To, jak wygląda nasze życie, zależy od zasad, których trzymamy się 24/7.
Jakich więc zasad trzymają się osoby spełnione?
Tak się fajnie składa (przynajmniej dla osób lubiących myśleć samodzielnie ;)), że spełnienie życiowe to wynik zintegrowania zasad doskonale… sprzecznych.
Jeśli więc kiedykolwiek zastanawiałeś się: „To co ja mam w końcu robić, żeby być szczęśliwym? Myśleć tylko o sobie? Czy tylko o innych?!! Być niezależnym? Czy rozwijać świadomość, że jestem częścią Większej Całości?!? Płynąć z prądem i zgadzać się na wszystko? Czy pod prąd i wszystko kwestionować???” odpowiedź na każde z tych pytań (oprócz pierwszego :)) brzmi: TAK!
Jak to możliwe? Odpowiedź w dzisiejszym tekście.
Zacznijmy więc od:
Zasady nr 1: Płyń z prądem!
Jest to pewnie jedna z dwóch najważniejszych zasad, których trzymają się osoby spełnione.
Druga to, rzecz jasna, „Płyń pod prąd!” ;)
Sprzeczność jest tylko pozorna. W obydwu tych zasadach „prąd” znaczy bowiem coś zupełnie innego.
Gdy mówimy „Płyń z prądem!” mówimy tak naprawdę „Nie szarp się z Życiem!”.
U podstaw tego przekonania leży zaufanie, że Życie zadba o wszystkie nasze potrzeby. Warunek jest jeden: musimy przestać mylić nasze autentyczne potrzeby z chciejstwem ego.
Bo jak to powiedział Sri Nisargadatta Maharaj:
Dostaniesz wszystko, czego potrzebujesz, kiedy przestaniesz prosić o to, czego nie potrzebujesz.
Kłopot w tym, że jajko jest mądrzejsze od Wielkiej Kury.
Nasze ego wie przecież lepiej niż Życie, jak powinien wyglądać świat, a zwłaszcza jak w naszej obecności powinni się zachowywać bliźni. Co powinni myśleć. Co mówić. W co wierzyć.
Bo nasze ego wie też, że spełnienie jest wtedy, gdy inni klękają z podziwu na nasz widok, ewentualnie na wyścigi spełniają nasze wszystkie życzenia.
W rzeczywistości to nie są nasze prawdziwe potrzeby. Tylko chciejstwo ego, które jest podszyte strachem i głęboką nieufnością do Życia.
Gdy wtrącamy się w życie bliźnich – to znak, że nie ufamy Życiu. Że nie płyniemy z Jego prądem. Że utknęliśmy na mieliźnie lub w konarach zatopionych drzew. A gdy energia Życia przestaje przez nas płynąć, pojawia się złość, strach, poczucie winy, wstyd…
„Płyń z prądem!” oznacza więc „uwolnij się z chciejstw ego, przestań mówić innym, co mają ci dać, zaufaj, że to Życie da ci dokładnie to, czego potrzebujesz!”.

Jednocześnie jednak ludzie spełnieni mocno wierzą w:
Zasadę nr 2: Płyń pod prąd!
Tak się niefortunnie składa, że żyjemy w kulturze, w której musimy podjąć decyzję:
- albo dajemy się nieść Życiu,
- albo spełniamy ogólnie przyjęte oczekiwania i normy (do tego właśnie służy ego).
Jeśli pójdziemy za tym pierwszym – mamy jak w banku, że spadnie na nas morze krytyki, zarzutów, agresji i roszczeń. Przynajmniej na początku, zanim się otoczenie przyzwyczai do naszego dziwactwa.
Jeśli się ugniemy i pójdziemy z prądem cudzych oczekiwań – staniemy się znormalizowanymi automatami, których jedynym celem życia jest sumienne spełnianie norm społecznych.
A jak (powszechnie?) wiadomo, roboty spełnienia i szczęścia nie zaznają.
Dlatego, żeby móc iść z prądem Życia, musimy jednocześnie iść pod prąd opinii społecznej.
