Samo-akceptacja to fundament życiowego spełnienia.
Jest ona przecież tożsama z wolnością od poczucia winy, wstydu i lęku, że nie zasługujemy na nic dobrego.
I tylko, gdy jesteśmy nią wypełnieni po uszy, mamy odwagę sięgnąć po to, czego naprawdę pragniemy i żyć tak, jak chcemy tego my, a nie jak oczekują tego od nas inni.
Dziś więc przyjrzymy się jednej z największych blokad na drodze do pełnej samo-akceptacji. Oraz, rzecz jasna, temu, jak ją neutralizować. ;)
Zacznijmy od opisu samej przeszkody, a potem przejdziemy do 3 kroków, które trzeba wykonać, aby ją usunąć z naszej drogi.
Jaka to przeszkoda?
Taka:
Żyjemy w kulturze, w której ideałem człowieka jest… RO-BOT
Robot nie traci przecież nawet (jakże cennej!) milisekundy na spanie, życiowe rozterki, jedzenie pączków, czy surfowanie po necie.
Jak skończy jedno, od razu zaczyna drugie.
Jak skończy drugie, natychmiast przechodzi do trzeciego.
Ma przecież gotowy plan w głowie (czy gdzie mu tam zamontowano odpowiednie chipy) i wykonuje go krok po kroku. Bez rozdarć, wątpliwości i głupich emocji, które normalnego człowieka co i raz ściągają na manowce.
Cyborg pachnie już lekką nieprzewidywalnością, a nawet – o Grande Roboto! – rebelią! I o ile nie marzymy o spędzeniu życia na barykadach, czy marginesie społecznym, skwapliwie omijamy tą ścieżkę.
A prawdziwy człowiek, który śpi, beka i nie zawsze wie, co w danej sytuacji zrobić to już pełna katastrofa. Niech tylko podejmie jakieś działania, to i tak wcześniej czy później się zmęczy, zmieni zdanie, ewentualnie popełni apokaliptyczny błąd.
Aż chce się wyć z frustracji do Księżyca…!
Nic więc dziwnego, że wachlarz opcji farmaceutycznych, które wycinają nam emocje i potrzeby (czytaj: wycinają nam kontakt z nimi, bo ich samych wyciąć się przecież nie da), z roku na rok się powiększa.
Bo pomysł, żeby zostać wydajnym i pozbawionym emocji robotem, pojawił się pewnie w głowie każdego z nas.
Ile osiągnęli…!
Ile depresji, rozterek i lęków uniknęli…!
Zanim jednak wyjedziesz do Doliny Krzemowej jako ochotnik na przeszczep sztucznego mózgu i innych organów, warto poznać 3 zasadnicze różnice między życiem jako super-wydajna, nigdy nie męcząca się i nie mająca emocji maszyna i życiem normalnego człowieka, który śpi, trwoni czas na bzdety oraz miewa górki i dołki.
I dopiero wtedy dokonać tej brzemiennej w skutki decyzji.
A tak się cudownie składa, że pełne przetrawienie i zaakceptowanie tych 3 różnic, pomoże ci pogłębić twoją samo-akceptację ;)
Różnica nr 1: człowiek z natury swej różni się od innych ludzi
Roboty z tej samej serii istnieją po to, żeby wykonywać identyczne zadania.
Jeśli któryś zachowuje się inaczej się od innych, to znak, że jest felerny i idzie na przemiał.
W przypadku robotów, stworzenie norm, których muszą przestrzegać oraz porównywanie ich do tych norm, jest absolutnie niezbędne.
W przypadku człowieka, jest nie tylko zbędne, ale nawet skrajnie niebezpieczne.
Dlaczego?
Choć (prawdopodobnie) każdy z nas natychmiast rozpozna dąb i odróżni go od np. klonu, to i tak zauważy, że identycznych dębów po prostu nie ma i już. Każdy ma nieco inny układ gałęzi, korzeni, wzór kory czy mchu na korze…
Jedno spojrzenie na znajomych wystarczy, aby zauważyć, że tyczy się to też ludzkich twarzy i ciał. Choć wszyscy spełniamy rozpoznawalny wzór Homo Sapiensa, szczegóły pozostają wystarczająco inne, żeby odróżnić poszczególnych osobników.
W naturze, normą są odstępstwa od normy.
