Nie siedź w swojej strefie komfortu!
Tylko ją przekraczaj!
Jak boli, to zaciśnij zęby i tym bardziej do przodu!
No więc zaciskamy zęby i tą nieszczęsną strefę komfortu przekraczamy. Albo staczamy się w palący padół wstydu, bo nijak naszej ukochanej strefy komfortu nie jesteśmy w stanie opuścić.
Pytanie zasadnicze nie brzmi tu jednak: dlaczego to takie trudne? I jak to sobie ułatwić?
Tylko:
Kiedy wychodzenie poza strefę komfortu staje się zdradą samego siebie?
Bo jak by nie patrzeć, akceptacja siebie do dyskomfortowych sytuacji nie należy.
A wręcz: samo-akceptacja to największy komfort, jakiego możesz w życiu zaznać.
Dlaczego niby masz się więc z tego komfortu sam ewakuować? I skazywać na emigrację do Smagającej Strachem i Wstydem Krainy Wiecznego Niezadowolenia z Siebie?
Zanim więc przejdziemy do głównej części tego tekstu, przyjrzyjmy się:
Dwóm skrajnie różnym strefom komfortu
Pierwsza to strefa autentycznego komfortu samo-akceptacji.
I tej strefy za nic nie możesz przekroczyć. A już na pewno nie w imię samo-rozwoju. Bo mądry samo-rozwój to uczenie się jak strzec lub rozszerzać granice tej strefy komfortu; przekraczanie ich to auto-destrukcja.
Druga to strefa iluzyjnego komfortu akceptacji cudzej.
I to właśnie tą – i tylko tą – strefę komfortu możesz przełamywać. O ile masz na to ochotę. Bo taki sam skutek ma powiększanie strefy autentycznego komfortu. :)
Odróżnianie tych dwóch stref jest szczególnie ważne dla introwertyków.
Bo ideałem w naszym społeczeństwie jest ekstrawertyk. I introwertycy są narażeni na ciągłe ataki, które podminowują ich samo-akceptację:
Ty! Ile czasu planujesz tak sam siedzieć? Wiesz, że to objaw choroby? Zdrowi ludzie przebywają z innymi, a nie się kryją ze strachu po kątach! Zrób coś ze sobą! Idź na jakąś terapię! Przecież tak nie można żyć! Trzeba przełamywać swoją strefę komfortu, a nie w niej siedzieć jak odludek! Jak potrzebujesz pobyć sam, to TYM BARDZIEJ powinieneś iść do ludzi!
W rzeczywistości, introwertyzm nie ma nic wspólnego ani z lękliwością, ani z chorobą. I nie ma powodu, żeby się z niego leczyć, czy wyłamywać. A wręcz twoje życie stanie się przyjemniejsze, jeśli dobrze poznasz swoje introwertyczne potrzeby, pogodzisz się z nimi i zaczniesz je bez skrępowania spełniać.
Dlatego poniżej lista 5 „komfortów” introwertyka, których nigdy nie możesz przełamywać. O ile zależy ci na szczęśliwym życiu, rzecz jasna.
Komfort introwertyka #1: Odpoczywam, tylko jak jestem sam
Jest to potrzeba wręcz definiująca różnicę miedzy introwertykiem, a ekstrawertykiem.
Dla introwertyka przebywanie z innymi ludźmi to wysiłek, po którym musi odpocząć.
S-A-M.
(Dlaczego tak jest, przeczytasz w potrzebie #2. :))
Jednak w kulturze zdominowanej przez ekstrawertyków, potrzeba samotności jest postrzegana jako rodzaj kalectwa: Ej ty! Ty się boisz ludzi, czy jak? Nie można tak siedzieć samemu cały czas, bo w depresję wpadniesz! Musisz się przełamać!
Jeśli ktoś jest poddawany takim atakom dzień w dzień, naprawdę może uwierzyć, że coś jest nie tak w potrzebie samotności i zacząć się zmuszać do „wychodzenia do ludzi”.
I depresja murowana.
Bo depresja to objaw wypierania własnych potrzeb.
Jeśli więc czujesz, że potrzebujesz pobyć sam, trzymaj się tej potrzeby tak, jakby twoje życie od tego zależało. Bo w rzeczywistości zależy. Odpoczynek to podstawowa potrzeba każdego żywego organizmu. Jeśli będziesz jej sobie odmawiał, przestaniesz tym żywym organizmem być.
Im więcej osób w twoim otoczeniu szanuje tą potrzebę, tym lepiej dla ciebie. Sam więc zdecyduj, ile „dlaczego się tak izolujesz? ty się na pewno dobrze czujesz? no chodź ze mną. zobaczysz, że wśród ludzi będzie ci lepiej!” jesteś w stanie znieść.
Nawet jeśli poczujesz, że ani grama, to to jest twoje święte prawo. Nie musisz utrzymywać bliskich relacji z osobami, którym ciągle od nowa musisz wyjaśniać, kim jesteś i jakie masz potrzeby.
Naprawdę!
Komfort introwertyka #2: Myślę, tylko jak jestem sam
Męczyło mnie niegdyś okrutne poczucie, że myślę wolniej niż przeciętny Homo Sapiens. Mało kiedy nadążam za szybkimi wymianami, które są normą w dużych grupach ludzi. A jak pada pytanie wprost do mnie, to zanim wymyślę odpowiedź, rozmowa jest już zupełnie gdzie indziej.
I jest to klasyczny objaw, który introwertykom spędza sen z powiek, bo wymyślają swoją błyskotliwą odpowiedź, która powinna była paść, tyle, że nie padła. :)
Jeśli więc ciebie też to męczy, przeczytaj uważnie poniższe:
Introwertycy wcale nie myślą wolniej niż ekstrawertycy.
Tylko zauważają dużo więcej szczegółów, niuansów i sprzeczności, które padają w rozmowach. A więc muszą przeanalizować dużo więcej danych niż ekstrawertycy, zanim otworzą buzię.
Introwertycy zauważają bowiem nie tylko CO się mówi i czy aby na pewno to się łączy z tym, co było powiedziane przed chwilą. Ale również JAK to się mówi. Czyli jakie są wyrazy twarzy, mowa ciała, ton głosu. Jakby tego było mało, introwertyk jest również wyczulony na spójność tego, CO kto mówi z tym, JAK to mówi. A potem jeszcze musi ustalić swoją reakcję na każdy zaobserwowany szczegół!
Jest to tak wiele informacji, że fizyczną niemożliwością jest je przeanalizować w miejscu, w którym każda milisekunda przynosi kolejną dostawę danych.
Nic dziwnego, że moje życie stało się znacznie przyjemniejsze, gdy przestałam tego od siebie wymagać i pozwoliłam sobie funkcjonować w dwóch zupełnie innych trybach:
- tryb wśród ludzi: zbieranie danych, czyli obserwowanie i słuchanie;
- tryb w samotności (lub 1-na-1): porządkowanie danych i wyciąganie wniosków, czyli… myślenie.
Dlatego zrób teraz małą przerwę i pomyśl, czy twoje życie nie stało by się przypadkiem przyjemniejsze, gdybyś też sobie na to pozwolił?
