Poczucie, że „nie wiem, czego chcę…” może być bolesne.
Nie tylko nie najlepiej o nas świadczy – bo czy może być lepszy dowód na to, że jesteśmy zagubieni…?
Ale na dodatek nie pozwala się nam spełnić. Bo samo-spełnienie to przecież spełnienie własnych pragnień. Jak, więc, mam mieć spełnione życie, skoro nie mam pojęcia, czego pragnę…?
Na szczęście, jest dokładnie odwrotnie :)
W rzeczywistości, poczucie, że „nie wiem, czego chcę…” jest sygnałem, że zaczynamy się zastanawiać nad tym, czego MY chcemy, zamiast gnać bezmyślnie za tym, co wszyscy wokół nas uznali, że chcieć POWINNIŚMY (więcej o tym zagrożeniu przeczytasz w Jak być sobą, czyli dlaczego twoim skarbem są twoje porażki, a nie twoje sukcesy?).
Że zaczynamy widzieć pustkę pokrywaną pewnymi siebie słowami wyrzucanymi z prędkością karabinu: „no i wiesz, wymyśliłam, że jak zrobię A, to osiągnę B. Słyszałam zaś, że prezes C bardzo ceni ludzi, którzy osiągnęli B. Więc, jak już mnie zatrudni jako dyrektora, to wtedy na bank osiągnę D. A wtedy na pewno uda mi się zrobić…”
Jest sygnałem, że przejrzeliśmy jałowość życia w wiecznym kołowrotku planów, które przecież nigdy się nie kończą, bo za D stoi E, a za Z stoi A1.
Dopóki, przecież, wierzymy, że tak właśnie musi wyglądać życie – nie mamy nawet czasu odkryć ze zdumieniem, że „ojej… nie wiem czego chcę…”
Gdy, więc, czujemy, że nie wiemy, czego chcemy – cieszymy się! Bez tego poczucia, bowiem, nigdy nie zejdziemy z karuzeli fałszywych chceń.
Tylko – jak już się ucieszymy – to co dalej…?
Jak te prawdziwe pragnienia w sobie odnaleźć…?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się 3 przyczynom, dla których nie wiemy, czego chcemy. Dobre zdefiniowanie problemu, bowiem, zawsze zawiera w sobie odpowiedź.
Przyczyna #1: Naszym bogiem jest intelekt
Żyjemy w kulturze czczącej intelekt jak Egipcjanie – Słońce. A naszym ideałem człowieka jest osobnik poukładany, który przewidział każdą ewentualność, która może mu się przydarzyć i ma na to plan działania, który konsekwentnie realizuje.
W efekcie oczekujemy, że nasze pragnienia ukażą się nam jako logiczny plan postępowania do wdrożenia od już. I – rzecz jasna – ze 100% gwarancją sukcesu. Kto by chciał marnować czas na popełnianie błędów…?!?
I jeśli będziemy na taki plan czekać, mamy 100% gwarancję, że życie przecieknie nam przez palce i nigdy nie poczujemy samo-spełnienia.
Nasze prawdziwe JA jest bowiem bytem niewerbalnym i nielogicznym (Dlaczego tak jest – poniżej :) ). Komunikuje się z nami za pomocą odczuć, niezrozumiałych presji, szarpania za trzewia, zewu ku Hipnotycznie Niepokojącemu Nowemu…
I popycha nas do działania, „bo tak!” „bo poczułam, że muszę to zrobić… że coś mnie ciągnie… nie mam pojęcia co i dlaczego…”
Jednak udzielenie takiej odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego to zrobiłaś?” najprawdopodobniej narazi nas na etykietkę osoby zagubionej, która nie ma pojęcia, co się wokół niej dzieje i – o jezu! – jest NIERACJONALNA.
Nic dziwnego, że to szarpanie za trzewia ignorujemy. I czekamy, aż przy biciu dzwonów i w snopie boskiego światła, pojawi się nam przed oczami szablon Excela z planem naszego życia. No bo tak przecież wygląda przełom życiowy, czyż nie? Wtedy już będziemy mieli pewność, co robić już do końca życia, prawda?
I znów jest to wynik przesiąknięcia kulturą korporacyjną (czytaj: degeneracji możliwej jedynie w kulturze wynoszącej intelekt ponad Prawdę), która zrównuje „pewność” i „wiedzę” z posiadaniem rozpisanej na wiele lat strategii.