Jednak nie dotyczy to jedynie cech zewnętrznych, ale też naszej psychiki.
Każdy z nas ma zupełnie inną psychikę, inne potrzeby, inny naturalny tryb działania.
Bo sam pomyśl jak działa skuteczny prokurator, chirurg, księgowa, przedszkolanka, dyplomata…?
Każdy z nich zupełnie inaczej…!
Co więcej, działanie a la robot, czyli mechaniczne odtwarzanie powtarzalnych czynności skazałoby każdego z nich na sromotną porażkę.
Bo działanie a la robot sprawdza się jedynie w przypadku czynności mechanicznych…
A każdy zawód wymaga jednak czujności i uważności na ciągle zmieniające się okoliczności, wyjątki, nagłe awarie. Każdy zawód wymaga przynajmniej odrobiny kreatywności. Gdzie kreatywność wcale nie oznacza wymyślnej oryginalności, która ma zapewnić nam podziw ogółu.
Prawdziwa kreatywność pojawia się wtedy, gdy reagujemy na to, co jest w zgodzie ze sobą, a nie w zgodzie z przyjętymi normami. I gdy wkładamy w to, co robimy, siebie. (O tym przeczytasz więcej w Dlaczego nigdy nie będziesz tym, kim chcesz i dlaczego to dobrze? (medytacja liberała 3/3))
Skąd więc tak powszechna tęsknota za trybem nieemocjonalnego i niekreatywnego robota?
Niestety stąd:
Marzenie o działaniu a la robot pojawia się jedynie wtedy, gdy nie cierpimy swojej pracy i nie chcemy czuć emocji, które się pojawiają, gdy ją wykonujemy.
(W skrajnych przypadkach może być tak, że nie cierpimy nie tylko swojej pracy, ale całego swojego życia.)
A dlaczego nie cierpimy swojej pracy?
Bo nie pasuje do naszego naturalnego trybu działania.
Wyobraź sobie, jak skuteczny byłby najlepszy na świecie prokurator w roli przedszkolanki. Jak by się czuł wykonując ten zawód? I czy na pewno chciałbyś zostawić swoje dziecko pod jego opieką?
To jednak wcale nie oznacza, że jest ogólnie beznadziejnym człowiekiem. Oznacza to jedynie tyle, że nie odnalazł zajęcia, w którym jego naturalny styl działania się sprawdza.
Choć wartość maszyny ocenia się po tym, czy spełnia pewne normy, w przypadku człowieka jest to niebezpieczne. Bo nie ma jednej normy sposobu działania, którą powinniśmy wszyscy spełniać.
Każde społeczeństwo jest wręcz tym zdrowsze, im z większą liczbą różnych zadań jest sobie w stanie poradzić. I im więcej naturalnych stylów działania każdy z nas wnosi, tym lepiej dla nas wszystkich.
Jeśli więc przyjdzie ci kiedyś do głowy porównywać się z innymi, to rób to jedynie po to, żeby odkryć z ulgą, że „dzięki bogu, jestem inna/inny!”
Różnica nr 2: w naturze życie toczy się w cyklach
Jest pora wzrastania i pora kwitnięcia.
Pora wypuszczania liści i pora ich zrzucania.
Pora działania i pora regeneracji.
Jednak robota to już nie dotyczy. Świątek, piątek, czy niedziela, maszyny działają dokładnie tak samo.
I nic dziwnego. Zostały stworzone właśnie po to, żeby wykonywać ściśle określone zadania. I to wtedy kiedy zechce ich właściciel. Jeśli taki np. odkurzacz uzna, że teraz to on nie czuje potrzeby zasysania, tylko by sobie pomruczał bez celu – masz prawo zwrócić go producentowi. Rzeczony odkurzacz zostanie zniszczony, jego części zasilą inny, a ty dostaniesz nowy, miejmy nadzieję, że bardziej posłuszny.
Jednak człowiek jest żywym organizmem i czuje radość życia tylko i wyłącznie wtedy, gdy się naturalnym cyklom życia poddaje.
Bo nasze organizmy regenerują się tylko i wyłącznie wtedy, gdy nie robimy „nic ważnego”.