NB: Introwertycy długo myślą, zanim coś powiedzą tylko, gdy dostają NOWĄ informację i muszą ją głęboko przeanalizować, żeby zdecydować, jak się ona ma do ich dotychczasowej wiedzy. Jeśli rozmowa schodzi na temat, na którym się znają, ich mózgi nagle zmieniają bieg. I jeśli się zapomną, mogą taką rozmowę zdominować z palcem w nosie. Warunek jest jeden: innych uczestników rozmowy autentycznie ten temat interesuje. O tym będzie więcej w komforcie #4 :)
Bo teraz przechodzimy do potrzeby pokrewnej:
Komfort introwertyka #3: Podejmuję decyzję powoli
Introwertyk ma ogromną potrzebę podejmowania decyzji w zgodzie Z CAŁYM SOBĄ.
A przepuszczenie pytania przez całego siebie zajmuje czas.
Nic dziwnego, że odpowiedź na tak proste pytanie jak: co chcesz na obiad? zajmuje nam dłużej niż ekstrawertykom.
Bo pytanie to musi się najpierw rozejść po całym naszym ciele, potem każda komóreczka musi je sobie dokładnie przemyśleć i na ten temat się wypowiedzieć. I udzielamy odpowiedzi dopiero, gdy dostaniemy feedback od każdego zakątka naszego ciała.
Ekstrawertycy dostają w takich momentach kota. Bo przecież: Jasny gwint to takie proste pytanie! Będziesz godzinę nad tym myśleć?
Tak. Jeśli będę tego potrzebowała, to będą myśleć godzinę. Jak ci się spieszy, to zjedz sam. :)
I tu warto wspomnieć o pewnej zasadzie, którą każdy introwertyk musi mieć w swoim arsenale na potrzeby kontaktów z niecierpliwymi ekstrawertykami, czyli:
Jeśli potrzebujesz odpowiedzi teraz, to odpowiedź brzmi NIE.
Zastosowanie:
Ekstrawertyk (E): Idziemy do kina jutro?
Introwertyk (I): Jutro? Yyyyy… Muszę pomyśleć…
E: Ale nad czym tu myśleć? Kino to kino! Albo chcesz, albo nie chcesz!
I: Ale ja nie wiem. M-U-S-Z-Ę pomyśleć.
E: Kurde bele noooooo weź nie rób jaj. To nie jest duża decyzja. A poza tym muszę już wiedzieć teraz, żeby sobie dzień ułożyć, nie?
I: Nie no jasne. Jeśli potrzebujesz odpowiedzi teraz, to odpowiedź brzmi NIE.
A potem powtarzasz to tyle razy, aż ekstrawertyk w końcu to usłyszy.
Postępowanie wbrew sobie boli introwertyka bardziej niż ekstrawertyka. Boli wręcz fizycznie. Dlatego musimy bardziej niż ekstrawertycy wsłuchiwać się w nasze potrzeby i pilnować naszych granic. Ekstrawertycy, którzy nas szanują, w końcu się tego nauczą. A ci, którzy nas nie szanują, pójdą sobie w dal.
Co nie jest powodem do rozpaczy, bo:
Komfort introwertyka #4: Potrzebuję autentycznych i głębokich więzi z innymi
Jest tego kilka konsekwencji:
- takie więzi są czasochłonne, mamy więc wąską grupę bardzo bliskich nam osób;
- takie więzi są wynikiem szczerych rozmów, wybieramy więc zazwyczaj miejsca ciche, gdzie można się dobrze wsłuchać w siebie i w drugą osobę;
- szczere rozmowy są możliwe tylko w małym gronie, unikamy więc rozmów w dużej grupie ludzi.
Introwertycy mają wręcz alergię na small talk. Nie dlatego, że jesteśmy antyspołeczni i nie lubimy ludzi, tylko dlatego, że dla nas small talk to zasłanianie się słowami, czyli blokada w komunikacji, a nie prawdziwa komunikacja.
A my nie chcemy się zasłaniać. I nie rozumiemy, po co mamy rozmawiać z osobami, które chcą się zasłaniać przed nami.
NB: Tu bardzo łatwo wpaść w pułapkę ego, czyli: matko jedyna, po co ci ludzie tak chrzanią bez sensu? głupi są czy jak? nie cierpię idiotów, którzy uprawiają small talk!
Jest to pułapka wyjątkowo zdradliwa.
Bo akceptacja własnego introwertyzmu nie jest tożsama z nienawiścią, czy pogardą, do ekstrawertyzmu.
A wręcz jest dokładnie odwrotnie: akceptacja siebie jest niemożliwa, jeśli nie zaakceptujemy tego, że inni są… no cóż… inni… (Ale to rozwinę kiedy indziej w oddzielnym tekście.)
Dlatego warto pamiętać, że tak, jak my mamy swoje potrzeby – ekstrawertycy mają swoje. I im akumulatory ładują rozmowy, w których nie muszą zagłębiać się w najsedniejsze sedno każdej omawianej sprawy. A wręcz elektryzuje ich szybkość i lekkość rozmowy, z której absolutnie nic nie wynika i o której można zapomnieć mikrosekundę później.
Nie ma to nic wspólnego z inteligencją.
Dopóki, więc, nikt ci nie przystawia spluwy do skroni, krzycząc: Rób small talk odludku, albo strzelam! po prostu grzecznie się wycofaj z rozmowy, która cię męczy.
I nie bierz osobiście sytuacji, gdy wypłoszony ekstrawertyk miga się z rozmowy z tobą. ;)
Komfort introwertyka #5: Moje otoczenie jest akurat w sam raz
Introwertycy mają węższą niż ekstrawertycy strefę komfortu fizycznego.
Czujemy się źle, gdy jest za ciemno, za jaskrawo, za głośno (za cicho nie może być :)), za tłoczno, za gorąco, za zimno, za blisko, za daleko (od osoby, z którą rozmawiamy).
Ba! Nie tylko czujemy się źle. Gdy otoczenie kłuje nasze zmysły, nie jesteśmy w stanie się skupić na niczym innym. I, na przykład, jak siadam do pisania, to odruchowo już sprawdzam, czy moje otoczenie jest „akurat w sam raz”. Jeśli nie, natychmiast kolec usuwam. Nawet kubek z kawą stawiam dokładnie tam, gdzie moja ręka opada w sposób naturalny.
W naszym społeczeństwie jednak jest to zachowanie godne francuskiego pieska. Dlatego warto odnaleźć w sobie głos, który próbuje nas przed tą etykietką ochronić:
Ha! Włączę sobie muzykę na cały regulator i walnę lampkę w oczy, żeby udowodnić wszem i wobec, że francuskim pieskiem nie jestem! Wszyscy będą podziwiać, jaki odporny na otoczenie jestem. Ile niewygód jestem w stanie znieść! Jeju, zaraz pęknę z ekscytacji, jak wszyscy zobaczą, jaki twardy jestem!
A potem ten głos wylać z pracy. Na zbity pysk.