Pewność co do przyszłości to jednak pewność jedynie na papierze, czysto hipotetyczna, sztuczna.
Prawdziwa pewność wynika z wewnętrznego poczucia, że to co robię Tu i Teraz to jest właśnie to, co chcę Tu i Teraz robić. Że jest zgodne z tym, co czuję Tu i Teraz. Z tym, co dla mnie prawdziwe, piękne, ważne…
Dopóki nie nauczymy się odnajdywać w sobie i SZANOWAĆ niewerbalnych sygnałów, że oooo tak, to jest to, co chcę – wchodzimy w to! albo uj, zabieramy się stąd czym prędzej! nie będziemy wiedzieli, czego chcemy.
I tu niezbędne jest małe wyjaśnienie: Nie chodzi tu wcale o ignorowanie intelektu, czy o zarzucenie wszelkiego planowania. Jeśli chcemy zorganizować wyprawę w Himalaje, czy otworzyć wymarzoną knajpę – nie zajedziemy bez tego daleko. Jednak intelekt jest jedynie koniem zaprzęgowym, a nie woźnicą. To nie on podejmuje decyzje. On je jedynie wykonuje.
Bo decyzje podejmuje to dzikie, ciemne i niezrozumiałe coś głęboko w nas.
O ile na to pozwolimy…
Co prowadzi nas prosto do:
Przyczyna #2: Traktujemy ciało jak (głupiego!) wroga do pobicia
Jak mawiają Mistrzowie Wschodu:
Jesteś głodny – zjedz! Jesteś zmęczony – idź spać!
Jednak na Zachodzie odczucia płynące z własnego ciała traktujemy jak zagrożenie dla naszej wolności i brniemy w kierunku dokładnie przeciwnym:
- Jesteś głodny? Zaciśnij zęby i cierp! Zostało ci jeszcze 10 paskudnych kilo!
- Jesteś zmęczony? Nie bądź leszcz! Wypij red bulla i jedziesz!
Więcej o tej zdradzie na sobie samym, przeczytasz w Pochwała lenistwa, czyli spiskowa teoria kultury Zachodu.
Odczucia płynące z naszego ciała są naszym jedynym wiarygodnym przewodnikiem. To one informują, czy postępujemy właśnie w zgodzie ze sobą (co można poznać po np. przyjemnym relaksie w brzuchu), czy może jednak robimy coś wbrew sobie (co można poznać po np. zaciśniętych szczękach i ogólnym poczuciu, że jesteśmy zamknięci w pancerzu).
Dopóki będziemy je tłumić i odcinać się od nich w drobnych codziennych decyzjach – nie dadzą nam nawet najmniejszej aluzji przy decyzjach większych. Bo ciągłe tłumienie odczuć wymaga chronicznego napięcia mięśni i nie mamy jak wyczuć subtelnych zmian w ich napięciu, czy relaksie.
Dlatego tak ważny jest odpoczynek. Czas, gdy nic nie robimy. Nie gnamy. I pozwalamy ciału odpocząć i puścić napięcia, które się nazbierały w ciągu dnia:
Dopiero wtedy będziemy w stanie odróżnić drobne niuanse w naszym wewnętrznym poczuciu. I – albo pójdziemy za nimi… Albo nie…
Bo kto normalny poszedłby za sygnałem… z brzucha…? Po to mamy dwa wielkie płaty w mózgu, żeby iść za racjonalnymi decyzjami, a nie za głupim instynktem, jak – nie przymierzając – kura!
Przyczyna #3: Strach ma wielkie oczy
No cóż, jest wystarczająco wiele badań naukowych na temat tego, jak podejmujemy decyzje, żeby nie było wątpliwości, że racjonalizacja to coś, co mózg wykonuje PO dokonaniu decyzji. Zjawisko to ma już nawet swoją nazwę „racjonalizacja post hoc” (czyli po fakcie). Niestety, nie udało mi się znaleźć na ten temat nic po polsku. Po angielsku, zaś, jest wiele ciekawych prac, na przykład tutaj.
Fragment z tego linku, zresztą, świetnie wpisuje się w ogólny przekaz tego blogu. Dlatego oto i on:
Rywalizujemy o status społeczny i główną przewagą w tej rywalizacji jest umiejętność wpływania na innych. Rozum, w tej perspektywie, powstał po to, aby pomóc nam robić dobry PR, a nie po to, żeby się uczyć.