Żeby mieć na to siły i się nie ugiąć, trzeba zasymilować:
Zasadę nr 3: Bądź niezależny!
Jak to powiedział Marek Aureliusz:
Dopóki nasz nastrój i samo-ocena zależą od tego, czy inni nas lubią i akceptują nasze decyzje – nie będziemy w stanie pójść pod prąd przyjętych norm i opinii. Możemy to zrobić dopiero, gdy przestaniemy potrzebować cudzego wsparcia i staniemy na własnych nogach. (Co nam w tym przeszkadza, przeczytasz w Jedna myśl, która gwarantuje, że będziesz porzucona/porzucony).
Niestety, mało kto rozumie niezależność tak, jak Marek Aureliusz. I zasada ta jest zazwyczaj przekręcana na tą: „miej innych w dupie! pokaż im, jak bardzo ich nie potrzebujesz!”
A to już zasada, która nie tylko nie da nam spełnienia, tylko jeszcze szybko nas zniszczy!
Kierując się nią, natychmiast zbaczamy w kierunku pychy ego. Zaczynamy myśleć, że jesteśmy pępkiem świata. Przestajemy szanować innych. I przestajemy uczciwie wypełniać nasze społeczne obowiązki.
A spełnienie życiowe to efekt odnalezienia naszej funkcji w tkance społecznej wymiany i wypełnianie jej! (O tym przeczytasz w 2 skandaliczne sposoby na odkrycie powołania życiowego).
Dlatego tak ważne jest, żeby rozumieć, że do szczęścia niezbędna jest jedynie niezależność emocjonalna.
Bo niezależność fizyczna nie jest możliwa!
I stąd się wzięła:
Zasada nr 4: bądź świadomy, że niezależny i samowystarczalny nie możesz być
I nigdy nie będziesz…
Najlepszym antidotum na pychę ego jest inny cytat:
Nie istnieje bowiem byt fizycznie niezależny od innych. Abstrahując już od subtelnych zależności energetycznych, fizyczna jakość naszego życia zależy na przykład od tego, jak swoją pracę wykonują inni. Ba! Bez cudzej pracy nie przetrwalibyśmy miesiąca.

Nawet jeśli wydaje się nam, że pft! taki magazynier czy śmieciarz! każdy głupi potrafi robić to co oni! od nich to na bank jestem ważniejszy i lepszy! upewniamy się, że tak na pewno jest. Czyli wyobrażamy sobie, jak by wyglądało nasze życie, gdyby z dnia na dzień zniknęli wszyscy przedstawiciele tych zawodów. I nagle zaczynamy zdawać sobie sprawę, że tak prosta czynność jak przejście ulicą bez omdlenia z nadmiaru wrażeń zapachowych, czy zrobienie zakupów, jest bez nich NIEMOŻLIWA.
Czujemy więc jak rozlewa się w nas wdzięczność i SZACUNEK do osób, dzięki którym możemy te czynności z taką łatwością wykonywać. :)
W tkance wymiany społecznej nie ma lepszy / gorszy.
Są prace prostsze i trudniejsze intelektualnie, lżejsze i cięższe fizycznie. Ale nie ma ludzi gorszych i lepszych. Wszyscy pojawiliśmy się tu po to, żeby wykonywać pracę równie niezbędną jak każda inna, dla sprawnego funkcjonowania całego organizmu, jakim jest nasze społeczeństwo.
Z faktu, że wszyscy jesteśmy dokładnie tak samo potrzebni w tkance wymiany społecznej, wynikają 2 kolejne zasady:
Zasada nr 5: Myśl tylko o sobie! Nie myśl o innych!
oraz:
Zasada nr 6: Myśl tylko o innych! Nie myśl o sobie!
Sprzeczność tych zasad jest też tylko pozorna.
I istnieje tylko na poziomie werbalnym.
Jak już nieraz wspominałam, język jest zdradziecki. I trzeba zachować czujność, nawet gdy padają tak proste słowa jak „leń„, „frajer„, „cham” czy „porzucił mnie!”