I zacząć dbać o swój komfort nie tylko psychiczny, ale również fizyczny.
I jeśli chcesz pogłębić akceptację dla własnych potrzeb, tu znajdziesz kilka tekstów, które ci w tym pomogą:
- 3 kroki do pełnej samo-akceptacji, czyli medytacja robota
- Jedna myśl, która gwarantuje, że będziesz porzucona/porzucony
- Po czym poznać, że jesteś (lub za chwilę będziesz) w toksycznym związku? (nie sugeruj się tytułem, znajdziesz w tym tekście bardzo złą, ale powszechną definicję szczęścia, która nie pozwala nam dbać o siebie – wylądowanie w toksycznym związku to jedynie objaw, że tej definicji nieświadomie używasz.)
* * *
Przełamywanie strefy komfortu jest często zrównywane z rozwojem.
Jednak są dwie strefy komfortu:
Strefa autentycznego komfortu samo-akceptacji i strefa iluzyjnego komfortu akceptacji cudzej.
Dlatego zanim się rzucisz w przekraczanie granic, upewnij się, że przekraczasz granice tej drugiej, a nie tej pierwszej.
Introwertycy są tu w szczególnym niebezpieczeństwie.
Bo nasze potrzeby są często postrzegane jako wypływające ze słabości i lęków. I naciski, żebyśmy się „przełamali” są niemal wszechobecne.
Jednak introwertyzm nie ma nic wspólnego ani ze słabością. Ani z lękiem.
Introwertyzm ma wszystko wspólnego z większą intensywnością wewnętrzną i dozowaniem sobie bodźców z zewnątrz w taki sposób, aby ta intensywność była „akurat w sam raz.”
Rzecz jasna, ta intensywność ma być akurat w sam raz dla nas.
A nie dla innych. :)
Dlatego warto pogodzić się już teraz z tym, że nie każdy zrozumie twoje potrzeby. I nie każdy będzie je szanował.
Na szczęście, do spełnionego życia wystarczy, aby rozumiała i szanowała je jedna osoba.
TY.
P.S. W tym tekście zmieściło się jedynie 5 „komfortów” introwertyka, których musimy czasem bronić przed innymi. A jest ich przecież dużo więcej. Daj więc znać w komentarzach o swoich, których tu zabrakło. :)
Adam napisał
Dziękuję!
doota napisał
ja chyba dopiero odkrylam jasniej, ze jestem introwertykiem nie dawno. A niektore fragmenty Twojego tekstu przyklejaja sie do mnie jakbym to wiedziala od zawsze. Problem, ze za wszelka cene od lat probowalam z tym walczyc. i teraz troche nie wiem kim jestem, a w miedzyczasie nauczylam sie ekstrawertycznych zachowan, i nawet zaczelam sie w nich czuc konfortowo. Dlaczego? bo moglam ukryc wtedy siebie heh. Pierwszym krokiem do mojej samonieakceptacji, bylo wyjechanie za granice i rzucenie sie w wir spotkan, imprez, pracy w tlumie ludzi w parku rozrywki. Chyba popelnilam harakiri czy cos takiego. Àle to dlatego, ze czulam jak wpadam w te tzw. pulapki ego, wiec stwierdzilam, ze moje sklonnosci sa chyba jakies dziwne czy zle, mimo, ze czasem przynosily korzysc….nie tylko mi. Nie wiem jak sie nauczy. À le czy problemem introwertyka nie jest tendencja do kompletnego zamkniecia na ludzi? bo ja czuje, ze takie cos mam..moze to zwiazane jest z problemami tez leku, ktore takze moze przeciez miec introwertyk, lub nie wiem nie przebaczenia czegos ludziom, lub zbytniego chornienia sie od zranienia i takie tam.
doota napisał
I dziekuje bardzo za ten tekst
doota napisał
*mialo byc: Nie wiem jak sie nauczyc byc bardziej soba, bo moze mam troche z ekstrawertyka tez (moja mama jest chyba ekstrawertykiem, i podobno mozna miec obie cechy w sobie :o )
Miriam Babula napisał
we wcześniejszej wersji była informacja, że każdy z nas jest mieszanką intro i ekstra. tyle, że w każdym z nas są one w innych proporcjach. ale ten tekst tak się rozrósł, że skasowałam :)
Miriam Babula napisał
ja też próbowałam zabić swój introwertyzm, rzucając się w wir towarzyski :) to nie wychodzi na dłuższą metę – na szczęście ;) i tak, oprócz introwertyzmu może być też lęk przed ludźmi. masz dobrą intuicję. lęk przed ludźmi pojawia się, gdy nie potrafimy im czegoś wybaczyć. a odnalezienie czego i w końcu wybaczenie im tego wcale nie jest takie proste. więc nie ma co sobie robić wyrzutów. tylko powoli i cierpliwie szukać. pozdrawiam mocno i powodzenia <3
doota napisał
Dziekuje:) a co moze pomoc odnalesc co sie nie przebaczylo? tylko samodzielne poszukiwanie? Pozdrawiam rowniez!:)
bozia napisał
Bardzo serdecznie dziekuje za wszystkie teksty, a za ten szczegolnie! :) Juz samo przeczytanie go sprawilo, ze mam wiecej zrozumienia, czulosci i przyjazni dla siebie. Po prostu bardziej sie lubie :) <3
Miriam Babula napisał
super! taki właśnie był cel tego tekstu <3
Zmiana Pogody napisał
Newsletter z tym tekstem dotarł do mnie godzinę po tym, jak zgodziłam się dziś wyjść z żoną mojego kolegi i jej znajomymi na nagranie jakiegoś programu. Potwierdziłam z inną przyjaciólką „powszechną wiedzę” o korzyściach z wychodzenia z pudełka oraz „że człowiek jest istotą społeczną”. Moją własną rozkminką było, że chcę się zaprzyjaźnić z żoną kolegi, bo zawsze warto zaprzyjaźniać się z żonami kolegów. Nawet kupiłam energetyka, żeby mieć na to wyjście energię ;) Suma sumarum TRUDNO, decyzja, że idę – choć miał być mój zwykły ulubiony weekend bez przymusu na nic… I nagle BUM! Newsletter „Bez Ego”. 100% w sedno. …..Nie wycofałam się z tego wyjścia zludźmi do jeszcze większej liczby ludzi, ale zamierzam siebie bardziej czule obserwować w tej sytuacji. Dziękuję!
Jamartka napisał
Wow, swietny tekst! Szczegolnie dobrze robi w dobie facebooka i miliona znajomych, z ktorymi najlepiej miec ciagly kontakt. A przeciez introwertyk chce miec kontakt gleboki, co jak probuje zastosowac do wiekszej grupy ludzi po prostu nie wychodzi… męczy niemilosiernie… no i meczy brak odpoczynku, czasu dla siebie, ewentualnie w opcji poczucia winy za zamkniecie sie na innych. A to tylko naturalna potrzeba :) Dzieki za przypomnienie! PS. Z ludzmi introwertyk tez lubi przebywac tyle tylko ze musimy pamietac o odpowiednich proporcjach :)
Świętomir napisał
Jest jeszcze potrzeba rozwijania swoich pasji (często niezrozumiałych dla otoczenia) i ogólniej: zajmowania się tym, na co ma się akurat ochotę (co znów odbiega od standardów odpoczynku ekstrawertyków). Na przykład dzwoni do mnie moja mama: „A ty jak zwykle grasz w brydża. Że ci się to nie znudzi. Zrób dla odmiany coś innego.” Na szczęście dość szybko zrozumiałem, że nie ma innego wyjścia niż puszczanie podobnych uwag mimo uszu. ;)
Miriam Babula napisał
hahahaa! no tak :) mamy są fantastyczne!
