trochę komplikuje sprawy. Ale od biedy spróbuj posłużyć się wyobraźnią.
Uzbrojeni w różdżkę, prujemy do szefa i…
…ZNIKAMY go!
Teraz pędem do teściowej!
Puf…! Po teściowej zostało jeno wspomnienie.
Z partnerem trochę trudniej, bo w sumie ma też dwie zalety. Ale co zrobić? Naszym priorytetem jest przecież wolność. Drżącym ze wzruszenia głosem szepczemy „żegnaj!” i robimy, co trzeba.
Następny tydzień oczyszczamy planetę ze wszystkich osobników, którzy ograniczają naszą wolność.
Mmmmmm… Wow! Co za ulga! Prawda? Fiu fiu…! Nic tylko się cieszyć wolnością totalną!
Ale zaraz! Nie masz czasem ochoty rozpostrzeć skrzydeł i unieść się w niebo jak feniks?
Tu jest winowajca! To cholerne ciało! Tak nas ograniczać!
Choć, jak się dobrze zastanowić, przyciąganie ziemskie też nie jest tu bez winy.
Poza tym, obrót Ziemi dookoła Słońca powoduje pory roku, przez które opony MUSIMY zmieniać. A obrót Ziemi wokół własnej osi powoduje cykl dnia i nocy, który to już rządzi nami zupełnie bezwzględnie.
Zróbmy, więc, jeszcze jedno WIELKIE PUF! Odwróćmy BIG BANG-a!!! I doświadczmy – w końcu – totalnej wolności od okoliczności, które nie pozwalają nam być sobą:
Gdzie tkwi błąd w powyższym rozumowaniu?
W przekonaniu, że naszą wolność ograniczają okoliczności zewnętrzne.
Bo to przekonanie zrównuje nas z automatami, które jak okoliczności zrobią A, to my nie mamy wyjścia i MUSIMY zrobić B.
Kłopot w tym, że jest to przekonanie samo-spełniające się: jeśli w nie uwierzysz, to faktycznie zaczniesz się czuć jak kula bilardowa, która nie ma nic do gadania, tylko leci tam, gdzie ją popchną kijkiem.
Na szczęście, jeśli przestaniesz w to wierzyć, natychmiast zaczniesz się czuć jak człowiek, który dokonuje własnych wyborów.
Innymi słowy, zaczniesz się czuć jak… Głęboko Wolny Człowiek.
Czuć, bo w rzeczywistości i tak już nim jesteś.
Bo w rzeczywistości:
Zawsze robimy jedynie i wyłącznie to, co… chcemy
Jeśli zajrzysz w swoje wnętrze, szybko odkryjesz, że pod każdym „muszę” żyje nieuświadomiony wybór, nieuświadomiony system wartości, który w sposób nieuświadomiony CHCESZ zrealizować.
Nie muszę przecież jeść rosołu teściowej. Jem go, bo CHCĘ mieć opinię miłego i przyjaznego człowieka, który dba o cudze emocje bardziej niż o własne (jeśli czujesz, że to ty zajrzyj do Pochwała bycia nie-miłym, czyli 4 podstawowe błędy osób pracujących nad sobą).
Nie muszę też iść na ten obiad. Idę, bo CHCĘ zachować status quo związku, a każda kolejna afera wydaje się wspólnej przyszłości zagrażać.
Nie muszę nawet być w tym związku. Jestem, bo CHCĘ być w związku – nieważne z kim, byleby ktoś tam był.
Używamy słowa „muszę”, tylko wtedy, gdy nie chcemy przyjąć odpowiedzialności za własne wybory. A to akurat kolejny (nieuświadomiony) wybór. ;)
Jeśli, więc, chcesz poczuć głęboką wolność, droga… wolna ;)
Wystarczy wziąć odpowiedzialność za wybory, których dokonujesz zupełnie nieświadomie 24/7.
Czyli za każdym razem, gdy pojawi się w tobie słowo „muszę…!”:
- natychmiast się zatrzymać;
- sprawdzić jakie nieuświadomione chcę…! się pod nim kryje;
- i dokonać poprawki słownictwa.
Jeśli to zrobimy ze 100%-ową szczerością, natychmiast pojawi się… cudowny skutek uboczny.
Zaczniemy sobie bowiem zdawać sprawę, że niektóre z chceń ukrytych w mrokach podświadomości, tracą na atrakcyjności, gdy się je wyciągnie na światło dzienne świadomości.
Dzięki czemu same z nas spadną.
I to jest dobry moment na:
Dwa pytania, które musisz sobie zadać, żeby stać się wolnym człowiekiem
Weźmy przykład z powyższej części tekstu.