Tu akurat skrajnie inne znaczenia mają słowa jeszcze prostsze. Czyli: „ja” i „oni”. Jedno i drugie może bowiem oznaczać zarówno autentyczne potrzeby, jak i chciejstwo ego.
Dlatego „myśl tylko o sobie, nie myśl o innych” oznacza tak naprawdę:
„Myśl tylko o swoich autentycznych potrzebach. Nie o chciejstwie cudzych eg!”
Cudzym egom może się bowiem to, co robimy bardzo nie podobać. Nasi bliscy mogą chcieć na przykład, żebyśmy zajmowali się NIMI, a nie swoją pracą. Mogą chcieć, żebyśmy zmienili zawód na lepiej płatny.
Co robić, gdy to się dzieje?
„Myśl tylko o sobie! Nie myśl o innych!” ;)
Na szczęście, spełnianie własnych pragnień wcale nie oznacza, że zmienimy się w psychopatę idącego po trupach do swojego celu.
Życie bowiem głupie nie jest i nie daje nikomu z nas potrzeb i pragnień służących jedynie NAM.
Żeby poczuć spełnienie życiowe, musimy robić coś, co autentycznie pomaga innym. Czyli coś, co spełnia ich autentyczne potrzeby. A nie schlebia ich egom. ;)
Czyli musimy usiąść i pomyśleć co możemy robić, żeby innym żyło się autentycznie łatwiej. (2 pomysły na odkrycie tego poznasz w 2 skandaliczne sposoby na odkrycie powołania życiowego)
Dlatego pełne brzmienie zasady „myśl tylko o innych, nie o sobie” jest takie:
„Myśl tylko o cudzych autentycznych potrzebach, nie o chciejstwie swego ego.”
I kolej na ostatnią już zasadę, a raczej…
ANTY-zasadę nr 7: olej wszystkie zasady – łącznie z powyższymi!
Spełnienie to wynik kierowania się tylko i wyłącznie własnym wewnętrznym głosem.
Im mniej jesteśmy świadomi istnienia jakichkolwiek zasad, tym przychodzi to łatwiej.
Jeśli bowiem zaczynamy kierować się nawet tak słuszną zasadą jak „idź z prądem!” natychmiast przestajemy słyszeć nasz wewnętrzny głos. Bo zaczyna go zagłuszać intelektualna analiza: A czy ja na pewno idę z prądem? Hmmm… A może nie do końca…? Pewnie popełniam jakiś błąd… Co by tu zrobić, żeby mieć pewność…?
Albo weźmy zasadę „Idź pod prąd”, która traci cały sens od razu gdy pomyślimy: oho! w moim środowisku jest zasada, że musisz mieć męża i dwoje dzieci w wieku lat 30, to ja będę biseksualna i otwarcie wyśmiewała wszystkie matki. I bam! Stanę się spełnionym, wolnym człowiekiem!
Spełnienie to nie jest wynik religijnego przestrzegania jakichkolwiek zasad. Tylko naturalny efekt ślepoty i głuchoty na panujące w danym środowisku zasady. A ta ślepota i głuchota pojawia się sama w miarę pracy nad wolnością od oczekiwań ego.
Ludzie spełnieni robią wrażenie, jakby się trzymali powyższych zasad. W rzeczywistości w ogóle o nich nie myślą, tylko spontanicznie reagują na to, co się dzieje.
Jednak dopóki tego spełnienia nie czujemy 24/7 – musimy oddelegować część dnia do analizowania własnych motywacji. Odkrywania norm społecznych, które wbiły się nam w podświadomość i uwalniania się z nich.
* * *
Spełnienie życiowe jest możliwe dopiero, gdy zdamy sobie sprawę, że „ja chcę” ma dwa zupełnie inne znaczenia. I zaczniemy odróżniać momenty, gdy mówimy o autentycznych potrzebach, od tych gdy mowa o chceniach ego.