Joanna Geibig napisał
Mi się trochę nie podoba lekka pogarda do ekstrawertyków którą dało się w Twoim tekście wyczuć…Mi przynajmniej.
Może np small talk czy lekka rozmowa daje ekstrawertykom kontakt energetyczny, albo emocjonalny, na poziomie poza słowami? A równie prawdziwy?
A jeśli taki ekstrawertyk, który myśli, mówiąc (jak ja) tak samo chce siebie całkowicie zrozumieć i być w prawdzie ze sobą?
Poza tym dobry tekst, jak zawsze :)
Pozdrawiam!
Miriam Babula napisał
hmmm… jestem zaskoczona… bo przecież napisałam o small talku coś bardzo podobnego… :) to niestety nie jest tekst o „komfortach” ekstrawertyka i opis ich zalet by się tu nie zmieścił. co nie jest w – moich oczach przynajmniej – dużym problemem, bo wszyscy ich zalety znamy :)
Wybraniec_losu napisał
Intro ekstra wertyk. Chyba jestem borderem mam tak i tak z przewaga intro :) dzięki za tekst nigdy nie jest za późno aby zająć się w końcu świadomie sobą co pisze 46 facet.
# 6 jeżeli na chwilę obecną mam wszystko w d….pie to oznacza że tak jest. I nic tego nie zmieni poza trzesieniem ziemi.
Mirek napisał
Swietny tekst, dzięki :)
Istotą introwertyka (fachowo rozumianego) jest wlasnie ten **wysoki poziom pobudzenia wewnętrznego**, przez co nadmierne zewnętrzne bodźce przepełniają introwertykowi bufor – i introwertyk cierpi.
Ostatnimi czasy zastanawiam się, skąd się bierze ów wysoki poziom pobudzenia wewnętrznego? Czy to jest po prostu cecha osobowa, z którą się introwertycy rodzą i już nic z tym nie da się zrobić, czy może jest to efekt czegos innego?
Postawię tezę, ze moze to byc efekt jakichś wewnętrznych zmagań. Np mozemy miec wysoki poziom pobudzenia dlatego, ze na nieswiadomym poziomie mielimy jakieś nieprzepracowane konflikty, przetwarzamy jakieś dane i to nam „zjada” zasoby .. i dlatego własnie te dodatkowe bodzce z zewnątrz wydają się nadmiarowe.
Wydaje mi sie, ze nikt tego jeszcze wprost nie mowi, ale w nowszych ksiązkach psychologicznych (np Psychologia Szczęścia Czapińskiego) wyczytuję między zdaniami, ze jednostka zdrowa jest ekstrawertyczna. Nie spotkałem sie jeszcze wprost z twierdzeniem, ze introwertyzm nalezy leczyc… ale moze?
W kazdym razie warto moim zdaniem uwazac przy traktowaniu introwertyzmu jako etykietki, ktora wszystko tłumaczy i wszystko wybacza :)
Miriam Babula napisał
ufff… dla mnie to brzmi jak zamach na równowagę społeczną… zarówno ekstrawertycy, jak i introwertycy, pełnią cenną funkcję w społeczeństwie. i są wręcz komplementarni. to jest rzecz jasna, tylko moja obserwacja, nie potwierdzona żadnymi badaniami. ale akurat do tego typu pomysłów (leczenia jakiejkolwiek odmienności od „przeciętnego człowieka”) mam duży sceptycyzm, bo ich twórcami są zazwyczaj koncerny farmaceutyczne :)
poza tym, wewnętrzna intensywność to nie to samo co nadpobudliwość :) która już niesie w sobie negatywną ocenę. a niby na jakiej podstawie miałaby być ta ocena wydana? na podstawie „przeciętnej” społecznej? dlaczego przeciętna ma być ideałem? ;)
Marcin napisał
„Wydaje mi sie, ze nikt tego jeszcze wprost nie mowi, ale w nowszych ksiązkach psychologicznych (np Psychologia Szczęścia Czapińskiego) wyczytuję między zdaniami, ze jednostka zdrowa jest ekstrawertyczna. Nie spotkałem sie jeszcze wprost z twierdzeniem, ze introwertyzm nalezy leczyc… ale moze?”
Myślę, że introwertyk w oczach ekstrawertyka może wyglądać na osobę chorą psychicznie.
Tak samo zresztą jak ekstrawertyk w oczach introwertyka…
Małgosia Tidder napisał
Dziękuję bardzo za ten znakomity tekst (i wszystkie pozostałe)! Pozwolił mi zrozumieć, że jestem głównie typem introwertycznym, który lubi kontakty z ludzmi, wymianę na poziomie intelektualnym, emocjonalnym i duchowym. Small talk to dla mnie umiejętność, ktorej do chwili obecnej nie byłam w stanie sie nauczyć i wydawało mi się, że brak mi elokwencji. Teraz juz wiem, że nie musze się wysilać :)) hura!
Dyskomfort pojawia sie w momencie, gdy mam ochotę posłuchac dobrej muzyki klasycznej na żywo. Znalezienie kameralnego miejsca, gdzie zagrają Symfonię Organową Saint Saensa czy koncert skrzypcowy Mendelssohna jest niemozliwe, bo tysiące ludzi też chce posłuchać. Można oczywiscie skoczyc do umiarkowanie zatłoczonego Saint-Martin-In-The-Fields gdzie graja znakomicie muzykę kameralna, ale po drodze trzeba się przedrzeć przez koszmarnie zatłoczony Londyn. Wracam wtedy z bólem głowy i zastanawiam się po raz kolejny w jaki sposób posiąść sztukę teleportacji na wieczorowych kursach ; ) . Cały czas zastanawiałam sie, co jest ze mna nie tak, że w miejscach publicznych uciech jest dla mnie za głośno, za jasno, za ciemno i za tłoczno. Może to autyzm, raz przyszło mi do głowy … . Ale ja uwielbiam towarzystwo ludzi , wiec chyba odpada. I oto proszę-lubie towarzystwo ludzi, ale nie w duzej ilosci naraz. Zgadza się! Dziękuję Ci Miriam za to odkrycie!
Znależliśmi z mężem w naszej okolicy maleńkie kino, z nadzieją, ze nie bedziemy musieli używać stoperów do uszu(tak, bylismy na ta ewentualność przygotowani po poprzednich doświadczeniach w centrach kinowych). Usiedlismu tuż pod otworem za którym siedział operator ze swoim projektorem filmowym, a z ekranu płynęła spokojna muzyka wypełniająca czas do rozpoczecia seansu.