Ponieważ daleka jestem od demonizowania rozumu i intelektu, którego przecież potrzebujemy również do wykonania zadań czysto humanitarnych (jak najszybciej wyciąć dziurę w samochodzie i wyciągnąć kierowcę, zanim wszystko wybuchnie?!!), to w języku tego bloga, CZĘŚĆ rozumu, której używamy do walki o status społeczny to nic innego, niż nasze stare, dobre ego. (Tutejszą definicję ego znajdziesz w Co to jest (z grubsza) ego?).
Dlatego właśnie ego jest bytem werbalnym. Ba! Jest mistrzem racjonalnego uzasadniania – bo każdy nasz ruch, ego musi przedstawić innym jako dowód naszej wyższości nad nimi.
Nasze prawdziwe JA natomiast nie ma potrzeby nic nikomu wyjaśniać, bo jest zainteresowane jedynie tym, co chce robić, a nie tym, jakie wrażenie robimy na innych. Dlatego nie potrzebuje żadnych słów. Wystarczy mu nieme szarpanie za trzewia.
I tu dochodzimy do sedna. Planuję obszerniejszy wpis o tym, bo temat jest ważny również z innych powodów, ale na to jaką decyzję podejmiemy – ogromny wpływ ma (ewolucyjnie) najstarsza i najbardziej prymitywna część mózgu. Której najważniejszą funkcją jest włączać larum, gdy tylko poczujemy…. lęk.
I nie jest ważne, czy jest to lęk uzasadniony (rety! tygrys wyskoczył z klatki! szybko na drzewo!), czy lęk wyimaginowany (o jezu! umrę bez niego! zrobię wszystko, żeby mnie nigdy nie zostawił!).
Jak jest lęk, to w try miga podejmujemy działanie, które… zracjonalizujemy potem.
Kłopot polega na tym, że większość lęków w naszym życiu to lęki wyimaginowane, typu: A jak mi nie wyjdzie? To co będzie? Pewnie się wszyscy o tym dowiedzą i zerwą ze mną kontakty. A ja umrę z głodu w pudle pod mostem.
A innymi słowy, są to iluzyjne lęki ego, typu: A co jak wyjdę na lenia? A co jak wyjdę na frajera? Na egoistę? A co jak poniosę porażkę?
Dopóki mamy w sobie te lęki – będą one przejmować kontrolę nad naszym centrum decyzyjnym i nie dadzą dojść do głosu naszym autentycznym pragnieniom.
Na szczęście, każdy z nich zniknie od razu, gdy ich iluzyjność zobaczymy. (Teksty pod linkami opisują, gdzie tej iluzyjności szukać.)
Im mniej w nas, zaś, iluzyjnych lęków ego, tym sprawniej nasze centrum decyzyjne podejmuje decyzje na podstawie tego, co faktycznie dzieje się wokół, ale też i wewnątrz, nas samych.
Dlatego droga do pewności, że wiem, czego chcę! wymaga jednoczesnego podjęcia trzech wzajemnie napędzających się rodzajów działań:
- zdetronizowania intelektu i przydzielenia mu należnego miejsca – czyli wykonawcy poleceń, a nie ich „wydawcy”;
- rozwijania akceptacji dla własnych odczuć w ciele – bo to nasz jedyny wiarygodny GPS, oraz:
- uwalniania się z iluzyjnych lęków (ale też: złości, czy apatii) ego – bo skutecznie zagłuszają cichy głos naszego prawdziwego JA.
A jeśli potrzebujesz pójść na skróty, koniecznie zajrzyj do 2 skandaliczne sposoby na odkrycie powołania życiowego ;)
* * *
Wbrew pozorom, samo-spełnienie to nie jest poczucie, które spadnie na nas w bliżej niesprecyzowanej przyszłości (choć liczymy na to, że wtedy, gdy wykonamy zadanie Z687).
Samo-spełnienie to poczucie, które pojawi się już Tu i Teraz, od razu gdy pójdziemy za odczuciami płynącymi z głębi nas, czyli… z ciała.
Dlatego, gdy pojawia się w nas poczucie „ojej… nie wiem czego chcę…” – witamy je jak najlepszego przyjaciela. To bowiem najlepszy sygnał, że jesteśmy gotowi zejść z kołowrotka chceń ego.