Jeśli czujesz panikę na sugestię, że miałbyś nie robić nic ważnego, zacznij myśleć o tym w ten sposób: w czasie gdy ty nie robisz nic ważnego, twój organizm zasuwa jak mały samochodzik, żeby wyrzucić z siebie wszelkie toksyny, hormony stresu, zabić groźne bakterie i pierwotniaki, strawić i zasymilować, co zjadłeś oraz nareperować uszkodzone tkanki. Wszystko to jest tak ważne, że gdyby twój organizm przestał to robić, zginąłbyś (w męczarniach) w kilka dni.
Zmęczenie nie jest objawem, że jesteś leniwym mięczakiem, tylko tego, że twój organizm potrzebuje wykonać niezwykle ważne i podtrzymujące twoje życie i zdrowie zadania.
Wycinanie zmęczenie na sposób farmakologiczny, ewentualnie czipem, nie zmieni faktu, że twój organizm potrzebuje czasu na regenerację. Odetnie cię jedynie od świadomości tych potrzeb i spowoduje, że zajedziesz się na śmierć.
Radość życia pojawia się, gdy akceptujemy siebie takimi, jakimi jesteśmy. A akceptacja tego, że jesteś żywym organizmem, który musi regularnie i codziennie (!) wykonywać czynności podtrzymujące zdrowie i życie, jest niezbędnym elementem samo-akceptacji.
Jak mawiają mistrzowie Wschodu:
Jesteś głodny? Zjedz.
Jesteś zmęczony? Idź spać.
(I o tym przeczytasz więcej w Pochwała lenistwa, czyli spiskowa teoria kultury Zachodu)
Naszym życiem rządzą jednak również inne cykle niż działanie-regeneracja.
Nasze potrzeby psychiczne też się ciągle zmieniają.
Teraz chcę porozmawiać z przyjaciółką, a teraz – pobyć sama. Teraz chcę coś nowego kupić, a teraz – wyrzucić wszystko to, co stare. Teraz chcę wcisnąć pedał gazu do końca, teraz – przejechać się tempem spacerowym.
Oczekiwanie od siebie, że zawsze i wszędzie jestem taka sama (coś, co nasza zmechanizowana kultura określa z podziwem jako konsekwencja, dyscyplina, przewidywalność) jest auto-destrukcyjne. Bo nie pozwala mi spełniać moich ciągle się zmieniających potrzeb.
A odcięcie się od naszych wewnętrznych cykli po to, żeby w najkrótszym możliwym czasie osiągnąć najszczytniejszy nawet cel, zaowocuje odwrotnością spełnienia.
Czyli apatią, depresją i bólem wewnętrznej pustki.
Przejdźmy więc do sedna dzisiejszego tekstu, czyli do:
Różnica nr 3: w odróżnieniu od robota, człowiek nie ma ani producenta, ani właściciela
Tak, jak już wspominałam powyżej, marzenie o trybie robota pojawia się jedynie wtedy, gdy czujemy się tak podle, że wolimy już nic nie czuć, niż czuć to, co czujemy.
A ponieważ jakiś system nawigacyjny trzeba mieć – przyjmujemy cudze normy i oczekiwania jako nasz kierunkowskaz.
I… wpadamy w błędne koło.
Które wygląda tak:
czujemy się podle –> odcinamy się od swoich emocji –> tracimy kontakt z własnymi potrzebami i pragnieniami –> tracimy poczucie kierunku –> zaczynamy kierować się cudzymi normami i oczekiwaniami –> tłumimy nasze naturalne potrzeby i pragnienia –> zaczynamy czuć się jeszcze bardziej podle –> itd.
I w efekcie zaczynamy żyć jak roboty, które marzą jedynie o tym, żeby być jeszcze bardziej wydajnymi robotami.
Jaka jest alternatywa?
Zaakceptowanie swoich najtrudniejszych nawet emocji. A to jest możliwe, dopiero gdy dobrze zrozumiesz jak ważną funkcję pełnią w twoim życiu:
- Spełnienie, spokój i radość życia to sygnał, że żyjesz w zgodzie z własnym rytmem.
- Przygnębienie, lęk i stres to znak, że sobie na to nie pozwalasz. Jeśli tych odczuć dobrze wysłuchasz, powiedzą ci w imię jakich cudzych norm sobie na to nie pozwalasz. Ba! Pomogą ci nawet te normy odrzucić i odnaleźć twój własny rytm. Jeśli jednak się od tych trudnych emocji odetniesz – to… no cóż… nic nie powiedzą i nic nie odnajdziesz.