Jest to ważne, bo spełnienie życiowe to spełnienie jedynie tych pierwszych. Gonienie za tymi drugimi skazuje nas na życie w ciągłym niedosycie i stresie.
I symetrycznie.
Musimy być niezwykle czujni, gdy słyszymy, że ktoś chce czegoś od nas. I odróżniać cudze autentyczne potrzeby i pragnienia (np. prawdy i szacunku) od ich chciejstw ego (jeśli mnie kochasz, to kupisz mi kwiaty!).
Nie ma jednak większego znaczenia, czy spełniamy własne czy cudze autentyczne pragnienia.
Bo w konflikcie są jedynie chcenia naszych eg. Prawdziwe potrzeby i pragnienia nas wszystkich są w pełnej harmonii. :)
Zasada nr 7 cudowna!!! :) Ale wlasnie mozliwa tylko wtedy kiedy jestes w bliskim kontakcie ze soba.. :)
Wystarczy tylko stanac twarza w twarz z wlasnymi demonani, potem przejsc proces uwalniania i oczyszczania sie od nich, poswiecic sporo czasu na cisze i bycie ze soba i Gotowe! :) X
Miriam, bardzo dziękuję za ten tekst. Niewiarygodnie dużo mi wyjaśnił!
Dla mnie najciekawsze są zasady 5 i 6. Bo już po raz kolejny trafiasz tekstem w moment mojej poważnej rozkminki. Od jakiegoś czasu zastanawiałem się dokładnie nad tym, kiedy mam myśleć o sobie, a kiedy o innych. To rozróżnienie na chcenia ego i prawdziwe pragnienia jest dla mnie cenne. Bo już wiem o co chodzi. I będę się tego rozróżnienia trzymał :) Dzięki wielkie i pozdrawiam!
wszystko jest bardzo mądre…
Tekst jak każdy – świetny. Przejrzysty i jasny.
Porozmawiajmy :)
„żeby móc iść z prądem Życia, musimy jednocześnie iść pod prąd opinii społecznej” – myślę że możemy. Wtedy kiedy opinia społeczna nie płynie z naszym prądem Życia. Mamy wolny wybór, nie spięty tą opinią :)
„“Myśl tylko o swoich autentycznych potrzebach. Nie o chciejstwie cudzych eg!” – i swojego – jak sądzę własne ego nie dąży wyłącznie do zaspokojenia cudzych :) . Przykłady z autopsji ? :)
Niby proste, a dla większości trudne, – Cóż za różnica, ile posiadasz? Czyż nie ważniejsze, ile ci brakuje? – jak powiedział Seneka :)
pozdrawiam
cr
tak. dzięki za ważne uzupełnienie. prąd opinii społecznej nie zawsze jest w kierunku przeciwnym niż Życie. Dlatego właśnie trzymanie się sztywno jakiejkolwiek zasady sprowadzi nas szybko na manowce :) fajnie cię tu znowu widzieć :) pozdrawiam!
Zawsze czytam Twoje teksty, są naprawdę świetne, zamierzam nawet podesłać linka moim dzieciom :), nie zawsze mam jednak czas coś napisać i skomentować niestety ;( Pozdrawiam PS. Jakbyś miała ochotę na ucieczkę z miasta, to zapraszamy na wiochę w świętokrzyskie – z przyjemnością gościmy ciekawych ludzi :)
o. bardzo dziękuję. z pewnością chętnie skorzystam w jakiś cieplejszy weekend :)
Dzięki za Twoje teksty, Miriam!
Proszę, podziel się, jaki Ty masz patent na rozróżnienie wewnętrznego głosu, który informuje o naszej prawdziwej potrzebie od tego, który próbuje przemycić chciejstwo ego?