I wykorzystujemy je, żeby wsłuchać się w niewerbalne i logicznie nieuzasadanialne odczucia, które pojawiają się w naszym ciele. Po czym… idziemy za nimi. :)
Na początku w drobnych, codziennych decyzjach: „Chcę iść na tą imprezę, czy nie?” Nieważne, co mówi na ten temat nasz intelekt. Nieważne jakie nasze ego maluje wizje naszego przyszłego statusu, który osiągniemy dzięki ludziom, których na tej imprezie na bank poznamy! Ważne, co mówi to dzikie, nieme i nieogarnialne rozumem coś głęboko w nas. To za jego głosem bowiem, tęsknimy, gdy czujemy, że nasze życie jest puste.
Jeśli pójdziemy za tym głosem – natychmiast poczujemy wewnętrzny spokój i spełnienie. Bo na tym właśnie polega samo-spełnienie: na spełnianiu rzeczywistych potrzeb i pragnień, które mamy Tu i Teraz.
Im częściej, zaś, będziemy szli za tym głosem, tym będzie silniejszy i tym większą pewność będziemy czuć, gdy się w nas pojawi w przyszłości.
Jak to zwięźle ujął Nietsche:
W twoim ciele jest więcej mądrości niż w najgłębszej filozofii.
Dlaczego, więc, nie zacząć z niej korzystać? ;)
andrew napisał
No ładnie. Opisałas w punkt moje dotychczasowe podejscie – zwlaszcza z tym excelem. Musze to przemyslec. A raczej poszukac wewnetrznych odczuc? ;) Dzieki i pozdrawiam!
miriam napisał
dziękuję i nawzajem!
egozniszczylomizycie napisał
(…) Bo kto normalny poszedłby za sygnałem… z brzucha…? — przepraszam ale czy tam dalej jest jakas ironia? Nie rozumiem tego fragmentu.
egozniszczylomizycie napisał
Ok, już wiem, że nie ironia :)
miriam napisał
:)
m&m napisał
Ogromnie się cieszę, że znów „objawił” mi się Twój wpis :D, bo tak to mogę nazwac, akurat , jak tego potzrebowałam, bo już jaaaki czas szamoczę się z tym: „Kiedy wreszcie uda mi się dowiedziec , czego właciwie chcę?”, bo przecież powinnam wiedziec. Dzięki za kolejny oswiecajcy mi drogę wpis i może w niedalekiej pzryszłosci jakieś warsztaty poza stolicą??? Na południu ;) Hmmm :)
miriam napisał
cieszę się :) południe piękne jest. na pewno wcześniej czy później tam trafię :)
Agnieszka napisał
Ja także chętnie wybrałabym się na południowe warsztaty :)) Może Katowice ? Pozdrawiam ciepło :)
P.S.
Czytam czytam czytam , pisz pisz pisz :)
miriam napisał
:D
Intensywnie myślę nad formułą warsztatów. Jak tylko wymyślę, to na pewno przyjadę. Dziękuję za zagrzewanie do pisania. To działa :)
Pozdrawiam też!
janis napisał
Swietny tekst, w ogole swietny blog. Uwielbiam go czytac. Jedynie przyczepilabym sie do ilosci przecinkow znacznie przewyzszajacej realne zapotrzebowanie :) Troche mi to przeszkadza w odbiorze tresci, a moze nie mnie, tylko mojemu ego…? :)
miriam napisał
bardzo dziękuję! co do przecinków to dostałam już kilka uwag, że zdecydowanie ich ZA MAŁO. tak, że jestem w kropce – że tak powiem ;)
alicja napisał
fajne fajne fajne. Dzięki!
miriam napisał
bardzo proszę ;)
Wojciech napisał
non stop i bez przerwy: LOVE U!
miriam napisał
thank u :)
Mariusz napisał
Otrzymałem link do blogu od wyjatkowej osoby i Twojej imienniczki.
Jest to dla mnie niesamowita podróż…
Cały czas przeżywam efekt, wow…
Po raz kolejny Miriam wzbogaciła moje życie :)
Dziękuję Tobie i Jej.
miriam napisał
bardzo dziękuję! cieszę się, że ci się tu podoba :)
co za przypadek. właśnie dziś poznałam Miriam – obydwie po raz pierwszy w życiu poznałyśmy swoje imienniczki :) pozdrów ją ode mnie koniecznie!
doota napisał
Dziekuje za artykul.