Zawsze, ZAWSZE, gdy czujesz się źle to znak, że próbujesz spełnić cudze normy i oczekiwania.
Wyjściem nie jest więc nigdy odcięcie się od emocji i potrzeb i życie jak robot, tylko odrzucenie wiary, że twoim psim obowiązkiem jest być takim, jakim chce twoja żona, mama, mąż, szef.
Jak to zrobić?
Dobrze przemedytować trzecią różnicę między robotem i żywym człowiekiem:
Każda maszyna została przez kogoś stworzona / kupiona do wykonywania ściśle określonych zadań. I każdy, kto ją zrobił / kupił ma prawo oceniać, czy owe zadania spełnia w stopniu zadowalającym, czy nie.
Człowiek jednak nie ma ani producenta, ani właściciela. A handel ludźmi jest nielegalny.
I nikt z nas nie ma obowiązku spełniać cudzych norm, oczekiwań ani zadań, które nam inni wyznaczają w przypływie osobliwego, choć powszechnego, obłędu.
NB: Piszę tu, rzecz jasna, jedynie o normach i zadaniach, które mamy wykonać, bo ktoś tak sobie zażyczył i już. Jeśli umawiamy się z kimś na jakąkolwiek wymianę, to uczciwy człowiek się z tej wymiany wywiązuje.
Naszym jedynym zadaniem jest odnaleźć własny rytm i żyć w zgodzie z nim.
Niestety, wielu rodzicom wydaje się, że są producentami, a partnerom, że – właścicielami. I upierają się, że mają prawo oczekiwać, że będziemy robić, co tylko sobie zażyczą.
Jedyną przed nimi obroną jest marynowanie się dzień w dzień w świadomości, że żaden człowiek nie jest cudzą własnością.
Ty też nie.
Nawet malutki, skrajnie bezbronny, człowiek nie tylko nie jest naszą własnością, która ma (z automatu!) robić, co zechcemy, tylko naszą odpowiedzialnością i to MY mamy zrobić wszystko, co możemy, aby stworzyć mu bezpieczne warunki do odkrycia kim jest, jakie ma potrzeby i pragnienia, a co jest mu skrajnie obce.
Dopiero, gdy ta świadomość się w tobie utrwali, poczujesz głęboką samo-akceptację.
Będziesz miał odwagę sięgać po to, czego ty chcesz. Robić to, co ty chcesz. I każdemu, kto będzie cię próbował zmanipulować oskarżeniem o egoizm, powiedzieć „hej! widzę, że wydaje ci się, że masz jakieś prawo własności do mnie. przykro mi cię rozczarować, ale czasy niewolnictwa się skończyły. a ja nie mam ochoty na relacje z ludźmi, którzy nie szanują mojego prawa do samo-stanowienia.”
Więc to jest twoja okazja, żeby zanurzyć się w swoją podświadomość i odnaleźć w sobie wiarę, że jest ktoś, kto ma prawo się czuć twoim właścicielem i wyznaczać ci normy i zadania, które masz bez gadania wykonać.
I trawić ją tak długo, aż poczujesz, że jest absurdalna i sama spadnie.
A ponieważ ta wiara trzyma się w tobie wieloma haczykami, tu znajdziesz kilka z nich na dobry początek:
Pochwała bycia nie-miłym, czyli 4 podstawowe błędy osób pracujących nad sobą
Jedna myśl, która gwarantuje, że będziesz porzucona/porzucony
Dlaczego ego to nic złego? Czyli 7 kroków do oswojenia własnej ciemności
* * *
O zamianie w robota marzymy jedynie wtedy, gdy wypełniają nas emocje tak trudne, że lepiej już nic nie czuć, niż czuć to, co czujemy tu i teraz.
Jednak te trudne emocje pojawiają się jedynie wtedy, gdy:
- Nie szanujesz swojej odmienności. A to jest w tobie najcenniejsze!
- Nie szanujesz swoich wewnętrznych cykli. A dopiero, gdy się im poddasz, poczujesz, że żyjesz.
- A nie szanujesz, bo wierzysz, że jest ktoś, kto ma prawo wyznaczać ci normy i zadania. Czyli, że jesteś cudzym narzędziem (własnością!), która ma jeden cel: robić to, co inni chcą. Najlepiej bez gadania, czyli… jak-ro-bot.