Wyraziłam głośno nadzieję, że w trakcie filmu nie dorzuca wiecej decybeli i w tym momencie operator zciszył muzykę. Wreszcie ktos nas zrozumiał! Co za ulga! a ja juz zaczęłam myśleć,że tylko my jesteśmy dziwakami.
Dziękuję za pomoz w zrozumieniu siebie i swoich potrzeb !
Kinga napisał
Dziękuję za ten tekst. Miewam czasem wyrzuty sumienia, w stosunku do moich przyjaciół czy rodziny, bo uwielbiam przebywać sama ze sobą a „spędy” towarzyskie niezmiernie mnie męczą. Nawet po dzisiejszym spotkaniu z ukochanymi rodzicami czuję się wyssana z energii. Jak wyszli i zamknęłam za nimi drzwi to z błogością wsłuchuję się teraz w ciszę jaka zapadła w moim domu ? Czuję ją każdym zmysłem, delektuję się nią… Jest cudowna! I po przeczytaniu Twojego tekstu nie mam poczucia winy, z powodu wszechogarniającej mnie radości, że sobie już pojechali. Tak mam po każdym spotkaniu towarzyskim, niezależnie z kim się spotykam. Myślę w samotności, pracuję w samotności, tworzę tylko w samotności… A spotkania lubię te 1 na 1. Czyli nie jestem taka nienormalna, skoro tylko tak potrafię. Pozdrawiam Ciebie i wszystkich introwertyków.
Miriam Babula napisał
hahaha jesteś jak najbardziej normalna – w tym dobrym tego słowa znaczeniu :) dziękuję i również pozdrawiam <3
Rafał Zaguła napisał
spodobało mi się to zdanie co napisałaś depresja to objaw wypierania własnych potrzeb ja uważam sie bardziej za ekstrawertyka chyba bo raczej wypierałem swoje potrzeby no i zbyt dobrze siebie nieznam :) Dzieki za artykuł świetny :)
Julia napisał
WOW. To pierwszy tekst, który tak dobrze opisuje moje podstawowe potrzeby w życiu na co dzień. Dziękuję!
Dość często się zdarza, że muszę wyjaśniać, że naprawdę muszę regularnie być sama, żeby odpocząć lub spokojnie coś przemyśleć. Ilość bodźców, które odbieram nawet bez kontaktu z ludźmi jest przeogromna, a jak mam gorszy dzień, wręcz przytłaczająca. Jak dobrze wiedzieć, że jest nas takich znacznie więcej :-) A co do potrzeby tworzenia autentycznych więzi, z czasem nauczyłam się świadomie kierować w stronę ludzi, których interesuje to samo :)
Miriam Babula napisał
Na zdrowie! Jest nas ponoć 25%. Więc wcale nie tak mało :)
Basia napisał
Dziękuję Ci Miriam za ten tekst. Rzeczywiście od dziecka przebywanie w gronie większej ilości osób zawsze powodowało u mnie zmęczenie i tak jest do tej pory, po prostu nie czuję żebym wtedy odpoczywała wręcz przeciwnie. Na samą myśl o zbliżających świętach i tych biesiadach przy stole i tych wszystkich rozmowach w kółko o jednym i tym samym robi mi się słabo.
Zawsze myślałam że coś musi być ze mną nie tak, że jestem gorsza i że musze to zmienić bo tak trzeba. I choć próbowałam to nic z tego, wręcz bym powiedziała że jest gorzej.
Twój tekst naprawdę podniósł mnie na duchu:)
Dziękuję!
Miriam Babula napisał
Pamiętam, jak sama się katowałam tym, że męczę się w dużych grupach ludzi (a centra handlowe to już w ogóle koszmar :)) i co jest ze mną do diabła nie tak. I wiem jak przyjemnie mi się żyje, odkąd się z tym pogodziłam i przestałam do tego zmuszać. Jeśli więc ten tekst podniósł cię na duchu to ja się bardzo cieszę i mocno pozdrawiam :)
natalia657 napisał
Bardzo dziękuję za ten tekst. Mi zawsze wciskano, że jestem „nie taka jak trzeba”, czytaj ekstrawertyczna. A ja w to uwierzyłam i przepłaciłam nerwicą lękową i ciągłym brakiem samoakceptacji. Dziś jestem już dużo dalej na swojej drodze rozwoju, ale dalej praca z akceptacją jest kluczowa. Jeszcze raz dzięki! :)
Sławek napisał
Ja także dziękuję za fantastycznego bloga, z którego zaczerpnąłem już dużo wartościowych informacji, a które pomagają mi w tym by życie stało się po prostu lepsze, prostsze i przyjemniejsze.
Co do powyższego artykułu. Uzmysłowił mi on, że ja także jestem introwertykiem i to zdecydowanym. Swoją strefę komfortu odnajduję w ciszy, często w swoich czterech ścianach z ciekawą książką w dłoni. Nie potrzebuje tysiąca znajomych by cieszyć się życiem i móc powiedzieć, że tego mi trzeba do szczęścia. Cenię sobie swoje wąskie grono dobrych znajomych, z którymi lubię prowadzić dyskusje, wypić kawę i pożartować. Cieszy mnie fakt, że nie jestem w tym odosobniony, a takowych osobników jak ja jest więcej i co najważniejsze jesteśmy szczęśliwi w tym „swoim” byciu introwertykami. Przecież ostatecznie nikomu tym nie robimy krzywdy ;)
sushi271 napisał
Tekst w 10tkę!
Co prawda od dłuższego już czasu zdaję sobie sprawę z tego że jestem introwertykiem, ale nie spodziewałem się ile różnych konsekwencji się z tym wiąże.
#2 – ileż miałem takich sytuacji przez całe życie że w rozmowie palnąłem jakieś głupstwo i najadłem się z tego mnóstwo wstydu a 2 godziny później wiedziałem, co powinienem był powiedzieć, co byłoby po prostu i d e a l n e w tej sytuacji… Nigdy nie zdawałem sobie sprawy że to może być objaw introwertyzmu. Długi czas wmawiałem sobie że jestem społecznie opóźniony, co oczywiście nie profitowało na komfort psychiczny.
#3 – tak, tak, po trzykroć tak! Mam nawet taką koleżankę teraz co się zawsze dziwi „a nad czym się tu zastanawiać?!”. Ale grzecznie dałem jej do zrozumienia że po prostu tak mam że muszę wszystko dogłębnie przemyśleć, zanim zadecyduję. Rozważyć z każdej strony. Z podejmowaniem decyzji na „chybcika” czuję się potem źle. Długo rozważałem, czy to nie wynika po prostu z braku pewności siebie? Ale jeśli to też po prostu moja cecha charakteru w której nie ma nic złego to… cieszy :)
#4 – też prawda, od dawna zauważyłem, jeśli mam jakichś przyjaciół w danym momencie (którzy niestety przychodzą i odchodzą, wymieniają się… :( ) to jest ich jeden albo maksymalnie dwoje… ale utrzymuję bardzo bliskie więzi. Długie rozmowy na poważne tematy przez pół nocy itp. Tym mocniej to działa, im bardziej zgodny jestem charakterem z drugą osobą. Jest pewien stopień… „alignmentu” przy którym niemal potrafimy czytać swoje myśli i uczucia jak z otwartej książki. Ale to tylko z jedną osobą w całym życiu mi się tak zdarzyło.