Sa to takie rzeczy, ktore sie wie jesli sie glebiej spojrzy ://
Czy nie przewidujesz jakiejs formy warsztatow/szkolen/sesji online?
niestety mieszkam za granica..
miriam napisał
bardzo proszę :) przewiduję sesje na skypie – od razu jak skończy się umowa z moim dostawcą internetu, w tej chwili mam ślimaczą prędkość – dam ci znać na maila jeśli szybkość poprawi się wcześniej :)
Kassandra napisał
Dziekuję bardzo za ten tekst. Podejmowanie decyzji „brzuchem” bardzo ułatwia życie. Chętnie się dołączę do sesji skypowych. Proszę mnie również powiadomić :-)
miriam napisał
oczywiście :)
iwona napisał
Super artykuł pisalam z moja przyjaciółka wlasnie o tym ze nie wiem co chce robic i bylam tym faktem załamana.Dziekuje dzięki temu artykułowi cos sie zmieniło ?
miriam napisał
To cieszę się bardzo i trzymam kciuki za dalsze zmiany :)
Piotr napisał
Super wpis, a lista pootwieranych w zakładkach innych wpisów z Twojego bloga dłuuuga… Bezego jest odkryciem 2016 roku. Dziękuję za atrakcyjne i strawne podanie tych wymagających dań dla duszy.
Piotr
miriam napisał
na zdrowie :)
topinambur napisał
ok, jednak jak odroznic wewnetrzne uczucie w ´trzewiach´ ze chce cos robic lub nie od emocji ktore mozemy rowniez zlokalizowac ´w trzewiach´ jednak sa one wynikiem np. mysli ktora szybko sie pojawila i je wywolala?
Bardzo podoba mi sie to miejsce, super ze piszesz
miriam napisał
To bardzo dobre pytanie. To poczucie w trzewiach, za którym warto iść to nie jest uczucie ani emocja, tylko poczucie, że „nie wiem dlaczego, ale po prostu muszę to zrobić, nie ważne co będzie.” I nijak się ma do myśli i emocji, które w nas są. Nie da się go zrozumieć, ani wyjaśnić.
Cieszę się i zapraszam :)
Piotr napisał
Świetny tekst. Bardzo dziękuję.
Mirek napisał
Prosto i w punkt :)
dzięki !
Piotrek napisał
Witam, a co w przypadku jeśli „mój brzuch” każe mi cały dzień leżeć na kanapie i oglądać telewizję? Wydaje mi się że lepszym wyjściem jest np. rozwijanie się poprzez naukę itp. Co prawda efektem tego będzie dobra pozycja społeczna, pieniądze itp, no ale… czy to coś złego? Jakby nie patrzeć to odcinając się od pobudek czysto egoistycznych pieniądze mogą przynieść wiele dobrego dla innych i wpływają na to w jakim tempie rozwija się nasza ziemia. To z kolei może prowadzić do szybszego odkrycia leku na śmierć. :)
Mylę się? :)
Pozdrawiam
Piotr
miriam napisał
Myślę, że po pierwsze brzuch nigdy nie każe oglądać TV :) A po drugie to nigdzie nie twierdzę, że jest coś złego w zarabianiu pieniędzy per se – nawet myślę o tekście na ten temat. Bo złe zdanie o zarabianiu pieniędzy per se = złe zdanie o P.R.A.C.Y. A to fatalny błąd :)
Dziękuję i nawzajem!
Piotrek napisał
Być może źle zrozumiałem treść artykułu, ale wywnioskowałem z niego, że powinniśmy skupić się na wykonywaniu czynności podczas których nasze ciało (czyt. „brzuch”) czuje się najbardziej komfortowo. Moje ciało najbardziej komfortowo czuje się podczas leżenia i gdybym kierował się w życiu tym kryterium to nie pisałbym komentarza pod Pani wpisem. :)
W kwestii pieniędzy. Przeglądając Pani stronę natknąłem się na wpisy w stylu „odrzućcie wyścig za kolejnymi osiągnięciami”, „odrzućcie dobra materialne, one nic nie dają”, nawet Pani strona „o mnie” zawiera w sobie przekaz – rzucam wszystko jadę w „Bieszczady” ;). Prawdopodobnie stąd mój wniosek na temat tego że według Pani PIENIĄDZ jest ZŁY.
Proszę mieć na uwadze, że jest to opinia wyciągnięta na podstawie kilku artykułów, domyślam się że dalsza lektura Pani bloga rozwieje moje wątpliwości.