Wyłapanie Prawdy jest z mojej perspektywy dużym wyzwaniem…
Dobrego dnia Tobie, czytającym i nieczytającym.
to strasznie dobre i trudne pytanie. początek odpowiedzi znajduje się w tym tekście:
http://bezego.com/2015/10/25/dlaczego-nie-wiesz-czego-chcesz-i-jak-to-zmienic/
ale to nie jest pełna odpowiedź. nie mam pewności, czy można ją zawrzeć w jednym tekście. pomyślę nad kolejnym, który trochę bardziej uzupełni temat :) dziękuję i pozdrawiam serdecznie! :)
Bardzo dzięki Miriam, za to, co piszesz :) pomaga, wspiera…pozdrawiam
dziękuję i też pozdrawiam! :)
Żeby poczuć spełnienie życiowe, musimy robić coś, co autentycznie pomaga innym….
Pracowałam jako nauczyciel w gimnazjum….było wspaniale, lubiłam każdy dzień, lubiłam moją pracę, uczniowie czekali na lekcie, na pomysły, na moje wyzwania…ale nie mogłam kilka lat znaleźć pracy na stałe, radość z pracy była tłumiona strachem, że za chwilę znowu muszę szukać zajęcia,
Znalazłam pracę na stałe jako nauczyciel w zawodówce..gdzie mój entuzjazm trzeciego dnia spotkał się ze stwierdzeniem, że nikt tej mojej pracy nie potrzebuje, nie potrzebują tego czego nauczam (angielski!)..chodzą bo muszą i chcą po prostu jak najszybciej to skończyć i pracować w zawodzie..
Męczę się każdego dnia, jadę do pracy na 7 h, których nikt nie potrzebuje…
Miriam…to o napisałaś jest prawdą..
i jak sobie pomóc?
zadajesz ogromne pytania :) (mam na myśli też twój poprzedni komentarz). niestety są to pytania, na które nijak nie da się odpowiedzieć w komentarzu. nie ma jednej gotowej recepty na spełnienie życiowe. zazwyczaj jest to efekt podjęcia wielu prób, popełnienia wielu błędów, przeżycia wielu bolesnych rozczarowań. i ciągłego uporu, żeby się jednak podnieść i spróbować jeszcze raz, inaczej, czegoś innego. jedyne, co możesz zrobić, to nie poddawać się i szukać dalej… bo jakoś trudno mi uwierzyć, że nie ma nikogo, kto by cenił lekcje angielskiego… ;)
Masz rację,ale nie zgadzam się z tym zdaniem ,,Wszyscy pojawiliśmy się tu po to, żeby wykonywać pracę równie niezbędną jak każda inna, dla sprawnego funkcjonowania całego organizmu, jakim jest nasze społeczeństwo.”To jest akurat nie prawdą,ponieważ my stworzyliśmy życie społeczne, można powiedzieć,że samoistnie,ale jednak sami nałożyliśmy sobie prace, więc nie można powiedzieć,że pojawiliśmy się tutaj by pracować.
Ośmielę się nie zgodzić. To nie ludzie „wymyślili” pracę oraz życie społeczne. Obie te rzeczy są raczej manifestacją człowieczeństwa, tak jak oddychanie czy trawienie są manifestacją życia (nie można powiedzieć, że życie „stworzyło” czy „wymyśliło” oddychanie). „Nałożyliśmy sobie pracę”? Serio? SOBIE? Raczej bym powiedziała, że nakładamy pracę innym, którzy są zbyt słabi, by zaprotestować… Lub też nałożono ją nam. Sami sobie możemy pracę co najwyżej wybrać (osobna kwestia, że nasze wybory bywają nietrafne, ale o tym właśnie traktuje artykuł…) Poza tym – między Bogiem a prawdą – istneją ludzie, którzy nie pracują, a żyją. Jak ktoś bardzo nie chce pracować, to potrafi sobie zorganizować do tego warunki. Nie jestem sobie za to wstanie wyobrazić człowieka, który (w pełni zdrowia) wyłącznie śpi, je i wydala, nie robiąc poza tym dokładnie „nic” w czym jego jestestwo mogłoby się zamanifestować.
Dziękuję, że dzielisz się swoim doświadczeniem. Z wieloma się utożsamiam. Pojawiłaś się dokładnie wtedy kiedy miałaś się pojawić. Pozdrawiam.