Jeśli zwyczajowo kładziesz uszy po sobie, robisz wszystko, czego domaga się twój partner i zaczynasz mieć tego po dziurki, usiądź i zadaj sobie:
Pytanie nr 1: „Co ja z tego mam?”.
Wbrew pozorom, opcji jest mnóstwo. Kilka przykładów poniżej:
Nadzieję, że partner w końcu się zmieni i zacznie o mnie dbać?
Święty spokój?
Reputację anioła, który znosi podłe zagrywki wcielonego diabła i w efekcie otrzymuje mniej lub bardziej udawane współczucie otoczenia? Oraz jakże przyjemne poczucie, że jestem od niego lepsza? (O którym to poczuciu przeczytasz więcej w Dlaczego szczęście tak krótko trwa (i jak możesz to zmienić)?)
Jeśli dotarłeś do odpowiedzi, czas na:
Pytanie nr 2: „Czy aby na pewno to jest dokładnie TO, czego chcę od życia?”
Jeśli nie – sytuacja jest jasna. Jeśli poczujesz 100% pewności, że to nie jest to, czego chcesz, nie ma takiej siły, która by cię w tym związku zatrzymała.
Jeśli tak – wszystko jest nadal w jak najlepszym porządku. Masz prawo chcieć od życia, czego tylko chcesz. Nawet związku, w którym twoim priorytetem jest święty spokój.
W życiu nadzieją, czy cudzym współczuciem, też nie ma nic złego.
O ile – rzecz jasna – są to wybory świadome.
Nie daj więc sobie nikomu wmówić, że jest inaczej. Życie każdego z nas składa się z wielu różnych etapów. Na niektórych jesteśmy tak zmęczeni i obolali, że święty spokój, nadzieja, czy cudze współczucie to jedyne, o czym marzymy.
Tylko skoro tak, to pamiętaj, żeby przestać się boczyć na swojego partnera i zacząć okazywać wdzięczność Życiu. Obydwoje dają ci przecież dokładnie to, czego chcesz.
I w ten przewrotny sposób dotarliśmy do pełnej samo-akceptacji :)
Dopóki nie zaakceptujesz tego, że nie zawsze jesteś w stanie podjąć decyzje i działania godne twojego ideału człowieka, będziesz swoje wybory ukrywał pod małym, sprytnym słówkiem „muszę”.
I w efekcie czuł się jak niewolnik okoliczności zewnętrznych.
Kiedy jednak odkryjesz, że:
- nie zniewalają cię okoliczności zewnętrzne, tylko ideał człowieka, do którego dążysz (czyli ego);
- MASZ PRAWO być taki, jaki jesteś Tu i Teraz, czyli np. zraniony, czy zmęczony i
- MASZ PRAWO dokonywać wyborów w zgodzie z tym, jaki akurat Tu i Teraz jesteś,
natychmiast poczujesz się Głęboko Wolnym Człowiekiem.
Bo – jak już pisałam powyżej – w rzeczywistości już i tak nim jesteś ;)
Jeśli chcesz zgłębić temat bardziej, zajrzyj do:
- Dlaczego ego to nic złego? Czyli 7 kroków do oswojenia własnej ciemności (Tekst o tym, jak zniewala nas pościg za ideałem człowieka bez ego)
- Co to jest (z grubsza) ego? (Tu poznasz definicję ego, używaną na tym blogu. Możliwe, że ty definiujesz ego inaczej, dlatego warto abyś się z nią zapoznał ;))
- Akceptacja tego, co jest tu i teraz: jak ją rozwijać, nie zamieniając się w popychadło? (Tekst o tym, że akceptowanie tego co jest Tu i Teraz nie jest tożsame z pogodzeniem się, że tak już będzie zawsze.)
NB: Ze słowami trzeba być bardzo uważnym. Czasem mała zmiana kontekstu powoduje ogromne zmiany znaczeniowe. Jest przecież „muszę”, które jest oznaką determinacji, czyli „bardzo mocno chcę”. Ten tekst jest jedynie o „muszę”, którego używamy, gdy nie chcemy wziąć odpowiedzialności za własne wybory.
* * *
Każdy z nas dokonuje setek wyborów dziennie.
Im więcej z nich ukrywamy pod słówkiem „muszę”. tym częściej czujemy się bezradni, sfrustrowani i zniewoleni.
I odwrotnie – im więcej z tych wyborów sobie uświadamiamy, tym większe poczucie wolności i panowania nad własnym życiem nas wypełnia.
Bo Człowiek Głęboko Wolny to nie ten, który ma totalną władzę nad otoczeniem.