Dlatego, gdy tylko pojawi się w tobie westchnięcie: ach gdybym mógł tak jak ten robot, nic nie czuć i przeć do przodu, zatrzymaj się i zacznij szukać, czyje normy próbujesz spełnić.
I jakie swoje autentyczne potrzeby i pragnienia musisz zdusić, żeby te normy wykonać?
Potem zrób to, co prawdziwe dla ciebie.
I otwórz się na to, co się w tobie wtedy pojawi.
Bo skutkiem ubocznym rosnącej samo-akceptacji i działania w zgodzie ze sobą jest coś wykraczającego poza zrozumienie robotów:
Sylwia napisał
Odpowiedzialnosc, wydaje mi sie, troche za malo miejsca tu zajela w tym artykule: jesli postanawia sie zostac rodzicem, to ida za tym czasami mordercze fazy zmeczenia i szeroko zakrojona rezygnacja z wlasnych potrzeb, inaczej sie nie da, szczegolnie samotym matkom bez pomocy. Druga sprawa mozliwosci wyboru: zdobywanie pozywienia, wchodzimy z kims w uklad, ze przez 10 godzin bedziemy pracowac na plantacji bananow za 50 centow za godzine przez 7 dni w tygodniu, albo i nie, i zebramy pod mostem albo umieramy z glodu, bo innych mozliwosci czasem nie ma, albo nie ma lepszych. To naturalnie skrajne przypadki, ale w roznej skali bardzo namacalne. Trzecia sprawa: tak, nie chce wymuszac od (motywowac) mojego partnera, zeby tez sie opiekowal naszym dzieckiem, czy postprzatal, czy zarobil na zycie, skoro ja juz padam na pysk, ale czy nie powinnam?
Serdecznie pozdrawiam
Sylwia
Miriam Babula napisał
To prawda. To nie jest tekst o odpowiedzialności. Nie jestem w stanie w jednym tekście poruszyć wszystkich ważnych tematów. :) Pozdrawiam również!
Danu napisał
Chciałabym móc wysłać ten tekst mojej obecnej szefowej, która m.in. zapowiedziała, że mam się nie kontaktować z osobami z innego działu, bo mają zły wpływ (rozkaz olałam), nie kontaktować się z kolegą, którego zwolniła – nawet prywatnie!, która kiedyś opowiedziała o swojej idealnej wizji naszego zespołu, w której jesteśmy jak dobrze naoliwiona maszyna, która toczy się i wykonuje zadania na rozkaz. Zrobiła i powiedziała jeszcze wiele tego rodzaju rzeczy. A ja – dokładnie tak jak napisałaś marzę o tym, żeby nic nie czuć i biorę antydepresanty.
Miriam Babula napisał
o kurcze Danu, strasznie przykro mi to słyszeć :( ale obawiam się, że nawet gdybyś wysłała, to i tak by nic nie dało :( z całego serca życzę ci takiej pracy, w której będziesz mogła rozwinąć skrzydła i takiego szefa, który nie będzie się czuł szerokością twoich skrzydeł zagrożony… pozdrawiam cię mocno!
Catherine Sophie napisał
Bardzo pomysłowy tekst. Dodałabym jeszcze tylko jedno na końcu –
to roboty pracują dla ludzi, a nie odwrotnie.
Myślę, że to najlepiej zamyka ten temat.
Arti napisał
Miriam, dziękuję,.. otworzyłem pocztę a w niej odpowiedni tekst, w odpowiednim momencie. ;-)) Pozdrawiam Ciebie serdecznie.
Miriam Babula napisał
Cieszę się Arti :) Dziękuję i tez mocno pozdrawiam!
oladios napisał
Bardzo fajny tekst , ale jest na poziomie intelektu , a my jednak czesto reagujemy z poziomu emocji , dziecka wewnetrznego . Jak by teraz sprawic , ze by 'dziecko’ poczulo ta prawde i czesciej zaczelo dzialac w calkiem inny sposob ?
Miriam Babula napisał
Nie ma niestety pstryczka, który można włączyć, żeby te emocje spadły. Emocje to efekt myśli. Ten tekst pokazuje jakich myśli. Dopóki wierzysz, że są prawdziwe, będę generować emocje. Więc tak, jak napisałam w tekście – wyjściem jest trawienie tych przekonań tak długo, aż zobaczysz wszystkie iluzje wspierające te przekonania oraz ich fałsz. To długa i kręta droga, ale jeśli się ją pokona to te emocje znikną :)
oladios napisał
Dziekuje:)
Zbyszek napisał
Gratuluję Miriam kolejnego tekstu, który prowokuje do świadomego funkcjonowania w teraźniejszości.