#5 – to samo mam :) wszystko ma zawsze u mnie swoje miejsce, jak coś się wybija to od razu zaczyna przeszkadzać i odwracać uwagę, niczym pstrokata plama na stonowanej ścianie. Pytanie czy to też nie objaw takiej troszkę „nerwicy natręctw”? Że wszystko musi być równo poukładane, dopasowane, a jak nie jest, to wzbudza kompulsywne zachowania poprawiania tego.
i na koniec zostawiam #1, z którym generalnie się zgadzam, ale mam do niego parę pytań.
– „depresja to objaw wypierania własnych potrzeb” – to nie jedyna przyczyna depresji, prawda? Sam się borykam z nią okresowo i będę musiał to przemedytować, ale nigdy nie zauważyłem by miała ona swą przyczynę w tym. Mam wrażenie wręcz, że ostatnio spełniam tych swoich potrzeb za dużo, pozwalam zwierzęciu, którym jestem, na zbyt wiele swobody, co blokuje mnie od realizacji moich marzeń (bo się prawie cały czas opierniczam…) i w efekcie czuję żal że nie potrafię wziąć czterech liter w troki i zabrać się do pracy na rzecz tego, co póki co jest na horyzoncie.
– „Nie musisz utrzymywać bliskich relacji z osobami, którym ciągle od nowa musisz wyjaśniać, kim jesteś i jakie masz potrzeby.” – a co z rodziną? Tu widzę problem. Przyznam się szczerze, że nieszczególnie mi zależy na jednej z relacji. Męczy mnie jej utrzymywanie, a osoba ta nie potrafi mnie zrozumieć, zrozumieć moich potrzeb, a gdy coś mi proponuje a ja to odrzucam – czuje się zraniona. Ale to… rodzina. A z rodziną (o ile nie mamy sytuacji patologicznych – przemoc, manipulacja, wbijanie się z butami w Twoje życie) raczej utrzymywać relację wypada. Utrzymywało się ją całe dotychczasowe życie. I rodzinie się najwięcej w życiu zawdzięcza. Poza tym ciężko jest zerwać relację z jedną osobą, a nie chcę też tej osoby zranić…
Miriam Babula napisał
hahaha dziękuję sushi za tak obszerne i zabawne dopełnienie tekstu. nie wiem, czy uda mi się odpowiedzieć na wszystko, ale spróbuję :)
– introwertyzm nie ma nic wspólnego z nerwicą natręctw. tylko z wrażliwością na nadmiar bodźców i potrzebą upraszczania sobie życia. nie chcę się wypowiadać za wszystkich, bo nie wiem jak jest u innych. ale mnie nierówno poustawiane rzeczy nie rażą. z tym kubkiem nie chodziło mi o porządek, tylko o to, żeby nie zastanawiać się co chwila, gdzie on stoi, bo za bardzo mnie to rozprasza :)
– podtrzymuję opinię o depresji. jak sam napisałeś swoboda nie pozwala ci zrealizować marzeń. ja bym powiedziała to trochę inaczej. z jakiegoś powodu boisz się iść za marzeniami i uciekasz w swobodę. to klasyczna odmiana eskapizmu, którą wszyscy od czasu do czasu uprawiamy. :)
– z rodziną u każdego jest inaczej. zwłaszcza, że relacje te są zazwyczaj baaaardzo skomplikowane i nie zaryzykuję tu uogólnień.
sushi271 napisał
Teraz już chyba rozumiem pierwszy myślnik. Ja wypracowałem sobie system w którym dana rzecz ma w danym momencie swoje miejsce. Aczkolwiek mniej to miało wspólnego z zastanawianiem się gdzie to stoi, co ze zwyczajnym totalnym zapominalstwem. Póki klucze/portfel/telefon nie miały swojego miejsca, zawsze je gubiłem. Teraz nie muszę myśleć gdzie to jest bo jest… tam gdzie zawsze :) Gorzej gdy tam tego nie ma, wtedy zaczyna się panika. To się zazwyczaj dzieje gdy sytuacja zmusza mnie do multitaskowania – nie ukrywam że bardzo mi to nie wychodzi. Co sprawia, że czasem skupię się na jednej rzeczy i nie zdaję sobie sprawy z tego co robią moje ręce – a to prowadzi do tego, że różne rzeczy potem nie leżą tam gdzie trzeba i to się mści. Czy właśnie ta wrażliwość na nadmiar bodźców może być przyczyną że nie umiem się skupić na wielu rzeczach na raz? Bo moja uwaga i tak jest już mocno rozproszona chłonięciem tych bodźców?
Co do eskapizmu… Nie pomyślałem o tym w ten sposób. Ale wszystko jest fajnie póki to jest właśnie „od czasu do czasu”
Miriam Babula napisał
hahahah :) w tym tekście zabrakło wiele „komfortów”. „jednotaskowanie” jest jednym z nich :) nie potrafimy żonglować wieloma zadaniami. jesteśmy mistrzami robienia wszystkiego po kolei. :)
Aga napisał
Tekst świetny, uświadomił mi, że także jestem introwertykiem, ale chęć akceptacji od otoczenia powoduje, że staję się ekstrawertykiem. To bycie „nie sobą” w połączeniu z dążeniem do perfekcji (paniczny strach przed błędem) z kolei powoduje nerwicę. Chętnie przeczytałabym tu tekst o perfekcjonizmie ?
Catherine Sophie napisał
Bardzo ciekawy tekst. Od siebie mogę dodać pewną obserwację – skrajni Introwertycy wszędzie widzą ekstrawertyzm, skrajni ekstrawertycy wszędzie widzą introwertyzm. I jednym i drugim ciężko się żyje, jeśli się nie rozwiną. Znam i skrajnych introwertyków, którzy nauczyli się ekstrawertyzmu i skrajnych ekstrawertyków, którzy nauczyli się introwertyzmu. Więc łamanie tej strefy komfortu jak najbardziej jest wskazane – we wszystkich przypadkach jakie znam nastąpiła gigantyczna poprawa życia. Całkowita zmiana życiowa. Komfort życia nieporównywalny do tego z przeszłości.
Większość ludzi jest z natury mieszanką, czyli automatycznie lepiej przystosowaną do życia w społeczeństwie jednostką. Stąd niezrozumienie skrajnych intro- i ekstrawertyków.