Tylko ten, który dokonuje w pełni świadomych wyborów, w zgodzie z tym, co czuje Tu i Teraz.
m. napisał
Miriam, wczoraj wieczorem rozmawiałam o „muszę” i „chcę” z przyjaciółką (znaną Ci:)), a Ty dziś rano odpowiadasz na naszą potrzebę:)) No i tak, tak to właśnie jest, absolutnie się z Tobą zgadzam! Uściski!
Miriam Babula napisał
Ale fajnie :) Ściskam mocno i ciebie i przyjaciółkę :)
Ala23 napisał
Dziękuję za te niedzielną porcję energii, po tygodniu zmagań na płyciznach pseudo- wolności. Lepiej mi. Tylko dlaczego te najbardziej podstawowe prawdy są tak trudne do pojęcia? Stawiamy sobie poprzeczki tak wysoko, że zapominamy gdzie jest podłoga od której należy się przecież odbić…
Pozdrawiam wszystkich pogłębiaczy!
Andrzej napisał
Covey. Be proactive ;)
Ksiu napisał
A co z błędnymi wyborami, których stajemy się potem niewolnikami? W jednym momencie dokonujemy świadomego wyboru, wydaje się, że dobrego dla nas, jednak potem (np. po 2-3 latach) twierdzimy, że to był błąd i ubolewamy nad tym, jednak nie jesteśmy zdeterminowani na tyle lub nie mamy po prostu odwagi, aby zmienić ten stan rzeczy i brniemy dalej, jesteśmy pasywni. W tym wypadku akurat chodzi o studia. Im bliżej końca (za miesiąc się bronię) tym więcej obaw, nienawiści do uczelni, a nawet do siebie – przecież to ja wybierałem kierunek taki, a nie inny. Cały czas twierdzę, że to zmarnowane pięć lat, ale dlaczego jednak nie miałem na tyle determinacji i odwagi, żeby to zmienić? Czy po prostu mam taki pasywny charakter? Czy może gdzieś tam podświadomie twierdzę, że nie warto robić takich zmian w życiu, tj. nie jest jeszcze aż tak źle lub nie będzie aż tak źle potem?
Moja znajoma ma podobny problem, z tym jednak, że ona twierdzi, że „MUSI skończyć te studia, bo tak wypada” (oczywiście również żałuje wyboru kierunku). Mając na względzie niniejszy artykuł raczej powinna stwierdzić, że „CHCE skończyć te studia, bo nie chce być negatywnie postrzegana przez innych” lub coś w ten deseń :P
Pozdrawiam
Piotr Wasilewski napisał
Znakomity tekst. Bardzo dziękuję!
http://www.ladymademoiselle.pl/ napisał
Kolejny świetny, mądry wpis, uwielbiam Twój blog:)
Marek napisał
Świetny wpis. Dziękuje ;)
Megi napisał
Ten na rysunku nie jest do końca wolny, ktoś mu tam łazi przed nosem, ale może to nie teściowa ;-))
Anka napisał
Chyba mało kto jest wolny lub tak się czuje – każdy kręci sie w swoim trybiku i egzystuje z dnia na dzień itd.
Wolność finansowa- nie istnieje. Zawsze są jakieś zobowiązania czy to kredyt, czynsz, rachunki m, zakupy itd.
Wolność związana z pracą- musisz chodzić do pracy aby zarobi na ww. zobowiązania. Nieważne czy kochasz czy szczerze nienawidzisz swojej pracy- musisz do niej chodzić żeby zarabiać.
Nie można rzucić wszystkiego pracy, rodziny, dzieci, kredytu i zacząć podróż dookoła świata po prostu tak się nie da. Myślę że wielu ludzi nie zastanawia się w ogóle nad pojęciem wolności-akceptują stan rzeczy jaki jest.
Kamil napisał
Wolność finansowa istnieje gdy się jej dorobisz :) Są ludzie, którzy ją osiągnęli.
Wolność związana pracą – nie musisz chodzić do pracy. Ludzie bez pracy i bezdomni też istnieją. No przykład taki jak kredyt to już w ogóle od czapy. Jeszcze nie słyszałem byśmy jako ludzie byli naznaczeni z góry obowiązkiem brania kredytu. To nie grzech pierworodny jeśli mam to lepiej zobrazować. Są miliony ludzi, którzy kredytu nigdy nie brali i znam takich. Robić dzieci też nikt Ci nie kazał. Spełnianie roli rodzica to też wolność wyboru. Myślę, że najpierw trzeba wychwycić podstępność ego, który chce nam sprzedać jakieś „ale” w tej kwestii. Właśnie to „ale” jest tym co nas ogranicza w byciu wolnym Nikt nie powiedział, że to łatwe.