Dziękuje za poświęcony czas. :)
Pozdrawiam
Piotr
miriam napisał
o! ciekawe. jako „brzuch” rozumiem wewnętrzny głos, a nie komfort fizyczny :)
co do „odrzucania” – nigdy niczego nie rekomenduję w sposób absolutny. jedynie wskazuję konsekwencje. i tak: (niemal) każdy wyścig jest motywowany ego i naraża nas na stres (są wyjątki). ale zazwyczaj prawdziwa jest zasada: nie chcesz stresu – nie ścigaj się! nie przeszkadza ci stres – ścigaj się do woli!
z dobrami materialnymi jest tak samo i nie jestem świadoma tego, że gdziekolwiek piszę, że należy je odrzucić. jeśli jednak marzy się nam życie wolne od stresu należy odrzucić ale tylko pogląd, że dobra materialna dadzą nam spełnienie i szczęście :) i jest już tekst na ten temat:
http://bezego.com/2013/09/20/skad-sie-bierze-stres-2/
to ja dziękuję za komentarz. pewnie wiele osób wyciąga podobne wnioski i dałeś mi okazję je sprostować ;)
Piotrek napisał
Hmmm.. a gdyby znaleźć rozwiązanie które pozwala się ścigać bez stresu? :)
Oj tak, zgodzę się, pieniądze nie są w stanie dać nam pełni szczęścia, spełnienia i wewnętrznej radości (chociaż na chwilę dają ;) ). Uważam jednak, że dużo trudniej jest osiągnąć szczęście, gdy brakuje nam pieniędzy na godne przeżycie kolejnego miesiąca. W związku z tym myślę że zapewnienie sobie dobrej sytuacji finansowej jest w stanie przybliżyć (podkreślam – przybliżyć) nas do osiągnięcia sukcesu w sferze duchowej. :)
Pozdrawiam
Piotr :)
Piotrek napisał
Chyba jest jakiś problem na stronie, nie zapisała się moja odpowiedź. :(
Zgodzę się że pieniądze nie są w stanie dać nam pełnego szczęścia, ale uważam że ich niedostatek utrudnia osiągnięcie duchowego rozwoju. :) Dużo łatwiej jest skupić się na sferze mentalnej w sytuacji gdy spełnione są nasze podstawowe potrzeby. :)
Pozdrawiam
Piotr
miriam napisał
Ten blog ma ochronę przeciwspamową. Najwyraźniej nie idealną bo czasem prawdziwe komentarze i to osób, których komentarze zatwierdziłam wcześniej trafiają do spamu :( Zorientowałam się niedawno i teraz regularnie sprawdzam :) Poruszasz bardzo ważny temat. I w zupełności się zgadzam – nie ma szansy na pracę nad sobą, gdy podstawowe potrzeby są zagrożone.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
Piotrek napisał
Dziękuje, prawdę powiedziawszy trochę się bałem, że moja wypowiedź zostanie odebrana jako krytyka. Jak widać byłem w błędzie bo ta krótka wymiana zdań pozwoliła nam dotrzeć do bardzo ciekawego wniosku (który był przedmiotem moich ostatnich długich rozmyślań). Na razie wstrzymam się z kolejnymi pytaniami, ale na pewno do nich wrócę jak będę wiedział więcej. :)
Serdecznie pozdrawiam
Piotr. :)
miriam napisał
:) zapraszam i też serdecznie pozdrawiam!
rock napisał
treść może i dobra ale forma koszmarna, człowiek tu przychodzi z poważnym nastawieniem, szuka konkretów jak sobie pomóc a tu takie lawirowanie dookoła problemu i owijanie w bawełnę!!!
Maciej napisał
Piszesz o braku polskich źródeł o racjonalizacji post hoc. Właśnie przyswajam „Kto tu rządzi – ja czy mój mózg” Gazzanigi i odkrywam, że moje przekonanie o własnej prze-racjonalności było z gruntu błędne. Bo mój mózg mnie oszukiwał, podsuwając interpretacje post hoc i naginając fakty do teorii. Taki z niego spryciarz…
Poza tym – dzięki za blog. Ratuje mnie nie raz, dając pożywkę do przemyśleń i pomagając nazywać sprawy, kiedy brak mi dobrych słów. Albo wyciągając ze ślepych zaułków własnych myśli. Dobra robota!