To, co nazywasz samo-akceptacją z moich obserwacji prowadzi do tragedii życiowych. Wszędzie się to ludziom wciska, jak jakieś panaceum na problemy. Jesteś gruba? Zaakceptuj to i już! Jesteś introwertykiem i nie potrafisz funkcjonować z ludźmi? Zaakceptuj to! Mówiąc prosto: „Masz problem w relacjach z innymi? Zaakceptuj to!” :D
Droga do szczęśliwego życia i prawdziwej samo-akceptacji wiedzie właśnie przez rozwój – nieustanny dodajmy. Rozwój = prawdziwe szczęście. Homo sapiens mają jakąś wewnętrzną potrzebę ciągłego awansowania i pewnie gdyby nie ta jakże istotna cecha – nie różnilibyśmy się od zwierząt. Cała „karierowatość” miastowa jest o to oparta. Czemu ludzie ciągle pracują i doskonalą siebie i świat mimo, że już zarobili miliony? Ano właśnie – potrzeba szczęścia – potrzeba poczucia ciągłego rozwoju. Również dlatego dobre gry video i RPG są tak wciągające – są iluzją rozwoju – dają szczęście wirtualne.
Podsumowując – jeśli komuś przeszkadza jego waga, czy introwertyzm, czy cokolwiek innego – ale zaznaczam – JEMU – to nie będzie szczęśliwy. I trzeba sobie na to szczęście zapracować zmieniając swoją osobowość. Wszystko sprowadza się jak zwykle do pracy z emocjami.
Ja kiedyś byłam skrajnym ekstrawertykiem, dziś prawie w ogóle nigdzie nie wychodzę (a gdy wychodzę to obserwuję bardzo ciekawe rzeczy, które się ze mną dzieją!), unikam powierzchownych znajomości, cenię dobre, silne relacje z mniejszą grupą ludzi. Cud? Nie, po prostu spróbowałam żyć inaczej. I się bardzo opłaciło. Jako skrajny ekstrawertyk uciekałam do ludzi przed samą sobą. Przed swoimi myślami. Skrajny Introwertyk ucieka przed myślami innych ludzi do swoich własnych myśli – na odwrót.
Skrajni ekstrawertycy uciekają od siebie, skrajni introwertycy uciekają od innych.
W obu przypadkach jest to jednak ucieczka od – właśnie – tego co nas rozwija. Ekstrawertyka rozwinie spojrzenie w głąb przerażającej własnej osoby, introwertyka rozwinie spojrzenie w głąb przerażającej innej, nieznanej osoby.
Pisałam o tym swego czasu artykuł na blogu, ale nie chcę spamować więc pozostawię do wyszukania :D
pozdrowienia ciepłe bo u Was już full zima ponoć i pisz więcej takich super arykułów! To chyba mój najulubieńszy blog, może właśnie dlatego, że pisany przez introwertyka, z zupełnie innej perspektywy? :D
Miriam Babula napisał
oj nie odniosę się do całości :) tylko do fragmentu – chyba najważniejszego. bo introwertyzm nie ma nic wspólnego z lękiem i ucieczką od ludzi , a ekstrawertyzm nie ma nic wspólnego z lękiem i ucieczką od samotności. i choć te lęki warto przełamywać. to samego introwertyzmu i ekstrawertyzmu zupełnie nie. bo obydwa są jedynie innymi sposobami przetwarzania informacji. :)
dziękuję za ciepłe pozdrowienia. przydadzą się u nas. mogę się jedynie zrewanżować pozdrowieniami z pochmurnej warszawy :)
Kasia napisał
Wiesz co Miriam? Na początku mojej znajomości z moim obecnym mężem, w duchu bardzo się dziwiłam, że on tak zbyt wielu ludzi do życia nie potrzebuje, ale podobało mi się to w Nim. Mnie się wtedy wydawało, że ja bez dużej ilości ludzi, szumu, głośnego śmiechu i ogólnie takiego życiowego chaosu żyć nie potrafię. Myślałam, że potrzebuję żeby w moim życiu się nieustannie coś działo. Jednak, nadszedł taki czas, że zaczęłam bardziej wsłuchiwać się w siebie i zrozumiałam, że tak naprawdę lubię te cechy mojego męża, bo ja też tego spokoju i ciszy bardzo potrzebuję, tylko wcześniej chciałam zagłuszyć jakąś część siebie. Jak bardzo trzeba nie lubić siebie albo bać się cudzego braku akceptacji, żeby wypierać się siebie???
Dziękuję Ci za ten tekst i za to, że przypominasz o tym co ważne. Ja tak często słyszałam o tej całej „strefie komfortu”. I ilekroć to słyszałam, zastanawiałam się czy to ma polegać na tym by działać wbrew sobie? Bo chyba nie. Jestem za to bardzo ciekawa, jak można te granice poszerzać. ;)
ellie napisał
Miriam dziekuje za kolejny swietny tekst.Tez jestem introwertykiem, chociaz odkrylam to kilka lat temu dopiero.wczesniej myslalam o sobie 100% ekstrawertyk :) pozdrawiam cieplo :)
Grazyna napisał
Świetny artykuł. Jestem typowym introwertykiem, który odpoczywa najlepiej w samotności, myśli gdy nikt mu głowy nie zawraca, lubi rozmawiać na tematy na których się zna i nigdy nie opanował small talków. Moja strefa autentycznego komfortu, to dom, moje hobby i najbliższa rodzina. Wszystko inne to iluzoryczna strefa komfortu, czyli przekraczam ją każdego dnia, gdy wychodzę z domu do pracy, na spotkania, gdy realizuję swoje cele.i
Ula napisał
Bardzo przepięknie zebrane i nazwane. Sama „stosuję” dokładnie wszystko – najwyraźniej 100% introwertykiem jestem :D na szczęście z pełną akceptacją siebie i bez poczucia winy :) a co do tzw. strefy komfortu, też o tym myślałam – jeśli to prawdziwy komfort, to po licho z niej wychodzić.. a jeśli nie prawdziwy, to znaczy, że nie komfort .. :) więc może niby-komfort – wiem, że większość wie o co chodzi w „wychodzeniu ze strefy komfortu”, ale tu ten skrupulatny introwertyczny tok myślenia :) nie pozwala mi zaakceptować takiej „nieścisłości”
A co do komfortów introwertyka jeszcze to np. milczeć sobie na spacerze i wchłaniać przyrodę/energię/ piękno zamiast koniecznie rozmawiać, lub w ogóle na spacery chodzić sobie samemu – też stosuję z przyjemnością. Pozdrawiam wszystkich przedmówców
Grazyna napisał
Ze mnie też kiepski rozmówca. Nie pogadasz ze mną za dużo na spacerze lub w samochodzie :D
Chyba że złapiemy jakiś wspólny temat.
Ostatnio zauważyłam, że najlepiej mi się milczy ;)
Grazyna napisał
Mam wrażenie, że introwertyk to bardzo dziwna istota. Nie wiem jak pozostali, ale ja mam umysł gadułe, który non stop nawija. Stąd np. nie mam potrzeby wdawania się w rozmowy z innymi, skoro mój umysł i tak ciągle gada. Nie przeszkadza mi siedzenie w ciszy, bo gadam sama ze sobą często na tematy o wiele bardziej interesujące niż mogłaby to robić z innymi.
Jedyne chwile wytchnienia to sen i telewizja/filmy, bo wtedy umysł może się zająć czymś innym.