Podobnie jak Sylwii, mnie również brakuje tutaj odwołania się do odpowiedzialności, gdy chcemy dbać o swoją autonomię. Rozumiem Twoją uwagę w tej kwestii.
Spoglądam na życie z perspektywy chrześcijańskiego systemu wartości, który jest dla mnie bardzo istotny. Jednak w kwestiach, które dotyczą egzystencji człowieka, bardzo przemawiają do mnie argument, które są przesiąknięte kulturą Wschodu. Ta swoista symbioza poglądów (nie mylić z synkretyzmem) daje mi obecnie poczucie pełniejszego istnienia. Za Eckhartem Tolle chętnie oddaję się potędze teraźniejszości…
W pełni zgadzam się z tezą, w której odsyłasz do wnętrza człowieka, jako jedynego miejsca, gdzie możliwe jest odnalezienie właściwej harmonii w życiu. Jestem przekonany, że wszelki dyskomfort, który odczuwamy, bierze się własnie z braku wystarczająco głębokiego wpłynięcia we własne „serce”.
Szkoda, że w tekście jedynie dotknęłaś kwestii medytacji, jako antidotum broniącego nas przed przeobrażeniem się w nieczułego robota. A to ona właśnie, w sposób chyba najpełniejszy, pomaga nam chronić w sobie to, co uważamy za sens istnienia.
Pozdrawiam. Zbyszek
Miriam Babula napisał
Dziękuję Zbyszek :) Zwłaszcza za dopełnienie tekstu. Pozdrawiam serdecznie! :)
Beata napisał
No to ja właśnie mam doła. Nie podobam się sobie, nie lubię siebie i nie wiem co ze sobą zrobić… A było już tak fajnie… I nie znajduję w tym moim stanie jakichś obcych naleciałości, to wszystko moje opinie, aż się boje dokąd mnie ten klimat doprowadzi. Tyle fajnej, mądrej wiedzy za nic nie przekłada mi się dzisiaj na to co w moim sercu. Jaka szkoda i marnotrawstwo. Taka biedna jestem. I to jest kwintesencja tego wpisu ?. Buziaki i uściski Miriam.
Miriam Babula napisał
Przykro mi to słyszeć Beata. Może ten tekst ci trochę pomoże…?
http://bezego.com/2014/02/02/jak-sie-zatrzymac-w-tu-i-teraz-czyli-jak-czuc-spokoj-i-szczescie/
Bo w dole nie ma nic złego per se. Wszyscy je miewamy. Kłopot zaczyna się dopiero, gdy sobie tego doła nie pozwalamy czuć.
Pozdrawiam mocno!
Beata napisał
Dziękuję. Przeczytałam wszystkie Twoje wpisy. Mądre i prawdziwe. Do głowy trafiają jak po maśle. Zdecydowanie trudniejsza jest ich implementacja. Poczucie w sercu, trzewiach, każdej komórce. To pewnie jakiś dłuższy proces. Poczekam, znowu poczytam i jeszcze poczekam. A nóż…? Serdeczności i wszystkiego dobrego :)
Miriam Babula napisał
To prawda. To rzeczywiście proces z tych dłuższych :) Dziękuję i mocno trzymam kciuki <3
Beata napisał
Ładnie napisałaś o tym co czuję w tekście „Dlaczego to dobrze,że czasem czujesz smutek”. Bardzo dziękuję za Twoje teksty. Dużo dla mnie znaczą.
Miriam Babula napisał
dziękuję i na zdrowie! :)
Klaudia Zabłocka napisał
W takim razie jak to się ma do pracy nad związkiem? Dwie osoby wychowane w różny sposób i o innej naturze. Kiedy pojawiają się trudności lub rzeczy, w których się nie zgadzamy to mamy stwierdzić, że mami inną naturę i się rozstać? Jak to właśnie wygląda w kwestii związku, pracy nad nim i docierania się?
pozdrawiam :)
Miriam Babula napisał
praca nad związkiem to tylko i wyłącznie praca nad komunikacją ;)