Miriam Babula napisał
no fakt. nasze mózgi to straszne spryciarze :) dzięki za tytuł – nie znałam :) i cieszę się, że ci pomaga blog. dziękuję i pozdrawiam!
eli napisał
Bardzo fajny tekst.
Jest jakis sposob zeby rozpoznac czy to co podpowiada nam brzuch to naprawde brzuch, a nie ego?
Miriam Babula napisał
pomyślę nad tekstem :)
Marcin napisał
Hej!
Od jakiegoś czasu robię to o czym piszesz. Otworzyłem się na sygnały „z brzucha” i słucham. Trwa to już dobre parę miesięcy i… nic. Mój brzuch wysyła mi sygnały o leżeniu na kanapie. Jestem zniechęcony do jakiejkolwiek aktywności i nawet jeśli zapalę sie do czegoś, bardzo szybko dopada mnie niechęć. Leżę bez sensu i czekam nie wiadomo na co.
Jeżeli w życiu osiągnąłem cokolwiek, to zawsze pod wpływem presji z zewnątrz. Potrzebuję „bata” , powodu, żeby się ruszyć. Ze smutkiem stwierdzam, ze nie ma we mnie nic… I w moim przypadku Twoja metoda po prostu nie działa. Nie wiem, co z tym zrobić, jestem zły na siebie i bezsens egzystencji którą toczę. Wkrótce skończy mi się czasu eksperymentu i będę musiał zająć się zapewnieniem egzystencji sobie i rodzinie, robiąc rzeczy, których nie chcę. Ale ponieważ nie istnieją takie, których chcę, co za różnica czym się zajmuję?
Pozdrawiam, fajnie sie czyta Twój blog.
Miriam Babula napisał
Wcale nie jesteś pusty, tylko odcięty :) Tak, jak pisałam powyżej: niezbędne są 3 wzajemnie napędzające się działania. Zidentyfikowanie i uwolnienie się z iluzji, które zagłuszają nasze prawdziwe pragnienia to jedno z nich. Dopóki nie zobaczysz, jakie lęki/ iluzje cię blokują, nie ruszysz z miejsca. Więc trzymam kciuki za skuteczną samo-obserwację i również pozdrawiam :)
Krzysiek napisał
Czytając ten artykuł, wszystko układało się dla mnie w całość. Tak, że zanim doszedłem do tego fragmentu już to czułem – „Jeśli pójdziemy za tym głosem – natychmiast poczujemy wewnętrzny spokój i spełnienie. Bo na tym właśnie polega samo-spełnienie: na spełnianiu rzeczywistych potrzeb i pragnień, które mamy Tu i Teraz.”
Dziękuję :)
katarzyna napisał
Czytając twoje słowa odnajduję jakąś część siebie. Mam 40 lat i nie wiem czego chcę, zawsze miałam jakieś cele do których dążyłam, a od jakiegoś czasu ich nie mam. Jak pojawi się jakiś pomysł to za nim zaraz wątpliwość: a może to kolejny mój słomiany zapał? a może nie uda się? coś nie wyjdzie i znów zostanę z niczym…
Mateusz napisał
Witam, myślę, że ( i jest to podparte długoletnim moim doświadczeniem) bez psychoterapii , zwłaszcza poznawczo-behawioralnej bardzo ciężko będzie odpowiedzieć na pytanie czego naprawdę chcę. Przepraszam, ale może się okazać, że pójście „za brzuchem” będzie najlepszym rozwiązaniem tylko na krótką chwilę. Coaching jest również świetną formą dla nieco zagubionych w poszukiwaniu sensu.
Ehyah napisał
Najwyższym możliwym celem człowieka na Ziemi jest Zjednocznje się z Absolutem/Bogiem otrzymanie Światła i wypełnienie wielkiej misji tej na kształt Chrystusa.
Mało kto osiąga to na Ziemi i staje się Bogiem Wcielonym. Wskazówki możemy odnaleźć w Biblii i innych księgach.
Co jakiś czas podobno na Ziemie schodzi taka super zaawansowana istota o możliwościach mentalnych przekraczających możliwości zwykłego człowieka.
Mają oni potężny przenikliwy umysł, szybkość myślenia, odczuwanie szczęścia bez powodu, silne systemy motywacyjne i wiele innych.
Moim zdaniem na odpowiednio wysokim poziomie możemy połączyć sie z czymś wyższym dostając różne dary (moim zdaniem cuda są możliwe). Np.: prorokowanie, chodzenie po wodzie etc. Choć to są cechy awatara.