Grazyna napisał
Zastanawiałam się jeszcze jaką inną strefę komfortu dodać i myślę, że może to być strefa „działania po swojemu” – dla mnie obok wymienionych w artykule fundamentalna.
Wszystko robię po swojemu, wszystko musi zostać skorygowane pode mnie. No chyba, że program komputerowy nie pozwala inaczej i nie da się tego przeskoczyć (albo nie umiem, bo jak umiem, to nie ma mocnych zrobie po swojemu ;))
Zuzia napisał
OMG, tak, tak i po stokroć tak! Wiem, że to już stare, ale muszę się uzewnętrznić. Jest ok, kiedy ktoś mi daje zadanie do wykonania, ale kiedy próbuje mi mówić JAK mam to zrobić, dostaję białej gorączki. Papier toaletowy ma się odwijać na zewnątrz, żeby z łatwością odnaleźć koniec, a żaluzje muszą być zamknięte od dołu do góry, a nie odwrotnie, żeby zablokować jak największą ilość światła. Sprawdzam je ZAWSZE przed pójściem spać, bo najczęściej mąż robi odwrotnie. Mogłabym mnożyć bez końca. Teraz już wiem dlaczego!
Mieszkam za granicą i jestem bardzo restrykcyjna co do własnego języka polskiego (żeby go nie zapomnieć, bo o to nie trudno). Nie pozwalam sobie na myślenie po angielsku i sama się strofuję, gdy to się zdarza, a wtedy świadomie przełączam się na polski. Z dziećmi postępuję tak samo, ciągle poprawiam i nie pozwalam na mieszanie języków. Dzięki temu mówią przepięknie, mimo, że jestem jedyną polską osobą w ich otoczeniu na codzień. Również, jak coś piszę, sprawdzam po 10 razy i poprawiam.
Pozdrawiam i po stokroć dziękuję za tego posta.
Ewa napisał
Przeogromne dzięki za ten tekst! Poczułam się rozgrzeszona ze swoich niektórych preferencji. A żyłam w ciągłym przekonaniu że to ze mną coś nie tak, że nie lubię wyjeżdżać w grupie, nie umiem i nie chcę prowadzić rozmów „o niczym”, przeszkadza mi w rozmowie radio, najlepiej się czuję sama w domu itp.
Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam.
Miriam Babula napisał
na zdrowie ♥️ i też pozdrawiam!
Honorata napisał
Dopiero dzis przeczytalam ten wpis i… WOW. Czytalam i powtarzalam wow raz po raz :) mialam podejrzenie graniczace z pewnoscia ze w wiekszej czesci jestem introwertykiem, ale nie zdawalam sobie sprawy jak bardzo to wplywa na moje zachowania. Czytalam kolejne punkty i rozjasnialo sie coraz bardziej. TAK -podejmuje decyzje super wolno, TAK – nie moge sie czesto zdecydowac co chce i jesli ktos mnie popedza czuje sie zagubiona i coraz bardziej nie wiem co chce. A informacja o powolnym mysleniu! Do tej pory myslalam ze jestem ograniczona i gorsza bo nie umiem szybko wyrazic swoich mysli, dlugo sie zastanawiam i rozwazam za i przeciw. I nie lubie tlumow, duze imprezy mnie mecza, a im wiecej ludzi tym gorzej….a swiadomosc ze siedze w koncie i sie nie odzywam byla przytlaczajaca i dolujaca – no czulam sie jak glupek. Znajomi popychajacy do „wyjscia do ludzi i odezwania sie” nie pomagali w zmianie nastroju i podejscia.
A teraz juz wiem! I wiem co zrobic i dlaczego! To takie uwalniajace…
Dzieki z calego serca :)
Ann napisał
Jestem ekstrawertykiem, a śmiało zgadzam się z tym tekstem. Wychodzenie ze swojej strefy komfortu jest głupie, jeśli wewnętrznie się tego nie pragnie, tylko spełnia pragnienia osób trzecich.
Artur napisał
Doskonały tekst, jak na zamówienie.
Wielkie dzięki, Miriam.
Pozdrawiam.
Miriam Babula napisał
Na zdrowie ;) I też pozdrawiam!
Krzysiu napisał
Dziękuję za bardzo wartościowy materiał :) Dzięki twoim słową utwierdziłem sie w kierunku mojej sciezki :)
Pozdrawiam :)
eli napisał
Zgadzam sie z tym tekstem i wiekszosc sama przerabiam/przerobialam i mysle ze sprowadza sie to do zycia w zgodzie z samym soba. Jezeli tak czuje to jest ok i nie znaczy, ze musze byc inny/inna tylko dlatego, ze inni maja inaczej.
A opisy pasuja mi bardziej do osoby wysoko wrazliwej niz do introwertyka, ale to tylko moja fantazja.
A z wlasnych odkryc. Chodzilam bardzo czesto wkurzona do czasu kiedy nie odkrylam, ze jestem zwyczajnie czesto przebodzcowana. Od tego momentu czasem zwyczajnie wylaczam muzyke, zwalniam tempo, oddycham, robie przerwe, unikam alkoholu i tysiaca innych rzeczy i takie „napiete” chwile zdarzaja mi sie duzo rzadziej.
Co oczywiscie nie znaczy, ze naraz nie robie nic. Poprostu lapie ostrosc, tak jak wlasnie „za blisko”, „za daleko”, „za glosno”, „za duzo”
Finn napisał
Dziękuje z całego serca za kolejny niesamowity tekst :) po zwalił mi zrobić kolejny krok na drodze poznania siebie . Teraz dopiero widzę te wszystkie sytuacje z mojego życia które sprawiały że czułem się nieswojo albo miałem poczucie winy że coś ze mną nie tak i powinienem zmienić swoje zachowanie . W pracy zawsze jak coś robiłem to bardzo się w to angażowałem miałem swoje stanowisko , plan działania na kilka czynności do przodu ogarniałem wszystko co było w mim zakresie , a czasami nawet więcej , ale jak ktoś przyszedł , powiedział zostaw to i idz robić coś innego lub przysyłał mi kogoś do współpracy to się czułem jak by mi ktoś granat do głowy wrzucił . Wtedy to nic nie szło a ja jeszcze zły byłem że nie skończyłem tego co robiłem wcześniej . To samo się tyczy stosunku między ludzkich . Przypadki kiedy się czułem nieswojo w towarzystwie dużej grupy ludzi . Łatwo mnie było przekrzyczeć lub w ogóle nie podejmowałem rozmowy, bo bezcelowe było dla mnie udawanie że mnie coś interesuje . Przez długi okres poddawałem się presji społecznej kiedy wiele osób mi mówiło że muszę więcej do ludzi wychodzić , że tak nie można żyć , wtedy czułem się samotny w grupie ludzi , przygnębiony , łatwo można było mnie zmanipulować bo kiedy nie podejmowałem decyzji sam to inni robili to za mnie a ja wzruszałem ramionami . Przykładów było by mnóstwo nie chce zanudzać dziękuje za zrozumienie i pozdrawiam wszystkich :)
Miriam Babula napisał
dziękuję Finn i nawzajem ;)